Czuły i mężny
Roman Brandstaetter w powieści „Jezus z Nazarethu” przedstawia św. Józefa jako męża sprawiedliwego, który służy Bogu sercem, a Jego prawa wypełnia z miłości. Z miłości i szacunku do Miriam rezygnuje z ludzkich tradycji i ogólnie przyjętego w Izraelu traktowania kobiet, a na co dzień ufa Bogu i nie poddaje się w walce o codzienny byt swej rodziny. Będąc jednocześnie czułym, kochającym, mężnym i wytrwałym staje się przykładem dla współczesnych mężczyzn.
W powieści Brandstaettera poznajmy Józefa zakochanego w Miriam bez pamięci. Wpatrując się w piękno krajobrazu porównywał je każdego ranka do piękna ukochanej.
Modlitwa i marzenia
Potem Józef przygotowywał się do modlitwy i wychwalał Pana, by po zakończeniu odszukać wzrokiem dom ukochanej. „Głęboko się wzruszył, albowiem pomyślał, że już wkrótce wśród weselnych śpiewów wprowadzi ją do swojego domu, a Niewidzialny - błogosławione niech będzie Jego Imię - poruszy łono jego żony, z której przyjdzie na świat jego syn i synowie jego syna, i synowie ich synów po najdalsze pokolenia żyć będą na tym wzgórzu i w porannej ciszy będą błogosławić Pana. I Josef ben Jaakow, dając upust swojej wyobraźni, w wielkiej radości i uniesieniu ducha zastanawiał się, jakie imię nada swojemu pierworodnemu, albowiem wiedział, że imię jest niepodzielną częścią człowieka i kształtuje według swego znaczenia, jego życie i los, ale niestety, mimo pobożnego zapału nie umiał wymyślić imienia wyrażającego doskonałą pełnię zalet, którymi powinien błyszczeć jego syn”. Marzenia Józefa rozwiały się, kiedy dowiedział się o błogosławionym stanie swojej oblubienicy. Brandstaetter dość łagodnie opisuje niepokój cieśli ograniczając się raczej do jego własnych emocji, wewnętrznych duchowych rozterek, napomykając jedynie o ludzkiej opinii, a pomijając fakt, że niewieście, która przed ślubem znalazła się w stanie błogosławionym groziło ukamienowanie.
Tutaj Józef nie ma wątpliwości, że Miriam nosi pod sercem dziecko poczęte za sprawą Boga, ale nie widzi siebie w tym wszystkim. „Nie, nie ma dla Josefa miejsca u boku Miriam. Pan mu ją zabrał. Wyciągnął rękę po Miriam i zabrał mu ją, i ból zadał jego sercu, i ból zadał jego ciału, i płacz wycisnął z jego oczu, i nie ma już więcej Miriam, nie ma jej błękitnych oczu i czarnych włosów i nie ma jej uśmiechu! Jej oczy i włosy, i uśmiech należą do Elohim! Niech będzie błogosławione święte Imię Jego - wołał w rozpaczy - i niech będą błogosławione Jego święte i zakryte zamiary”. Nawet w wielkim smutku Józef wychwala Boga i choć po ludzku cierpi, bo nie spełnią się jego marzenia o ojcostwie i pięknej małżonce, nie odwraca się od Boga. Cierpi pełen szacunku i Bożej bojaźni wobec zamiarów Tego, który widzi dalej i szerzej. Bóg nie każe nam stawać się aniołami, czy robotami bez emocji, ale nawet okazując gniew i cierpiąc można to robić nie grzesząc, mocując się z Bogiem, ale z szacunkiem dla Jego potęgi, otwierając się na jego podpowiedzi. Józef podjął decyzję o potajemnym opuszczeniu Miriam, ale to nie była dobra decyzja, bo właśnie jego Bóg wybrał na głowę Świętej Rodziny.
Należąca do Boga
Podczas zaślubin Józef patrząc na Miriam pojął część wielkiej tajemnicy. „W jej długich, cienkich, ciemnych palcach zogniskowała się teraz cała piękność i mądrość dziewczyny, zakrytej welonem, i Josef poczuł, że była ona własnością Elohim pierwej, niż On dzieło swoje uczynił, pierwej niż ziemia powstała, zanim istniały otchłanie i góry i biły obfite źródła; zrozumiał, że spoza gęstego welonu patrzą na niego oczy tej Mądrości, która istniała wówczas, gdy Elohim budował niebiosa na podobieństwo jej postaci”. Zrozumiał wtedy, że Bóg mu jej nie zabrał, bo zawsze do niego należała, choć nie pojmował do końca misji Dziecka, które znalazło się pod jej sercem.
