Stuprocentowo miłosierny i sprawiedliwy
Jak rozumieć Boże miłosierdzie, czy można je pogodzić ze sprawiedliwością i gniewem? Te i inne dylematy wyjaśnia paulin o. Michał Legan, misjonarz miłosierdzia, autor książki "Miłosierdzie. Serce Ewangelii” i szef Redakcji Audycji Katolickich TVP.
Niedawno WAM wydał Ojca książkę „Miłosierdzie. Serce Ewangelii”. Dlaczego Ojciec uważa, jak sugeruje tytuł, że miłosierdzie jest istotą Ewangelii?
O. Michal Legan: Mam odwagę twierdzić, że to nie tyle ja uważam, że miłosierdzie jest w sercu Ewangelii, a dużo bardziej Jezus tak uważa. Kiedy czyta się Ewangelię, odkrywa się sens Jego myśli, to trudno nie zauważyć, że On przychodzi wprost, by nam objawić pełne czułości, dobroci, wybaczenia oblicze Ojca. I w tym sensie to mocne stwierdzenie pada. Jestem przekonany, że kto odkrywa Boże miłosierdzie, to tak naprawdę odkrywa samo sedno misji Jezusa wśród nas.
Jak mamy rozumieć miłosierdzie, miłość Jezusa, bo czasami zdarza się nam je mylić z przysłowiowym „głaskaniem po głowie”? On uzdrawia, przebacza, ale też czasami wpada w gniew, tak jak w przypadku wydarzeń w świątyni.
Ale ten gniew też jest znakiem miłosierdzia. Jezus troszcząc się o człowieka, pragnie, by pięknie przeżył swoje życie i jest gotów na każde emocje i działanie, by człowieka zbawić, pokazać mu ścieżkę do zbawienia. W tym sensie nawet Jego gniew jest pełen miłosierdzia, wynika wprost z niego.
Jak więc tak dogłębnie mamy rozumieć Jego miłosierdzie?
Myślę, że jest to najpiękniejsze zadanie dla każdego z nas, a książka ma w tym pomóc. Mi bardzo pomaga czytanie Ewangelii, jej rozważanie i odkrywanie faktu, że w przypowieściach, w swoich działaniach Jezus przychodzi z wyjaśnieniem tego, co to znaczy, że Bóg jest miłosierny. Dla Jego współczesnych to był ogromny dylemat. Oni z jednej strony znali starotestamentalne teksty o Bożym miłosierdziu, a z drugiej strony mieli w sobie dokładnie to co my, czyli przekonanie, że Bóg jest nierychliwy, ale sprawiedliwy i w swoich sądach okrutny. Pewnie ci ludzie, którzy słuchali Jezusa, mieli dokładnie takie same dylematy, które dzisiaj mamy, zastanawiając się: to w końcu jak to jest, czy Bóg jest sprawiedliwy, czy miłosierny.
Jezus pragnie byśmy weszli na ścieżkę odkrywania, jaki Bóg jest naprawdę i to odkrycie rodzi się z tego, że pozwalam słowu Bożemu, by czytało moje życie. Chodzi o to, że nie tyle ja czytam słowo, ale raczej sprawdzam w słowie, jak mam rozumieć swoje życie i pozwalam, by to słowo interpretowało moje życie. Bo nagle okazuje się, że to jest możliwe i piękne. To jest największa przygoda jaka może nas spotkać. Najzwyczajniej w świecie w ludzkiej biedzie, słabości i wrażliwości nie jesteśmy sami, mamy Jego miłosierne spojrzenie i dobre, czułe dłonie. Po prostu mamy Jezusa, który podnosi, ratuje.
Wspomniał Ojciec o sprawiedliwości Bożej. Już dzieci wśród głównych prawd wiary uczą się, że „Bóg jest Sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze”. Są tacy, którzy twierdzą, że Bożą sprawiedliwość, karę nie można pogodzić z miłosierdziem. Co Ojciec uważa na ten temat?
