TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Lipca 2025, 07:27
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Służyć Ojcostwu Boga - fragmenty rozmów

Służyć Ojcostwu Boga

 

Śp ks. biskup Teofil Wilski niezbyt często udzielał wywiadów. Publikujemy poniżej fragmenty trzech rozmów jakie Ksiądz Biskup odbył z ks. Dariuszem W. Andrzejewskim z Gniezna i ks. Andrzejem Antonim Klimkiem z Kalisza w latach 2010-2011.

Ks. Dariusz W. Andrzejewski: Jak wspomina Ksiądz Biskup swój dom rodzinny, rodziców i lata dzieciństwa?
Ks. biskup Teofil Wilski: Kiedy miałem cztery lata wybuchła wojna, w wyniku której nastąpiła nasza wywózka do Piotrkowa Trybunalskiego. W 1945 roku zginął mój ojciec ranny w kręgosłup w czasie bombardowania. Były to czasy trudne i muszę powiedzieć, że po śmierci ojca, gdy miałem dziewięć lat w moim sercu rodziła się wewnętrzna potrzeba wzięcia na siebie odpowiedzialności za rodzinę i spełnianie „roli ojca”. Stale się martwiłem, jak my sobie damy radę, co trzeba robić, jak zabezpieczyć abyśmy mogli normalnie funkcjonować, takie poczucie w mojej psychice zaważyło na moim zamartwianiu się o codzienne sprawy... 

Ks. DWA: Jak i kiedy rodziło się powołanie kapłańskie?
Moje powołanie kapłańskie rodziło się w gimnazjum. W tym czasie zostałem ministrantem i dostałem się do internatu. Gdy wyjeżdżałem do szkoły, mama mi powiedziała takie zdanie, które bardzo mi utkwiło w pamięci: „jak ja bym miała tak blisko do kościoła, jak ty będziesz miał, to codziennie byłabym w kościele”. 

Muszę także nadmienić, że mama bardzo wpajała nam potrzebę uczestnictwa we Mszach Świętych i jakoś głęboko sama rozumiała sens i znaczenie Eucharystii w naszym życiu. Wcześnie nauczyłem się ministrantury, ponieważ w gimnazjum uczyliśmy się łaciny. Często przychodziłem na Msze Święte i posługiwałem przy ołtarzu. Ta sytuacja miała duży wpływ na kształtowanie się mojego powołania, poprzez kontakt z kapłanem, z ołtarzem, mogłem doświadczać swoistego „pogłębienia religijności”. Inna sprawa, która także wpłynęła na moją osobowość, to wielkie zamiłowanie mojej mamy do czytania książek. Opowiadała nam często, że w okresie szkoły podstawowej nocami czytała książki i w ten sposób wpoiła mi zamiłowanie do lektury. Byłem dość zdolny, w szkole nie miałem trudności, więc dużo czasu poświęcałem czytaniu książek, a nasz prefekt miał bogatą bibliotekę, przeczyłem prawie cały jego zbiór. Czytałem dużo życiorysów świętych, książek o misjach, o kapłaństwie i tak jakoś rodziła się w sercu myśl, czy i ja nie powinienem pójść drogą służby Bogu? Zacząłem rozmyślać o tym, czy nie zostać księdzem lub misjonarzem. Trudno dokładnie wskazać, kiedy zrodziło się we mnie powołanie kapłańskie, bo jest ono tajemnicą i darem Bożym, ale stwierdzić muszę, że największe zasługi w ludzkim wymiarze dojrzewania myśli o kapłaństwie, miała moja mama, która jak gdyby „wciągnęła mnie na drogę życia eucharystycznego”.

Ks. DWA: Jak wspomina Ksiądz Biskup okres rektorski w seminarium gnieźnieńskim? 
W seminarium gnieźnieńskim obok prowadzenia wykładów z teologii dogmatycznej, przez sześć lat byłem ojcem duchownym i później sześć lat rektorem PWSD, z nominacji ks. kard. Józefa Glempa, arcybiskupa metropolity gnieźnieńskiego. Pełniąc tę posługę, odczuwałem wielką odpowiedzialność i w tym sensie było to dla mnie trudne zadanie. Z usposobienia nigdy nie byłem typem przywódcy, jestem raczej łagodny, czułem jednak że muszę być wymagający...  Potem scharakteryzowali mnie klerycy w jakimś opracowaniu na temat wykładowców, że byłem „za bardzo surowy”… 

Starałem się wymagać – owszem to prawda, ale czułem ciągle wielką odpowiedzialność za wychowanie młodych ludzi, którzy przygotowują się do kapłaństwa. Sam byłem wychowywany w atmosferze obowiązkowości, nakazów, zakazów, pracowitości, więc i sam wymagałem tego od kleryków. Ex post wydaje mi się, że chyba nie byłem zbyt dobrym rektorem... Być może byłem za mało radosny, swobodny i może mało wyrozumiały, ale to wszystko wynikało z przejęcia rolą wychowawcy i formatora powierzonych mi alumnów. Na szczęście są też dzisiaj kapłani, którzy kiedyś byli moimi studentami i wychowankami w Gnieźnie, którzy po latach wspominają, że przeszli „dobrą szkołę życia” i dziękują mi za tamte wspólne lata gnieźnieńskie.

