Święty Józef roztacza opiekę nad diecezją Bouar
Mieszkańcy diecezji kaliskiej włączyli się w akcję zakupu maszyn do szycia dla dziewcząt i młodych mam z Republiki Środkowoafrykańskiej. Dzięki temu młode kobiety będą mogły zapracować na utrzymanie rodziny. O sytuacji w diecezji Bouar, pracy misyjnej i działalności ośrodka szkoleniowego Londo, mo luti opowiada bp Mirosław Gucwa, który gościł w Kaliszu.
Od prawie 30 lat Ksiądz Biskup pracuje w Republice Środkowej Afryki. Jak to się stało, że kapłan diecezji tarnowskiej po czterech latach posługi wyjechał na misje i został na długie lata?
Bp Mirosław Gucwa: U początku mojej przygody misyjnej miało miejsce spotkanie z misjonarzami i siostrami, które pracowały i do dziś posługują w Brazzaville w Kongo. Był to pierwszy kraj, do którego udali się kapłani z diecezji tarnowskiej. Kiedy przyjeżdżali na urlop, my jako klerycy mieliśmy okazję spotkać się z nimi i posłuchać o ich pracy na misjach. Byłem na trzecim roku w seminarium i wtedy zrodziło się w moim sercu pragnienie, aby wyjechać na misje. I to pragnienie trwało. Po święceniach kapłańskich zaangażowałem się w animację misyjną w parafii, potem też w diecezji. Po trzech latach wraz z kolegą ks. Markiem Mastalskim zgłosiliśmy się do nieżyjącego już dziś ks. biskupa Józefa Życińskiego z prośbą o posłanie na misje. Po roku to pragnienie się zrealizowało. Przyjechaliśmy do Republiki Środkowej Afryki, do diecezji Bouar, bo ówczesny biskup napisał list, prosząc o kapłanów z diecezji tarnowskiej do jednej z parafii, która została opuszczona przez Włochów i od 1988 roku nie było tam kapłana. My święcenia kapłańskie przyjęliśmy w 1988 roku i po czterech latach posługi w diecezji tarnowskiej przyjechaliśmy do tej parafii w diecezji Bouar. Natomiast w stolicy pracowali nasi koledzy kapłani, którzy wyjechali kilka lat wcześniej.
Republika Środkowoafrykańska to kraj sporych konfliktów. Ciągle słyszymy o rebeliach, napięciach między środowiskiem muzułmańskim a chrześcijańskim. Co Ksiądz Biskup mógłby powiedzieć o tym miejscu?
Kiedy przyjechaliśmy do RŚA to w kraju panował spokój. Był to ostatni rok rządów prezydenta Kolingby. Później odbyły się demokratyczne wybory prezydenckie i prezydentem został Patasse. To było w 1993 roku. Pierwsze bunty żołnierzy rozpoczęły się w 1996 roku i potem co roku powtarzały się zamachy stanu, różnego rodzaju rebelie, ale najbardziej przykra w skutkach rebelia miała miejsce w 2013 roku i właściwie od tego czasu większa część kraju jest zajęta przez rebeliantów.
Ich celem było obalenie rządu, przejęcie władzy i otwarty dostęp do bogactw naturalnych: złota, diamentów, ropy, uranu. To było głównym motywem zjednoczenia różnych grup rebeliantów i przejęcia władzy. Byli to w większości muzułmanie, którzy rozeszli się po całym kraju i zaczęli prześladować ludzi, ale nie ze względów religijnych, tylko z innych przyczyn, domagając się różnych opłat, haraczu. Wtedy miejscowa ludność zbuntowała się przeciwko takiemu sposobowi traktowania. W większości nie byli to muzułmanie, więc media uznały to za konflikt religijny. Tymczasem religia nie miała nic do rzeczy. Motywem rebelii była chęć przejęcia władzy i korzystania z bogactw.
Rozmowy pomiędzy liderami Kościoła katolickiego, religii muzułmańskiej i Kościołów protestanckich przyczyniły się do tego, że w Bouar nie przeżywaliśmy przemocy, nie było przelewu krwi, nie przeżywaliśmy masakr, jak to działo się w innych regionach.
Zanim Ksiądz został biskupem to przez wiele lat posługiwał w Republice Środkowoafrykańskiej jako kapłan. Czy może nam Ksiądz Biskup zdradzić, na czym ta posługa polegała?
Przede wszystkim dziękuję Bogu za ten czas, który mi dał, za siłę, za zdrowie. Na misje wyjeżdżałem z myślą, że będę pracował w parafiach. I tak było przez cztery lata, ale później z woli biskupa zostałem skierowany do Niższego Seminarium Diecezjalnego, które wtedy zaczynało swoją działalność. Warto dodać, że istniały dwa seminaria niższe ojców kapucynów i karmelitów. W seminarium pracowałem od 1997 do 2003 roku.
