TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Kwietnia 2024, 10:01
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Twarzą w twarz

Twarzą w twarz

Bartymeusz

Ten tekst miał być o trwaniu w kryzysie, w ciemności. Miał przy tym wyrażać nadzieję, że kryzys kiedyś się skończy i wówczas, jak u Bartymeusza, opadną z oczu klapki i zjawi się przede mną twarz Jezusa. Ale nadzieja urzeczywistniła się, zanim tekst powstał, więc jestem w małym kłopocie. Może jednak właśnie to jest właściwa perspektywa, bym mogła spojrzeć na ostatnie tygodnie z perspektywy łaski, która się objawiła, tak jak na krzyż można patrzeć wyłącznie z perspektywy zmartwychwstania.

Pięknym obrazem jest w tym kontekście spotkanie Jezusa z Bartymeuszem. Niewidomy żebrak zna Jezusa jedynie ze słyszenia, zatem kompletnie nie ma oparcia we własnej opinii na Jego temat. Jednak nie przeszkadza mu to, by wołać (wydzierać się) w Jego stronę: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!” To pragnienie Bartymeusza otwiera furtkę, by mogły zacząć dziać się cuda. W liczbie mnogiej. Bo przywrócenie wzroku jest jedynie jednym z cudów, jakie tu się dzieją.

Jezus przystaje, a Bartymeusz słyszy słowa ludzi: „Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię”. Mnie osobiście one urzekają – jest w nich cały ogrom ludzkiej miłości, bo przecież wypowiadają je ludzie, a brzmią, jakby obwieszczał je Archanioł Gabriel. Na te słowa on „zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa”. Zrzucenie z siebie płaszcza z jednej strony może być pozostawieniem tego, co jest naszym zniewoleniem, z czym zrośliśmy się tak bardzo, że nie wyobrażamy sobie życia bez tego. Okryci płaszczem jak pancerzem możemy czuć się bezpiecznie, ale jesteśmy skrępowani. Z drugiej strony to wydarzenie pokazuje, jakimi pragnie mieć nas przed sobą Jezus. Chce, byśmy byli przed Nim prawdziwi. Jeśli pokażemy Mu naszą biedę, nagość, bezbronność wobec własnych słabości i przeciwności życia, On nie wykorzysta tego przeciwko nam, ale zrobi coś zupełnie innego. Przychodzi mi tutaj na myśl fragment Księgi Proroka Ezechiela: „Oto przechodziłem obok ciebie i ujrzałem cię. Był to twój czas, czas miłości. Rozciągnąłem połę płaszcza mego nad tobą i zakryłem twoją nagość. Związałem się z tobą przysięgą i wszedłem z tobą w przymierze - wyrocznia Pana Boga - stałaś się moją” (Ez 16, 8). To właśnie robi Bóg, gdy stajemy przed Nim nadzy – okrywa nas płaszczem, ale ten płaszcz nie zniewala, jest wyrazem troski Ojca. To samo dzieje się w życiu syna marnotrawnego, gdy wraca do domu. Pozwolić okryć się płaszczem, to uznać swoją zależność od Ojca, która nie ma jednak nic wspólnego z niewolą. Jestem dzieckiem, a nie niewolnikiem.

