W odmiennym rytmie serca
Z Wadowic, rodzinnego miasta Karola Wojtyły, udajemy się do rozbrzmiewającego językami prawie całego świata Krakowa. To nie jest już stolica Polski, która „niech już raczej pozostanie tam gdzie jest”, jak śpiewają dwa krakusy Grzegorz T. i Andrzej S. W królewskim grodzie „chodzi się z księżycem w butonierce, wiosną wiersze rodzą się najlepsze, i odmiennym jakby rytmem ludziom bije serce; choć dla serca nieszczególne tu powietrze”. I jeszcze jedno wiadomo o Krakowie w związku z sercem. To miejsce było bardzo bliskie sercu Karola Wojtyły, który spędził tu prawie połowę swojego życia. Wiele razy kierował swoje kroki do katedry na Wawelu, czy kościoła franciszkanów na „ich” ulicy. Z tego miasta często wyruszał w swoje ukochane Tatry.
Turyści i pielgrzymi w Krakowie mają różne możliwości odwiedzenia miejsc związanych z Karolem Wojtyłą. Dla leniuchów są melexy, czyli elektryczne pojazdy. Do tego mają oni do swojej dyspozycji informacje o zabytkach z systemu audio za pośrednictwem głośników w wielu wersjach językowych. Zaczynamy od katedry na Wawelu i jej podziemi.
Leonard i Jadwiga
Karol z ojcem przeprowadzili się do Krakowa latem 1938 roku. Zamieszkali nad Wisłą w dwóch małych pokoikach z kuchnią na parterze przy ulicy Tynieckiej 10. Karol zaczął studiować filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim. Co to ma wspólnego z Wawelem? Wojtyła jako student polonistyki przychodził tu do spowiedzi w pierwsze piątki miesiąca. Wspominał to później: „Szczególnie utkwił mi w pamięci dzień 1 września 1939 roku. Był to pierwszy piątek miesiąca. Przyszedłem na Wawel, aby się wyspowiadać. Katedra była pusta. To był chyba ostatni raz, kiedy mogłem do niej swobodnie wejść. Została później zamknięta, a Zamek Królewski na Wawelu stał się siedzibą generalnego gubernatora Hansa Franka. Ks. Figlewicz był jedynym kapłanem, który dwa razy w tygodniu mógł odprawić w zamkniętej katedrze Mszę św. pod nadzorem niemieckich policjantów. W tych trudnych czasach stało się jeszcze bardziej jasne, czym dla ks. Figlewicza była katedra, groby królewskie, ołtarz św. Stanisława, Biskupa i Męczennika. Do końca życia pozostał on wiernym stróżem tego szczególnego sanktuarium Kościoła i Narodu, a mnie nauczył wielkiej miłości do katedry wawelskiej, która miała stać się kiedyś moją katedrą biskupią”. Ale zanim to się stanie w podziemiach katedry, a dokładnie w romańskiej krypcie św. Leonarda, 2 listopada 1946 r. wśród sarkofagów królów i bohaterów narodowych neoprezbiter ks. Wojtyła odprawił swoje pierwsze Msze Święte - „ciche”. Modlił się wtedy w intencji swoich zmarłych rodziców i brata. Po ponad pół wieku w tej samej krypcie Karol Wojtyła już jako Jan Paweł II znowu odprawił Mszę św. wśród przyjaciół rano 9 czerwca 1997 roku.
Wracając do czasów krakowskich ks. Karola, w uroczystość św. Wacława, patrona katedry, 28 września 1958 r. tu został konsekrowany na biskupa. Był wtedy najmłodszym biskupem w polskim Episkopacie. Jako motto na swoim herbie wybrał słowa: „Totus Tuus” (Cały Twój), które towarzyszyły mu kiedy był już następcą św. Piotra. Jako papież był w katedrze co najmniej siedmiokrotnie i jak za dawnych czasów modlił się wtedy przed „ciemnym” ukrzyżowanym Chrystusem – krucyfiksem św. Jadwigi, która w wieku 10 lat została koronowana na królową Polski i niedługo potem musiała podjąć ważną dla państwa i dla niej decyzję: czy poślubić księcia litewskiego Władysława Jagiełłę, choć pragnęła zupełnie kogoś innego. W czerwcu br. przypadła 15. rocznica kanonizacji i 25. rocznica translacji relikwii Królowej, które znajdują się w mensie ołtarza Jezusa Ukrzyżowanego. Jak głosi zapisana w predelii ołtarza tradycja, Jadwiga często się tutaj modliła i nawet miała wizję, w czasie której Ukrzyżowany do niej przemówił.
Na Franciszkańskiej
Teraz ulicami Starego Miasta udajemy się na ulicę Franciszkańską. To dosłownie pięć minut drogi pieszo. Tu sąsiadują ze sobą kuria biskupia i Papieska Akademia Teologiczna powołana przez Jana Pawła II, jako następczynię Wydziału Teologicznego UJ. Teraz to Uniwersytet Papieski Jana Pawła II. W kurii Karol zamieszkał w sierpniu 1944 roku, kiedy został studentem konspiracyjnego Seminarium Duchownego Archidiecezji Krakowskiej. Tu też przyjął święcenia kapłańskie 1 listopada 1946 w prywatnej kaplicy kard. Adama Sapiehy. Ponad 10 lat później ks. Karol został krakowskim biskupem pomocniczym, a potem metropolitą i mieszkał na Franciszkańskiej.
