TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Marca 2024, 22:17
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

W Rzymie pięćdziesiąt lat później

W Rzymie pięćdziesiąt lat później 

rzym

„Około dwu i pół tysiąca ojców soborowych, od stóp do głów spowitych w powiewne białe szaty i z białymi mitrami na głowach, zstępowało po wielkich schodach pałacu nieopodal świątyni i zdawało się wypływać z niego poprzez piazza do Bazyliki św. Piotra. Gwardia Szwajcarska, Gwardia Szlachecka i Gwardia Palatyńska, biskupi i patriarchowie ze wschodnich Kościołów katolickich w swych egzotycznych strojach liturgicznych i koronach oraz inni zebrani dodawali scenie barwy i różnorodności. Procesja trwała jeszcze ponad godzinę, a gdy się zakończyła, przyniesiony był Jan XXIII, niesiony na sedia gestatoria, sławnej papieskiej lektyce dźwiganej na barkach swej świty”.

Tak opisuje początek Soboru Watykańskiego II ojciec profesor John
W. O’Malley, jezuita, który uczestniczył w nim jako student, a dzisiaj dzięki jego uprzejmości możemy publikować na naszych łamach artykuły przypominające to wszystko, co wydarzyło się pięćdziesiąt lat temu w Watykanie. Muszę przyznać, że trochę mu zazdroszczę, bo jakkolwiek byłem obecny na inauguracji Roku Wiary na Placu Świętego Piotra, to jednak nie było to samo. Nie tylko dlatego, że biskupów w procesji było znacznie mniej i ubrani byli w zielone ornaty, a papieża nie niesiono w lektyce, ale przyjechał w białym papa mobile. 

Zanurzyć się w „rzymskości”

Może właśnie to przekonanie, chyba nie do końca prawdziwe, że wszystko, co wielkie i ekscytujące w historii świata i Kościoła wydarzyło się dawno temu i jakiś żal, że nie mogło się w tym uczestniczyć, sprawiają, że staram się nie tracić takich okazji, jak inauguracja Roku Wiary. Dokładnie pięćdziesiąt lat później. Poza tym, nie ukrywam, że każda wizyta w Rzymie i zanurzenie się choć na chwilę w jego specyficznym klimacie jest przyjemnością, której z trudem potrafię sobie odmówić. Więc te dwa dni w Rzymie, to oprócz dwukrotnego spotkania z Piotrem naszych czasów, również parę talerzy z tradycyjnym makaronem, czytanie ,,Corriere dello Sport” na Hiszpańskich Schodach i wizyta w kilku kościołach zwykle pozamykanych.

Środowa audiencja

Nie planowałem wcześniej uczestnictwa w audiencji generalnej w środę, 10 października, ale ponieważ celem odebrania mojej akredytacji dziennikarskiej, prosto z lotniska pojechałem na Plac Świętego Piotra, więc chętnie zostałem. Jak się okazało była to słuszna decyzja, bo na audiencji mogłem dotrzeć do każdego miejsca dostępnego dla fotoreporterów, dzień później, już niestety nie. W każdym razie wyposażony w legitymację nie musiałem stać w długiej kolejce, po prostu podszedłem do karabinierów i poprosiłem o wpuszczenie mnie na teren wydzielonych sektorów. I tutaj miała miejsce pierwsza typowa dla śródziemnomorskiego poczucia obowiązku historyjka. Il carabiniere pozwala mi wejść, ale jednocześnie swojemu koledze nakazuje sprawdzić mój plecak. Podchodzę więc do drugiego carabiniere, ale zanim zdążyłem rozsunąć zamek, ten mówi do mnie, że wszystko w porządku i mogę wchodzić na plac.

- Ale przecież nawet nie zajrzałeś do środka! - mówię.

- Nie martw się, jest w porządku! – odpowiada carabiniere nie patrząc na mnie. - Signora!! Signora! Proszę podejść do mnie! - krzyczy za chwilę w innym kierunku. Oglądam się, patrzę na tę panią i w sumie to się nawet nie dziwię, że zupełnie stracił zainteresowanie moim plecakiem. Ale też, tak sobie myślę, że gdyby nie Anioł Stróż i sam Pan Bóg, to gdyby bezpieczeństwo Ojca Świętego zależało od tych carabinieri to, ja naprawdę współczuję. Jak mówiłem, z moją przepustką mogę się wszędzie poruszać i zrobić kilka zdjęć z bliska Benedyktowi XVI. 

Benedykt wspomina sobór

A w swoim wystąpieniu Papież nawiązał do jutrzejszej rocznicy soboru i jak zawsze mówił pięknie: „Jawi się on nam, jeśli tak można powiedzieć, jako wielki fresk, namalowany w swej wielkiej różnorodności i zróżnicowaniu składników przez mądrą i opatrznościową rękę Boga. Podobnie, jak w obliczu wielkiego obrazu, również w przypadku tego wydarzenia łaski, także i dziś pojmujemy nadal jego niezwykłe bogactwo, odkrywamy jego szczególne ustępy, fragmenty, elementy”. I dalej mówił Benedykt o swoim przeżywaniu tamtego wydarzenia: „Dobrze pamiętam ten okres: byłem młodym profesorem teologii fundamentalnej na Uniwersytecie w Bonn. (...) Było to dla mnie wyjątkowe doświadczenie: po całym zapale i entuzjazmie przygotowania mogłem zobaczyć Kościół żywy – niemal trzy tysiące Ojców Soborowych z całego świata zebranych pod przewodnictwem Następcy Apostoła Piotra – zasiadających w szkole Ducha Świętego, prawdziwej przyczynie soboru. Rzadko kiedy w historii można było tak, jak wtedy, niemal konkretnie „dotknąć” powszechności Kościoła w chwili wspaniałego wypełniania swej misji niesienia Ewangelii w każdy czas i aż po krańce ziemi”. 

