TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Lipca 2025, 15:16
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Śmierć nowy początek

Śmierć nowy początek

Ks. Piotr Śliżewski zmagał się z doświadczeniem śmierci kiedy niespodziewanie zmarł jego przyjaciel i bratanica, która urodziła się z wadą serca. Szukał wtedy odpowiedzi na pytania: co dzieje się kiedy umieramy, jak odzyskać pokój ducha po śmierci bliskiej osoby? Założyciel portali ewangelizuj.pl i gregorianka.pl podzielił się z „Opiekunem” przemyśleniami na ten temat.

Zacznijmy od Księdza doświadczeń śmierci bliskich osób, jak Ksiądz to przeżywał i sobie z tym poradził?
Ks. Piotr Śliżewski: Każdy ksiądz na co dzień spotyka się ze śmiercią. Pewnie dlatego nie płaczemy już na pogrzebach. Kilka razy w tygodniu spotykamy się z żałobnikami, odprawiamy pogrzeby, modlimy się wypominkami, gdzie odczytujemy długie listy osób będących już po „tamtej stronie”, sprawujemy Msze, rozmawiamy. Sytuacja zmienia się wtedy, gdy umiera nam ktoś bliski. Wtedy tak jak każdemu człowiekowi napływają pytania na temat wieczności. Szczególnie, gdy odchodzą osoby, z którymi byliśmy związani i często się z nimi spotykaliśmy. Takie „odejścia”, a może bardziej „przejścia”, powodują odczucie braku. Skoro czymś normalnym było wyciągnięcie telefonu i napisanie do nich SMS-a lub zadzwonienie z informacją, że „za chwilę będę, wstawiaj wodę na herbatę”, a dzisiaj ma się problem z tym, by ich kontakt usunąć z telefonu, bo czuje się, że to by spowodowało zbyt duży ból i dezorientację, to znaczy, że trzeba to przemyśleć. Dla mnie takie chwile były prowokacjami do tego, by jeszcze mocniej spojrzeć w kierunku nieba. Skoro w tym kierunku poszli bliscy dla mnie ludzie, to muszę się dowiedzieć, jak oni się tam mają. Jeśli kiedyś zadawałem pytanie w stylu: „co tam słychać dobrego?” to dzisiaj chcę poznawać rzeczywistości, które są ich „domem”. Stąd pomysł na książkę. Zaczęło się od własnych dociekań, a skończyło się na tekście, który mogę przekazać innym.

Co dzieje się kiedy umieramy?
Nie opowiem dokładnie i ze szczegółami, bo nie byłem jeszcze w takim stanie (śmiech). Z tego co opisują mistycy, których wizje są potwierdzone przez Kościół, to możemy wtedy liczyć na spotkanie z Bogiem. Trochę wspomnień, podsumowań, rozliczeń. W skrócie „sąd”, chociaż to słowo niezbyt dobrze nam się kojarzy. Wolę określenie „miłosierne spotkanie porządkujące dotychczasowe życie”. Przy takim określeniu nie widzimy wysokiego majestatu Sądu Najwyższego i grona adwokatów w togach, którzy będą dyskutować nad naszym losem. W końcu Bóg wie i widzi wszystko, więc nie potrzebuje osób, którzy będą zadawać zbędne pytania i dociekliwie (z różnym nastawieniem) rozkładać na czynniki pierwsze naszego życia. My wypracujemy to w dialogu z Największą Miłością.

Doświadczenie śmierci było dla Księdza tak poruszające, że powstała książka „Śmierć. Nowy początek”. Napisał Ksiądz w niej, że wraz ze śmiercią bliskiej osoby trzeba rozpocząć pracę, jaką?
Praca polega na dalszym życiu, ale w inny sposób. Skoro część nas samych umarła wraz z relacją z osobą, której już nie ma w doczesności (przynajmniej w namacalny sposób), to znaczy, że czas na zmianę. Trzeba się jakoś do tej śmierci ustosunkować. Coś zrobić, by ta osoba miała tutaj swój, jak ja to nazywam, „pomnik wdzięczności”. Jeśli ta osoba była kimś dla mnie przełomowym lub częścią mojego świata, to dobrze, by przekazane przez nią wartości dalej były życiową motywacją. To wszystko jest możliwe, jeśli się do tego dobrze zabierzemy. W książce polecam konkretny plan działań, które mogą nastąpić od razu po pogrzebie. Sam uczyniłem to względem wielu ważnych dla mnie osób i okazało się, że śmierć nie musi długo utrzymywać nas w poczuciu pustki. Kończy się jedno, a zaczyna drugie. Na pewno nasi bliscy obserwując nasze zaangażowanie z perspektywy nieba będą wdzięczni za to, że ich życie popchnęło nas do czegoś dobrego. A nuż Bóg policzy im to za pośmiertną zasługę?

