„To wiem na pewno”
Zdjęcie: Krzysztof Bieliński
Rodzice dorosłych dzieci. Dwie córki i dwaj synowie zderzają się z prozą życia, borykając się z poważnymi problemami. Poznają, co to odpowiedzialność, uczciwość, odwaga. W spektaklu poznajemy, jaka jest cena, jaką przychodzi zapłacić za prawdziwe szczęście.
Podczas 63. Kaliskich Spotkań Teatralnych 13 maja mieliśmy okazję zobaczyć spektakle. Festiwal założony został w 1960 roku przez Tadeusza Kubalskiego. Konkurs teatralny organizowany jest przez Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu od 1961 roku, a od 1985 roku konkurs aktorski. Jest najstarszym polskim festiwalem teatralnym i jedynym polskim konkursem aktorskim. Jednym ze spektakli był „To wiem na pewno”, zaprezentowany przez zespół z Teatru Ateneum z Warszawy.
„To wiem na pewno” przyciąga znanymi nazwiskami. W rolach głównych występują Agata Kulesza i Przemysław Bluszcz. Grają oni rodziców czwórki dorosłych dzieci. Przeżywają ich problemy, czują na kilometr zbliżające się do nich kłopoty, przewidują nadchodzące katastrofy i smutki. Paulina Gałązka, Waleria Gorobets, Paweł Gasztold-Wierzbicki oraz Jan Wieteska grają czwórkę rodzeństwa. Każde z nich zapewnia rodzicom ogrom emocji i stresu. Ale czyż nie taka jest rola rodzica? Martwić się na zapas, czuwać nad dzieckiem nawet, gdy już dawno jest pełnoletnie i nawet gdy ma już swoją własną rodzinę?
Czy zna pan takich ojców, jakiego pan grał?
Przemysław Bluszcz: Tak, (śmiech) znam takich ojców. Ojcowie z pokolenia moich rodziców, pokolenia skażonego traumą wojenną, byli dosyć chłodni, zdystansowani, trudno z nimi o bliskie relacje. Chociaż znam też rodziny, w których relacje między rodzicami były bardzo ciepłe. Z doświadczenia jednak wiem, że niewiele ich było. Teraz to się zaczyna zmieniać, bo i świat się zmienia. Relacja między ludźmi stała się jedną z głównych wartości. Ukształtowanie młodego człowieka jest jego bagażem na całe życie. Źle wykształcone narzędzia i sytuacje przemocowe mogą mieć czasem opłakane skutki. Prawie na co drugiej terapii można usłyszeć, że warto przerwać koło, by nie powtarzać tych samych błędów. Właśnie z taką historią mamy do czynienia w tym spektaklu.
Uważa pan, że głównym problemem rodziców w tej sztuce jest to, że chcą mieć dzieci takie, jakie sobie wyobrażali? Faworyzują dzieci?
PB: Mój bohater mówi w pewnym momencie: „Nie tak miało być. Myślałem, że będą tacy jak my, ale lepsi od nas”. Takie jest marzenie każdego rodzica, żeby ich dzieci miały lepiej. I tak, faworyzują dzieci… myślę, że w każdej rodzinie tak jest.
Naprawdę, to nieuniknione?
PB: Konsekwencja jest bardzo ważna. W końcowym monologu grana przez Agatę Kuleszę, mama Ania mówi, że rozmyślała o miłości. Czasem się jej daje za dużo, a czasem za mało. Trudno to zrównoważyć i znaleźć złoty środek. Z doświadczenia ludzkiego i rodzicielskiego wiem, że nie ma ważniejszej rzeczy niż rozmowa, bycie w relacji, przegadywanie tematów i problemów, a nie zamiatanie ich pod dywan. Należy próbować znaleźć rozwiązanie, tłumaczyć. Nie ma zdrowszej rzeczy dla relacji. Pamiętam jak w latach 80. w stanie wojennym stałem z babcią w kolejce… na przykład po meble… Nigdy wcześniej nie poznałem tak babci i dziadka, jak za komuny. Wszelka ideologia zabija emocje i uczucia, więc należy być czujnym. Wierzmy w człowieka, relacje międzyludzkie, uczucia.
Podobały mi się słowa Janka, ojca granego przez pana. Szczerość jest dla niego najważniejsza. Gdyby jej nie było, kłamstwo mogłoby go zabić.
PB: Tak, choć z drugiej strony on ma swoje podejrzenia, bo przecież Pola go okłamuje. On stara się jednak wziąć to za dobrą monetę. Rodzice czasem muszą znaleźć się w roli oszukanego (śmiech). Jest to rodzaj gry.
Rodzicowi trudno jest pozwolić dziecku na popełnianie błędów.
PB: Z pewnością! Z drugiej strony dziecko nie nauczy się, jeśli nie popełni tego błędu i nie przepracuje jego konsekwencji. My nie przeżyjemy za nasze dzieci ich życia.
Bardzo podobała mi się scena rocznicy ślubu. Rodzice dorosłych dzieci, tylko we dwoje, świętują w restauracji. Czy receptą na udany związek jest… randkowanie?
PB: Dokładnie. Cały czas trzeba dorzucać drewienek do ogniska. Musimy też zadbać o siebie i o naszą więź. Wiele małżeństw kończy się z tego powodu, że coś się wypala, są ze sobą tylko ze względu na dzieci. W sztuce tutaj też ten wątek się pojawia. Pamiętam, że gdy przeczytałem tekst, uznałem go za świetny. Rzadko zdarzają się tak wielowymiarowe scenariusze. Dał mi tak bardzo do myślenia o moim życiu, o życiu mojej rodziny, moich rodzicach… Myślę, że to jest spektakl, na który warto się wybrać wraz z dorosłymi dziećmi. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Za dialog właśnie kocham teatr. Dialog z widzem, między ludźmi na scenie. Każdego wieczora jest inny. Uwielbiam to! Film nagra się i jest gotowy, nie cofniemy, a tutaj za każdym razem można coś nowego usłyszeć.
Z Przemysławem Bluszczem rozmawiała Katarzyna Krupińska
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!