Myślę, że bardzo potrzeba odwagi, głębokiego zrozumienia przesłania Pana Jezusa i wcale nie dziwię się tym, dla których to stanowi trudność. Zrozumienie, czy Bóg jest naprawdę sprawiedliwy czy miłosierny to jest dylemat wieloznaczny. Mam na to odpowiedź, która wydaje mi się najszczersza z możliwych i zakorzeniona w Ewangelii. Ta odpowiedź brzmi następująco: Bóg jest stuprocentowo sprawiedliwy, dlatego że karą za grzech jest śmierć i jako grzesznicy powinniśmy spodziewać się tylko wyroku śmierci. Co więcej: znając swoje grzechy, winy widzimy, że zasłużyliśmy nawet na śmierć krzyżową i Bóg na nas taki wyrok wydaje, bo jest do końca sprawiedliwy i działa zgodnie z prawem, które nadał. Natomiast jest stuprocentowo miłosierny, bo wydając na nas wyrok jednocześnie w sposób całkowity, ofiarniczy zdecydował, że ten wyrok zostanie wykonany na Jego niewinnym, jednorodzonym Synu i nas kara po prostu ominie. Widać, że sprawiedliwość się dokonała, bo wyrok zapadł, winni jesteśmy śmierci i to śmierci krzyżowej. Dokonało się także miłosierdzie, bo to nie my umarliśmy na krzyżach tylko nasz Zbawiciel, który za nas poszedł na krzyż.
Przyznam, że akurat otworzyłam Ojca książkę na komentarzu do przypowieści o synu marnotrawnym. Przytacza ojciec historię zakonnika, który porzucił kapłaństwo dla kobiety, a potem chciał wrócić do zgromadzenia. Znalazł przeora, który przyjął go bez warunków, inni chcieli, by najpierw podjął pokutę. Czy to oznacza, że pokuta jest niepotrzebna i słowa Jezusa: „Idź i nie grzeszysz więcej” nie obowiązują?
Właśnie w słowach: „Idź i nie grzesz więcej” jest odpowiedź na pani pytanie, bo Jezus nie mówi: teraz idź, odpraw karę, idź cierpieć, do więzienia albo podejmij wielodniowy post za swoje grzechy. Jezus od razu i całkowicie odpuszcza grzechy. Co więcej powołała się pani na historię kobiety cudzołożnej, która nie tylko win nie wyznała, ale nawet nie pragnęła spotkania z Jezusem, żadnej spowiedzi nie planowała. Ona została siłą zmuszona, by przyjść do Niego. To, co nawróciło tę kobietę to całkowita, bezwarunkowa miłość Jezusa. To, że On spojrzał na nią z miłością i powiedział: „Ja ciebie nie potępiam, idź i nie grzesz więcej”. Tutaj nie było ani jednego momentu w tym spotkaniu, w którym Jezus by otwierał przestrzeń na rozliczenia, kary albo pokuty.
Dokładnie tak samo jak podczas spotkania ojca miłosiernego z marnotrawnym synem, gdy on wraca do domu ojca to natychmiast bezwarunkowo otrzymuje wybaczenie, które przychodzi bez żadnych rozliczeń i pokut. Syn prosto z chlewa, dzięki miłości ojca, trafia na wesele w rodzinnym domu i to nie znaczy, że pokuta nie jest potrzebna, tylko komu jest potrzebna. Bogu? Na pewno nie. Potrzebna jest nam grzesznikom. My potrzebujemy odkryć całą głębię swojego grzechu, zrozumieć, jak bardzo zraniliśmy nim siebie i Boga. Czasami do tego potrzeba wielu dni pokuty, postu, otrzeźwienia, złamania potrzeb swojego ciała itd. Ale to nie Bogu potrzebna jest pokuta tylko nam. Nie nawróci nas moralizowanie, pouczanie, wymienianie, gdzie robiliśmy błędy. Nawróci nas doświadczenie, spotykanie bezwarunkowej miłości. Ze względu na nią warto pięknie i dobrze żyć. Kobieta cudzołożna, gdy spotkała kogoś tak dobrego jak Jezus, to zapewne odkryła, że nie chce dalej żyć tak jak do tej pory.
