TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 17 Sierpnia 2025, 10:08
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Szaleniec z gazetą

Szaleniec z gazetą 

Ojciec Maksymilian dostrzegł, jak ważną „bronią” stały się media. Zgadzał się z Napoleonem, który twierdził: „cztery nieprzyjazne gazety są groźniejsze od tysiąca bagnetów”. Ale tworzenie mediów w jego przypadku napotkało wielu przeciwników.

O. Maksymilian Maria Kolbe widział przed II
wojną światową, jak prasa i radio coraz bardziej mogą w ludziach zmienić́ nie tylko postrzeganie świata, ale także myś́lenie o nim. Mogą stawiać ich w opozycji do Boga i Kościoła. Pisząc, jak trudna jest sytuacja, o. Maksymilian ostrzegał przed wpływami „złych” mediów i na potwierdzenie, jak ważna jest prasa, cytował nawet założyciela wszechświatowego związku żydowskiego i masona: „Miejcie sobie wszystko za nic, za nic pieniądze, za nic poważanie, prasa jest wszystkim. Mając prasę, będziemy mieli wszystko”. 

Zbrodnia

Przyszły męczennik z obozu koncentracyjnego w Auschwitz wiedział, że musi ratować ludzi przed negatywnym wpływem mediów. Według o. Maksymiliana pierwszym krokiem na drodze walki z liberalną prasą był całkowity jej bojkot, a drugim wydawanie dobrej. O. Maksymilian pisał, że kupowanie antychrześcijańskich pism to wręcz „zbrodnia”. „Kto daje pieniądze na złą prasę, ten prowadzi wojnę przeciwko Kościołowi i nie może zwać się prawdziwym katolikiem” - cytował jednego z niemieckich biskupów o. Kolbe, zwracając się do Akcji Katolickiej. Jako odpowiedź na „złą” prasę stworzył religijny miesięcznik „Rycerz Niepokalanej” i największy katolicki dziennik oraz klasztor z wydawnictwem w Niepokalanowie i nie tylko tam. Wszystko w ciągu zaledwie kilkunastu lat, bo o. Maksymilian był doskonałym organizatorem, ale przede wszystkim duszpasterzem.

Równocześnie w jego życiu pojawiały się ciemne chmury - mniejsze i większe krzyże, które przyjmował z pokorą. O tym napisał Tomasz Terlikowski w książce wydanej osiem lat temu przez Esprit, która powstała na prośbę franciszkanów z Niepokalanowa. Nie znałam jej, powiedział mi o niej nasz redaktor naczelny. Została zatytułowana „Maksymilian M. Kolbe. Biografia świętego męczennika”. Autor sięgając do tego, co pozostało po świętym, dostrzegł, że życie franciszkanina naznaczone było cierpieniem nie tylko w czasie jego uwięzienia w obozie w Auschwitz i jego śmierci w bunkrze głodowym zamiast Franciszka Gajowniczka. Powodowały je nie tylko problemy związane z klasztorem, ale także rodzinne.

Droga Franciszka

Rodzice św. Maksymiliana, czyli Marianna i Juliusz, pobrali się w 1891 r. i zamieszkali w Zduńskiej Woli. Rok po ślubie urodził się ich pierwszy syn Franciszek, a później 8 stycznia 1894 r. Rajmund, przyszły św. Maksymilian. Tego samego dnia został ochrzczony w miejscowym kościele przez ks. Franciszka Kapałczyńskiego. W 1895 r. rodzina Kolbów przeniosła się do Łodzi, gdzie na świat przyszedł kolejny syn Józef. Niestety urodzony w 1897 r. Walenty zmarł rok później, a Antoni żył tylko cztery lata do 1904 r. W rodzinie państwa Kolbów pozostała więc trójka dzieci: Franciszek, Rajmund i Józef.