Później biskup zażyczył sobie, abym przeszedł do Bouar i mianował mnie wikariuszem generalnym. Jednak cały czas moim pragnieniem była praca z ludźmi, o czym biskup wiedział i dlatego skierował mnie do więzienia, jako kapelana. I to był też jeden z najpiękniejszych okresów mojej pracy w RŚA.
Proszę podzielić się z Czytelnikami swoimi doświadczeniami z pełnienia posługi kapelana więziennego.
Początki były takie, że na dziedzińcu więziennym odprawiałem Msze św. Wśród więźniów byli katolicy, protestanci, muzułmanie, więc w czasie sprawowania Eucharystii każdy zajmował się tym, czym mógł, oprócz słuchania słowa Bożego. Niektórzy grali w karty, inni robili pierścionki z monet, a część katolików uczestniczyła w tej modlitwie. Po dwóch miesiącach bez nacisku, bez zmuszania wszystko się zmieniło. W czasie modlitwy czy sprawowania Mszy św. więźniowie, nawet muzułmanie, siedzieli spokojnie i słuchali. Nikt ich nie zmuszał, ale siedzieli i słuchali. Potem jak wybudowaliśmy kaplicę to na nabożeństwa przychodzili ci, którzy chcieli, ale często zdarzało się, że przychodzili też muzułmanie, zwłaszcza na odmawianie Koronki do Miłosierdzia Bożego. Miałem kiedyś takie zdarzenie. Dwóch więźniów było skutych łańcuchem, bo próbowali uciec. Jeden był katolikiem, a drugi muzułmaninem. Wchodzę do kaplicy, a oni szarpią się między sobą, bo katolik chce wejść do kaplicy, a muzułmanin nie. Podszedłem do nich i tłumaczę muzułmaninowi, że może przyjść, nie musi słuchać, może myśleć o czymś innym, może sobie wziąć swój różaniec muzułmański i spokojnie odmawiać. Dał się przekonać i przyszedł, a potem już zawsze przychodził.
Różne były historie. Ja budowałem się ich modlitwą, zwłaszcza modlitwą spontaniczną. W czasie takiej modlitwy ponad 100 więźniów modliło się i rzeczywiście byli świadomi tego, że popełnili zło, ale wiedzieli, że mają szansę, żeby zmienić swoje życie. Ta modlitwa przeradzała się w prośbę o to, aby Pan Bóg ich wspierał, pomagał, aby rzeczywiście mogli wyjść z więzienia i zacząć nowe życie. Te spotkania z więźniami były dla mnie bardzo budujące. Po sytuacji, kiedy pięciu więźniów zmarło z głodu osoby skupione w poszczególnych grupach apostolskich przy katedrze w każdą sobotę przygotowywały posiłek dla więźniów. To był piękny okres mojej pracy w Bouar.
W 2013 roku więzienie zostało otwarte przez rebeliantów i wszyscy więźniowie uciekli. Kiedyś jechałem do stolicy, a na barierach, które rebelianci stawiali, spotkałem więźniów, którzy mnie pozdrawiali słowami: „Witaj Mirek, my się znamy” i oczywiście bariery otwierały się i nie było żadnego problemu. Do dzisiaj spotykam niektórych więźniów. Często wspominają życzliwość, której doświadczali ze strony grup apostolskich, przychodzących regularnie do więzienia.
Potem kontynuowałem pracę na misjach i w 2017 roku otrzymałem nominację na biskupa diecezji Bouar. Jeśli Pan Bóg pozwoli to jeszcze 17 lat zostanę w Republice Środkowej Afryki.
Diecezja kaliska włączyła się w akcję finansowania pakietów edukacyjnych dla młodych mam. Z tą inicjatywą wyszedł biskup kaliski Damian Bryl. Czy Ksiądz Biskup jako ten, który jest w centrum tego dzieła, mógłby przybliżyć jeszcze bardziej sens takich akcji?
Od samego początku działalności Kościoła, kiedy patrzę na historię ewangelizacji w Republice Środkowej Afryki, to najpierw misjonarze, a obecnie kapłani rodzimi czy siostry kładą duży nacisk na edukację. Pierwszy kapłan RŚA - Boganda, który później został pierwszym prezydentem mówił, że ewangelizacja bez edukacji nie może przynieść dobrych owoców. Dlatego zaangażowanie Kościoła w edukację było bardzo duże, zwłaszcza duży nacisk kładło się na edukację dziewcząt w szkole podstawowej, gimnazjum, czy w liceum i tak jest do dzisiaj. Przy zapisach do szkół podstawowych, czy gimnazjów zawsze kładzie się nacisk na to, aby była równa liczba chłopców i dziewcząt przyjmowanych do szkół. Niezmiernie cieszę się, że parafia Matki Bożej Pocieszenia w Poznaniu, gdzie działa Tomasz Zawal, dyrektor Biura Regionalnego Papieskiego Stowarzyszenia „Pomoc Kościołowi w Potrzebie” i teraz diecezja kaliska z jej pasterzem biskupem Damianem Brylem i biskupem pomocniczym Łukaszem Buzunem, kapłani, a przede wszystkim wierni zaangażowali się w to dzieło pomocy młodym matkom.
