Tajemnica portretu
Ciążeń jest wsią położoną w powiecie słupeckim w gminie Lądek, 70 km od Kalisza. Mieszkańcy mogą się poszczycić XVIII-wiecznym pałacem , kościołem z XVI wieku, a także Nadwarciańskim Parkiem Krajobrazowym.
- Agnieszko! Czy możesz wolniej iść? - wołała Konstancja, biegnąc w deszczu.
- Dasz radę! Z pewnością będzie zaraz jakiś dom i poprosimy o pomoc. Wiesz przecież, że musimy jeszcze dzisiaj dotrzeć na miejsce, a zostało nam 20 kilometrów. Musimy się pośpieszyć!
- Ale Agnieszko, jak chcesz tam dotrzeć, jeżeli nasze auto stoi na środku pola i nie wiadomo, czy to nie poważniejsza usterka…
- Tak wiem…, dlatego tak bardzo jestem wściekła, bo jest 21:00, leje deszcz, auto nam się popsuło i jeszcze ten kiepski telefon, który zawsze rozładowuje się w najpotrzebniejszych momentach. Szef mnie zwolni, jak nie załatwię jutro tego kontraktu. Swoją drogą, kto to widział, aby w XXI w. ktoś nie miał telefonu? - poirytowanym głosem zarzuciła Konstancji. Agnieszka poczuła jednak, że przesadziła czepiając się niewinnej przyjaciółki. Dobiegając wreszcie do Agnieszki, zdyszanym głosem powiedziała.
- Spokojnie. Musimy coś wymyślić. Przecież zawsze razem wychodziłyśmy cało z opresji. Pamiętasz, jak parę lat temu… - widząc poprawę nastroju u swojej przyjaciółki kontynuowała śmieszną anegdotę sprzed lat. - Zobacz Aguś, tam jest informacja, że za 2 km jest jakiś hotel. Poprosimy o pomoc, a jak się nie uda, to przeczekamy noc - nagle Konstancja dostrzegła tabliczkę z napisem : „PAŁAC W CIĄŻENIU” wytężając wzrok, aby cokolwiek zobaczyć w strugach deszczu, zza bramy wyłonił się XVIII-wieczny budynek. Deszcz nieprzerwanie padał, a ciemność nocy zdawała się uniemożliwiać dalszą drogę. Zmęczone i całkowicie przemoknięte popchnęły bramę wejściową. Nie zastanawiając się długo, skierowały się w kierunku drzwi frontowych.
- Jak myślisz, wypada dzwonić o tej godzinie?
- Jeżeli ktokolwiek tu mieszka… - zawahała się Konstancja.
- Halo?! Jest tam kto? Potrzebujemy pomocy? - niepewnym głosem mówiła. Ku ich zadowoleniu z oddali dobiegł odgłos kroków. W drzwiach ukazała się starsza pani, żona zmarłego dozorcy pałacu.
- Dobry wieczór! Przepraszamy, że tak późno ale… - cichym głosem wyjąkała Agnieszka. Przyjaciółki po opowiedzeniu wydarzeń felernego wieczoru, zostały zaproszone przez starszą kobietę do środka. Nie mogąc pomóc dziewczynom w opresji, a mając duże pokłady empatii, zaproponowała, aby przenocowały w jednej z komnat.
- W pałacu mamy 18 pokoi do dyspozycji gości - obie dziewczyny uniosły brwi ze zdziwieniem.
- Tak wiem, jest tu pusto.. Goście chętnie przyjeżdżają na wakacje nacieszyć się nadwarciańską okolicą. O tej porze roku rzadko kto do nas zagląda. Jest jeden pokój o wyjątkowym klimacie. Rano, jak wstaniecie, zobaczycie przez okno widok na ogród, a za nim rozpościerające się łąki nadwarciańskiej okolicy, przez które płynie rzeka z okalającymi ją lasami. W sumie Park Krajobrazowy liczy 12 hektarów i schodzi do Doliny Warty. Od blisko 40 lat trwają prace rewitalizacyjne parku - kobieta mając w końcu możliwość z kimś porozmawiać, zaczęła opowiadać o losach pałacu z czasów jego świetności. - Jeżeli zostanie wam jutro trochę czasu, to zachęcam, abyście zobaczyły nasze ciążeńskie zbiory literatury masońskiej w Europie, ze Śląska i Pomorza. Jest tu łącznie 65 tys. woluminów. Do najstarszych z nich należą druki różokrzyżowców z XVII w. Najwięcej woluminów pochodzi z XIX i XX wieku. Zbiór współczesnej literatury liczy 1, 2 tys. - jest największy w Polsce – dodała kobieta.