Z tej trójki dwóch najstarszych braci poprosiło o przyjęcie do nowicjatu franciszkanów w 1910 r. Otrzymali wtedy nowe imiona - Rajmund został br. Maksymilianem, a Franciszek br. Walerianem. Rok później razem złożyli pierwsze śluby czasowe. Kiedy wybuchła I wojna światowa br. Walerian wyruszył na front i po jej zakończeniu nie wrócił do klasztoru. O. Maksymilian, dla którego Franciszek był najbliższym przyjacielem z czasów Małego Seminarium i powiernikiem, pisał o nim w liście do matki w 1935 r.: „za Franusia i ja się modlę, i mam nadzieję, że Niepokalana nie pozwoli mu zginąć. Czy też on chociażby iskierkę nabożeństwa do niej zachował? Co też się dzieje z duszą jego dziecka? Niech już Niepokalana sama i o nim pamięta”. Niepokoił się o brata, który nie tylko porzucił seminarium, ale w przyszłości także żonę i córkę (ożenił się w 1917 r. z Ireną Triebling) i zerwał kontakt z pobożną częścią rodziny. W jednym z artykułów przeczytałam, że w momencie wybuchu II wojny światowej Franciszek był we Lwowie, a potem ostatecznie z żoną i córką przeniósł się do Zduńskiej Woli i rozpoczął działalność konspiracyjną. Zapisał się na volkslistę, po to by zdobywać od Niemców tajemnice wojskowe. Kiedy gestapo to odkryło, został aresztowany i wywieziony do Auschwitz, a następnie do Buchenwaldu-Mittelbau, gdzie zmarł na początku 1945 r.

Współpracownik 

Najmłodszy z braci o. Maksymiliana w 1915 r. również wstąpił do franciszkanów. Przyszły święty studiował wtedy w Rzymie i w czasie I wojny światowej nie miał kontaktu z rodziną. Dopiero w 1918 r. o. Maksymilian napisał do brata: „Najdroższy Bracie Alfonsie! Dotąd nie wiedziałem nawet, jak się nazywasz, aż wreszcie dowiedziałem się z listu, który mi (po trzech latach bez żadnej wiadomości) doszedł od Mamy. Niech Cię Pan Bóg i Najświętsza Panna zawsze i we wszystkim błogosławią”. Bracia spotkali się po powrocie Maksymiliana do Polski.

Później o. Alfons stał się jego bliskim współpracownikiem, szczególnie, gdy zaczął wydawać „Rycerza Niepokalanej”. Od 1927 r. razem budowali klasztor franciszkanów w Niepokalanowie. Tam o. Alfons został najpierw rektorem Małego Seminarium Misyjnego, a od 1930 r. przełożonym. Maksymilian tworzył wtedy klasztor w Nagasaki i tam niespodziewanie dowiedział się o śmierci młodszego brata w wieku 34 lat. O. Maksymilian napisał do matki: „Mszę św. za o. Alfonsa odprawiłem w białym kolorze, bo wypadła w sam raz na Niepokalane Poczęcie; był on już w niebie. To Niepokalana go zabrała w czas nowenny do jej święta. Można mu więc tylko pozazdrościć: dla niej żył, pracował i wyniszczył się, a ona go w okresie przygotowania do swego święta wzięła do siebie”.

Tajemnica sukcesu

O. Maksymilian zawsze dostrzegał w życiu działanie właśnie Niepokalanej. Jeszcze będąc studentem w Rzymie założył jej Milicję, po święceniach w 1918 r. wrócił do Polski i rozpoczął apostolat maryjny zakładając miesięcznik „Rycerz Niepokalanej”. Z czasem gazeta osiągneła milionowy nakład. „Na niedostatek pomysłów św. Maksymilian nie mógł narzekać i gdy w wydawnictwie brakowało wszystkiego, a najbardziej czasu, postanowił, na trzy i pół miesiąca przed nowym rokiem (1925), wydać specjalny „Kalendarz Rycerza Niepokalanej”, i to w nakładzie 12 000 egzemplarzy. (…) Jeśli z czegoś urywali cenne minuty, to były to posiłki, a nie modlitwa. Ta była świętym czasem, z którego nikt nie mógł zrezygnować. Trudno nie zadać pytania, na czym polegała tajemnica sukcesu „Rycerza Niepokalanej” i „Kalendarza Rycerza Niepokalanej”. Forma, nawet w tamtych czasach, nie powalała na kolana, a wielu franciszkanów zwyczajnie wstydziło się pisma. A jednak ludzie nie tylko je czytali, rozdawali, ale wspierali ogromnymi (jak na swoje możliwości) datkami. Dlaczego? Czym zdobywał ich o. Maksymilian?” („O. Maksymilian Kolbe”). 

Najważniejsza była jego żywa wiara. Każdego, kto czytał „Rycerza” franciszkanin zawierzał Niepokalanej, bo to ona miała być naczelną gazety. Po drugie był i chciał być blisko ludzi – czytelników. Do tego rozwinął wydawniczy „park maszynowy”. Już w 1925 r. udało się zamontować w klasztorze w Grodnie maszyny drukarskie poruszane silnikami. Niestety wzrastały też długi. „Tylko długów!... do 38 000 zł, ale teraz pomału zaczyna się spłacanie” - napisał Maksymilian w liście do
o. Alfonsa w 1926 r.

