Sługa Zbawienia
Minister Salutis, trzecie nowe wezwanie w Litanii do św. Józefa, może się kojarzyć z ministrem zdrowia i choć dzisiaj to bardzo niewdzięczny urząd, warto pójść tym tropem.
Trochę nas pewnie ten nowy tytuł przyznany Świętemu Józefowi zaskoczył, bo po Opiekunie Odkupiciela i Słudze Chrystusa mogliśmy się spodziewać kolejnego bezpośredniego odniesienia do Pana Jezusa jako Zbawiciela. Ale chyba nawet proste rozumowanie pozwoli dojść do wniosku, że być czyimś sługą określa nasze obowiązki wobec tej konkretnej osoby, natomiast być sługą dzieła, które ta osoba prowadzi, oznacza poszerzenie zakresu naszej posługi: musimy zrobić wszystko, aby zadowolić tę osobę i aby jej dzieło (zadanie, posłannictwo, misja, życiowy cel) funkcjonowało i wypełniło się.
Ostateczne poświęcenie
Chciałbym teraz odwołać się do popkultury, bo to przez nią dokonuje się chyba najbardziej powszechny przekaz, nie tylko kulturowy, ale i społeczny, i chyba każdy inny. A ja właśnie obejrzałem kolejny amerykański film, który wzbudził we mnie uczucie zdrowej zazdrości: dlaczego oni potrafią tak to zrobić, a my nie?
Polski tytuł filmu brzmi „Ostateczne poświęcenie”. Film ten nawiązuje do prawdziwej historii amerykańskiego żołnierza Williama Pitsenbargera, który podczas wojny w Wietnamie w bohaterski sposób uratował przed śmiercią kilkudziesięciu innych żołnierzy, których wcześniej nigdy nie widział (on był z lotnictwa, oni z piechoty). Niestety, sam Pitsenbarger nie skorzystał z szansy, aby się uratować i za poświęcenie zapłacił własnym życiem. Mimo ogromnej ofiary i odwagi, jaką się wykazał, żołnierz ten nawet pośmiertnie nie został odznaczony najwyższym odznaczeniem przyznawanym w podobnych przypadkach, czyli „Medalem Honoru”. Film opowiada o staraniach, jakie podejmuje młody, ale bardzo ambitny, cywilny pracownik Pentagonu Scott Huffman, który został do niej skierowany, ponieważ uratowani przez Pistenbargera żołnierze nie dają za wygraną i nawet po 30 latach od wydarzeń nadal próbują wywalczyć sprawiedliwość dla swojego wybawiciela. Huffman początkowo nie jest przekonany do tego zadania, ale za radą przełożonych postanawia wykonać jakieś pozorne działania, aby sprawę ponownie zamknąć w szufladzie. Jednak w trakcie odkrywania kolejnych szczegółów sprawy przekonuje się, że brak przyznania odznaczenia Pitsenbargerowi był krzyczącą wręcz niesprawiedliwością, którą postanawia naprawić, zwłaszcza że ojciec bohatera wojennego jest bliski śmierci. Przychodzi moment, kiedy Huffman jest zachęcany przez swoich zwierzchników, aby sprawę przekazał „jakiemuś stażyście”, a sam objął ważne stanowisko, on jednak odmawia, aby sprawę doprowadzić do końca wbrew woli swoich przełożonych, którzy mają interes w tym, aby wszystko zostało tak jak wcześniej. Wreszcie kiedy wydaje się, że dobrnął do końca i stanął przed ścianą, jego małżonka przekonuje go, aby się nie poddawał. Nie będę opowiadał finału, ale to amerykański film, więc się pewnie domyślacie.
Natomiast obaj główni bohaterowie są dla mnie współczesnymi przykładami pełnego poświęcenia wszystkiego, własnej kariery, a nawet życia dla sprawy, którą się uważa za większą niż moje własne plany i wyobrażenia o szczęściu. Pierwszy stał się sługą przetrwania i uratowania życia kilkudziesięciu kompanów, drugi stał się sługą sprawiedliwości i prawdy, choć nie takie były ich życiowe plany. Podobnie jak Święty Józef, choć miał inne plany, stał się sługą zbawienia.
Być wiernym Bogu...
W Komentarzu Stolicy Apostolskiej do nowych wezwań w Litanii do św. Józefa czytamy, że wezwanie „Sługa zbawienia” ma swoje źródło w homilii św. Jana Chryzostoma do Ewangelii św. Mateusza. Ten zwany „złotoustym” Ojciec Kościoła tak komentuje fragment, w którym Anioł zleca Józefowi, aby nie bał się wziąć Maryi do siebie: „Nie tylko, powiada, wolna jest od podejrzenia o cudzołóstwo, ale poczęcie dokonało się w sposób przekraczający naturę. Nie tylko więc porzuć bojaźń, ale przeciwnie, raduj się: Albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w niej poczęło. Zadziwiające i przewyższające ludzki rozum słowa, wyższe ponad prawa natury. Jak więc uwierzy człowiek nie obznajomiony z tego typu stwierdzeniami? Z rzeczy, które się dokonały w przeszłości, powiada, z rzeczy objawionych. Dlatego odkrył wszystkie myśli nurtujące jego duszę: co odczuwał, czego się lękał, co zamierzał uczynić, aby dzięki temu uwierzył w to; a raczej skłania go do wierzenia nie tylko na podstawie rzeczy przeszłych, ale także na podstawie tego, co miało dopiero nastąpić. Porodzi powiada, Syna, któremu nadasz imię Jezus. Nie myśl więc, że - skoro jest z Ducha Świętego - jesteś wyłączony od posługi w dziele zbawienia. Chociaż w niczym nie przyczyniłeś się do narodzin, lecz Dziewica pozostała nienaruszoną, tobie daję to, co należy do ojca, bez naruszania godności dziewictwa: abyś nadał imię Dziecięciu. Ty bowiem je nazwiesz. Chociaż Dziecię nie jest twoje, wypełnij względem niego obowiązki ojca. Dlatego już od nadania imienia wyznaczam cię na opiekuna Dziecięcia. Potem jednak, by ktoś nie domniemywał w nim ojca, posłuchaj, z jaką dokładnością wyraża, co następuje: Porodzi, mówi, Syna. Nie powiedział: Tobie porodzi, lecz wyraził się ogólnikowo: Porodzi; nie jemu bowiem porodziła, ale całemu światu”.