Dziewczyny jednak całą swoją uwagę poświęcały na uważne przypatrywanie się pomieszczeniom, przez które przechodziły, idąc w kierunku swojego pokoju. Ich oczom ukazywały się unikatowe dekoracje stiukowe. Konstancja z Agnieszką były bardzo podekscytowane na samą myśl o spędzeniu nocy w pałacu z epoki późnego baroku. Dotarłszy do pokoju na drugim piętrze otworzyły stare, rzeźbione drzwi, a ich oczom ukazał się piękny pokój o ciemnozielonych ścianach, z głębokimi fotelami, ogromnym łóżkiem i kominkiem. Na samą myśl, iż mogą tak jak w dziecięcych marzeniach, stać się na moment księżniczkami, na ich twarzach pojawił się uśmiech.
- No dziewczyny, rozgośćcie się - miłym głosem rzekła starsza kobieta. - Zaraz przyniosę wam ręczniki. Cała podłoga mokra… ale jak piękne przysłowie polskie mówi, gość w dom, Bóg w dom – dodała. Zdawało się, że dziewczyny już nawet nie żałowały trudów podróży i powodu, dla którego znalazły się w tym pięknym miejscu.
Leżąc na łóżku i nie mogąc zasnąć, Konstancja dostrzegła portret. Obraz był powieszony w mało widocznym miejscu. Wcześniej nawet nie zwróciła na niego uwagi. Jednak mocne światło księżyca nakierowało jej wzrok właśnie w tę część pokoju. Zaintrygował ją fakt, iż portret jest powieszony w takim miejscu. Z pewnością dodawało to jeszcze większej tajemniczości postaci, która widniała na nim. Dziewczyna wpatrując się w niego, była ciekawa, kim była dama na obrazie. Jednocześnie nie wiedząc nic o postaci, zaczęła kroczyć w głąb swej wyobraźni układając jej historię…
Konstancja zaczęła w swojej wyobraźni kreować postać kobiety: „Blanche z jasną karnacją, zarumienionymi policzkami, niebieskimi oczami i jasnymi włosami. Najpiękniejsza dama dworu, z wysoce rozwiniętą inteligencja, nie ciesząca się jednak dobrym zdrowiem. Aby podratować zdrowie Blanche wraz z damami dworu wyruszyła do majątku jej krewniaka, Wacława Gutakowskiego i jego żony Józefy z Grudzińskich. Dziewczyna z natury była melancholijna lecz z przyjaznym usposobieniem. Czas wolny spędzała na samotnych spacerach i lekturze powieści. Do codziennych rytuałów należało przemywanie twarzy białym lnem. Jak wiele młodych panien, rozkochana była w modzie paryskiej. Przywdziewała suknie z jedwabiu, szyfonu, tafty oraz atłasu. Całe suknie były licznie zdobione koronkami, biżuterią, kokardami a nawet kwiatami. Na samotne przechadzki po ogrodzie zakładała pantofelki z długimi noskami oraz patynkami. Pewnego dnia, Blanche tak jak każdego przedpołudnia wybrała się na spacer Aleją Lipową. Jednak nie był to ten sam spacer, co każdego dnia. Blanche opowiadała swojej towarzyszce anegdotę z ubiegłorocznego balu, gdy nagle podszedł do nich ogrodnik dworu. Z bardzo zmieszaną miną i wzrokiem skierowanym w ziemię wyjąkał: - Przepraszam za moją śmiałość, ale zgubiła panienka sakiewkę - Blanche ze swoim czarującym wdziękiem uśmiechnęła się delikatnie, dziękując za odnalezienie zguby. Odchodząc od mężczyzny obróciła się bezwiednie za nim, widząc, iż on stał w bezruchu i patrzył na nią zawstydziła się mocno rumieniąc. Ku zdziwieniu jej towarzyszek oraz służby Blanche nie wyszła już tego dnia z pałacu. Obawiała się, iż znowu spotka mężczyznę