Ks. DWA: Jak przyjął Ksiądz Biskup wiadomość o nominacji papieskiej na pierwszego biskupa pomocniczego diecezji kaliskiej? 
Pamiętam, że gdzieś pod koniec marca 1995 roku zadzwonił do mnie ks. Libera z sekretariatu Nuncjatury Apostolskiej, informując mnie, że Ksiądz Arcybiskup Nuncjusz chce się ze mną spotkać. Był to czas, gdy byłem rektorem PWSD w Gnieźnie i trochę zdziwił mnie ten telefon. Pojechałem zatem do Warszawy i już w bezpośredniej rozmowie dowiedziałem się, że Jan Paweł II chce, abym został biskupem pomocniczym w Kaliszu. Nominacja moja ogłoszono 8 kwietnia 1995 roku. Z tą chwilą zacząłem zastanawiać się nad hasłem biskupim. Myślałem nad nawiązaniem do patrona diecezji kaliskiej – św. Józefa i nawet wstępnie wybrałem hasło: „Być ojcem na wzór Świętego Józefa”, które później zmieniłem na: „Służyć Ojcostwu Boga” mając w domyśle właśnie rolę Świętego Józefa. W herbie więc mam zapisane: Paternitati Servire Dei i w tym też duchu staram się wypełniać swoje zadania biskupa pomocniczego tak długo, jak tylko Pan Bóg pozwoli.

Ks. Andrzej A. Klimek: Ksiądz Biskup doświadczył cierpienia już w seminarium i, jak pamiętamy, powróciło ono również w ostatnich latach. Jak widzi Ksiądz Biskup doświadczenie własnego cierpienia w swojej posłudze?
To cierpienie, które przeżywałem w seminarium było szczególnym doświadczeniem, ponieważ pomogło mi zrozumieć, że trzeba Panu Bogu zaufać, bo wszystko jest w Jego rękach. Cokolwiek by się stało, czy byłbym wyświęcony czy nie, czy byłbym zdrowy czy chory. Otrzymałem takie oświecenie, łaskę, że trzeba zawierzyć i dać sobie spokój ze zmartwieniami. Pamiętam, że wtedy ułożyłem sobie modlitwę egzystencjalisty, która zginęła mi po przeprowadzce do Kalisza. Potem nie miałem specjalnych kłopotów ze zdrowiem. Dopiero tutaj w Kaliszu miałem najpierw problemy z sercem, a później nowotwór prostaty. To też było doświadczeniem pogłębiającym służbę, bo generalnie byłem na tyle zdrowy, że mogłem zasadniczo wypełniać swoje zadania, a równocześnie na tych zadaniach spoczywało piętno jakiegoś trudu, większego wysiłku, co nadawało im głębszy wymiar i przynosiło satysfakcję, że jednak mogę wypełniać własne powołanie.

Ks. AAK: Jak Ksiądz Biskup postrzega różnice między swoją diecezją macierzystą, a tą w której pełni posługę biskupią? Czy jest odczucie, że tam w Gnieźnie był tysiącletni „bagaż” historii, a tutaj mamy diecezję bardzo młodą, zróżnicowaną pochodzeniem i dopiero wchodzącą w pełnoletność?
Zasadniczych różnic nie dostrzegam. Kiedy przyszedłem w trzy lata po powstaniu diecezji to już zaczynało się unifikować, ale ciągle jeszcze zauważalne były różne zwyczaje, pieśni, sposoby przeżywania pewnych ceremonii. Miałem świadomość, że tutaj jest teren, na którym pewne rzeczy dopiero się rodzą. Sam uczestniczyłem w tworzeniu pewnych struktur działania kurii, czy spotkań w diecezji. W Gnieźnie oczywiście wszystko było od wieków zorganizowane, a tu nie było nawet domu biskupów, kuria się tworzyła. Jednak zupełnie mi to nie przeszkadzało, bo byłem świadomy, że jest to młoda diecezja i wszystko musi się dopiero rodzić.

Ks. AAK: Ksiądz Biskup był wikariuszem, ale nigdy nie był proboszczem. Obecnie jest biskupem pomocniczym i piękny jubileusz świadczy, że raczej już nie będzie biskupem ordynariuszem. Jak Ks. Biskup postrzega to bycie w pewnym sensie tym drugim?
To prawda, nie byłem proboszczem, ale będąc rektorem byłem w pewnym sensie takim proboszczem dla całego seminarium, dla pracowników, a jednocześnie byłem systematycznie zaangażowany w duszpasterstwo parafialne. W niedziele i w czasie wakacji, świąt, w pierwsze piątki miesiąca byłem związany z jedną parafią, gdzie regularnie posługiwałem przez 25 lat. Tutaj jestem biskupem pomocniczym, więc rzeczywiście jestem tym drugim. Ale myślę, że to mi odpowiada, bo z samego temperamentu, duchowości nie mam w sobie takiej predyspozycji do przewodzenia, dlatego bardzo dobrze wchodzę w pozycję współpracy i wykonywania swoich zadań pod kierownictwem ordynariusza i pragnę wyznać, że ta współpraca dobrze się nam układa.

