Święty Józef w Krakowie
Jesteśmy w Krakowie na ulicy Poselskiej, w klasztorze sióstr bernardynek, gdzie znajduje się kościół św. Józefa. Siostra Ewelina jest „kontaktem” ze światem zewnętrzym dla swoich sióstr klauzurowych.
Jak wyglądało pierwsze spotkanie Siostry ze św. Józefem?
Siostra Ewelina: Było to, kiedy przeżywałam pewne trudności i pokusy. Modliłam się do różnych świętych i nie odczułam ich pomocy, ale gdy zwróciłam się do św. Józefa, odprawiłam nowennę, on pomógł mi bardzo szybko i otrzymałam łaskę wytrwania. Do dzisiaj czuję bardzo wyraźnie jego opiekę nad sobą, jak i nad wspólnotą, mamy takie sytuacje, w których bardzo widoczna jest pomoc św. Józefa. Pochodzę z niewielkiej wioski i 22 lata temu do klasztoru też wstąpiłam w małej miejscowości, nie wyobrażałam sobie życia w mieście, bardzo cierpiałam, kiedy przyjechałyśmy z kilkoma siostrami do krakowskiego klasztoru na Poselską na kurs, chciałam jak najszybciej wracać, ale z czasem św. Józef sam zaprowadził mnie do siebie w Krakowie. Kilka razy śniło mi się, jak woła mnie, a ja stoję na chórze w jego kościele - dziś gram na organach i patrzę prosto na niego w głównym ołtarzu. Mamy bardzo wiele intencji do św. Józefa, które przynoszą ludzie, czy to zostawiają na furcie, czy za pośrednictwem strony internetowej, my to wszystko jemu powierzamy. Wierzymy w niesamowitą moc jego wstawiennictwa. Odbieramy później podobnymi drogami podziękowania różnych osób, czy wota.
Jak znalazła Pani św. Józefa w Krakowie? A może to on Panią znalazł?
Katarzyna Pytlarz: Raczej on mnie. Uświadomiłam sobie, że właśnie mija dokładnie 20 lat mojej „znajomości” ze św. Józefem. Kiedy zastanawiałam się po maturze, jakie strudia podjąć, postanowiłyśmy z mamą przyjechać do Krakowa. Marzyłam o tym, by zostać projektantem mody, więc miałyśmy się zorientować, jakie szkoły w tym kierunku były dostępne, a przy okazji mama chciała znaleźć figurkę Dzieciątka Koletańskiego, o której słyszała. Wiedziałyśmy, że jest ona w kościele św. Józefa, więc kiedy załatwiłyśmy sprawy związane z moją dalszą edukacją, zaczęłyśmy go szukać. Krakowianie nie byli w stanie nam powiedzieć, gdzie jest kościółek św. Józefa w okolicy Rynku - wszyscy wskazywali kościół św. Józefa na Podgórzu, jakieś pięć km stąd. Kiedy zrezygnowane wracałyśmy na pociąg, dziwnym trafem znalazłyśmy się na Poselskiej, gdzie znajduje się klasztor sióstr bernardynek i kościół św. Józefa, co nie jest po drodze na dworzec. Tutaj na murze białym sprayem ktoś napisał: „Wstąp i odmów modlitwę”, więc wstąpiłyśmy. Jakie było nasze zdziwienie i wzruszenie, kiedy zobaczyłyśmy figurkę Dzieciątka, które jakby samo wskazało nam miejsce. Jakiś czas później przyjechałam na studia i przychodziłam tu do kościoła, bo go znałam. Modliłam się więc do św. Józefa w różnych intencjach, o pomoc w trudnościach, a było ich sporo - on zawsze znalazł mi pracę i mieszkanie, czy opiekował się w innych sprawach. Dlatego, kiedy ktoś inny miał trudności, również odsyłałam go tutaj. Jakie było zdziwienie niektórych osób, że św. Józef działa i to tak szybko.
Skąd wziął się pomysł na książkę o cudach św. Józefa? Z osobistego doświadczenia?
Tak. Wysyłałam do św. Józefa kolejne osoby, sama również doświadczałam jego pomocy i zaczęliśmy rozmawiać o tym, że tych cudów, mniejszych i większych, jest trochę za dużo, żeby je zatrzymywać tylko dla siebie. Zrodził się więc pomysł, żeby wszystkie świadectwa pozbierać i zrobić z tego książkę. Było mi trochę łatwiej, bo św. Józef znalazł mi pracę w wydawnictwie, więc myślę sobie, że on sam to wszystko przygotował.
Jak wyglądało zbieranie materiałów do książki?
Najpierw z koleżanką, Elżbietą Polak, poszłyśmy porozmawiać z siostrami i ich kapelanem, czy wyrażają zgodę na powstanie takiej publikacji.
Co siostry na to?
Siostra Ewelina: Bardzo się ucieszyłyśmy, bo to miało pokazać działanie Boże przez świętych. To też jest łaska dla osób, które szukają pomocy, że po przeczytaniu takiej książki będą miały większe zaufanie i zechcą zwrócić się do świętych o wsparcie.
