Święta od Dzieciątka Jezus
Św. Teresa z Lisieux uwielbiała okres Bożego Narodzenia. Przypominał jej o pierwszym nawróceniu i o cudzie śniegu, który otrzymała od Dzieciątka Jezus na początku drogi w Karmelu.
Św. Teresa od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza nazywana Małą Tereską - dla odróżnienia od św. Teresy z Avila zwanej Wielką - albo św. Teresą z Lisieux, czyli Marie Françoise Thérèse Martin to francuska karmelitanka bosa, córka świętych Ludwika i Marii Martin, siostra służebnicy Bożej Leonii Martin oraz jedna z niewielu kobiet ogłoszonych Doktorami Kościoła. Znana jest przede wszystkim ze swojej autobiografii spisanej na polecenie przełożonej w klasztorze i zatytułowanej „Dzieje duszy”. Opisała w niej swoją drogę duchowego rozwoju, określaną jako drogę dziecięctwa duchowego lub po prostu małą drogą. Droga wskazana przez św. Teresę to całkowite i dziecięce zaufanie Bogu w drobiazgach, sprawach życia codziennego, okazywanie Mu miłości przez wierność w małych rzeczach, to pokora, ufność, miłość Boga i bliźniego, prostota, duch wyrzeczenia i ofiary. W „Dziejach duszy” napisała o niej: „Nie ustawaj w ufności. Jest niemożliwe, by Bóg na nią nie odpowiedział, zawsze bowiem obdarza nas w takiej mierze, w jakiej Mu ufamy”.
Pierwszy pocałunek
Teresa urodziła się w Alencon w Normandii w nocy z 2 na 3 stycznia 1873 roku jako dziewiąte dziecko Ludwika i Zofii. Kiedy miała cztery lata umarła jej mama. Wychowaniem córek zajął się ojciec, a Teresa wybrała sobie za matkę Najświętszą Maryję Pannę. W tym samym roku pan Martin z córkami przeniósł się do Lisieux.
Od 1881 roku przez pięć lat Teresa przebywała u sióstr benedyktynek w Lisieux, które w opactwie prowadziły szkołę z internatem dla dziewcząt. Niestety w wieku 10 lat zapadła na ciężką chorobę trwającą od 25 marca do 13 maja. Jak sama później wyznała, uzdrowiona została przez Matkę Bożą. Od Pierwszej Komunii Świętej w 1884 roku przy każdym przyjęciu Ciała Pana Jezusa Teresa powtarzała z radością: „Już nie ja żyję, ale żyje we mnie Jezus”. A w „Dziejach duszy” zauważyła: „był to pierwszy pocałunek Jezusa w mojej duszy”.
Nawrócenie
Już w wieku 13 lat Teresa pragnęła wstąpić do karmelitanek, dlatego podejmowała różne praktyki modlitewne i pokutne. Równocześnie była nadmiernie wrażliwa i płaczliwa. „Moja nadmierna uczuciowość czyniła mnie nieznośną. Jeśli komuś z mych ukochanych sprawiłam mimo woli choćby najmniejszą przykrość, wówczas zamiast przejść nad tym do porządku dziennego, płaczem powiększałam swoją winę, zamiast ją zmniejszyć. Płakałam jak Magdalena, a kiedy przestawałam płakać z powodu samej winy, płakałam dlatego, że przedtem płakałam… Nie pomogły żadne perswazje, nie byłam w stanie zdobyć się na poprawę z tej brzydkiej wady” – pisała w „Dziejach duszy”.
Teresa była świadoma tego, że postępuje źle i zasmuca domowników, ale nie potrafiła sobie z tym poradzić. Ta cecha mogła być też przeszkodą we wstąpieniu do klasztoru. „Nie wiem, jak mogłam się łudzić słodką myślą o wstąpieniu do Karmelu, będąc równocześnie jeszcze w dziecinnych powijakach! Dobry Bóg musiał sprawić mały cud, bym w jednej chwili dojrzała” – zauważyła w „Dziejach duszy”. Ten cud wydarzył się w „niezapomnianym dniu Bożego Narodzenia” 1886 roku, kiedy rodzina Martin wróciła z Pasterki. W drodze powrotnej z Mszy św. Teresa cieszyła się, że w domu czekają na nie wypełnione niespodziankami buciki. Wcześniej jej ojciec cieszył się razem z nią, ale tym razem zmęczony pan Ludwik powiedział: „Całe szczęście, że w tym roku będzie to wreszcie po raz ostatni”. Teresa słyszała jego słowa, było jej przykro, ale Jezus przemienił jej serce. „Tłumiąc łzy, zbiegłam ze schodów i powstrzymując bicie serca wzięłam moje buciki stawiając je przed Tatusiem, po czym wyciągałam radośnie całą zawartość, promieniując szczęściem jak królowa. Tatuś śmiał się i zdawał się być zadowolony, a Celina myślała, że to sen! Na szczęście była to słodka rzeczywistość” - zapisała w „Dziejach duszy”. Teresa odzyskała moc duszy, którą utraciła w wieku czterech i pół lat. „To była łaska wyjścia z dzieciństwa. Rozpoczęłam, jakby to powiedzieć, bieg olbrzyma” – zapisała.