Stawanie przed Jezusem ze swoją biedą ma jeszcze jeden wymiar – to nie ma być ekshibicjonizm obliczony na ilość obserwatorów, czy jakaś forma publicznej spowiedzi. Uzdrowienie niewidomego rzeczywiście dokonuje się na oczach tłumu, ale najważniejsze sprawy dzieją się między wołającym i Jezusem.
Św. Marek opisując to wydarzenie w pewnym momencie przestaje zajmować się ludźmi, a koncentruje się na tych dwóch bohaterach – tłum jakby znika z naszego pola widzenia. Myślę, że w tamtym momencie dla Bartymeusza wszyscy ludzie rzeczywiście przestali na chwilę istnieć. Był jak Natanael pod drzewem figowym – widziały go tylko oczy Boga. Postawa Bartymeusza pokazuje, jak bardzo jest nam potrzebny czas, gdy będziemy skupieni wyłącznie na Bogu, nawet fizycznie Go nie widząc (uzdrowienie jeszcze się nie dokonało, więc okazuje się, że ślepota czy ciemności są kiepską wymówką). Dla odmiany Bóg koncentruje swoją uwagę na nas bez przerwy. Jest w nas nieustannie zapatrzony i zasłuchany, zatroskany o każdy drobiazg. Ale czy my w to jeszcze wierzymy? Czy ty wierzysz? Nawet jeśli w swoich ciemnościach już od dawna nie widziałeś twarzy Boga. Bartymeusz też nie widział. Był ślepy. Gdy wstawał i podchodził do Jezusa, to szedł w ciemno. Spotkał się z Jezusem i najpierw usłyszał Jego głos. Nasza sytuacja jest podobna – możemy nic nie widzieć, być w takiej ślepocie, że nie wiadomo nawet, w którą stronę się obejrzeć. Jednak mamy słowo Boga. Wystarczy słuchać. Wtedy też będziemy wiedzieli, czego naprawdę nam potrzeba i o co mamy prosić. Niewidomy prosi o przejrzenie. Niesamowite jest to, że używa określenia Rabbuni. W ten sposób zwróci się do Jezusa Maria Magdalena po zmartwychwstaniu. Ile trzeba po ludzku stracić, żeby przez takie słowo wyrazić, że ma się wszystko w Jezusie.

Pierwszy obraz, który widzi Bartymeusz po uzdrowieniu to twarz Jezusa. Jego spojrzenie. Jak niesamowicie musieli wyglądać, gdy ich oczy spotkały się ze sobą. W tym spotkaniu musiało być coś poruszającego, skoro Jezus mówi „Idź…” Dla mnie jest to zaufanie, że dar jest dany w dobre ręce. Bóg ufa człowiekowi. Bartymeusz jednak nie idzie gdziekolwiek, ale idzie za Jezusem. Ten dar mógł przeżywać według własnego wyboru i wybrał bycie blisko Tego, który obdarował go przede wszystkim miłością. Życie Bartymeusza było jałowe, bo dopóki jest ciemność, dopóty nie ma owoców. W takiej sytuacji był św. Piotr, gdy będąc w ciemności, próbował łowić i mimo swych zdolności i teoretycznie sprzyjających warunków, miał puste sieci. Potrzebował Jezusa – światła swoich oczu, by jego życie mogło przynosić owoce. W Księdze Proroka Ozeasza Bóg mówi: „Stanę się jakby rosą dla Izraela, tak że rozkwitnie jak lilia i jak topola rozpuści korzenie. Rozwiną się jego latorośle, będzie wspaniały jak drzewo oliwne, woń jego będzie jak woń Libanu. (…) Ja go wysłuchuję i Ja nań spoglądam. Ja jestem jak cyprys zielony i Mnie zawdzięcza swój owoc” (Oz 14, 6-7.9). 

Twarz Boga może objawiać się nam na różne sposoby. Ja miałam szczęście, że ukazała mi się w twarzy kogoś ukochanego – mojej mamy. Móc zobaczyć w jej twarzy, że jest w rękach Ojca i z tych rąk już nic ani nikt nie zdoła jej wyrwać, jest bezcennym darem. Ten dar jest owocem zmartwychwstania Jezusa. Nie byłoby jednak radości z daru, gdyby wcześniej nie było Jego męki i śmierci. I tu rodzi się wdzięczność, bo zmartwychwstanie ciała, w które wierzymy, nie jest tanim prezentem z kiosku za rogiem. Jest czymś o niebo większym i mającym cenę, wobec której zbyt często przechodzę obojętnie.

Katarzyna Strzyż

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!