KP: Kiedy siostry się zgodziły, wymyśliłyśmy, że trzeba napisać ankietę z prośbą o odpowiedź na trzy pytania: Kim dla ciebie jest św. Józef? Czy zwracałeś się kiedykolwiek do niego w potrzebie? Jak doświadczyłeś jego nadzwyczajnej interwencji u Boga? Takie ankiety były wyłożone u sióstr w kościele, a jeśli ktoś przynosił wota, siostry również dawały je z prośbą o wypełnienie, żeby szerzył się kult św. Józefa. Napisałam też trzy artykuły do różnych czasopism składając swoje świadectwo i tam też prosiłam innych, gdyby chcieli się podzilić, to ja zbieram takie świadectwa. Sporo osób odpisało. Trwało to wszystko pieć lat, zdarzały się różne trudności po drodze, były zapewne siły przeciwne powstaniu tej książki. Aż powiedziałam św. Józefowi: „Jeśli ty mi pomożesz w pewnej sprawie, to ja dokończę książkę” i pomógł. Niektóre świadectwa trzeba było przepisać, przeredagować, wybrać. Wybrałyśmy też cytaty z Pisma Świętego odpowiadające poszczególnym świadectwom, zrodził się pomysł dołączenia do książki modlitewnika dla tych, którzy po jej przeczytaniu w jakiś sposób zakochają się w św. Józefie, a później postanowiłyśmy dodać jeszcze dokumenty Adhortację apostolską Jana Pawła II Redemptoris Custos i Encyklikę Leona XIII Quamquam pluries, która wówczas nie miała pełnego polskiego tłumaczenia - na nasze potrzeby postarało się o to wydawnictwo.
Czy planuje Pani kolejne książki związane ze świętymi?
Praca ze św. Józefem trwa nadal, bo wiele osób po przeczytaniu książki zaczęło pisać świadectwa - książka dotarła do bardzo wielu czytelników, było już kilka dodruków, sprzedało się około 14 tys. egzemplarzy - Józef dociera do coraz większej rzeszy ludzi, więc stwierdziłam, że trzeba zrobić drugą część książki, także jako wotum wdzięczności. Zrodził się też pomysł, który podpowiedział mi św. Józef, by zrobić kalendarz dla jego czcicieli z wizerunkami Opiekuna Jezusa z różnych sanktuariów w Polsce - jest on obecnie w przygotowaniu. Święty Józef Kaliski będzie przedstawiony w marcu, będą w nim też cytaty ze świętych, którzy mówili o św. Józefie. Natomiast moja koleżanka przygotowuje książkę „Cuda św. Antoniego” - na okładce będzie jego obraz z kościoła na ul. Poselskiej.
Czyli można powiedzieć, że cuda dobrze się „sprzedają”?
Tak, bo ludzie ich bardzo potrzebują, potrzebują świadectwa wiary, działania Boga i ufności.
Czy nie obawia się Pani, że niektórzy mogą potraktować św. Józefa jak złotą rybkę do spełniania życzeń?
Nie, dlatego, że ja tak do niego nie podchodzę i mam nadzieję, że inni będą odczytywali to podobnie. Wśród wielu setek świadectw w moim życiu zdarzyła się tylko jedna osoba, która miała do mnie pretensje, że modliła się o coś, ale tego nie dostała - być może potraktowała św. Józefa życzeniowo.
Spotkanie ze św. Józefem w Kaliszu podczas Sympozjum Józefologicznego było Pani pierwszym?
Nie, kiedyś dawno byłam tam przejazdem, ale pamiętam wszystko jak przez mgłę. Znałam Józefa Kaliskiego z wizerunków, wydawało mi się, że sam obraz jest mniejszy i teraz byłam pozytywnie zaskoczona pięknem kaplicy i wielkością obrazu.
W książce jest wiele świadectw, w których wielu prosi ze szczegółami o taką, a nie inną pracę, dom, czy inne sprawy. Z drugiej strony kapłani zachęcają do modlitwy ufności - o wypełnienie woli Bożej. Jak to wygląda z Pani punktu widzenia?
Moje doświadczenie mówi, że dobrze jest zanosić konkretną prośbę do św. Józefa, bo jeśli on uzna, że to, o co się modlę, nie jest dla mnie dobre, to da mi to w takiej formie, w jakiej potrzebuję. Ostatnio piszę listy do św. Józefa, tego nauczyłam się od osób, które składały swoje świadectwa, nie są one długie, proszę o konkretne rzeczy i św. Józef wysłuchuje. To jest niesamowite - z niektórymi sprawami muszę trochę poczekać, inne rozwiązuje błyskawicznie.
Dziękuję za rozmowę i życzymy pomocy św. Józefa przy powstawaniu kolejnej książki o jego cudach.
