Strach w ciele
Opisywana przez św. Łukasza scena modlitwy w Ogrodzie Oliwnym, w której występuje na czole Jezusa pot „jak gęste krople krwi”, jest wprawdzie opisem literackim, ale niekoniecznie dalekim od rzeczywistości. Człowiek przeżywający silny lęk nie tylko poci się obficie, ale może u niego wystąpić pot podbarwiony krwią.
Zjawisko podbarwienia potu krwią nosi łacińską nazwę hematidrosis. Przynajmniej kilkadziesiąt przypadków owego zjawiska opisano we współczesnych źródłach medycznych i faktycznie najczęściej miało ono miejsce w obrębie twarzy, a w ponad 1/3 przypadków konkretnie na skórze czoła. U ponad połowy osób dotkniętych taką przypadłością poprzedzał ją silny, zwykle wręcz dramatyczny bodziec stresowy, a u większości z nich nie potwierdzono żadnego rodzaju zaburzeń krzepnięcia krwi ani choroby skóry, choć w wielu z opisywanych przypadków pobierano próbki tkanki do badań. Przypadłość zazwyczaj ustępowała samoistnie, a jej dokładny mechanizm powstawania jest do dziś w znacznej mierze nieznany. Niemniej zjawisko jest dobrze potwierdzone w wiarygodnych źródłach, trudno więc zarzucić Ewangeliście fantazjowanie – Jezus w obliczu czekającej go kaźni mógł faktycznie pocić się krwiście.
Serce i mózg
Będąc prawdziwie człowiekiem, jak każdy z nas, Jezus nie mógł mieć pełnego wpływu na procesy zachodzące w jego organizmie pod wpływem silnych emocji, zwłaszcza tak potężnych jak strach przed czekającą niechybnie bolesną śmiercią. O ile bowiem w rozumieniu biologicznym wszelkie nasze emocje rozgrywają się w mózgu, to narząd ten jest połączony włóknami nerwowymi z najdalszymi nawet zakamarkami ciała. Wpływa on zatem na działanie owych najdalszych zakamarków, jak też i one na działanie mózgu.
Jedno z największych i najbardziej złożonych połączeń biegnie zaś pomiędzy mózgiem a narządami jamy brzusznej i klatki piersiowej poprzez dwa nerwy błędne, tworzące dziesiątą parę nerwów czaszkowych. To szczególne połączenie mogło być zresztą powodem, dla którego starożytni lokalizowali źródło naszych emocji w sercu, nie w mózgu – to w nadbrzuszu i klatce piersiowej odczuwamy wszak najsilniejsze emocje, a przynajmniej tak nam się wydaje.
Strach w brzuchu
Ludzie dotknięci zaburzeniami lękowymi nie bez powodu zgłaszają się często najpierw do gastrologa lub kardiologa, zanim wreszcie swoje rozpoznanie postawi psychiatra. Lęk potrafi się bowiem nie tylko manifestować jako dolegliwości ze strony przewodu pokarmowego czy serca, ale i wywołać obiektywnie stwierdzalną chorobę tychże narządów.
Zaburzeniom lękowym mogą z tego powodu towarzyszyć choćby owrzodzenia lub zapalenie śluzówki żołądka czy refluks żołądkowo-przełykowy. Jeśli ich przyczyną faktycznie był lęk, one same też ustępują po zastosowaniu właściwego leczenia przeciwlękowego. Jednak, żeby doświadczyć przykrych skutków negatywnych emocji wcale nie trzeba cierpieć na zaburzenia lękowe.
Dwustronne zależności
Nasze serce, podobnie jak jelita, połączone jest z ośrodkami odpowiedzialnymi za odczuwanie emocji, w tym lęku i strachu. Od dawna wiadomo, że ta więź jest dwukierunkowa – silne emocje mogą wpływać na pracę narządów, a ich praca z kolei na ośrodki przetwarzania emocji. Nasz mózg posiada zresztą wyspecjalizowane struktury analizujące choćby częstość uderzeń serca, wykorzystywane dla potrzeb układu sterowania emocjami. Stąd zbyt szybkie lub nieregularne bicie serca potrafi wyzwolić silny lęk nawet przy braku jakichkolwiek zewnętrznych sygnałów zagrożenia.
