TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 13:05
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Wakacje bez komputera

wakacje

Ponoć najlepszym rozwiązaniem problemów w świecie komputerowców jest wyłączyć
i włączyć od nowa, wyjść i wejść ponownie.
A gdyby tak wyłączyć i... już nie włączać?

Zacznę od osobistego wspomnienia na temat całego miesiąca przeżytego bez komputera. Aby coś takiego mogło się wydarzyć (oczywiście mówimy o czasach, w których komputer stał się codziennością, bo przecież i ja jeszcze pamiętam te fantastyczne czasy, kiedy komputery nie były na wyciągnięcie ręki, powtórzę raz jeszcze: fantastyczne czasy, ale niestety, to se ne vrati), przynajmniej w moim przypadku były konieczne dwa warunki: oddalenie się od jakichkolwiek siedzib ludzkich, a także przymus noszenia wszystkiego, czego chce się używać, na własnych plecach. Te dwa warunki zostały spełnione podczas mojej samotnej pieszej pielgrzymki do Santiago de Compostela, czyli podczas Camino. Zwłaszcza ten drugi warunek był trudny do spełnienia, bo proszę pamiętać, że podczas moich wyjazdów nie przestaję pisać do „Opiekuna” i generalnie czuwać nad całością prac, a i z samego Camino przynajmniej dwie relacje musiały być napisane z trasy. Ostatecznie jednak, po wzięciu pod uwagę wszystkich słusznych porad, komputera ze sobą nie wziąłem. I chwała Bogu! Na pewno nie tylko z tego powodu, ale ów miesiąc był jednym z najszczęśliwszych w moim życiu. A artykuły napisałem bezpośrednio z telefonu komórkowego, co oznacza, że można i tak.

Nie tylko komputer jest komputerem
Czyli jednak! Sam się zastanawiam, czy można powiedzieć, że byłem przez miesiąc bez komputera, skoro miałem przy sobie smartphona, czyli telefon komórkowy z niemal wszystkimi funkcjami komputera? Kiedy w redakcji jeszcze przed rozpoczęciem wakacji decydowaliśmy się na ten mini-cykl artykułów na temat „wakacji bez...” rękami i nogami broniłem się przed komputerami właśnie z tego powodu. Ale z drugiej strony telewizji prawie nie oglądam, a bez telefonu na wakacje wyjechać nie mogę, więc przypadły mi te nieszczęsne komputery. A dzisiaj wszystko jest komputerem, nawet telefon czy nawigacja w samochodzie... Weź tu się człowieku obejdź bez tego... I pomyśleć, że wszystko zaczęło się bardzo dawno temu. No, bez przesady – powie ktoś – chyba nie aż tak dawno, że świat był jeszcze czarno-biały (jak to określiła pewna dziewczynka chcąc się zorientować, jak stary jest jej tatuś)? Jeśli zważymy, że pierwsze kolorowe telewizory pojawiły się w 1929 roku (w Polsce znacznie później, ja jeszcze żyłem w czasach czarno-białych ;-) to i tak nie ma o czym mówić. Początków komputerów upatrujemy bowiem w roku 3000 przed naszą erą. Tak, tak! To właśnie wtedy Babilończycy wymyślili... liczydło.

Polak potrafi
I teraz powinienem przedstawić całą historię, jak to ustalono liczby pierwsze (ok 250 r. p.n.e), kiedy pojawiło się „zero” (876 rok naszej ery w Indiach), bo ponoć w komputerach używa się systemu zero-jedynkowego (ja z tego rozumiem dokładnie połowę, czyli „zero”), a potem kolejne etapy tworzenia teorii, a później maszyn. Ale myślę, że nie ma takiej potrzeby, bo wiedza ta nie pomoże nam lepiej z komputerów korzystać, ani tym bardziej uwolnić się od nich. Wspomnę więc jedynie o dwóch polskich akcentach w tej historii, zwłaszcza że dotyczą one znacznie bliższych nam czasów, a dzisiaj jak wiemy Polska jest gdzieś na szarym końcu listy nakładów na inwencyjność i zarejestrowanych wynalazków. Pierwszy to oczywiście Steve Wozniak. Kto? No tak, wszyscy wiedzą, kim był Steve Jobs twórca firmy Apple, natomiast mało kto wie, że w tym duecie Stefanów, to właśnie Wozniak, którego dziadek ze strony ojca był Polakiem, był technologicznym mózgiem, podczas gdy bardziej znany Jobs przede wszystkim geniuszem marketingu. No, ale gdy chodzi o Wozniaka, to miał on w genach również korzenie niemieckie, irlandzkie i angielskie, a o Polakach opowiadał dowcipy. Natomiast drugi człowiek, o którym chcę wspomnieć to inżynier Jacek Karpiński. Też nieznany, prawda? No, nie jest to oczywiście inżynier Karwowski, ale jednak wynalazca i twórca w roku 1973 polskiego komputera osobistego K-202, który był szybszy niż wypuszczone dziesięć lat później pecety IBM. Jednakże wynalazca nie był doceniony w czasach komunistycznych, ani niestety również w wolnej Polsce (zainteresowanych takimi polskimi ukrytymi bohaterami odsyłam do książki Maciejewskiego „Baśń jak niedźwiedź. Polskie historie).