Ks. AAK: Naszą rozmowę będą zapewne czytać kapłani. Wszyscy wiedzą, że Ks. Biskup szczególnie dba o nasz strój duchowny: proszę przypomnieć raz jeszcze nam wszystkim kapłanom, dlaczego jest on tak ważny?
Po pierwsze, taki jest wymóg prawa kanonicznego. A po drugie, w jakiś sposób domagają się tego nasze czasy postępującej laicyzacji, wypierania chrześcijaństwa i religii z życia publicznego. Jan Paweł II mówił o tym wielokrotnie, że mamy być znakiem Boga w tym świecie przede wszystkim swoją postawą, ale i strojem przypominać Boże sprawy i obecność Kościoła w życiu publicznym. Powiedział nawet mocno w jednej z wypowiedzi, że kiedy tego unikasz, zabierasz coś z tego, co powinieneś Panu Jezusowi dać. Myślę, że nie jest to może istota spełnienia swego posłannictwa, ale bardzo ważny element zwłaszcza na te czasy.

Ks. DWA: Jak wspomina Ksiądz Biskup spotkania z Janem Pawłem II? 
Będąc biskupem dwa razy osobiście spotkałem się z Ojcem Świętym Janem Pawłem II. Pierwszy raz w Skoczowie, a potem w Kaliszu. Papież w osobistej rozmowie zapytał  mnie wprost, „czy piszę jeszcze o Krzyżu”? Byłem zaskoczony tym pytaniem i faktem, że papież zna teksty „jakiegoś Wilskiego”, ale jednocześnie byłem bardzo dumny. Drugie spotkanie już było w Kaliszu i wtedy też zapytał o moje pisanie na temat Trójcy Świętej. Odpowiedziałem, że niestety już nie piszę, a wtedy usłyszałem żartobliwe słowa Jana Pawła II, że „ja też nie mam czasu pisać…”!  Nie ukrywam, że to było bardzo miłe, doświadczyć zainteresowania samego Ojca Świętego tam, w dalekim Watykanie moimi tekstami teologicznymi.

Ks. AAK: Myślę, że musi być wielką radością na co dzień wypełniać słowa mamy: „Będziesz mógł chodzić na Mszę codziennie i czytać książki”. Ten testament mamy, czy może jej marzenie, realizuje Ksiądz Biskup aż do dziś.
Słusznie ksiądz powiedział, że to jest radość. Dane mi było czytać książki, poznawać prawdy Boże poprzez studia, potem wykładając w seminarium, pisząc artykuły na tematy teologiczne i oczywiście Eucharystia zawsze jest w centrum, jak w życiu każdego księdza. Te dwa momenty są rzeczywiście bardzo istotne w moim życiu dodatkowo spotęgowane faktem, że w moją duchowość wpisała je mama.

Ks. AAK: Jako Biskup Senior nie odczuwa Ksiądz Biskup (po osiągnięciu wieku emerytalnego) takiego napięcia, które na jednym biegunie ma chęć zwolnienia, wyhamowania, związanego również z ograniczeniami wieku i stanu zdrowia, a na drugim biegunie obawę, żeby ze wszystkim zdążyć, domknąć wszelkie sprawy, bo nie wiemy, ile jeszcze czasu jest nam dane?
Uchwycił Ksiądz Redaktor coś ważnego w psychice tego okresu. Kiedy było Nawiedzenie Matki Bożej w Znaku Jasnogórskiej Ikony różnie się czułem, ponieważ jestem człowiekiem schorowanym, miałem obawy czy do końca tego Nawiedzenia wytrzymam, ale widać Matka Boża wypraszała łaski, bo tych sił wystarczyło. Po Nawiedzeniu pomyślałem sobie tak: „Panie Boże jeszcze tyle jest terminów w kalendarzu... Chciałbym tych terminów dochować, bo tam przecież ludzie będą czekać”. Ale z drugiej strony wiem, że nadejdzie taki moment, kiedy Pan przyjdzie i po prostu człowieka zabierze, gdy się nie będzie spodziewał, a jeszcze chciałbym coś zrobić, coś dokończyć. Oczywiście nie chodzi o jakieś osiągnięcia, ale po prostu o codzienną pracę. Więc jest rzeczywiście pewne napięcie czasu, bo ciągle jest jeszcze coś do zrobienia i tu rodzi się pewne niebezpieczeństwo, że człowiek zacznie Pana Boga prosić: „Panie Boże jeszcze nie teraz, jeszcze tylko to zrobię, jeszcze to...” A Pan Bóg powie, że trzeba to wszystko zostawić, bo są inni, którzy to zrobią, być może nawet lepiej od ciebie. Kiedy więc Bóg ten dzień wybierze, na pewno będzie to dla mnie dzień właściwy.

Oprac. AAK
Zdjęcie: Anika Nawrocka

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!