Święty lekarz
Kadr z filmu o Józefie Moscatim
W czasach kiedy pacjent był tylko przedmiotem do wyleczenia Józef Moscati, przeciwstawiał się temu, dbając o chorych z miłością. Stał się jednym z najbardziej znanych lekarzy w Neapolu. Nazywany jest teraz lekarzem ubogich lub świętym lekarzem.
Wprawdzie w Kościele katolickim wspominamy św. Józefa Moscatiego 27 kwietnia, ale 11 lutego we wspomnienie Najświętszej Maryi Panny z Lourdes obchodzimy Światowy Dzień Chorego. Z chorymi związani są ci, którzy im pomagają, a więc również lekarze. Doktor Moscati zawsze był ubogi i nie wzbogacił się pracując jako lekarz, ordynator i wykładowca, a wręcz przeciwnie – zubożał. Nic dziwnego, ubogich leczył za darmo, inni płacili tyle ile mogli, a otrzymane pieniądze przeznaczał na pomoc potrzebującym. Jego historię opisała w książce „Św. Józef Moscati. Historia świętego lekarza” Beatrice Immediata. Ale nie tylko to sprawiło, że dr Moscati został uznany za świętego przez wielu z tych, którzy go znali, praktycznie zaraz po śmierci, a może nawet już za życia. Kim był człowiek, który życiem udowodnił, że świętość nie jest zarezerwowana tylko dla mistyków?
Studia i wiara
Józef, czyli w języku włoskim Giuseppe, żył w czasach, kiedy ludzie masowo odchodzili od Kościoła, a w środkach masowego przekazu wiarę przeciwstawiano nauce. Urodził się w 25 lipca 1880 roku w Benewencie i miał ośmioro rodzeństwa. Jego ojciec Franciszek był urzędnikiem miejskim, a matka Róża de Luca pochodziła z markizów di Rosato. Chrzest otrzymał 31 lipca w kościele św. Marka. Józef zainteresował się medycyną po wypadku brata, a potem bardzo przeżył śmierci ojca. W 1897 roku zapisał się na uniwersytet w Neapolu właśnie na wydział medycyny. Wykładali na nim profesorowie cieszący się światową sławą, ale deklarujący się jako ateiści: Vogt, Moleschott, Büchner i Feuerbach. Jednak nie zdołali oni osłabić wiary Józefa; wręcz przeciwnie ich wystąpienia antykościelne skłaniały go do pogłębiania wiedzy religijnej.
Józef ukończył studia w 1903 roku i zaczął pracować w jednym ze szpitali Neapolu. Od roku 1904 przeniósł się do szpitala S. Maria del Popolo, przeznaczonego dla nieuleczalnie chorych. W 1911 roku został prymariuszem (ordynatorem) tego szpitala po zdaniu trudnego egzaminu. Równocześnie prowadził wykłady na uniwersytecie neapolitańskim. Dr Moscati nigdy nie szukał rozgłosu ani wysokiej pozycji, pragnął jedynie ulżyć drugiemu w cierpieniu.
Poza ciałem
Giuseppe nieomal codziennie przystępował do Komunii Świętej. Mówił: „Kto przyjmuje Komunię Świętą każdego ranka, ma ze sobą ładunek energii, która nie ulega wyczerpaniu”. Zawód lekarza traktował jako misję powierzoną mu przez Boga, dlatego pomocy lekarskiej udzielał za darmo, a utrzymywał się z miesięcznej pensji, którą otrzymywał. Chorych zachęcał do ufności w Bogu, a błądzących do powrotu do Niego. Kiedy sławny prof. Leonardo Bianchi dostał w czasie wykładu ataku serca, Moscati pomógł umierającemu wzbudzić żal doskonały za grzechy, zanim przyszedł ksiądz. Bywało, że koledzy kpili z niego, nazywając go bigotem i fanatykiem. Kiedy radzono Józefowi, by się bronił, odpowiadał: „Dajcie spokój! Jesteśmy przecież chrześcijanami! Pozwólmy działać Panu Bogu”.
On wiedział, co ma robić, pomagać chorym, nawet narażając swoje życie, tak jak w 1906 roku po wybuchu Wezuwiusza albo kiedy w ubogiej dzielnicy Neapolu wybuchła epidemia cholery. Wielu zwracało uwagę również na to, w jaki sposób traktował chorych. Nie jak kolejny z wielu przypadek, na którego trzeba poświęcić nie dłużej niż siedem minut, ale jak człowieka potrzebującego miłości. W swoim osobistym dzienniku duchowym napisał: „Chorzy są obrazem Jezusa Chrystusa. Wielu nieszczęśliwych przestępców i grzeszników trafia do szpitali z woli miłosiernego Boga, który pragnie ich ocalenia. Powołaniem sióstr, lekarzy, pielęgniarzy i całego personelu szpitala jest współpraca z tym nieskończonym miłosierdziem, pomagając, wybaczając, poświęcając się. Jakże my, lekarze, jesteśmy szczęśliwi, jeśli zdajemy sobie sprawę, że poza ciałem mamy do czynienia z duszą nieśmiertelną, którą Ewangelia nakazuje miłować, jak siebie samego”.