Ratuj się kto może!
No i teraz mamy te komputery, niestety wszystkie zagraniczne. Czy szkodzą? Na pewno (nie dlatego, że zagraniczne). Prawie wszystko szkodzi, zwłaszcza jeśli przedawkowane. W „The New York Times” kiedyś napisano, że komputery to kamieniołomy lat dziewięćdziesiątych. Na kamieniołomach się znam, bo w moim rodzinnym mieście mamy największe w Europie i cała męska część mojej rodziny tam pracowała (oprócz mnie... Hmm, kto to mówił, że księża to trzecia płeć?) i odbiło się to na ich zdrowiu. Gdy chodzi o technologie, dzisiejsze są pewnie mniej szkodliwe, ale z kolei spędzamy znacznie więcej czasu przy komputerach niż to było w latach dziewięćdziesiątych, bo nie tylko pracujemy, ale i „rozrywamy” się przy nich. Więc dochodzi ryzyko uzależnienia. Krótko mówiąc, warto zrobić sobie od nich wakacje!
Przechodzimy do konkretu. Jak to zrobić, aby spędzić wakacje bez komputera? Przede wszystkim apeluję do tych Czytelników, którzy być może nie posiadają komputera, a czytają ten tekst, bo po prostu zawsze czytają „Opiekuna” od przysłowiowej deski do deski, albo, dałby Bóg, z sympatii dla autora ;-) i od samego początku zastanawiają się, o co tu w ogóle chodzi: broń Boże nie szukajcie żadnego komputera, jest on absolutnie niepotrzebny i mieliście to wielkie szczęście, aby przeżyć całe życie w realu! Nie ma żadnego powodu, aby to zmieniać. Natomiast ci wszyscy spośród nas, którzy przy komputerach pracują i korzystają z nich w domu: oczywiście najlepiej po prostu się oddalić, jeśli można. Koleżanka pisała przed dwoma tygodniami o wakacjach w... klasztorze. Albo do babci na wieś. Do lasu pod namiot. Na pielgrzymkę pieszą na Jasną Górę. Pomyślcie o tym. Ci którzy nie mogą się oddalić: zamknąć komputer w pokoju albo w szafie (niektórzy z nas śpią w tym pokoju co stoi komputer, ponoć nie jest to najzdrowsze, ale broń Boże nie chcę, żeby zamknęli sypialnię i spali na podłodze) i wyrzucić klucz gdzieś do rzeki. Za dwa tygodnie pomyślicie, jak te drzwi otworzyć, a przynajmniej nie będzie kusić. Drastyczne? Skoro nie potrafimy po ludzku postanowić i zrobić, trzeba się uciekać do form nieco drastycznych, ale wierzcie, że naprawdę warto (ciągle marzę o kolejnym Camino)!
A teraz, kiedy już artykuł skończony trzasnę klapą laptopa (oczywiście bez przesady, bo komputer służbowy) i nie otworzę go aż do poniedziałku! I mam cały weekend bez komputera. Będzie fantastycznie! Ewentualnie wieczorem dosłownie na chwilę rzucę okiem, czy dostałem jakiegoś maila. Popatrzę też, co tam na Ukrainie... I może jeszcze sprawdzę, czy Lazio, któremu kibicuję kupiło wreszcie obrońcę... I czy pensja wpłynęła na konto... O! A może ktoś będzie na Skypie?

ks. Andrzej Antoni Klimek

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!