Z Katarzyną Pytlarz, współautorką książki „Cuda św. Józefa”
i bernardynką siostrą Eweliną rozmawia Anika Djoniziak
foto Monika Rubas
Historia kościoła i klasztoru
św. Józefa w Krakowie na ul. Poselskiej
Istniejący do dziś murowany kościół św. Józefa został wybudowany w latach 1694-1702 na miejscu pałacu Tęczyńskich (Opalińskich) i konsekrowany 23 września 1703 roku przez biskupa krakowskiego Kazimierza Łubieńskiego. Kościół został częściowo zniszczony w wielkim pożarze Krakowa w 1850 roku: spalił się dach i stopiły dzwony. Ale już w tym samym roku przed zimą pokryto kościół dachem i poświęcono dwa nowe dzwony. Jest on budowlą barokową, jednonawową. W ołtarzu głównym znajduje się łaskami słynący obraz św. Józefa z Jezusem w wieku chłopięcym. Obraz pochodzi ze szkoły włoskiej, namalowany został ok. 1600 roku w stylu manierystycznym. Według tradycji przekazanej przez kronikę klasztoru - otrzymał go w 1627 roku od papieża Urbana VIII biskup Jakub Zadzik. Papież, przekazując mu obraz, miał go zobowiązać do wybudowania w Krakowie kościoła św. Józefa. Biskup podarował obraz swej siostrze zamierzającej założyć w Krakowie nowy klasztor. Został on umieszczony w pierwszym drewnianym kościółku, a następnie przeniesiony do nowego murowanego. W górnej części ołtarza znajduje się obraz przedstawiający zaślubiny Maryi z Józefem. Jest to kopia obrazu Rafaela. W ołtarzu po lewej stronie znajduje się łaskami słynąca późnogotycka figurka Dzieciątka Jezus zwanego Koletańskim, pochodząca ze skasowanego w roku 1823 klasztoru św. Kolety (stąd jej nazwa). Polichromia kościoła została wykonana przez artystę Jana Bukowskiego w roku 1913.
Jedyny istniejący do dziś w Krakowie klasztor i kościół sióstr bernardynek pw. św. Józefa wywodzi się z klasztoru św. Agnieszki (skasowany w 1788 roku). Powstał on w połowie XVII w. dzięki inicjatywie s. Teresy Zadzik (1592-1652). Jako przełożona klasztoru św. Agnieszki przez wiele lat dążyła do uzyskania zgody władz kościelnych i świeckich na założenie nowego klasztoru sióstr w obrębie murów miejskich. Ten istniejący, położony nad Wisłą, narażony był na częste wylewy rzeki, co zmuszało klauzurowe zakonnice do opuszczania murów klasztoru i szukania schronienia u ludzi świeckich. Także warunki zdrowotne w zniszczonych wodą i zawilgoconych murach pozostawiały wiele do życzenia. S. Teresa uzyskała pewną sumę spadkową po swym bracie Jakubie Zadziku, biskupie krakowskim (+1642). Za pośrednictwem wojewodziny rawskiej Doroty Sułowskiej nabyła dworek Stanisława Żeleńskiego (Lanckorońskich) położony w obrębie murów Krakowa. Po uzyskaniu zgody króla Władysława IV, biskupa krakowskiego i kapituły ojców bernardynów na nową fundację, a także po adaptacji dworku na pomieszczenia klasztorne i po wybudowaniu przy nim drewnianego kościółka św. Józefa, 11 sierpnia 1646 roku sześć sióstr z klasztoru św. Agnieszki przeniosło się na nową fundację. Wkrótce wspólnota sióstr powiększyła się. W roku 1649 przyłączono do klasztoru sąsiedni dworek Pieniążków (Raczkowskich). Przez cały czas swego istnienia klasztor św. Józefa zachował zasadniczo charakter kontemplacyjny. Różne kataklizmy, jak najazd szwedzki, a także częste w tamtych czasach epidemie, zmuszały jednak zakonnice do opuszczania miasta i chronienia się na wsi, przeważnie po dworach zamożnych rodzin.
W roku 1884 zaprowadzono w kościele wieczystą adorację Najświętszego Sakramentu. Wprowadzono też różne nabożeństwa. Dziś siostry prowadzą szeroką korespondencję z dobrodziejami i czcicielami Dzieciątka Jezus Koletańskiego i św. Józefa, którą traktują jako swego rodzaju apostolstwo. Od początku istnienia kościół sióstr bernardynek w Krakowie był ośrodkiem kultu św. Józefa. Założycielka zaleciła siostrom kult św. Józefa już we wstępie do Reguły przepisanej dla klasztoru w roku 1649. Wydała również polecenie, aby w środy odprawiana była Msza św. do św. Józefa o opiekę. Dowodem żywego kultu Świętego Józefa są liczne wota umieszczone wokół obrazu i znajdujące się w skarbcu klasztornym, które wierni składają jako podziękowanie za otrzymane łaski. Zachowała się też księga nadzwyczajnych łask, zaprowadzona pod koniec XVII wieku, a sięgająca zapiskami do roku 1648.
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!