Próba wiary
To nie jedyne święta Bożego Narodzenia, które zapisały się szczególnie w pamięci św. Teresy. Chciała wstąpić do Karmelu, ale była zbyt młoda. Musiała więc uzyskać zgodę Ojca Świętego, dlatego 6 listopada 1887 roku z ojcem wyruszyła w pielgrzymkę do Wiecznego Miasta na spotkanie z papieżem. W Rzymie spodziewała się znaleźć szczęście, stało się inaczej. Podczas audiencji u Leona XIII poprosiła, by pozwolił jej w wieku 15 lat wstąpić do Karmelu. Obecny przy tym wikariusz generalny dopowiedział, że przełożeni rozpatrują jej sprawę. „A więc, moje dziecko – odpowiedział Ojciec Święty, patrząc na mnie z dobrocią – zrób to, co ci przełożeni powiedzą”. „Opierając ręce na jego kolanach, zrobiłam ostatni wysiłek i rzekłam tonem błagalnym: Ojcze Święty, jeśli powiesz „tak”, wszyscy się zgodzą! Patrząc na mnie uważnie, wypowiedział te oto słowa, podkreślając każdą sylabę: A zatem... a zatem... wstąpisz, jeśli Dobry Bóg tego zechce!”- wspominała Święta.
Św. Teresa wysłała też na 10 dni przed świętami Bożego Narodzenia 1887 roku list do miejscowego Biskupa, by przypomnieć o swojej prośbie. Myślała, że święta spędzi już za kratami Karmelu. Niestety na Pasterkę szła z rozdartym sercem, była to wielka próba jej wiary. W świąteczne popołudnie Teresa odwiedziła karmelitanki, które zamiast Jezusa zaśpiewały mi piosenkę ułożoną przez jej matkę. „Każde słowo wlewało mi do duszy niezmiernie słodką pociechę. (…) Dziękując przez łzy, opowiedziałam, jaką to niespodziankę zrobiła mi moja kochana Celina po powrocie z Pasterki. W moim pokoju znalazłam uroczą misę, w której mały okręcik unosił małego Jezusa, śpiącego ze swą małą piłką; na białym żaglu Celina wypisała słowa: „Ja śpię, ale moje serce czuwa”, a na okręciku tylko jedno słowo „Zawierzenie”. Ach, jeśli Jezus nie odezwał się jeszcze do swej małej oblubienicy, jeśli boskie Jego oczy wciąż jeszcze były zamknięte, to przynajmniej objawił się jej za pośrednictwem dusz znających cała delikatność i miłość Jego serca... ” - podkreśliła później św. Teresa. Jej pragnienie rozpoczęcia drogi zakonnej spełniło się 9 kwietnia 1888 roku. Tego właśnie dnia opuściła rodzinny dom i wstąpiła do karmelitanek.
Mały cud
Na koniec jeszcze o śniegu, który spadł w obłóczyny s. Teresy od Dzieciątka Jezus w klasztorze karmelitańskim w Lisieux 10 stycznia 1888 roku. I wydaje się, że to nic szczególnego, trwała przecież zima. Jednak wiemy, że pogoda bywa różna. Wtedy były to dni styczniowe z gatunku ciepłych i na dodatek deszczowych. Z kolei św. Teresa bardzo lubiła śnieg. Kiedy była jeszcze mała zachwycała się jego bielą, a jedną z jej największych przyjemności był spacer wśród zawiei śnieżnej. Skąd się wzięło to upodobanie do śniegu? Może z tego, że będąc zimowym kwiatkiem (jak siebie nazywała), pierwszym spojrzeniem dziecięcych oczu ujrzała naturę przystrojoną w biały płaszcz. Pragnęła, by również w jej obłóczony tak się stało.
Kiedy po ceremonii „postawiłam stopę w klauzurze, mój wzrok padł na figurkę Dzieciątka Jezus uśmiechającego się do mnie wśród kwiatów i świateł. Potem, zwracając się w stronę dziedzińca, zobaczyłam, że mimo łagodnej pogody, był on pokryty śniegiem. Cóż za wrażliwość ze strony Jezusa! Spełniając najmniejsze życzenie swojej małej oblubienicy, zesłał jej nawet to. Gdzież jest stworzenie tak potężne, że może sprawić, iż jeden płatek spadnie, aby zadowolić swoją ukochaną?
Wszyscy byli zdumieni, a od tego czasu wiele osób, słysząc o moim pragnieniu, opisywało to wydarzenie jako „mały cud” dnia moich obłóczyn i uważało, że to dziwne, iż tak bardzo lubię śnieg. Tym lepiej, bo to jeszcze bardziej pokazuje cudowną łaskawość Oblubieńca Dziewic, Tego, który kocha śnieżnobiałe lilie” - zanotowała w autobiografii s. Teresa.
Pisanie to nic
Później, gdy w życiu Małej Tereski pojawiła się ciężka choroba - gruźlica, choć bała się cierpienia, nie przyjęła ani jednego zastrzyku morfiny. Cierpienie ofiarowała w intencji nawrócenia grzeszników. Równocześnie nie udawała bohaterki, a na pięć dni przed śmiercią wyznała: „Łatwo jest pisać piękne rzeczy o cierpieniu, ale pisanie to nic, nic! Trzeba cierpienia zaznać, aby zrozumieć”. Młoda karmelitanka umarła 30 września 1897 roku w wieku 24 lat. ■
Tekst Renata Jurowicz
S. Teresa od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza, nowicjuszka w kilka dni po obłóczynach.
Zdjęcie wykonane przez ks. Gombaulta. Lisieux, styczeń 1889 roku
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!