Mechanizm ten działa również w drugą stronę - silny lęk lub strach, a także inne negatywne emocje mogą wywoływać zaburzenia rytmu serca, w skrajnych sytuacjach nawet groźne. Powiedzenie o sercu, że staje ze strachu, nie jest więc jedynie literacką parabolą. Także współdziałanie mózgu z żołądkiem i jelitami ma dwustronne konsekwencje. Ludzie cierpiący na zaburzenia psychiczne, choćby lękowe będą zwykle mieć również dolegliwości gastryczne i vice-versa, zaburzenia pracy żołądka i jelit mogą prowadzić do problemów psychicznych.
Nie jest to jednak zjawisko zero-jedynkowe, to znaczy nie u każdego odnośne zależności występują z jednakową siłą. Wiadomo np. że u ludzi z chorobami psychicznymi te naturalne mechanizmy mogą być zaburzone i działać nieprawidłowo powodując większe niż typowo dolegliwości.
Strach pod kontrolą
Na wspomniane wyżej mechanizmy nie jesteśmy w stanie wpływać w sposób w pełni świadomy i dowolny, co nie oznacza, że nie jesteśmy w stanie wpływać nań w ogóle. Lęk i strach można wyciszyć choćby stosując techniki powtarzanej ekspozycji na lękową sytuację. Dolegliwości z nimi związane zmniejszają się też, gdy jesteśmy aktywni fizycznie, wysypiamy się i zdrowo odżywiamy, co oczywiście może być trudne w sytuacjach, gdy doświadcza się intensywnego lęku i strachu. Analogicznie brak aktywności, nieprawidłowa dieta, niedosypianie, a także nadmierna ekspozycja na negatywne bodźce, choćby w postaci wiadomości w mediach będą dolegliwości ze strony narządów wewnętrznych nasilać.
Wszystkie te czynniki nasilają również ból. Jednak nawet najzdrowszy styl życia nie jest w stanie uśmierzyć lęków najsilniejszych, tych o egzystencjalnym charakterze, czyli strachu przed śmiercią i cierpieniem.
Życie niepozbawione znaczenia
Antidotum wobec takiego egzystencjalnego strachu może być dobrze ugruntowane poczucie sensu w życiu. To bardzo szerokie pojęcie w naukach przyrodniczych bywa różnie rozumiane i stąd różnie badane, jednak niezależnie od sposobu zawężania jego znaczenia dowody na zdolność uśmierzania lęku przed śmiercią i cierpieniem poprzez dobrze umocowane poczucie egzystencjalnego sensu są w badaniach psychologicznych dosyć solidne. Na tyle solidne, że budowanie, a przynajmniej wspieranie poczucia sensu w życiu jest jednym z narzędzi psychologii klinicznej.
Oczywiście, samo pojęcie sensu egzystencji trudno rozpatrywać w oderwaniu od zagadnień kulturowych i religijnych, stąd jest też ono nieco odmiennie traktowane w różnych zakątkach świata. Dotyczy to także współczesnej świeckiej kultury europejskiej, w której nacisk przesunął się bardziej na zagadnienia dotyczące samorealizacji, podczas gdy choćby w kulturze dalekowschodniej raczej odnosi się je do kwestii roli społecznej i odpowiedzialności wobec innych członków społeczności. Niezależnie jednak od sposobu rozumienia tego pojęcia, solidnie umocowane wewnętrznie poczucie sensu jest skuteczną bronią przed strachem i lękiem. Jako chrześcijanie mamy tu zresztą pewną przewagę – chrześcijaństwo umiejscawia bowiem sens życia jednostki zarówno w jej roli społecznej, jak i w niezbywalnej godności i wartości osoby ludzkiej, czyli poniekąd w samorealizacji.
Głęboki sens
Anioł pocieszający Jezusa w Ogrójcu nie mówił mu raczej, że będzie dobrze, że wcale nie będzie tak bardzo bolało, jak często sami mamy ochotę powiedzieć osobie przeżywającej strach przed śmiercią lub cierpieniem, ale utwierdzał Go w poczuciu sensu tego, co miało się wydarzyć. Być może cierpieniu na krzyżu towarzyszyła temu również łaska nadzwyczajnego złagodzenia odczuwania tegoż cierpienia, którą zdarza nam się obserwować i u zwykłych śmiertelników w terminalnych stanach, jednak to właśnie głębokie poczucie sensu wydaje się najskuteczniej pokonywać ludzki strach i ból w obliczu ciężkiej choroby czy zagrażającej śmierci. ■
Dr.Jarosław
Zdjęcie: istock
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!