od sakiewki. Nie bała się jego, ale przestraszyła się swoich uczuć i emocji, jakie mogły wywołać. Jej myśli były skierowane w kierunku paru krótkich chwil. Miała w pamięci ten ułamek sekundy, kiedy to mężczyzna spojrzał jej w oczy. Odczuła wówczas jakby przeszył ją na wskroś oczarowując na zawsze. Następnego dnia Blanche odważyła się udać na spacer, który był wpisany do jej rekonwalescencji. Pomimo tego, iż spodziewała się spotkania z tajemniczym mężczyzną, zadrżało jej serce, gdy zobaczyła go tuż obok bramy wejściowej. Uzmysłowiwszy sobie, że przecież to ona jest panią dworu zdobyła się na odwagę wypowiedzieć parę słów do ogrodnika. - Piękną mamy pogodę, prawda? - Mężczyzna zdziwił się, iż stał się elementem zainteresowania pani dworu. Jednak patrząc, tym razem śmielej na piękną Blanche, odczuł ten sam zachwyt, to samo uczucie, więź, co ona. Po krótkiej chwili stojąc w bezruchu odpowiedział twierdząco na pytanie, po czym odszedł, wiedząc, iż nie przystoi rozmawiać damie dworu z prostym ogrodnikiem. Mieli okazję rozmawiać zaledwie parę razy lecz uczucie, które im towarzyszyło sprawiało, że każda chwila była bezcenna. Krewniak Blanche widząc jej narastającą więź z ogrodnikiem wydalił mężczyznę z pałacu. Dziewczyna, jak tylko dowiedziała się, gdzie przebywa jej ukochany, bez namysłu postanowiła chociaż na chwilę ostatni raz się z nim spotkać. Ogrodnik został przyjęty przez proboszcza pobliskiego kościoła do pracy.
Kościół został zbudowany w 1535 roku w stylu gotyckim, jednak późniejsza przebudowa nadała mu charakter barokowy. Miał jedną nawę o sklepieniu kolebkowym z małym prezbiterium. Dwie kaplice, które przylegają do nawy stworzyły transept. Wewnątrz świątyni znajdowała się chrzcielnica, ambona oraz ornament ołtarzy w stylu barokowym, a także dwa konfesjonały po bokach budynku. Jednak najbardziej okazałym elementem wyposażenia kościoła był misternie zdobiony tron biskupi z XVII wieku.
Kolejnego dnia o świcie Blanche zaczęła szykować się do wyjścia. Ubrała najładniejszą suknię, jaką wzięła ze sobą na wyjazd, misternie wplatając kwiaty konwalii we włosy i delikatnie podkreślając walory swojej urody. Po krótkiej przejażdżce dorożką dojechali do kościoła pw. Jana Chrzciciela. Wówczas widziała go ostatni raz.
Tamtego dnia na dwór przybył znakomity malarz portrecista. Jego wizyta była specjalnie zaplanowana na pobyt młodziutkiej Blanche w pałacu krewniaka.. Jej błękit oczu zdawał się lśnić niczym kryształ. Lecz nie był to blask radości, był to wyraz przepełniającej smutek duszę. Blanche wiedziała, że jej miłość zawsze pozostanie tylko w jej sercu. Różnica, która ich dzieliła, była jak największa przepaść, u której nie widać dna”.
Gdy Konstancja się przebudziła, Agnieszki już nie było. Zostawiła krótki liścik na poduszce, z informacją, iż pojechała wcześnie rano pozałatwiać sprawy służbowe i później po nią wróci. Konstancja była dalej pogrążona w dumaniu na temat Blanche, a może Katherine.. któż wiedział, jak naprawdę ta kobieta miała na imię. Cała jej tajemnica została zawarta tylko na tym obrazie…
Tekst Izabella Wojciechowska
Foto Monika Rubas
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!