Analizując ten komentarz św. Jana Chryzostoma, ks. Jacek Stefański zauważa, że służba dziełu zbawienia jest możliwa, ponieważ św. Józef pozostał przy swojej Małżonce, mimo że wcześniej rozważał oddalenie jej: „Inaczej mówiąc, jako sługa Zbawienia Józef sprawia – z woli Bożej – że skutki zbawcze wcielenia Syna Bożego zostają udostępnione rodzajowi ludzkiemu dzięki więzi małżeńskiej z Niepokalaną Dziewicą. Nie chodzi tylko o prawny wymiar ich małżeństwa, lecz także o zbawcze błogosławieństwo udzielone przez Boga i zapowiedziane za przyczyną małżeństwa Adama i Ewy. W to pierwsze małżeństwo wkroczył grzech pierworodny wraz z jego skutkami, które zraniły ludzką naturę i wizerunek miłości Boga do człowieka. Tylko Bóg mógł naprawić tę tragedię, bo wymagało to uzdrowienia ludzkiej natury. Ale uczynił to w wybrany przez siebie sposób. Powołał do istnienia nowe małżeństwo Najświętszej Dziewicy z Nazaretu z mężczyzną całkowicie oddanym i posłusznym Bogu, ustanowionym przez Niego przybranym ojcem Zbawiciela. W ten sposób oddanie i posłuszeństwo Józefa Bogu zostało wywyższone do nowego poziomu i stało się oddaniem i posłuszeństwem dziełu zbawienia, tak że Józef stał się wprost sługą zbawienia”.
...i stać się Jego narzędziem
Również papież św. Jan Paweł II w adhortacji Redemptoris custos podkreślił, że w omawianym wyżej fragmencie Ewangelii „zawiera się moment centralny biblijnej prawdy o św. Józefie”. Wierność Bożej woli, zjednoczenie z Jezusem, spójność między tym co się mówi i co się czyni, czyli po prostu codzienne świadectwo jest tym, co pomaga człowiekowi być narzędziem w ręku Boga i pomocnikiem w dziele zbawienia. Czasami trzeba porzucić własne plany i rozwiązania, nawet jeśli są one dla nas wygodne, tym bardziej jeśli nie są zgodne z nauczaniem Ewangelii i przykazaniami. Nawet najwspanialsze umiejętności i talenty nie przysłużą się zbawieniu, jeśli zabraknie naszej osobistej więzi z Bogiem i wierności Jego prawom. Po tym powinni nas rozpoznawać inni. Wróćmy jeszcze na chwilę do wspomnianej homilii św. Jana Chryzostoma i posłuchajmy jego wskazówek: „Godności zewnętrzne poznaje się oczywiście po zewnętrznych oznakach; nasze zaś winny być widoczne w przymiotach duszy. Człowieka wierzącego powinniśmy rozpoznawać nie tylko na podstawie udzielonego daru, ale także na podstawie nowego życia. Wierzący winien być światłością i solą świata (…) Człowiek wierzący winien jaśnieć nie tylko tym, co otrzymał od Boga, lecz również tym, co sam wniósł [do wspólnoty], i aby można było go poznać po wszystkim: po sposobie chodzenia, po spojrzeniu, po wyglądzie zewnętrznym i po głosie. Wyraziłem się w ten sposób nie po to, byśmy się obnosili [z naszym chrześcijańskim sposobem życia], lecz aby pożytek patrzących na nas był motywem naszego postępowania”. Pożytek doczesny i wieczny – dodajmy.
I na koniec ciekawostka lingwistyczno – socjologiczna. Pomimo że w polskim języku funkcjonuje łacińskie słowo minister, to jednak zdecydowano się na przetłumaczenie go jako „sługa”, i to bez względu na to, że w tekście Litanii tuż obok występuje wezwanie „sługo Mesjasza” jako tłumaczenie innego terminu łacińskiego (servus). Może dlatego, że minister, jako członek rządu już nikomu się nie kojarzy ze służbą, ale z rządzeniem i tylko jeśli się chce jakiegoś ministra wyśmiać (jako „sługusa”) to pogardliwie nazywa się go... ministrantem. I chyba nawet ci prześmiewcy nie wiedzą, że w ten sposób sprowadzają rzecz do prawdy, bo właśnie ministrant, jako ten, który pokornie służy świętej liturgii, kapłanowi i wiernym, powinien być wzorem dla ministrów, którzy mają służyć nie własnej karierze, nie premierowi, nie administracji państwa, nie lobbystom, ale społeczeństwu i jego dobru wspólnemu, każdy z nich ma być sługą realizacji tej części dobra wspólnego, którą jego ministerstwo ma w nazwie. A uczyć się mogą od Świętego Józefa.
Ks. Andrzej Antoni Klimek
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!