Teatr z misją?
Uważam, że decyzja, by zabrać pieniądze teatrom, a dać je o. Rydzykowi na Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej była ze wszech miar słuszna. Wycofanie się z niej jest zaś błędem. Dotowany teatr nie jest żadną świątynią sztuki, jest kanałem dystrybucji propagandy lansującej tę grupę, która płaci.
Za rządów poprzedniej ekipy mieliśmy wysyp tak zwanych „prywatnych” teatrów. To nie były żadne prywatne teatry, ale placówki utrzymywane za pieniądze podatnika. Jeśli cofnie się tym rzekomym teatrom rządowe dotacje, to upadną jeden po drugim. I bardzo dobrze. Nie ma z nich żadnego pożytku. No, ale nie o pożytek przecież chodzi, ktoś mi zaraz powie, sztuka przecież jest ważna. Jaka sztuka? - odpowiadam. Tam nie ma żadnej sztuki. To jest jedna wielka hucpa, w którą wkręcani są frajerzy, chcący płacić za bilety.
Czy artysta może robić, co chce?
Kiedy byłem na studiach, na kursie ze sztuki nowoczesnej padło hasło - artysta robi, co chce. Miał to być niby autentyczny manifest awangard wszelakich. To jest kłamstwo, nawet nie perfidne, ale prostackie, mające przykryć jumę, czyli kradzież publicznych pieniędzy, artysta bowiem nigdy nie robi tego, co chce. Zawsze robi to, co mu każą. Dotyczy to wszystkich rodzajów sztuk. Jeśli artysta jest na tyle nierozsądny, by działać z własnej inicjatywy i lansować swoje pomysły, które jakoś może wpisują się w propagandę różnych wpływowych grup, ale nie do końca i trochę obok instrukcji, musi się liczyć ze śmiercią głodową, która będzie wynikiem obojętności odbiorcy. Ten bowiem, nie licząc pojedynczych przypadków, zawsze czeka na sygnał, po którym ma pewność, że może już bezpiecznie entuzjazmować się wraz z innymi oszukanymi jakąś sztuką, czy rzeźbą. Tak to działa i nie chce być inaczej. Artysta, którego interesuje coś innego niż najbardziej chamska i prymitywna propaganda, zostaje zapomniany. Dwa stulecia później, uczą o nim studentów i mówią, że był nieszczęśliwy. Trochę może zarobił, ale sławy nie zyskał. Oczywiście, że nie zyskał, bo sławę zyskuje się w wyniku działań propagandowych.
Propaganda z konkretnym wrogiem na celowniku
W kogo wymierzona jest ta propaganda, za którą płaci państwo, nazywana przez wynajętych dziennikarzy sztuką? W największego wroga państwa świeckiego, czyli w Kościół powszechny. Dlaczego Kościół nie odpowiada w sposób systemowy i zorganizowany na te ataki? Bo ma inną misję i nie ma dziś przeważnie środków na to, by wynajmować ludzi z talentem, którzy odparliby swoją sztuką tych fajansiarzy pracujących na państwowych budżetach. To się już ciągnie ładnych parę lat, ale mało kto rozumie istotę tego procesu. Kościół nie może prowadzić propagandy takiej, jaką prowadził cztery stulecia wstecz, bo nie ma na to środków. One zostały skradzione i są teraz najczęściej przeznaczane na walkę z Kościołem. Teatr zaś, ma tu szczególną rolę do spełnienia, o czym możemy się przekonać zaglądając w życiorysy różnych ważnych postaci i sprawdzając, która z nich studiowała teatrologię. To jest prosty test i w zasadzie po nim nie trzeba już nic dodawać. Studiowałeś teatrologię? Tak. Dziękuję. Wszystko jasne.
Jaka jest rola widza?
