TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Marca 2024, 06:12
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

W obliczu posoborowych zmian w liturgii (I)

W obliczu posoborowych zmian w liturgii (I)

Jako osoba odpowiedzialna za Kościół w Polsce Prymas zrobił wszystko, aby realizacja posoborowej reformy liturgicznej przebiegła w sposób możliwie łagodny, aby okazała się kontynuacją, a nie zerwaniem z dziedzictwem katolickiej wiary i kultu.

W treści wysłanych przed Soborem Watykańskim II do Rzymu ,,wotów” Prymas Stefan Wyszyński postulował wprowadzenie pewnych zmian do liturgii Mszy Świętej. Dotyczyły one głównie obecności języka polskiego w określonych częściach celebracji, mianowicie w hymnie „Gloria”, czytaniach łącznie z Ewangelią oraz w „Credo”. Podkreślał zarazem, że ,,pozostałe części Mszy Świętej, przede wszystkim w Kanonie, należy recytować po łacinie”. Prymas uważał, że język ojczysty przyczyni się do lepszego zrozumienia przez wiernych sensu świętych obrzędów i zachęci ich do pełniejszego i świadomego uczestniczenia w Eucharystii. Podobnie modlitwy i aklamacje występujące w sakramentach i sakramentaliach należałoby, zdaniem Prymasa Polski, wypowiadać w języku polskim, aby wierni ,,mogli aktywniej w nich uczestniczyć i czerpać z nich pełniejszy owoc duchowy”.


Wypaczenia aktywnego uczestnictwa
W stanowisku ks. kard. Wyszyńskiego słychać w jakiejś mierze echo słynnego, nośnego wówczas terminu participatio actuosa, pojęcia tzw. aktywnego uczestnictwa, które stało się jednym z głównych motywów reformy liturgii w wyniku Soboru. Aktywne uczestnictwo jawiło się jako optymalny model zaangażowania wiernych w liturgię, ale sprowadzało się bardzo często do ,,techniki” recytowania formuł i przyjmowania odpowiednich postaw w trakcie poszczególnych fragmentów Mszy.
Tkwiło w tym niebezpieczeństwo szczególnego rodzaju rytualizmu, wykonywania kolejnych czynności na sposób mechaniczny, bez pogłębionej refleksji i koniecznego zawsze ducha modlitwy i oddanej pobożności. Zapominano przy tym, że kult oddawany Bogu w liturgii Kościoła sam jest przede wszystkim dziełem Bożym, nie zaś wytworem ludzi zależnym od ich inwencji i kreatywności. Udziału wiernych w liturgii nie można sprowadzać do ich głośnych słów i zewnętrznych gestów, tak samo jak duszpasterstwa liturgicznego nie należy redukować do animowania sztucznej aktywności. Już bowiem samo oglądanie czynności liturgicznej jest poniekąd adoracją, zaangażowaniem w akt chwały składanej Bogu.


Oglądanie piękna Boga za pośrednictwem liturgii
Liturgia właściwie sprawowana budzi w człowieku zachwyt i podziw dla Bożego piękna, rodzi w nim tęsknotę za Bogiem. Jest zapowiedzią i początkiem nieba. Mówił na ten temat wybitny teolog liturgii i jeden z liderów ruchu liturgicznego jeszcze w okresie przed II wojną światową i po niej, ks. Romano Guardini: ,,Wierni, spostrzegając to, co się dzieje na ołtarzu, i wypowiadając słowa liturgii, nie tylko są widzami, ale już realizują akt religijny (…). Dzisiaj problem polega na tym, aby wyjść poza umiejętność czytania i pisania, i nauczyć się żywego oglądania (…). Jeśli to nie nastąpi, na nic cała reforma rytów i tekstów. Może nawet dojść do tego, że ludzie poważni, zatroskani o prawdziwą pobożność stwierdzą, że stało się nieszczęście. I powiedzą tak, jak pewien stary, czcigodny ksiądz: «Przed tą całą reformą ludzie potrafili się przynajmniej modlić. A teraz gadają i biegają po kościele»”.
Dlaczego o tym piszę w związku z poglądami Prymasa Polski na reformę liturgii po Soborze? Otóż dlatego, że kard. Wyszyński wygłosił opinię podobną do wywodów Guardiniego. Alumnom seminarium w Warszawie tłumaczył kiedyś, że ,,są zagorzali liturgiści, którzy chcieliby już od razu, jutro, dostać do ręki mszał (w języku polskim), bo inaczej, jeśli go nie będą mieli, upadnie całe Królestwo Boże. Tymczasem istota rzeczy nie na tym polega. Nie trzeba przestawiać ciężaru gatunkowego. Idzie o to, aby się ludzie modlili, aby się chcieli modlić, a zagadnieniem drugorzędnym jest, w jakim języku będą to czynić”.


Łacina czy tylko język polski?
Kwestia języka liturgii pojawiła się na Soborze dosyć nieoczekiwanie i zdominowała wraz z kwestią koncelebry pierwsze tygodnie obrad. Wprawdzie biskupi polscy już w 1960 roku ubiegali się o zatwierdzenie polskiego tekstu Modlitwy Eucharystycznej (Kanonu Rzymskiego), ale dwa lata później na Soborze, według relacji Prymasa Polski, dążyli do zachowania w kanonie łaciny. Prymas wyjaśniał, że chociaż polscy biskupi starali się uzyskać rozszerzenie używania języka polskiego w celebracji sakramentów, ,,przemawiali raczej za tym, aby we Mszy św. język łaciński był jak najbardziej uszanowany i zachowany. Zdaje się, że po tej linii pójdą uchwały Soboru Watykańskiego II”.
Przewidywania te potwierdziły się. Konstytucja o liturgii świętej postanowiła zachować używanie języka łacińskiego w obrządkach łacińskich Kościoła katolickiego, zarazem co do języków narodowych we Mszy Świętej, sakramentach i innych częściach liturgii zastrzegła, że ,,można mu przyznać więcej miejsca”. Szczegółowe rozwiązania Sobór pozostawił lokalnej władzy kościelnej. Kard. Wyszyński osobiście czuł się przywiązany do łaciny. W 1968 roku oświadczył: ,,odprawiam po łacinie, gdyż nie mam odwagi przejść na śpiewanie po polsku”. Ale oczywiście nie jego prywatne upodobania, ale pasterska roztropność, przesądziły o tym, że polskie tłumaczenia ksiąg liturgicznych wdrażane były stopniowo, bez pośpiechu, po prostu z należytą starannością, której zabrakło np. na zachodzie Europy.

 ks. Piotr Jaroszkiewicz

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!