Po ślubie towarzyszyła im, obok miłości i wzajemnego szacunku, także bieda i ciągła walka cieśli o utrzymanie rodziny. „W tych warunkach, chociaż Josef był poważany dla dobroci swojego serca, a jako rzemieślnik dla swojej uczciwej pracy, miał nader skromne możliwości zarobkowania i mizerne widoki na przyszłość, o czym dobrze wiedział, lecz nie tracił pogody ducha, gdyż wierzył, że Elohim wprawdzie nie pobłogosławił go majątkiem i dał mu życie trudne i ciężkie, ale mimo to nie pozwoli mu zginąć. I rzeczywiście, zawsze w ostatniej chwili, gdy zdawało się, że w piątkowy wieczór nie będą mieli wina na kidusz i oliwy do szabatowej lampki, zjawiał się ktoś z sąsiadów i prosił go o szybką naprawę stołu lub krzesła”. W powieści tej są oni, jak na realia izraelskie, dość niezwykłą rodziną, Józef prosi Maryję o radę w ważnych sprawach, zdradza jej swoje troski, jak wówczas kiedy zmartwił go spis ludności i podróż z żoną tuż przed rozwiązaniem, czy później w Egipcie, kiedy tęsknił za Ojczyzną i niecierpliwił się wypatrując Bożych znaków nakazujących im wrócić do domu. Innym razem Józef prosi Maryję, by wbrew zwyczajom jadła posiłek razem z nim: „Już niejednokrotnie prosiłem żonę moją, Miriam, aby nie tylko mi usługiwała, jak jest obowiązkiem dobrych żon izraelskich, ale także wspólnie spożywała ze mną przy jednym stole chleb Boży, albowiem taka jest potrzeba i wola mojego serca”.
Serdeczność i nieśmiałość
Brandstaetter pisze, że Józef każdą wolną chwilę poświęcał Dziecku, nawet w okresie, kiedy Jezus, zgodnie ze zwyczajem, pozostawał pod opieką Matki. „Dziecko natomiast patrzyło na ojca z podziwem i zaciekawieniem, zwłaszcza gdy wracając do domu z wędrówki przynosił wieści ze świata, nasycone urokiem dalekiej przygody. Dzięki temu między ojcem a Synem zadzieżgnęła się serdeczna więź, mimo pełnej wdzięku nieśmiałości, z jaką Josef zawsze odnosił się do Dziecka”. Kiedy Jezus podrósł Józef zabierał Go czasem do pracy i dzielił się całą swoją wiedzą, dobrocią i mądrością, on też towarzyszył dwunastoletniemu Jezusowi podczas bar micwy, kiedy żydowski chłopiec wchodzi w dorosłość i po raz pierwszy odczytuje w świątyni fragment Tory. Wracając z tej uroczystości Józef po raz pierwszy poczuł w sobie chorobę, ale nikomu się z tym nie zdradził. Jakiś czas później, otoczony opieką Maryi i Jezusa umarł. Zanim oddał ostatnie tchnienie rozważał tajemnicę swojego Syna nie-syna i pobłogosławił najbliższym. Kładąc Jezusowi dłonie na głowie powiedział: „Boże Abrahama, Izaaka i Jakuba, który uczyniłeś Jezusa Światłem, Miłością, Dobrocią i Mądrością, obdarz przez Niego łaską Światła, Miłości, Dobroci i Mądrości lud Izraela na całą wieczność. Amen”. Potem położył dłonie na głowie Miriam i dodał: „Boże Abrahama,Izaaka i Jakuba, Boże Izraela, zachowaj w opiece swojej tę niewiastę, która chodzi przed Twoim obliczem i była koroną mojego życia. Uczyń ją szczęśliwą i daj jej pogodną starość i chleb powszedni, i radość oglądania jej Syna aż po koniec jej najdłuższych lat, i roztocz nas nią skrzydła Twoich aniołów,jak roztoczyłeś je nad Rebeką i Sarą, nad Rachel i Leą. Amen”. Jak pisze autor „Jezusa z Nazarethu” po śmierci Józefa w domu zapanowała pustka, którą boleśnie i długo odczuwali Jezus i Miriam.
***
Teologowie i pisarze snują domysły na temat życia i śmierci św. Józefa. Większość z nich opiera się na Piśmie Świętym i żydowskiej tradycji (Bradstaetter znał ją doskonale od dziecka), w której funkcjonowała Święta Rodzina - wywody teologów są bardziej naukowe; pisarzy - bardziej poetyckie i splecione z fikcją literacką. Te rozważania mają prowadzić do umocnienia wiary i przybliżenia nam postaci Józefa, jednak zawsze powinna im towarzyszyć pokora wobec najważniejszego - ewangelicznego przekazu i Bożych planów, które w większości pozostaną tajemnicą.
Tekst Anika Djoniziak
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!