TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 23 Sierpnia 2025, 14:19
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Tak blisko, a tak daleko nam - okiem młodych

Tak blisko, a tak daleko nam

Przeżywaliśmy niedawno po raz pierwszy Światowy Dzień Ubogich, zainicjowany przez papieża Franciszka. Zajrzałam do papieskiego orędzia. Czytamy w nim m. in., że „z całą pewnością służba najbiedniejszym to jeden z pierwszych znaków, za pomocą którego wspólnota chrześcijańska pokazała się światu. Stało się tak dlatego, że wspólnota ta zrozumiała, iż życie uczniów Jezusa powinno wyrazić się poprzez braterstwo i solidarność w taki sposób, aby odpowiadały one głównemu nauczaniu Mistrza, który nazwał ubogich błogosławionymi i dziedzicami królestwa Bożego”. To jest niesamowita podpowiedź.
Pierwsi chrześcijanie nie mieli Internetu, więc nie mieli wiadomości o biedzie, która dotyka ludzi kilkaset czy kilka tysięcy kilometrów od ich miejsca zamieszkania. Nie przelewali pieniędzy na zagraniczne fundacje. Nie angażowali się w pomoc ludziom totalnie nieznajomym. Ich solidarność obejmowała tych, którzy są najbliżej, w zasięgu wzroku i możliwości konkretnej pomocy. Mamy wiele możliwości, by angażować się „na odległość”. Nie twierdzę, że to kiepski pomysł. To są świetne inicjatywy, w które warto się włączyć. Ale dookoła nas może być o wiele więcej biedy, tylko tej o wiele mniej spektakularnej. Może w chwili, gdy robisz przelew, by wesprzeć organizację, za ścianą masz chorą sąsiadkę, której warto byłoby odkurzyć dywan i skoczyć po zakupy. Albo posiedzieć z gromadką dzieciaków znajomej. Ubogi to ten, który jest w potrzebie. Ta potrzeba nie musi być ogromna, ale niestety im mniejsza, tym trudniej ją dostrzec. A powinna być naturalna. Jak oddychanie. Taka była wśród pierwszych chrześcijan. Bez kalkulowania czy wypada, czy ktoś nie pomyśli, że się narzucam itp. Osobiście dla mnie takim przykładem była moja mama. Nigdy w życiu nie przelała ani złotówki na afrykańskie dzieci, szczególnie że nie miała swojego konta w banku, ale nie raz widziałam ją, gdy bez pytania brała z rąk starszej sąsiadki wiaderka z węglem i wnosiła je po schodach. Nie była ani wykształcona, ani obyta w wielkim świecie, dlatego mam mocne przekonanie, że dostrzeżenie drugiego człowieka jest do bólu proste. Być może jednak ta prostota sprawia, że biegnąc zbawiać świat, mijamy w pośpiechu ludzi, którzy są najbliżej. Druga rzecz to stałość. Łatwo raz w roku zrobić wielką akcję. One też są ważne. Ale jednak łatwiej nam się jednorazowo zmobilizować. O wiele trudniej na przykład chorej sąsiadce co tydzień dywan odkurzyć. Raz można, drugi raz też, ale żeby tak miesiącami? Niestety dywanu nie da się odkurzyć raz na zawsze. Papież tę stałość nazywa stylem życia: „Dzień ten powinien zwrócić uwagę wierzących, aby przeciwstawili się kulturze odrzucenia i marnotrawstwa, a uczynili kulturę spotkania swoim stylem życia”. Styl życia to postawa, a nie moda, która przemija. Chrześcijaństwo to nie filantropia, która dziś jest, a jutro może się znudzić lub przestać pasować do imagu.
Na koniec jeszcze jedna prywatna wycieczka. Ostatnie tygodnie pokazały mi, że pomoc innych niekiedy jest niezbędna i to na wielu płaszczyznach. Bez tej pomocy, niekiedy bardzo drobnej, ale jednocześnie konkretnej i spontanicznej, którą okazywał spory zastęp ludzi, byłyby to bardzo trudne dla mnie tygodnie. I o to właśnie chodzi - by pomagać bez otoczki wielkich teorii i wzniosłych ideałów, ale w prostocie serca.

Katarzyna Kędzierska

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!