Podobno lubi Ksiądz odprawiać pogrzeby, a innym kojarzą się ze smutnym nabożeństwem. Dlaczego właśnie tak?
Pogrzeb jest momentem, kiedy, parafrazując słowa Jezusa, ludzkie uszy są bardziej uszami do słuchania (zob. Łk 8, 8). W trakcie Mszy pogrzebowych wytwarza się klimat, który można wykorzystać dla ewangelizacji. Dlatego postrzegam go jako szansę do głoszenia o miłosiernym Bogu. Zresztą nie jest to szansa tylko dla księży. Każdy człowiek otrzymuje od Boga czas żałoby jako wyjątkową chwilę, kiedy jego codzienne pancerze są zrzucone. Pytania typu: co dalej?, są okazją do refleksji i podjęcia postanowień na przyszłość. Jeśli z nich nie skorzystamy w tej konkretnej sytuacji śmierci kogoś dla nas ważnego, to później codzienny bieg i składające się na niego obowiązki sprawią, że wrzucone ziarno wiary stanie się bezowocne. Nie puści korzenia i uschnie.

Już niedługo w uroczystość Wszystkich Świętych Kościół mówić będzie o świętych obcowaniu, o co chodzi? Czy niebo ze świętymi, a więc także piekło, istnieje naprawdę? Skąd Ksiądz o tym wie?
Wiem o tym dzięki wierze, czyli mówiąc w skrócie: po prostu ufam. Moje życie wskazuje mi na to, że Boga nie może nie być. Co chwilę wydarzają się cudowne „zbiegi okoliczności”, które tworzą we mnie mocne przekonanie, że Bóg otacza mnie opieką. Zresztą to nie tylko moje doświadczenie. Wszyscy, którzy chcą z Nim współpracować otrzymują znaki, które ich naprowadzają i ugruntowują w przekonaniu o wieczności.
Nie sposób, by Boga nie było. Wtedy co znaczyło by to wszystko? W jakim celu byśmy istnieli? Jakikolwiek cel, który nie jest ukierunkowany na Wszechmogącego jest tylko tymczasowy, a przez to ulotny. Rozważając temat uroczystości Wszystkich Świętych, czyli świętych obcowania, warto przypominać fragment Ewangelii wg. św. Łukasza: „A że umarli zmartwychwstają, to i Mojżesz zaznaczył tam, gdzie jest mowa „O krzaku”, gdy Pana nazywa Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba. Bóg nie jest (Bogiem) umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją” (Łk 20, 37-38)”.

Niektórzy, nawet księża mówią, że życiem pełnym dobrych uczynków możemy zasłużyć na niebo. Jak to można zinterpretować, skoro zbawienie jest darmowym i niczym niezasłużonym darem Boga, który przyjmujemy z wiarą?
Mówiąc o „zasługiwaniu na niebo” nie mamy na myśli tego, że nasze uczynki otwierają nam bramy nieba. One zostały otwarte przez zbawienną, męczeńską śmierć Jezusa na krzyżu. Nic już ich nie zamknie. Czyn doskonałej miłości Syna Bożego dał nam do dyspozycji niezwykły dar. Pozostaje jednak pytanie, kto się chce to tego „prezentu” przyznać. On nie następuje automatycznie. Podobnie jak w życiu. Wartościowe prezenty nie leżą na ziemi. Trzeba być w pewnych miejscach, mieć relacje z jakimiś osobami, odpowiadać na ich miłość, by te dary otrzymywać. Tak samo jest ze zbawieniem. Czy pokazujemy Bogu, że chcemy od Niego otrzymać zbawienie? Czy nie ograniczamy się tylko do pustych słów, za którymi nie idą żadne czyny?

Kościół mówi też, że święci mogą wstawiać się za nami. Na czym to polega?
Święty to osoba w niebie. A skoro jest blisko Boga, to może Mu coś szeptać na ucho. Identycznie jak w pracy, na uczelni, czy nawet wśród sąsiadów. Bez znajomości o wiele trudniej jest załatwić pewne rzeczy. Wiadomo, że wszystko można uzyskać ciężką pracą i różnymi zabiegami. Tylko po co forsować drzwi, jeśli ktoś je może otworzyć od środka? Świętych nie bez powodu nazywamy wstawiennikami. Nie mówimy, że modlimy się do świętego, tylko za jego wstawiennictwem. Zupełnie inaczej przyjmowane są prośby do szefa, jeśli za nimi idą jeszcze rekomendacje osób, które są blisko niego. To wcale nie znaczy, że Bóg działa według reguł tego świata i u Niego też wszystko odbywa się po znajomościach. Jednak posiadanie wstawienników jest też na swój sposób ich naśladowaniem i umiejętnością lepszego pisania podań. Modlitwa osób uformowanych inaczej wybrzmiewa. Wiadomo, że ich myśli są ukierunkowane na wyższe dobro i nie trzeba w ich prośbach czytać między wierszami. ■

 Renata Jurowicz

 

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!