Nie tylko leczył za darmo
Ubogim, nie mającym pieniędzy na utrzymanie, pomagał za darmo. „Nie tylko leczył za darmo, ale i wspierał chorych na duchu. Zapewniał im lekarstwa i co tylko im było potrzebne do życia” - wspominał dr Domenico Galdi w „Św. Józef Moscati. Historia świętego lekarza”. By nie krępować chorego wkładał pieniądze na lekarstwa leżącym w łóżku pod poduszkę, a innym pomiędzy recepty. Na dodatek umawiał się z pacjentem w barze i fundował mu śniadanie mówiąc, że to jest część terapii. Leczył nie tylko lekarstwami, ale przede wszystkim miłością.
Z kolei dr Francesco Brancaccio opowiadał: „Pewnego razu za cztery wizyty domowe przyjął od rodziny chorego kopertę z pieniędzmi. Po wyjściu zajrzał do środka. Było tam 1000 lirów. Wrócił, krzycząc: »Albo zwariowaliście, albo wzięliście mnie za złodzieja!« Gospodarz domu przekonany, że dał mu za mało, poszedł po drugi podobny banknot, na co doktor Moscati wyjął z portfela 800 lirów, położył na stole, pożegnał się i wyszedł. Za cztery wizyty przyjął tylko 200 lirów” („Św. Józef Moscati. Historia świętego lekarza”).
Ostatni pacjent
Ten lekarz nigdy nie założył rodziny. W domu i wśród przychodzących do niego chorych pomagała mu jego siostra Nina. Pomimo, że był ordynatorem, profesorem i wykładowcą mieszkał wraz z nią w wynajmowanym mieszkaniu przy via Cisterna dell’Olio 10 w Neapolu. Józef zmarł właśnie tam, w fotelu w gabinecie w wieku 47 lat, kiedy za drzwiami czekali na przyjęcie kolejni chorzy. Był wtorek Wielkiego Tygodnia, 12 kwietnia 1927 roku godzina 15.00. Tego dnia tak jak zawsze rano uczestniczył w Mszy Świętej i przystąpił do Komunii; później pracował w szpitalu. Po powrocie do domu zjadł obiad, potem przyjmował pacjentów i źle się poczuł. Pani Emilia, ostatnia pacjentka dra Moscatiego, tak to wspominała: „Moja mama tego dnia przepraszała lekarza, bo być może zbyt długo trwała nasza wizyta; moja mama z natury była gadułą. Dr Moscati jednak ją uspokoił mówiąc, że wszyscy pacjenci będą przyjęci. Nikt nie odejdzie bez lekarstwa. Zbadał mnie, wypisał receptę i kiedy po wizycie schodziłyśmy ze schodów, będąc już na dole kamienicy, usłyszeliśmy krzyk kobiety: Profesor nie żyje”.
Jego śmierć poruszyła wiele osób, szczególnie ubogich, których leczył. Pochowano go na cmentarzu Poggio Reale, a po trzech latach ekshumowano i spoczął w kościele Gesù Nuovo.
Tam też po jego śmierci, kiedy z braku pieniędzy Nina musiała zlikwidować mieszkanie, na prośbę proboszcza przeniosła rzeczy brata. Pomieszczenia umeblowała na wzór dawnego mieszkania. Trafiły tam między innymi: półka z medycznymi książkami, biurko, przy którym wypisywał recepty, łóżko, na którym badał pacjentów i fotel, na którym umarł. Tam też przechowuje się kapelusz świętego lekarza, przy którym kiedyś kazał umieścić napis: „Kto ma niech da, kto nie ma niech weźmie”. Teraz do jego gabinetu i grobu w kościele dominikanów przychodzą pielgrzymi mając nadzieję, że tak jak kiedyś pomagał każdemu jako lekarz, tak teraz już po śmierci im pomoże z nieba.
Cud błogosławionego
W czasie uroczystości beatyfikacyjnych w 1975 roku Paweł VI powiedział: „Postać Józefa Moscatiego potwierdza, że powołanie do świętości jest skierowane do wszystkich. Ten człowiek uczynił ze swego życia dzieło ewangeliczne. Był profesorem uniwersytetu. Zostawił wśród swoich uczniów pamięć niezwykłej wiedzy, ale przede wszystkim prawości moralnej, czystości wewnętrznej i ducha ofiary”. Moscatiego kanonizował w 1987 roku Jan Paweł II. Cud kanonizacyjny to uzdrowienie umierającego na białaczkę robotnika, którego matce przyśnił się Moscati. Modliła się do błogosławionego i syn szybko odzyskał zdrowie. Więcej można znaleźć we wspomnianej na początku książce, niestety najprawdopodobniej sprzedano ją do ostatniego egzemplarza. Ale znalazłam jeszcze na YouTube film w dwóch częściach o dr. Moscatim w reżyserii Giacoma Campiottiego, który dostępny jest także na DVD. To dzięki niemu kilka lat temu po raz pierwszy poznałam historię świętego lekarza. Na dodatek film ma polski akcent - Elenę Cajafa zagrała aktorka mieszkająca we Włoszech, ale będąca Polką, Kasia Smutniak. Warto go obetrzeć.
Tekst Renata Jurowicz
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!