Teraz Jan Paweł II spogląda na nas z fotografii zawieszonej w oknie, w którym papież stawał w czasie spotkań z młodzieżą. Patrzy też na znajdujący się po drugiej stronie ulicy kościół franciszkanów. Tu miał swoją ulubioną ławkę, w której klękał i modlił się jako student, ksiądz i potem biskup. Upamiętnia to niewielka tabliczka. Siadał zwykle w nawie w cieniu chóru. Zresztą wchodzących do kościoła franciszkanów najczęściej wita półmrok sprzyjający refleksji i modlitwie. Światło do wnętrza wpada głównie przez witraże autorstwa Stanisława Wyspiańskiego. W prezbiterium przedstawiają m. in. patrona świątyni i symbole czterech żywiołów. Wyspiański jest też projektantem witraża „Bóg Ojciec” umieszczonego w oknie powyżej chóru. W kościele znajduje się naturalnej wielkości replika Całunu Turyńskiego.
Kraków Karola Wojtyły to jeszcze wiele miejsc, jak kościoły: św. Floriana, gdzie był wikariuszem i duszpasterzem akademickim; mariacki, gdzie spowiadał; paulinów na Skałce św. Stanisława, Biskupa i Męczennika; domy, w których mieszkał; czy mieszkanie Jana Tyranowskiego na Różanej, gdzie odbywały się spotkania Żywego Różańca. Zajrzymy tam innym razem.
Królowa Tatr, Rusinowa i Gęsia Szyja
Z Krakowa wyruszamy w Tatry w rejon Zakopanego. Lodowy Wierch, Hawrań, Murań i inne szczyty polskich i słowackich Tatr Wysokich zobaczymy z Rusinowej Polany położonej na wysokości ok. 1200 m n.p.m., miejsca szczególnie bliskiego Wojtyle. Oczywiście warunkiem jest dobra pogoda.
Widoki z Rusinowej Polany są naprawdę piękne. Jednak nie tylko wspaniała tatrzańska panorama przyciąga tu turystów. Sprawia to przede wszystkim położona niedaleko polany i ukryta wśród tatrzańskich smreków Królowa Tatr ze swoim sanktuarium na Wiktorówkach na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego. Ks. kard. Wojtyła powierzył opiekę nad Wiktorówkami z placówką duszpasterstwa turystycznego w Tatrach ojcom dominikanom. Powstanie sanktuarium związane jest z objawieniami Maryi Marysi Murzańskiej, pasterki z Rusinowej Polany. Piękna Pani pojawiła się w 1860 roku wśród gałęzi jednego z drzew i obiecała jej odnalezienie zgubionych owiec. Przekazała też Marysi trzy polecenia. Pierwsze dotyczyło opuszczenia Rusinowej Polany, bo grożą jej tu duchowe niebezpieczeństwa. Maryja przypominała jeszcze, by ludzie nie grzeszyli i pokutowali za winy. Marysia opowiedziała o wszystkim pasterzowi, który umieścił na drzewie obrazek.
Teraz sanktuarium na Wiktorówkach to nieduży, drewniany budynek w stylu zakopiańskim. Na jego ścianach umieszczono historię tego miejsca i wiadomości o szczególnych gościach. Jednym z nich był Karol Wojtyła, który jako ksiądz i potem biskup wielokrotnie tu przychodził. Teraz górale i turyści przekazują sobie historię, jak to gospodarująca na Rusinowej Polanie gaździna Aniela Kobylarczykowa zwana „Babką”, opiekunka turystów, wysłała go z wiadrami po wodę do potoku. „W gościnnym szałasie Babki każdy turysta mógł liczyć na kubek herbaty. Pewnego razu poprosił o niego także kardynał Wojtyła. - Kozdy by herbatkę kcioł pić, ale wody to mi ni mo kto przinieść - poskarżyła się wówczas gaździna, która nie rozpoznała dostojnego Gościa. Kardynał złapał zatem dwa wiadra, poszedł do źródełka i przyniósł wody. W kilka lat później, po wyborze Wojtyły na Stolicę Piotrową Babka Kobylarczykowa tak skomentowała ów fakt: - Hej, kieby jo była wiedziała, to jo by mu tej herbaty nie warziła... Miałabyk se teroz dwa wiaderecka wody święconej”. Teraz na herbatę zawsze można liczyć przy kaplicy na Wiktorówkach.
Zaraz za kaplicą droga wznosi się po ułożonych z drewnianych bali stopniach. Po nich wchodzi się z lasu na Rusinową Polanę z pasącymi się owcami. Ale żeby zobaczyć piękniejsze widoki warto wejść trochę wyżej w kierunku Gęsiej Szyi.
Wejście dalej jest bardziej strome. Podobno z Rusinowej na Gęsią Szyję idzie się około 40 minut, ale radzę dodać trochę minut na złapanie oddechu po drodze. To wejście dla wytrwałych – jak stwierdził idący z naszą grupą ks. Eugeniusz. Na szczycie nagrodą jest widok (przy ładnej pogodzie) nie tylko na Tatry Wysokie, ale też całe Beskidy aż po Babią Górę, do tego widać Skrzyczne, Gorce i Pieniny. Potem można wyruszyć dalej w Tatry podziwiane przez Karola.
Tekst i foto Renata Jurowicz
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!