To nie był kraj dla mdlejących na widok krwi
Z zasady epatowanie krwią i drastyczne opisy pozostawiam tabloidom. A jednak chyba nie da się napisać krótkiego tekstu o Aztekach, nie przywołując tego niesamowitego opętania krwią i pociągu do ofiary, do samookaleczenia, do obdzierania ze skóry, do wyrywania serc i zrzucania odciętych głów po stromych zboczach piramid. Chyba żaden inny naród na świecie nie był tak zafascynowany krwią, jak Aztekowie, tak opętany wiernością magicznemu przekonaniu, że krew ofiar ludzkich sprawia, że słońce wschodzi i świat się nie zatrzymuje. Było to dawno temu, ale ciągle nie da się tego zrozumieć.
Jako chrześcijanin i na dodatek ksiądz nie mogłem rozpocząć dzielenia się moimi wrażeniami z podróży do Meksyku inaczej, niż od spotkania z Matką Bożą z Guadalupe. Również z czysto chronologicznego punktu widzenia, ponieważ już w pierwszym dniu naszego pobytu miało miejsce to niesamowicie bliskie spotkanie z uwiecznioną na tilmie Juana Diego Śniadolicą Panią, o którym napisałem Wam dwa tygodnie temu. Ale oczywiście historia Meksyku nie rozpoczęla się w roku 1531, wraz z objawieniami Matki Bożej.
Trzy Meksyki
W przewodnikach czytamy wręcz o trzech Meksykach. Pierwszym jest ten sprzed konkwisty, który wraz z archeologami próbujemy odkryć, wspaniały przez wzniesione budowle, ale i brutalny i straszny przez zwyczaje, o których czytamy ze ściennych malowideł. Jest to Meksyk, choć oczywiście wcale się tak wtedy nie nazywał, którego symbolem może być pierzasty wąż, Quetzalcoatl, uznawany za bóstwo przez liczne cywilizacje prekolumbijskie. Czy ktoś jest w stanie zacytować teraz z pamięci dopiero co przeze mnie wymienioną nazwę pierzastego węża? Nie? Szukacie wzrokiem raz jeszcze jego nazwy i próbujecie przeliterować z trudnością? Nie martwcie się! Nie wiem, ile razy słyszałem to imię w różnych strefach archeologicznych, a i tak nie potrafię go zapamiętać. Podobnie jak nazw różnych ludów, które się przewinęły przez terytoria dzisiejszego Meksyku. Bo nie byli to tylko Aztekowie i Mayowie, to by było zbyt proste. Co powiecie na Zapoteków, Misteków, Mazateków, Triqui, Chontalów, Zoków, Chinanteków, Nahua, Chocholteków, Cuicateków, Ixateków... I bynajmniej nie wymieniłem wszystkich (oczywiście przepisałem, bo przecież nie z pamięci). Natomiast nie było tu Inków, a szkoda, bo my znamy Inków, Mayów i Azteków ;-) Ale Inkowie żyli przede wszystkim na terenach dzisiejszych Peru i Ekwadoru, a także Boliwii, Chile, Kolumbii i Argentyny. Ale wracamy do Meksyku. Drugi Meksyk jest hiszpański i katolicki, rozpoczął się konkwistą, a jego symbolem jest wszechobecna Matka Boża z Guadalupe, który trwał przez ponad trzysta lat. I wreszcie jest Meksyk nowoczesny, któremu dały początek najpierw wojny o niepodległość, a później rewolucja i próby wyrugowania Kościoła i chrześcijaństwa z życia publicznego. W pewnym sensie te trzy Meksyki przenikają się dzisiaj i na co dzień widać ich oblicza.
Kiedy wsiadaliśmy do samolotu, który miał nas przemieścić z Europy do Mexico City, przyglądaliśmy się niektórym współpasażerom i nie mieliśmy najmniejszych wątpliwości, że w ich żyłach płynie aztecka krew. A może chinantecka? Kto to wie... Dzisiaj przeniesiemy się do pierwszego Meksyku, którego mieszkańcy nie mieli zielonego pojęcia, że gdzieś na drugiej półkuli istnieje zupełnie inna cywilizacja.
Aztekowie i ich makbryczne zwyczaje
Jeszcze w tym samym dniu, w którym spotkaliśmy się z Matką Bożą w wizerunku uwiecznionym na płaszczu Juana Diego, wybraliśmy się do odległego o 50 km od centrum Meksyku Teotihuacan, które uchodzi za jedno z najwspanialszych stanowisk archeologicznych w kraju. Co prawda nie jest skąpane w zieleni dżungli, jak inne stanowiska na południu kraju, ale Piramida Słońca i Piramida Księżyca majestetycznie górują nad odkrytym terenem, który niegdyś, w czasach świetności (lata 450 – 650 po Chr.) było najbardziej imponującym ośrodkiem prkolumbijskiej Ameryki, gdzie na 23 kilometrach kwadratowych żyło nawet do 200 tysięcy ludzi. Choć Teotihuacan często pojawia się w azteckiej mitologii, to jednak nie zachowały się żadne źródła pisane i wszystko, co wiemy opiera się na znaleziskach archeologicznych.
