TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 26 Lipca 2025, 17:33
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Szkoda, że ryby nie mają głosu

Szkoda, że ryby nie mają głosu

Kiedyś znacznie łatwiej było sobie żartować z różnych rzeczy i sytuacji, bo wyjąwszy Pana Boga i kilka innych nielicznych spraw z Panem Bogiem związanych, na każdą inną sytuację śmieszną czy patetyczną można było reagować śmiechem i zdrowo ją wykpić. Dzisiaj jest odwrotnie: z Pana Boga sobie żartują i kpią (oczywiście pod warunkiem, że chodzi o Boga katolików, bo ewidentnie w bóstwach innych wyznań niczego śmiesznego nie znajdują, albo im maczeta te śmieszne elementy zasłania), natomiast wszystkie inne sytuacje wykpione mogą grozić ostracyzmem a nawet odpowiedzialnością karną dla wyśmiewającego. Rozumiecie więc, że sytuacja plebana ze wsi, który chce z uśmiechem o czymś porozmawiać jest nie do pozazdroszczenia. Za każdym razem trzeba się zastrzegać, że ja nic nie mam przeciwko czemuś tam czy komuś, ale zaistniała sytuacja może wywołać jedynie uśmiech politowania, zażenowania, bezradności albo po prostu zwyczajnej „beki”. A przecież uśmianie się z czegoś jest zawsze lepsze niż strzępienie sobie nerwów po próżnicy, bo i tak nie mamy na daną sytuację wpływu. 

Tak więc również dzisiaj muszę zastrzec, że ja nie mam nic przeciwko... rzekom. Wręcz przeciwnie! Lata temu, jak byłem młody, bardzo chciałem być plebanem we wsi, owszem, ale we wsi w górach. O tak! Takie było moje marzenie, mała parafijka w górach. Teraz trochę mi się gnaty zestarzały, a ścięgna – jakby to powiedział zaprzyjaźniony fizjoterapeuta Dominik – zaplotły się w warkocze, więc góry lepiej się ogląda niż pośród nich skacze niczym młoda kozica, więc Panu Bogu dziękuję, że jednak nie spełnił tego mojego marzenia, ale podsuwam mu inne: wiejska parafijka nad rzeką! To by było to! Mam kolegę niedaleko Wiednia w Austrii, jest proboszczem małej parafijki nad Dunajem... Niebywały spektakl, mówię wam... Już bym nawet zdzierżył, że wszyscy wkoło mówią po niemiecku (a od początku wojny na Ukrainie znowu mam jakieś objawy uczulenia tak na rosyjski jak na niemiecki). Siedziałbym sobie nad rzeką i śpiewał jeden z ulubionych utworów mojej młodości: 

„Wsłuchany w twą cichą piosenkę

wyszedłem na brzeg pierwszy raz.

Wiedziałem już rzeko, że kocham cię rzeko,

że odtąd pójdę z tobą.

O dobra rzeko

O mądra wodo

wiedziałaś gdzie stopy znużone prowadzić

gdy sił już było brak,

brak, było brak.”

Myślę, że jest już poza wszelką wątpliwością, że kocham rzeki, więc teraz spokojnie możemy przejść do tematu głównego, który w Polsce przynajmniej odesłał do lamusa takie argumenty, jak wojna na Ukrainie, pieniądze z Unii, praworządność czy podręcznik do HiT, a mianowicie wody rzeki Odry, w których lepiej znużonych stóp nie zanurzać. 

