Trzymajmy się ciepło
Gorące lato skończyło się dosyć nagle, zrobiło się wyraźnie chłodniej. Wraz z chłodem w naszej strefie klimatycznej przychodzą infekcje górnych dróg oddechowych. Wprawdzie media zdominował w ostatnim czasie koronawirus, ale jest wiele innych wirusów, które dają objawy ze strony górnych dróg oddechowych.
Zwykle te wirusy są mniej lub bardziej sezonowe, a mądrość ludowa jasno wiąże je z zimnem, stąd i nazwa choroby – przeziębienie. Ale czy wychłodzenie ciała zawsze szkodzi? Zimno ma wiele zastosowań leczniczych, choćby w terapii ostrych urazów, w rehabilitacji, leczeniu niektórych chorób przewlekłych. Popularne i w naszym kraju jest choćby „morsowanie”, a ludzie, którzy zażywają kąpieli w lodowatej wodzie twierdzą, że właśnie dlatego cieszą się dobrym zdrowiem. Niekoniecznie musi tak być w istocie. Generalnie, zanurzenie się w zimnej wodzie jest w dłuższej perspektywie zawsze śmiertelne – już przy spadku temperatury ciała do ok. 33 stopni Celsjusza może wystąpić utrata świadomości, a poniżej 30 w zasadzie zawsze dochodzi do zatrzymania akcji serca. Stąd zanurzenie w lodowatej wodzie człowieka pozbawionego odzieży ochronnej najpóźniej po około pół godzinie skończy się zgonem.
Jednak człowiek niezaadaptowany do uroków kąpieli w wodzie o temperaturze poniżej ok. 15 stopni, zwłaszcza jeśli nie jest całkowicie zdrowy może zginąć już po kilkunastu sekundach takiej rozrywki. Odruchowa reakcja układu nerwowego powoduje w razie nagłego narażenia skóry na kontakt z zimną wodą zaburzenia rytmu serca nawet u zdrowych, a zanurzenie w zimnej wodzie skóry twarzy, zwłaszcza okolicy ust odruchowo wstrzymuje oddychanie. Stąd, mimo, że regularne pływanie w lodowatej wodzie faktycznie niesie pewne korzyści zdrowotne, w tym rzadsze infekcje górnych dróg oddechowych czy zwiększoną odporność na stres, to powinno być uprawiane rozsądnie – tzn. po uprzednim sprawdzeniu stanu zdrowia i stwierdzeniu braku przeciwwskazań oraz pod okiem doświadczonych instruktorów. Podobnie rozsądne podejście należy zastosować do innych metod „hartowania” organizmu.
Wirusy lubią chłodek
Choć „morsy” zarzekają się, że ich hobby jest bardzo przyjemne, to na ogół przed wyziębieniem się bronimy, a przemarznięcie jasno wiążemy z chorobą. Medycyna od wielu lat próbuje wyjaśniać to zjawisko od strony naukowej. Pod koniec ubiegłego wieku przyjmowano, że niezbyt silny w sensie analizy matematycznej związek między przemarznięciem a wystąpieniem typowych objawów przeziębienia, tj. kaszlu, kataru, bólów głowy i mięśni oraz gorączki da się wyjaśnić odruchowym wobec wychłodzenia skóry skurczem naczyń śluzówki dróg oddechowych, przede wszystkim nosa. Niedostateczne ukrwienie śluzówek może ułatwiać wirusom pokonanie pierwszych barier obronnych organizmu, co skutkowałoby następczą pełnoobjawową infekcją. Bo generalnie za źródło objawów przeziębienia uznaje się reakcję organizmu na infekcje wirusową. A większość wirusów za takie infekcje odpowiedzialnych jest ewidentnie sezonowa. Ta sezonowość najprawdopodobniej wynika z ich preferencji termicznych.
Wiele wirusów odpowiedzialnych za infekcje górnych dróg oddechowych, łącznie z wirusami grypy, preferuje mianowicie warunki nieco chłodniejsze niż prawidłowa temperatura ciała ludzkiego. Najskuteczniej mnożą się w temperaturach rzędu 33-34 stopni, a optymalna wartość dla wnikania do komórek bywa nawet niższa. Stąd sprzyja im ochłodzenie śluzówek nosa i jamy ustnej. Co więcej, wiele z wirusów może przez długi czas przebywać w naszych drogach oddechowych w postaci „uśpionej”, czekając niejako z rozpoczęciem ataku do sprzyjającej chwili, czyli np. właśnie do spadku temperatury w drogach oddechowych lub osłabienia zdolności obronnych organizmu z innego powodu. Dlatego zalecenia naukowe, co do zapobiegania przeziębieniom są zgodne z zasadami ludowymi – należy unikać wychłodzenia, zwłaszcza wynikającego z długiego pozostawania w bezruchu w niskiej temperaturze. Jeśli już musimy przebywać zbyt lekko ubrani w chłodnych warunkach należy żwawo się ruszać, na tyle żwawo, żeby się lekko spocić, co jest znakiem, że rozgrzaliśmy się wystarczająco.
