Uczył, jak być młodym i jak wytrwale
BRONIĆ WŁASNEGO „WESTERPLATTE”
Moje pierwsze spotkanie z Janem Pawłem II miało miejsce wiosną 1984 roku. A była to wyjątkowa wiosna. Po pierwsze miało miejsce - pierwsze na taką skalę - Spotkanie młodych w Rzymie z okazji Nadzwyczajnego Jubileuszu Odkupienia. Po drugie, o czym dowiedziałam się wiele lat później, 25 marca tegoż roku Jan Paweł II poświęcił ludzkość Niepokalanemu Sercu Maryi, błagając Matkę Bożą o wybawienie świata od wojny nuklearnej, jaka – zdaniem s. Łucji, wizjonerki z Fatimy - „miała nastąpić w 1985 r.” (Wywiad z arcybiskupem Antonym Padiyarem, opublikowany w 1998 r.). Do tego wydarzenia jeszcze wrócę w kolejnej refleksji.
Spotkanie młodych na Placu św. Piotra z okazji Nadzwyczajnego Jubileuszu Odkupienia odbyło się w słoneczną Niedzielę Palmową, 15 kwietnia 1984 r. Poprzedziły je żmudne starania i towarzysząca im niepewność, co do otrzymania paszportu, problem oczywisty w tamtych czasach w Polsce. Byłam jedną z tych, którzy prawie do ostatnich dni musieli cierpliwie czekać. Uporawszy się z komunistyczną procedurą, my –uczennice prywatnego Liceum Sióstr Nazaretanek w Warszawie – musiałyśmy następnie ćwiczyć młodzieńczą cierpliwość z powodu strajku włoskich linii lotniczych.
Nie trudno więc wyobrazić sobie radość pokaźnej grupy dziewcząt (ponad siedemdziesiąt), gdy wczesnym rankiem pamiętnej niedzieli wszystkie „wylądowały” szczęśliwie w świątecznych mundurkach na Placu św. Piotra. Siostry nazaretanki, energiczne inicjatorki tej wyprawy, z jakąś niesamowitą intuicją wyposażyły nas w nieduże metalowe krucyfiksy (stylizowane na ten z papieskiego pastorału) jako znak rozpoznawczy całej grupy. Gdy więc po barwnej „burzy” flag, chust, szalików i balonów, hucznych fanfarach, pieśniach przybyłych chórów, rytmicznym skandowaniu Hiszpanów i Włochów przyszła kolej na nas, aby przedstawić się – wspięłyśmy się w całkowitej ciszy na krzesełka (by nas Papież dostrzegł) i uniosłyśmy w górę nasze „srebrne insygnia”. Cisza zaległa nad całym placem, wypełnionym po brzegi młodzieżą. Otaczające nas tłumy spoglądały zaskoczone tą niespodziewaną manifestacją wierności Ukrzyżowanemu.
Dopiero po latach uświadomiłam sobie, że z tego spotkania przywiozłyśmy do Ojczyzny światło nowej nadziei, która została posiana w naszych młodych sercach. Jan Paweł II dostrzegł nas, a otaczające nas rzesze młodzieży przywitały gromkimi brawami. Od tego dnia stałyśmy się przysłowiowym „oczkiem w głowie” Papieża, który nie omieszkał zapraszać nas na wszelkie możliwe spotkania. Spośród wielu, nie sposób pominąć przy tej okazji i przypomnieć tego, które miało miejsce w letniej rezydencji papieskiej w Castel Gandolfo.
Zachwycało nas wszystko, wznoszenie się ogromnej pomarańczy słońca, jakby pod wpływem oddechu turkusowych mgieł Albano, balety zbudzonych ptaków nad parasolami pinii i smukłym szpalerem cyprysów, kaskady zaspanych, starożytnych uliczek przeglądających się w szmaragdowej źrenicy jeziora. Tak, przybyłyśmy tam najwcześniej, jak to było możliwe. Czekała nas wielka niespodzianka - Msza Święta celebrowana dla nas przez Jana Pawła II! Pałacową prywatną kaplicę papieską ozdobił w latach 30. XX w. polski malarz Jan Henryk Rosen. Papież Pius IX był inicjatorem powstania fresków nawiązujących do historii Polski: Obrona Jasnej Góry i Cud nad Wisłą – dwa ogromne malowidła przykuwały z uwagą nasze zdumione oczy lekcją polskiej historii i patriotyzmu, zasługą wiekopomną dla całej Europy!
