TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Marca 2024, 13:25
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Tutaj Bo?g zsyła cuda codziennie

Tutaj Bo?g zsyła cuda codziennie

Misjonarka s?wiecka Ewa Gawin od 28 lat pracuja?ca w Kamerunie, obecnie dyrektorka szkoły dla niepełnosprawnych w Bertoua, opowiada o tym, czym jest praca na misji oraz o tym, co tak naprawde? oznacza zaufanie do Pana Boga. Ewa Gawin: Wyjechałam 31 stycznia 1990 roku, a 2 lutego, w s?wie?to Matki Boz?ej Gromnicznej, kto?rej zawierzyłam moja? przyszłos?c?, rozpocze?łam prace? w os?rodku zdrowia. Mija włas?nie 27. rok.

Dlaczego postanowiłas? wyjechac? do obcego kraju?
W mojej parafii w Woli Rze?dzin?skiej w diecezji tarnowskiej przeprowadzano bardzo duz?o animacji misyjnych. W szkole podstawowej na lekcjach religii zbieralis?my znaczki, na biurku ksie?dza katechety była zawsze skarbonka z napisem „Pomoc misjom”, do kto?rej moz?na było złoz?yc? ofiare?. Opowiadał nam, z?e za nasze ofiary be?dzie moz?na wybudowac? szkołe? i leczyc? dzieci. Nie wiedzielis?my do kon?ca, jak to miało sie? stac?, ale mu wierzylis?my. Po?z?niej było to uczestnictwo w grupie misyjnej i wspo?łpraca z ks. dr. Antonim Kmiecikiem w Referacie Misyjnym, uczestnictwo w dniach misyjnych na oazach oraz cia?gły kontakt z misjonarzami i misjonarkami, kto?rzy przyjez?dz?ali do Polski na urlop. Wcia?z? miałam obok siebie kogos?, kto mo?wił o misjach. Moja che?c? pomocy i dzielenia sie? tym co mam, moja? wiara?, były najwaz?niejszymi impulsami skłaniaja?cymi mnie do podje?cia pracy misyjnej.

Co na to rodzina?
Gdy byłam mała, poszłam z tata? do naszego kos?cioła na  film o misjach, kto?ry pokazywała siostra misjonarka. Tato nie mo?gł zostac? ze mna? do kon?ca, poniewaz? musiał is?c? do pracy na noc - był kierowca?. Zacze?łam krzyczec? na cały kos?cio?ł, z?e ja i tak zobacze? Afryke? na własne oczy, z?e kiedys? tam pojade?. Dostałam za to klapsa i poszlis?my do domu (s?miech).

Twoja pierwsza misja...
Włas?ciwie pierwszy wyjazd na misje nie doszedł do skutku. Miałam jechac? do Konga Brazzaville, na misje? Mindouli niedaleko Loulombo - tam, gdzie zamordowano tarnowskiego misjonarza, ks. Jana Czube?. Tamtejszy proboszcz, ks. Stanisław Łacny zaproponował mi prace? w internacie dla dziewcza?t i prowadzenie biblioteki. Niestety zacze?ła sie? wojna domowa i ks. biskup Jerzy Ablewicz bał sie? mnie tam wysłac?. Pracowałam wtedy jako piele?gniarka na oddziale laryngologicznym i zaraziłam sie? z?o?łtaczka?. Dostałam roczny urlop na poratowanie zdrowia, wyjechałam do Francji, z?eby tam pomo?c w pracy Polskiej Misji Katolickiej. Tam spotkałam ks. biskupa Lamberta van Heygena z Kamerunu, kto?ry szukał piele?gniarki do pracy w misyjnym os?rodku zdrowia w Kamerunie. Nie bardzo sie? zastanawiaja?c, powiedziałam: „To jade?!”. Przyjechałam poz?egnac? sie? z rodzina? i „niby nic, a tak to sie? zacze?ło”.

Co działo sie? po?z?niej?
Gdy przyjechałam do Kamerunu, przez pierwsze cztery lata pracowałam w misyjnym os?rodku zdrowia. Byłam tam oficjalnie piele?gniarka?, ale praktycznie wykonywało sie? wszystko, co robi lekarz. Podstawowym zaje?ciem było leczenie chorych, robienie badan?, opieka nad kobietami w cia?z?y, szczepienia dzieci, jez?dz?enie na konsultacje do wiosek, a czasem odbieranie porodo?w. Po tych kilku latach zaproponowano mi obje?cie koordynacji Słuz?by Zdrowia w całym wschodnim Kamerunie.

A ska?d pomysł na szkołe? dla niepełnosprawnych dzieci?
Do naszych os?rodko?w zdrowia przychodzili nie tylko potrzebuja?cy pomocy doraz?nej, ale ro?wniez? niepełnosprawni. W naszej diecezji był jeden piele?gniarz, kto?ry zajmował sie? niepełnosprawnymi: jez?dził po wioskach, konsultował i proponował leczenie w centrum dla niepełnosprawnych ruchowo. Natomiast niepełnosprawni umysłowo, głuchoniemi czy słabowidza?cy byli raczej chowani po domach. Trudno było sie? dowiedziec?, ilu ich jest i gdzie sa?, czy w mies?cie, czy w wioskach. W wierzeniach ludowych bycie niepełnosprawnym oznaczało przede wszystkim to, z?e ktos? z rodziny czy wioski rzucił czary lub z?e to kara zwia?zana z grzechami rodziny, za kto?re ktos? musi odpokutowac?.