W Bouar istnieje ośrodek szkoleniowy dla dziewcząt, także młodych matek i właśnie tam trafią pieniądze przekazane przez wiernych diecezji kaliskiej. Proszę opowiedzieć o tym ośrodku.
Dziewczęta i kobiety zawsze są pierwszymi ofiarami różnego rodzaju konfliktów, zwłaszcza zbrojnych. Ile w naszym mieście Bouar w styczniu dziewcząt i kobiet zostało zgwałconych przez rebeliantów, którzy używali przemocy. Ile tych dziewcząt i kobiet padło ich ofiarami w ciągu tych ośmiu lat od kiedy rebelianci zajęli nasz kraj. Trudno jest to sobie wyobrazić. Właśnie z myślą o takich młodych kobietach powstał ośrodek szkoleniowy Londo, mo luti („Wstań i stój”), gdzie dziewczęta mogą nauczyć się pisać i czytać albo pogłębić znajomość języka francuskiego i matematyki. Odpowiednie kursy z higieny, ekonomii i życia rodzinnego nie wyłączając aspektu religijnego i moralnego (kurs biblijny, wychowanie do przyjaźni i czystości małżeńskiej) mają pomóc dziewczętom w organizowaniu życia w rodzinie. Najwięcej jednak czasu poświęcają one na naukę konkretnego zawodu. Dotychczas skupialiśmy się na krawiectwie. Poszerzamy jednak zakres przygotowania zawodowego o gastronomię i fryzjerstwo. Po trzech latach szkolenia dziewczęta, które zdają egzaminy z przedmiotów szkolnych i zawodowych (teoretyczne i praktyczne) otrzymują maszynę do szycia z wyposażeniem, by zaczęły na siebie zarabiać. W przypadku fryzjerstwa i gastronomii będą to odpowiednie narzędzia potrzebne do wykonywania zawodu. Kobiety potrzebują środków do tego, aby mogły utrzymać rodziny i nie musiały inaczej zarabiać na życie, np. sprzedając siebie, tylko by zarabiały na swoje życie uczciwą i dobrą pracą. Obecnie z naszego ośrodka korzysta 80 dziewcząt na trzech rocznikach, a 28 zakończyło naukę i opuściło centrum z szansą na lepsze życie.
Jak Ksiądz Biskup wspomniał część z dziewcząt ma już swoje dzieci. Kto się nimi zajmuje podczas pobytu mam na zajęciach?
Tak. Wśród dziewcząt wiele jest młodych matek. Przyczyniła się do tego formacja i uwrażliwianie na troskę o życie. W latach poprzednich wiele dziewcząt decydowało się na aborcję ze względu na sytuację finansową, brak akceptacji ze strony rodziny czy chęć kontynuowania nauki. Dlatego z myślą o dziewczętach, młodych mężatkach i matkach, z myślą również o ich dzieciach przy ośrodku Londo, mo luti powstał żłobek. Młode mamy przychodzą więc do ośrodka z dziećmi, powierzają je opiekunce, a same kontynuują naukę i przygotowanie zawodowe. Dzięki temu nie tracą roku szkolnego, dzieci zaś są w dobrych rękach, uczą się życia z innymi dziećmi.
W Roku Świętego Józefa przybył Ksiądz Biskup do Kalisza, aby pomodlić się przed cudownym obrazem Świętego Józefa Kaliskiego.
Tak. Cieszę się, że mogę podziękować Świętemu Józefowi za opiekę, jaką roztacza nad Kościołem w RŚA i nad diecezją Bouar. Dzięki jego wstawiennictwu w tych trudnych czasach w naszych parafiach nie przeżywaliśmy przelewu krwi i nie było masakr. Ale Święty Józef roztacza też swoją opiekę nad dziewczętami i młodymi matkami z naszego ośrodka szkoleniowego za pośrednictwem diecezji kaliskiej, za pośrednictwem waszej modlitwy i ofiar. Tą drogą pragnę bardzo podziękować wiernym diecezji kaliskiej.
Dziękuję Ks. Biskupowi za rozmowę.
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!