Dlaczego przywołuję to z pamięci prawie po 27 latach? Postulator procesu beatyfikacyjnego ks. Sławomir Oder, niespełna rok temu, przypomniał nam w swej książce „Dlaczego święty” o mocnych, patriotycznych korzeniach Papieża-Polaka. Pisał: Jan Paweł II był głęboko zakorzeniony w ziemi, na której się urodził. Jego Ojczyzna pozostała w jego sercu ciągle żywa, nawet wtedy, gdy jako papież, apostolstwem obejmował cały świat. Był dumny z faktu urodzenia się w 1920 roku, roku „cudu nad Wisłą”, którym to mianem została nazwana walka stoczona 15 sierpnia, umożliwiająca niepodległej Polsce odniesienie zwycięstwa nad bolszewikami. (...) Jego rodzina była mocno związana z polską tradycją i zakorzeniona w wierze katolickiej. (...). Człowieczeństwo Wojtyły przejawiało się w kultywowaniu tradycji, częstym oddawaniu się wspomnieniom, a nawet pełnym wzruszeń odnoszeniu się do potraw z jego polskiej ziemi.
O tym, że Jan Paweł II był „zakochany w młodzieży, jak i o jego naturalnym, swobodnym, tryskającym prostotą i dobrocią kontakcie z młodym pokoleniem całego świata, wiedzą wszyscy. Do końca swej ziemskiej wędrówki czuł tę szczególną więź emocjonalną z młodymi. Był naszym duchowym ojcem, wychowawcą, ale przede wszystkim wielkim przyjacielem. Mimo coraz słabszego zdrowia nie szczędził sił, aby spotkać się z tymi, których określał mianem „wiosny Kościoła”. Zrozumiałam po latach, że stawiał nam wymagania, ale z miłością. Z miłością, która uczy miłości: względem Boga, ojczyzny, rodziny. Tę iskrę duchową, którą zabrałyśmy ze sobą, ten symbol światła - odbijanego przez wzniesione wysoko ponad głowy krzyże - dobrze wyrażają słowa Jana Pawła II skierowane właśnie do młodzieży na Westerplatte w 1987 r.: Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte”. Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można „zdezerterować”. Wreszcie - jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba „utrzymać” i „obronić”, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić - dla siebie i dla innych (Jan Paweł II, Westerplatte 1987). Nasze małe krzyże nabrały znaczenia żywego symbolu w obliczu jeszcze jednego wydarzenia tej pielgrzymki. W Niedzielę Zmartwychwstania Jan Paweł II przekazał młodzieży Krzyż Roku Świętego, wyjaśniając głęboki sens tego wydarzenia: „Droga młodzieży, na zakończenie Roku Świętego powierzam wam znak tego Roku Jubileuszowego: Krzyż Chrystusa! Nieście go na cały świat jako znak miłości Pana Jezusa do ludzkości i głoście wszystkim, że tylko w Chrystusie umarłym i zmartwychwstałym jest zbawienie i odkupienie” (Rzym, 22.04.1984). Krzyż stał się bramą - powiedział Norwid. Chciałoby się dodać –
i pochodnią… Kilka miesięcy później na warszawskim Żoliborzu, żegnałam, pogrążona w ciemnościach wydarzeń - w strugach łez i listopadowego deszczu - innego kapłana, który mnie także prowadził po „właściwych ścieżkach”- męczennika księdza Popiełuszkę. Pozostały w „pamięci” serca: Msze za ojczyznę, „rodaków rozmowy” przy herbacie, porządkowanie pomieszczeń plebani po rewizjach nieproszonych gości, śpiewane ze wzruszeniem patriotyczne strofy.
Niespełna rok później oddałam to serce Panu Jezusowi wstępując do Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu. Pozostała pewność, że dwóch świętych Kapłanów prowadzi mnie za rękę, ku światłu Tajemnicy Paschalnej. Wyposażona w relikwię różańca z papieskim herbem: Totus Tuus i kozaki z darów, symbolicznie ciemnoczerwone, (którymi poratował mnie ksiądz Jerzy w pewien zaskakująco „śnieżny”, jesienny poranek) wciąż próbuję bronić swojego, naszego Westerplatte.
A Jan Paweł II znów nas oczekuje na Placu św. Piotra w dniach majowej, beatyfikacyjnej pielgrzymki i na Spotkaniu Młodych w Madrycie, którego jest patronem.
s. Noela Wojtatowicz
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!