Skoro mamy tutaj piramidy Słońca i Księżyca, warto może przypomnieć, jak Aztekowie (choć nie oni zbudowali to miejsce) widzieli początek swojego świata, co pozwoli nam, może nie zrozumieć, ale przyjąć do wiadomości genezę krwawych ofiar, którymi wsławił się ten lud. Otóż w tym micie na początku była ciemność i bogowie zebrali się właśnie w Teotihuacan, aby znaleźć sposób na narodzenie się światła. Postanowiono, że ktoś musi dobrowolnie rzucić się w ogień. Jeden z bogów się zgodził, by jednak ostatecznie przestraszyć się i zrezygnować: to jego nazwano Księżycem. Inny, choć ponoć wątły, rzucił się w ogień i tak stał się Słońcem. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że według tego mitu, Słońce należy ciągle „karmić”, podobnie jak inne ciała niebieskie, aby cały system się nie zatrzymał. Najpierw poświęcili się inni bogowie, a później Aztekowie wierzyli, że przez przelew krwi oni muszą podtrzymywać ruch na niebie. Dlatego los jeńców w wojnach Azteków był zawsze przesądzony: byli składani w ofierze. Ich pierś była przecinana nożem zrobionym z oksydianu, a serce wyrywane i wznoszone ku górze. Nawet specjalnie wymyślono wojny (tzw. kwietne wojny), aby mieć wystarczającą ilość ofiar. Bo im bardziej się umacniał aztecki lud, tym więcej potrzebował ofiar. Niektórzy więźniowie dobrowlonie poddawali się swojemu losowi, inni walczyli i trzeba było ich narkotyzować. Wyrwanie serca było sięgnięciem po samo źródło krwi i życia, ale okrócieństwo na tym się nie kończyło, ponieważ ciała były później zjadane w kanibalskiej uczcie. Kiedy odbudowywano jedną ze świątyń (w Tenochtitlan), uważa się, że w ciągu czterech dni dokonano ofiary z 20 tysięcy ludzi. Niektóre źródła podają też, że aztecki rytuał wymagał, by dla usatysfakcjonowania bogów zadawać ofiarom jak największe cierpienia: gdy w czasie suszy bogowi deszczu Tlalokowi składano ofiary z dzieci, przed zabiciem wyrywano im paznokcie, by dzięki ich łzom Tlalok mógł zesłać upragniony deszcz.
Jak to budowali nie używając koła?
Wróćmy jeszcze do monumentalnego Teotihuacan, które dało pocztek systemowi religijnemu właściwemu wielu późniejszym ludom, choć za głównych spadkobierców kulturowych uważa się Tolteków i Azteków. Jego budowa rozpoczęła się ok 200 roku przed Chr. i do dziś trwają spory, który lud tego dokonał. Może Totonakowie, albo Cuicuilco? W VII wieku miasto było wielokrotnie zdobyte i spalone, choć naukowcy uważają, że większy wpływ na ostateczny upadek miasta miały zmiany klimatyczne i doszczętne wyjałowienie ziemi.
Turyści mogą podziwiać przede wszystkim Piramidę Słońca i Piramidę Księżyca, a także Świątynię Pierzastego Węża, ozdobione płaskorzeźbami tego ostatniego, a także innego popularnego bóstwa z wyłupiastymi oczami – Tlaloka – wspomnianego wyżej boga deszczu. Cały kompleks rozciąga się wzdłuż tzw. Drogi Zmarłych i robi wielkie wrażenie: jak oni to budowali nie znając praw fizyki i nie używając koła, choć nie sposób pozbyć się z wyobraźni scen składania ofiar. To miejsce w czasach konkwisty było dawno zapomniane, ukryte przez naturę przed oczami hiszpańskich konkwistadorów, jednak podobne ofiary składano również w Tenochtitlan, stolicy ówczesnego imperium Azteków, które zachwyciło Hernana Cortesa do tego stopnia, że gdy dotarł do niego w 1519 roku, nazywał je „nową Wenecją” (znajdowało się pośrodku jeziora, dzisiaj jest tam stolica Mexico). Zachwyciło go bogactwo miasta, ale krwawe ofiary, ponoć powitano go poczęstnkiem z ludzkich serc, dały mu podstawę, aby uznać miejscowych za barbarzyńców i usprawiedliwić bezlitosne traktowanie.
***
Do konkwisty jeszcze wrócimy, a dzisiaj chciałbym tylko podkreślić, że czasami nasza fascynacja tym, co nieznane bierze się z niewiedzy. Nasza przewodniczka opowiadała nam o pewnym archeologu, który odkrywając kolejne piramidy zachwycał się kulturą podbitego ludu. Ale z czasem coraz mniej występował publicznie, bo z odkrywanych ściennych malowideł i innych dzieł coraz bardziej wyzierała prawda o krwawych ofiarach z ludzi. I biedny miłośnik zaginionej cywilizacji nie chciał tej wiedzy ujawniać, ciężko było mu pożegnać się z mitem pokojowo usposobionego miłującego sztukę ludu... Ze wspomnianych kultur Azteków i Mayów, najwięcej wiemy o tej pierwszej. Kiedy się zwiedza Muzeum Antropologiczne łatwo zauważyć, że najwięcej eksponatów dotyczy właśnie Azteków. Kto wie, jakie rewelacje przyniosą nam kolejne prace archeologiczne, dotyczące Mayów i innych ludów. Zwłaszcza, że w Meksyku ciągle jest mnóstwo do odkrycia. Kilka lat temu pewien archeolog pytany w Palenque, ile jeszcze czasu będą trwały wykopaliska w tym miejscu i w okolicy, odpowiedział, że w tym tempie potrzeba jeszcze nieco ponad pięćset lat ;-) Więc jest bardzo prawdopodobne, że wiele naszych obecnych przekonań może ulec zmianie.
ks. Andrzej Antoni Klimek
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!