Chorego trzymać w cieple
Jeśli infekcja już nas dopadnie, zalecenia, które obowiązują współcześnie spodobałby się również naszym babciom. Chorego należy trzymać w cieple, tzn. powinien czuć, że nie jest mu zimno. Także temperatura powietrza w pomieszczeniu, w którym chory przebywa, powinna być na tyle wysoka, żeby nie dochodziło do skurczu naczyń śluzówek dróg oddechowych i spadku przepływu krwi przez nie. To z krwią bowiem dostają się do śluzówek przeciwciała i komórki układu odpornościowego, walczące z wirusem. Chory nie powinien uprawiać sportu, ani zbyt żwawo się ruszać – wywołane wysiłkiem szybsze oddychanie również wychładza śluzówki dróg oddechowych.
Z jednym zaleceniem babcie mogłyby się jednak nie zgodzić – pokarmy i napoje podawane choremu powinny być ciepłe, ale nie gorące. Zbyt wysoka temperatura również może sprzyjać wirusom, a odruchowy następczy skurcz naczyń może wprawdzie łagodzić dolegliwości takie jak zatkany nos, czy ból gardła, ale per saldo nie być korzystny z powodów opisanych wyżej. Jednak chory nie powinien spożywać napojów ani pokarmów zimnych, w tym, oczywiście lodów.
Uwaga na końcówki
Szczególnie narażone na spadki temperatur są te części organizmu, które „wystają”, tzn. głowa, ręce i stopy. Warto więc w sezonie jesiennym stosunkowo wcześnie zaprzyjaźniać się z czapką, rękawiczkami i ciepłym obuwiem czy skarpetami. Nadmierne wychłodzenie stóp szczególnie sprzyja skurczowi naczyń w drogach oddechowych i ułatwia życie wirusom. W jednym z badań dotyczących przeziębień wykazano, że wychłodzenie stóp przez zanurzenie ich w lodowatej wodzie na 20 minut u około 10% badanych wywoływało w kolejnych dniach objawy przeziębienia.
Jednak warto pamiętać, że naturalne mechanizmy regulacji temperatury dość dobrze chronią przed wychłodzeniem organizmu przez oziębianie jego „końcówek”. Z kolei na nic zdadzą się czapka, skarpety i rękawiczki, jeśli reszta ubioru będzie zbyt lekka w stosunku do temperatury zewnętrznej i poziomu aktywności. W niektórych wypadkach utrzymywanie stóp w zbyt wysokiej temperaturze będzie wręcz szkodliwe. Pocąca się nadmiernie skóra będzie ulegać maceracji i uszkodzeniom. Szczególnie wrażliwi na takie problemy są ludzie z cukrzycą lub chorobami naczyń i oni powinni zwracać szczególną uwagę na komfort termiczny stóp, co w naszej strefie klimatycznej nie jest takie łatwe, z uwagi na znaczną zmienność warunków nawet w ciągu jednego dnia.
Przeciw zimnym nóżkom
Choć istnieją sytuacje, w których świadome chłodzenie stóp może być korzystne, jak to się dzieje np. w niektórych schorzeniach naczyniowych to zazwyczaj wolimy sobie stopy raczej rozgrzać niż schłodzić. Jeżeli zrobimy to przed snem, może się okazać, że łatwiej będzie dzięki temu zasnąć. Zwłaszcza u starszych ludzi obserwowano poprawę jakości zasypiania dzięki ogrzaniu stóp przed snem. Stąd, szczególnie w obliczu trudnej sytuacji na rynku paliw i niepewnych prognoz, warto się rozejrzeć za starymi sprawdzonymi metodami ogrzewania wrażliwych części naszego ciała w zimowe wieczory. Wydziergane przez babcię wełniane skarpety mogą być tej zimy nieocenione. ■
Tekst dr Jarosław
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!