Tak wspominał Papież swój udział w Soborze i jemu też trochę zazdrościłem i przyznam się, że miałem nadzieję przeżyć podobne uniesienia dzień później. Tymczasem poznałem pewnego Niemca, który pamiętał jeszcze swojego profesora Ratzingera z Bonn i bardzo mnie prosił, żeby kiedy będzie przejeżdżał Papież zrobić mu zdjęcie. Próbowaliśmy, ale jak zwykle zamieszanie, kiedy przejeżdża papa mobile jest zbyt wielkie i nie udało się. Udało się natomiast pewnemu małżeństwu podać ochroniarzom swoją córeczkę Marię Jose, którą ci z kolei podali Ojcu Świętemu, który ją z czułością ucałował. Przez chwilę serce mi stanęło, na myśl o 13 grudnia 1981 i jak sobie przypomniałem dzisiejszego carabiniere i troskę, z jaką dbał o bezpieczeństwo... Na szczęście wszystko potoczyło się spokojnie, natomiast ojciec Marii Jose omal nie umarł z wrażenia i radości z powodu tego, co spotkało jego córeczkę.

Recepta na pustynnienie

Jak wspomniałem wcześniej, moja tymczasowa akredytacja dziennikarska z trudem wystarczyła, abym dzień później mógł uczestniczyć we Mszy św. inaugurującej Rok Wiary z wysokości kolumnady Berniniego wraz z kamerzystami różnych telewizji. Dzięki temu mogłem zobaczyć z góry procesję nawiązującą do tej sprzed 50 lat i intronizację Ewangeliarza, kopii tego używanego podczas soboru,  które, jak mówił Papież, miały nawiązać do przeszłości, ale też wyjść poza wspomnienie. W homilii  Benedykt powiedział m. in. że: „jeśli dzisiaj Kościół proponuje nowy Rok Wiary i nową ewangelizację, nie robi tego, aby uczcić jakąś rocznicę, ale ponieważ jest to konieczne nawet bardziej niż przed 50 laty!” 

Dalej mówił Papież o postępującym w ostatnich dziesięcioleciach duchowym pustynnieniu: „Rozprzestrzeniła się pustka. Ale właśnie wychodząc od doświadczenia tej pustyni, od tej pustki, możemy odkryć na nowo radość wiary, jej życiowe znaczenie dla nas, mężczyzn i kobiet. Na pustyni odkrywa się wartość tego, co jest niezbędne do życia; w ten sposób we współczesnym świecie istnieją niezliczone znaki pragnienia Boga, ostatecznego sensu życia, często wyrażane w formie ukrytej czy negatywnej. Na pustyni trzeba nade wszystko ludzi wiary, którzy swym własnym życiem wskazują drogą ku Ziemi Obiecanej i w ten sposób uobecniają nadzieję. Żywa wiara otwiera serce na łaskę Boga, która uwalnia od pesymizmu. Dziś bardziej niż kiedykolwiek ewangelizowanie oznacza bycie świadkiem nowego życia, przemienionego przez Boga, i w ten sposób wskazywanie drogi”. 

Uroczystość była piękna, a słowa Benedykta wypowiadane z mocą, choć wyraźne też było zmęczenie na jego twarzy. Obserwując Plac Świętego Piotra z góry mogłem zauważyć zarówno entuzjazm zgromadzonych wiernych, jak i wolne miejsca w ostatnich przygotowanych sektorach. Tego wielkiego uniesienia, jakie przeżywał młody teolog Ratzinger pięćdziesiąt lat wcześniej raczej nie dało się odczuć, choć oczywiście wydarzenia są nieporównywalne, ale mam nadzieję, że ten Rok Wiary będzie nam wszystkim pomocny. A gdy chodzi o moje ludzkie, lekkie rozczarowanie to dopełniło się ono, kiedy w trattorii dwa kroki od Watykanu siadłem do swojego talerza makaronu, a dwóch siedzących przy stoliku obok Włochów zapytało mnie:

- Padre! Co tam się dzisiaj dzieje na Watykanie, bo sporo księży się tu kręci?

- Jesteście Rzymianami? - zapytałem.

- Oczywiście, od pięciu pokoleń! - odparł jeden z nich.

- I nie wstyd wam, że wy Rzymianie pytacie mnie Polaka, co się tutaj dzisiaj dzieje? Rok Wiary się rozpoczął! - odpowiedziałem.

- Padre tu codziennie się coś dzieje... Ale Jan Paweł II, to był dopiero Papież! Padre, na nasz koszt, lampka wina i bruschetta!

Tekst i foto ks. Andrzej Antoni Klimek

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!