Czyli ważne jest przyjęcie przez człowieka tej miłości i wtedy następuje przemiana.
Najpierw potrzebne jest odkrycie, że Bóg nie przychodzi, żeby mnie osądzić i moralizować, ale przychodzi po to, by mnie uratować.
W komentarzu do przypowieści o synu marnotrawnym napisał też Ojciec, że decyzja o powrocie do ojca nie była znakiem prawdziwego nawrócenia i syn nadal był w tym momencie niewierzący. Jak więc rozumieć to nawrócenie?
Ważne jest odkrycie, że mam Ojca w niebie, do którego mogę wołać „Abba”. Odkrycie, że nie jestem w Jego oczach niewolnikiem ani sługą, tylko jestem Jego ukochanym dzieckiem. To głęboko zmienia człowieka, sprawia, że się nawracam. To, że zacznę żyć moralnie to wcale nie znaczy, że się nawróciłem. Wielu ludzi żyje moralnie po to, by móc stanąć przed Bogiem i Mu powiedzieć: nigdy Cię nie potrzebowałem i mam prawo do zbawienia, bo po prostu wysłużyłem je sobie moim dobrym, moralnym życiem. Ale to nie ma nic wspólnego z prawdziwym nawróceniem, tylko związane jest z odrzuceniem Boga.
Miejscem doświadczenia miłosierdzia jest konfesjonał, gdzie otrzymujemy odpuszczenie grzechów. Ojciec pełnieni posługę misjonarza miłosierdzia. Czym różni się ona od posługi „zwykłego” księdza w konfesjonale?
Kiedy Ojciec Święty Franciszek powoływał misjonarzy miłosierdzia to, zanim nadał im szczególne uprawnienia w konfesjonale, poprosił, żeby w pierwszej kolejności głosili Boże miłosierdzie wszędzie, zawsze i każdemu. To jest pierwsze powołanie misjonarzy miłosierdzia. Natomiast rzeczywiście w drugiej kolejności jest to objawianie Bożego miłosierdzia w konfesjonale przez pełne życzliwości, czułości i serdeczności odpuszczanie grzechów, także tych, które są zastrzeżone dla Stolicy Apostolskiej, Ojca Świętego. Jest taki katalog grzechów, których nie może odpuścić każdy kapłan w każdym konfesjonale tylko właśnie misjonarz miłosierdzia, a w Roku Świętym także ci, którzy spowiadają w kościołach jubileuszowych. Takim grzechem jest na przykład znieważanie Najświętszego Sakramentu. Papieżowi bardzo zależy na tym, by każdy blisko swojego miejsca zamieszkania, w tej przestrzeni, w której żyje, miał szansę odkryć to wielkie Boże miłosierdzie.
Na koniec jeszcze, jak na co dzień możemy praktykować miłosierdzie wobec innych?
Najpierw warto zastanowić się, czy jestem miłosierny sam dla siebie, czy umiem sobie wybaczać? Czy jestem pogodzony z tym, że jestem grzesznikiem, słabym człowiekiem? Czy sam siebie nie krzywdzę? Czy sam od siebie nie wymagam za dużo? Czy nie traktuję siebie bezlitośnie? Warto się rozliczyć z tego przed Bogiem i samym sobą. Potem warto pomyśleć o tym, że Boże miłosierdzie tyle razy na mnie się wylało, otrzymałem bezwarunkowe przebaczenie i czy to spowodowało we mnie piękną zmianę, że ja pragnę wybaczać innym. Szczególnie wybaczać tym, którzy mnie najbardziej skrzywdzili i którym mógłbym do końca życia nie wybaczyć, gdyby chodziło o moje emocje. Na wybaczeniu opiera się ta najintensywniejsza chrześcijańska postawa.
Rozmawia Renata Jurowicz
Zdjęcie Łukasz Kozdras
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!