Rozumiem, z?e niepełnosprawni sa? ukrywani przed s?wiatem?
Rodzina osoby niepełnosprawnej nie chwali sie? tym, bo to oznacza, z?e nad ta? rodzina? wisi jakies? fatum. W 2004 r. przeprowadzilis?my ankiete?, by sie? dowiedziec?, gdzie we wschodnim Kamerunie sa? niepełnosprawni, jaki jest to rodzaj niepełnosprawnos?ci i ilu ich jest. Ku naszemu zdziwieniu okazało sie?, z?e wie?kszos?c? oso?b była niedowidza?cych, słabosłysza?cych oraz z problemami z mowa?. Poprosiłam wtedy diecezje? tarnowska? o pomoc dla tej grupy ludzi. Po otrzymaniu tej pierwszej cegiełki: 1,5 tys. euro, zacze?lis?my organizowac? spotkania z tymi dziec?mi. Na pocza?tku było czworo, a z czasem coraz wie?cej. Dzieci trzeba było przywiez?c? i odwiez?c? do domo?w, niekiedy kilkanas?cie kilometro?w, dac? posiłek, fartuch i przybory szkolne. W tym czasie przyjechał brat ze zgromadzenia s?w. Gabriela, kto?ry zakładał szkoły dla głuchoniemych w Kongo Brazzaville i Zairze. Poprosiłam, by pomo?gł nam w prowadzeniu centrum alfabetyzacji dla dzieci głuchoniemych. Prowadził je przez dwa lata. Z pocza?tku dzieci spotykały sie? włas?ciwie podgołym niebem. Po wyjez?dzie brata centrum przekształcilis?my w szkołe?, kto?ra mies?ciła sie? w wypoz?yczonych salach przedzielonych zasłonami. W tym okresie mielis?my juz? 40 ucznio?w z ro?z?nych zaka?tko?w wschodniego Kamerunu.

Do dzis? tym sie?zajmujesz?
Nie tylko tym. Przez jakis? czas pomagałam w wie?zieniu, ale praca w szkole to moje zasadnicze zaje?cie. Jestem dyrektorem szkoły s?w. Jana Chrzciciela w Bertoua we wschodnim Kamerunie. Od 2014 roku nasza placo?wka przyjmuje nie tylko dzieci głuchonieme, ale ro?wniez? z innymi niepełnosprawnos?ciami - jestes?my otwarci na kaz?dego człowieka, staramy sie? kaz?demu pomagac?, jak moz?emy. Mamy zatem dzieci opo?z?nione w nauce, dzieci z zespołem Downa, autystyczne czy słabowidza?ce i niepełnosprawne  fizycznie. Pracujemy razem z kolejnymi misjonarkami: Gosia? Pietrucha? i Magda? Słowik. Gosia zajmuje sie? internatem, w kto?rym przebywa 40 pensjonariuszy, a Magda uczy angielskiego. Szkoła jest wcia?z? w budowie i mam nadzieje?, z?e niedługo ja? ukon?czymy.

To pewnie najwie?ksza trudnos?c?, z jaka? sie? teraz zmagacie.
Tak, ale wyzwaniem jest dla nas ro?wniez? budowa internatu. W ubiegłym roku mielis?my 124 ucznio?w. Obecnie dzieci s?pia? w salach lekcyjnych, maja? polowa? kuchnie? i jadalnie?, nie sa? to jednak warunki na dłuz?sza? mete?. Ufamy Opatrznos?ci Boz?ej, tak jak dotychczas. Trzeba jednak wiedziec?, z?e nie jestes?my w tym sami - duz?o oso?b sie? za nas modli, a to jest ogromna siła. Gdybym miała opowiedziec? o jakims? konkretnym cudzie, kto?ry Pan Bo?g nam tutaj podarował, powiedziałabym jedno: kaz?dy dzien? jest tutaj cudem. Bez Boz?ej Opatrznos?ci, kto?ra prowadzi codziennie nasze działania, nie moglibys?my mo?wic? o naszej misji. Tego tez? uczymy dzieci na katechezach: z?e to Pan Bo?g wszystkim kieruje.
Gdy ktos? pyta mnie, jakie mam plany na przyszłos?c?, odpowiadam, z?e moje plany to te, kto?re Pan Bo?g ma dla mnie. Lepiej zaufac? Panu Bogu, On ma dla nas najlepszy scenariusz. Korzystaja?c z okazji, chciałabym serdecznie podzie?kowac? wszystkim tym, kto?rzy nas wspieraja? w jakikolwiek sposo?b. wasza? modlitwe? czujemy kaz?dego dnia i widzimy, jak ona nam pomaga. Niech Pan wam wynagrodzi to, co nam ofiarujecie: wasze cierpienia, czas, modlitwe? i ofiary. Przepraszam, z?e nie odpisuję na listy - jednak o kaz?dym pamie?tam w modlitwie.

 

Rozmawia Zofia Kędziora, misyjne Drogi

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!