Państwo, korzystając z „zajumanych”, gdzie się da, pieniędzy przygotowuje systemowo ludzi, którzy będą obsługiwać machinę propagandową. Ta zaś pracować będzie na różnych poziomach. Będzie sztuka „wysoka”, gdzie na deskach mogą pojawić się nawet sceny kopulacji (sprowadzi się w tym celu „artystów” choćby z Czech) i będzie sztuka dla ludu, czyli kabarety, gdzie nieśmieszny już całkiem Grzegorz Halama, będzie udawał żółwia. I to będzie leciało bez przerwy, do - za przeproszeniem - porzygania. Jeśli zaś ktoś spróbuje zwrócić uwagę, że oferta jest powtarzalna, uboga i tak naprawdę jej funkcja sprowadza się do zanegowania misteryjnego charakteru publicznych przedstawień, podniesie się czterdziestu prychających z irytacją teatrologów, którzy jeden przez drugiego zaczną tłumaczyć gawiedzi, co ma myśleć. I gawiedź to przyjmie i ukocha. Mechanizm bowiem napędzający teatr i wszelkie przedstawienia jest niesłychanie prosty. Jeśli na tle czarnej kotary, czarnej podłogi i w ogóle czarnej sceny postawimy ubranego na czarno blondyna, jeśli oświetlimy go punktowo błękitnym reflektorem, a on mrucząc coś pod nosem rozepnie sobie spodnie i zacznie robić siku, nawet na pierwsze rzędy widowni, wszyscy oszaleją z zachwytu. I nikt nie będzie miał tyle woli, by wyjść na tę scenę i kopnąć tego oszusta w tyłek. Do tego potrzebni są ludzie z prawdziwego zdarzenia, a nie masa poszukująca rozrywki po ciężkiej pracy w korporacji. Numer ten w rozmaitych wariantach ćwiczymy dziś w zasadzie wszędzie. Nie ma już przedstawienia bez skandalu, a dzieje się tak, ponieważ emocje widzów zostały sprasowane w kostkę, a całą dyskusję o ewentualnych wrażeniach z tego, czy innego wydarzenia kulturalnego wzięli na siebie fachowcy. Widz ma milczeć i płacić za bilety. Jak się odzywa, a do tego jeszcze krytycznie, to znaczy, że nie zna się na sztuce, albo próbuje podważać intencje pana reżysera, a to już jest prawie przestępstwo.
Deprawacja na różnych płaszczyznach
W schemat opisany tu przeze mnie wprasowane są reakcje teatrowi wrogie. One muszą mieć zawsze taki sam charakter, który gwarantuje awangardowym propagandystom święty spokój i dobre samopoczucie. To znaczy, na widowni powinni pojawić się co jakiś czas ludzie wyglądający jak Wincenty Witos skrzyżowany z panem Stonogą i wznosić okrzyki: „To skandal, to skandal.... ratujmy ojczyznę i świętości narodowe!” Po czymś takim każda hucpa ma zagwarantowane powodzenie. I za tymi eventami także, jak sądzę, stoją teatrolodzy. Nie o świętości narodowe bowiem tutaj idzie, ale o inne zupełnie. Nie o Nieboską komedię walczymy i nie o właściwe postrzeganie roli Żydów w historii. To są zagrywki propagandowe, czego protestujące przeciwko przedstawieniom Klaty środowiska krakowskie nie rozumieją i nigdy nie zrozumieją. Nie ma mowy o tym, by dyskusję na temat tych skandalizujących przedstawień prowadzić na innej płaszczyźnie. No, a przecież koniecznie trzeba. Czy Klata może zrobić przedstawienie bez gołej baby i sikającego faceta? A ten drugi z Wrocławia, czy może zrobić przedstawienie bez scen erotycznych oglądanych przez dziecko? Może, oczywiście, że może. Każdy z nich może to zrobić. Dlaczego więc tego nie robią? Bo celem jednego i drugiego jest głęboka deprawacja publiczności. Co to znaczy głęboka? To znaczy nie tylko obyczajowa, bo takie deprawacje na ludzi już nie działają, ale przede wszystkim estetyczna. Mamy nie rozróżniać dobra i piękna od zła i brzydoty. To jest główny cel działań podejmowanych w teatrach działających za państwowe pieniądze. Żeby ten cel ukryć, a co za tym idzie, dać macherom od sztuki 100 procent szansy na jego realizację, urządza się rozmaite protesty w sprawie szargania narodowych świętości. Od zgrania i synergii tych kwestii są właśnie teatrolodzy.
***
Dlatego właśnie każdy ruch pozbawiający teatry państwowego wsparcia uważam za słuszny i celowy. Tylko zabranie dotacji przywróci tych ludzi do przytomności i przypomni im, że dzięki Bogu prawdziwa sztuka istnieje i można się jej oddawać z autentyczną pasją. No, a jeśli idzie o dotacje dla ojca Rydzyka, to może policzmy, ile pieniędzy dostała od państwa na przykład ta szkoła, w której pracuje kreowany na gwiazdę sceny politycznej pan Zandberg.
Tekst Gabriel Maciejewski?
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!