Nie pracował dla zysków

Franciszkanin zmagał się nie tylko z problemami finansowymi. „Błyskawiczny rozwój doceniali przełożeni prowincjalni, ale w Grodnie bywało różnie. Miejscowy gwardian był przekonany, że zamiast wydawać wszystkie środki na dalszą pracę, zamiast zadłużać wydawnictwo, byle tylko drukować coraz więcej i docierać do jeszcze większej grupy odbiorców, lepiej byłoby przeznaczyć zyski na klasztor, który bogaty nie był. Tyle że na to o. Maksymilian nigdy nie dał zgody. On nie pracował dla zysków - to by oznaczało dla niego zdradę. Cierpliwość pozostałych zakonników nadwyrężała zapewne też ciasnota (coraz więcej braci i coraz większe wydawnictwo), a także hałas” („O. Maksymilian Kolbe”). 

Równocześnie franciszkanin doświadczał nieustannego ataku prasy liberalnej i lewicowej, która oskarżała go o - „od klerykalizmu przez promowanie ciemnogrodzkich i zacofanych poglądów, aż po brak poczucia estetyki. Dziennikarze przekonywali też, że Niepokalanów wykorzystuje naiwność ludzi i gromadzi niespotykane bogactwa. Jedną z najnowocześniejszych firm w Polsce oskarżano o szerzenie ciemnoty i określano mianem ciemnogrodu” - napisał Terlikowski cytując franciszkanina o. Wojtczaka w „O. Maksymilian Maria Kolbe”. Ataki te bolały o. Maksymiliana, ale nie zniechęcały go do dalszej pracy. „O wiele groźniejsze, bo pochodzące od wewnątrz i mogące realnie zaszkodzić sprawie Niepokalanej, były zarzuty ze strony innych środowisk, kościelnych” („O. Maksymilian Kolbe”).

Mateczka ma plan

Potem zaledwie dwa lata po założeniu nowego klasztoru i rok po uzyskaniu zgody na przyjmowanie dowolnej liczby kandydatów na braci zakonnych o. Maksymilian stanął przed przełożonymi i poprosił o zgodę na wyjazd na misje do Japonii. Dlaczego? Jak mówił o. Kolbe: „Mateczka ma plan”. Nie znał języka japońskiego i miejscowej kultury. Nic więc dziwnego, że sam nazywał siebie „półwariatem Niepokalanej”, a jego biografowie widzieli w nim „szaleńca Niepokalanej”. Oprócz przeszkód instytucjonalnych argumentem przeciwko wyjazdowi był m.in. stan zdrowia Maksymiliana, chorego na gruźlicę. Wbrew wszystkiemu pojechał i mimo przeszkód - od nałożonego przez policję podatku po donosy do miejscowego biskupa, założył klasztor. Na dodatek pierwszy numer „Rycerza Niepokalanej” w języku japońskim składali z czcionek drukarskich bracia, którzy nie znali tego języka. „Jednak pokoju ducha św. Maksymiliana nie były w stanie zniszczyć problemy finansowe, wspólnotowe czy zakonne. Głęboko wierzył, że w istocie nie on kieruje Niepokalanowem, nie on jest szefem wydawnictwa, nie on jest sercem wszystkich dzieł. „Coraz namacalniej odczuwam, że ona wszystkim kieruje” – pisał w liście do Niepokalanowa.

Kiedy udało się w Japonii o. Maksymilian pomyślał o dalszych misjach w Indiach, Przybył do Kerala w 1932 r., aby założyć kolejne Miasto Niepokalanej, ale jego marzenie nie zostało zrealizowane. Nie poddawał się. „Prędzej czy później będziemy musieli dotrzeć do Indii” - stwierdził. Maksymilian zginął zabity zastrzykiem fenolu w wigilię uroczystości Wniebowzięcia NMP 14 sierpnia 1941 r., a jego projekt w Indiach franciszkanie podjęli po 50 latach. Teraz działa tam ich 17 klasztorów i siedem domów filialnych. 

Tekst Renata Jurowicz
Zdjęcia domena publiczna Wikipedia fczanowski: Cela zakonna ojca Maksymiliana w Niepokalanowie. odrestaurowana stara kaplica z 1927 roku. Na str. 13: O. Maksymilian i o. Korneli Czupryk przed wyjazdem do Japonii, dom urodzenia Maksymiliana w Zduńskiej Woli.
Pomnik założyciela klasztoru przed bazyliką w Niepokalanowie.


 

 

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!