Bo ryby, panie, zdychają, i nikt nie wie od czego! Czy ja napisałem, że nikt nie wie? Ależ ze mnie kłamca, przecież Niemcy od razu wiedzieli i powiedzieli! Jak wiadomo Niemcy zawsze wszystko wiedzą pierwsi. Są po prostu najlepsi. Pamiętam te dowcipy o tym, że to jakiś Rusek (znowu muszę się zastrzegać, że to po prostu cytat, tak się kiedyś w dowcipach określało mieszkańców Federacji Rosyjskiej a wcześniej ZSRR-u) wynalazł rower. Rusek? Wynalazł rower? Tak, u Niemca na strychu! No i wszyscy w śmiech, bo teraz się zgadza. U Niemca, to tak! Niemcy wiedzą i potrafią. Niemcy od razu więc puścili info, że w Odrze jest rtęć i to ona zabija ryby! I natychmiast nasze siły polityczne, które tym razem znajdują się w opozycji, rzuciły się na tę informację i dalej rozrywać szaty. Ja za bardzo tv nie oglądam, ale akurat u kolegi wpadła mi w oczy scena, jak to jeden taki Szymuś, co kiedyś był dziennikarzem, a teraz jest, prawda, POLITYKIEM, machał rękami nad Odrą i piszczał (moim zdaniem Szymkowi powinni taki dać „zniekształacacz” mowy, jakiego używają przestępcy jak dzwonią na policję, albo policjanci, kiedy odtwarzają zeznania świadków koronnych, których nie chcą zdradzić, wtedy może brzmiałby choć trochę bardziej, no, po męsku) jaka to straszna rzecz ta trucizna, ta rtęć, a nasz rząd nic nie robi! Normalnie patrzyłem na tego Szymka i czekałem, że na bank zaraz się rozpłacze, jak kiedyś nad książeczką z tekstem Konstytucji, albo jeszcze gorzej: chwyci taki stary termometr, z rtęcią właśnie i na znak protestu przeciw rządowi a jednocześnie solidarności z biednymi rybami, wbije sobie w sam środek czoła! Moim zdaniem człowiek jest zdolny do takich rzeczy, ale nie wiem, co się dalej działo, bo kolega zmienił kanał, a ja szybko zrobiłem małe poszukiwanko w Internecie, żeby sprawdzić, cóż to za autorytety naukowe w Niemczech zawyrokowały obecność rtęci w Odrze. No i okazało się, że to jeden wędkarz stwierdził. WĘDKARZ! Fakt, ważny wędkarz, bo szef jakiegoś związku wędkarskiego, ale zawsze wędkarz. Takie to mamy tam autorytety, ale dla naszych Szymków i innych, każda przynęta, że tak polecę slangiem fachowym, jest dobra, aby parę punktów w sondażach wyrwać. W ogóle to ja myślę, że wielu ludzi w Polsce to by chciało, żeby to była prawda o tej rtęci, w nadziei, że się w niej kogoś utopi. I nie ryby bynajmniej... Smutno...

Ale, uwaga, to wszystko wcale nie znaczy, że Niemcy nic nie wiedzą. Wiedzą, wiedzą... Oto niemiecki portal tygodnika Spiegel poinformował, że brandenburski urząd ochrony środowiska już na początku sierpnia zarejestrował zmiany w wodach Odry. 1 sierpnia odczyty na stacji Frankfurt nad Odrą zaczęły rosnąć, a między 6 i 7 sierpnia praktycznie wszystkie parametry na stacji pomiarowej zrobiły ogromny skok, a jednak organ ten pozostał bezczynny, nie informując ani swoich obywateli, ani strony polskiej. Dopiero 10 sierpnia poinformowano opinię publiczną, a 12 sierpnia wprowadzono formalne zakazy kąpieli i połowu ryb. Ewentualna trucizna rozprzestrzeniała się już od tygodnia. Gdyby nie to, że przecież Niemcy to tak solidny, precyzyjny i szlachetny naród, mógłbym pomyśleć, że ktoś w Niemczech był gotowy dopuścić do katastrofy ekologicznej, która w jakiejś części zaszkodziłaby obywatelom ich państwa, byle tylko w Polsce wywołać skandal, kto wie, może nawet doprowadzić do obalenia rządu. Ależ skąd...

W każdym razie, ostatnio pojawiła się teoria złotych alg. Trochę słaba, bo nie za bardzo jest kogo oskarżyć (choć niektórzy uparcie próbują podtrzymywać tezę, że najpierw ktoś – POLACY – zatruł, a potem pojawiły się algi), ale nadal – gdy piszę ten tekst – ostatecznych ekspertyz nie ma. Ale gdyby jednak chodziło o jakichś „rtęciarzy”, to warto wiedzieć, że mają rozmach! Portale szwajcarskie piszą o śniętych rybach również w Renie, są też informacje z Niemiec o podobnych problemach na rzece Saale, a z kolei Czesi wyłowili kilkadziesiąt ton martwych ryb w rzece Dyja pod Brnem. Ciekawe, czy Szymek tam też zapłacze...

Pleban ze wsi

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!