Słowo mniej boli niż milczenie
Według badań rocznie ponad 40 tysięcy rodzin w Polsce traci dziecko podczas ciąży, a 2 000 dzieci rodzi się martwych. Są jeszcze rodzice, którzy stracili dziecko po porodzie. To tylko liczby, ale za nimi kryją się ból i smutek wielu ludzi.
Najpierw jest radość oczekiwania. Potem kiedy pojawia się strata upragnionego dziecka, poronienie, martwy poród, śmierć po narodzeniu - jest to traumatyczne przeżycie dla rodziców. Dlatego 15 października w wielu krajach, także w Polsce, obchodzony jest Dzien? Dziecka Utraconego, dzień szczególny dla tysięcy kobiet i mężczyzn, którzy doświadczyli straty dziecka. Mogą wtedy uczcić pamięć swoich zmarłych dzieci, modlić się za nie podczas Mszy św. odprawianych w ich intencji. To także dzień, kiedy można pokazać problemy pojawiające się w ich życiu. Bo zdarza się, że ich ból, żałoba po dziecku, to temat tabu, o którym nie wypada głośno mówić. Najbliżsi, rodzina i znajomi, dowiadując się o ich tragedii, czują zakłopotanie. A jeszcze kilka lat temu panowało przekonanie, że małe dziecko to mała strata, a rodzice po poronieniu nie znajdowali zrozumienia i wsparcia. Nawet w mediach ten temat pojawia się rzadko. Chyba, że ktoś wini lekarzy albo położną za śmierć dziecka i dopiero wtedy sprawa nabiera rozgłosu.
Przetrwać cierpienie
Na szczęście są też ci, którzy starają się pomóc, powstają grupy wsparcia, tworzone są strony internetowe. Na jednej z nich www.dlaczego.org.pl Fundacja „Przetrwać Cierpienie” wyjaśnia, że pragnie, by to miejsce stało się azylem dla osieroconych rodziców; a także tych, którzy borykają się z chorobą dziecka. Zależy im, aby rodzice stracili takie nieznośne poczucie wyjątkowości, którego doświadczają w swoim środowisku, by mogli, jak inni, podzielić się swoim bólem, tęsknotą, drobnymi radościami, by mogli opowiedzieć o swoim dziecku. Po prostu mają pamiętać, że nie są sami. To właśnie z inicjatywy rodziców z www.dlaczego.org.pl powstał projekt polskich obchodów Międzynarodowego Dnia Dziecka Utraconego.
Nie czas, ale Bóg
Strata dziecka to wielka rana, którą uleczyć może tylko Bóg i Jego miłość. Dlatego niezbędna jest troska osób najbliższych, ale także księży oraz modlitwa. Dzieje się to już w niektórych diecezjach. Jedną z pierwszych była diecezja koszalińsko-kołobrzeska. Tam, i nie tylko tam, odprawiane są Msze św. w intencji zmarłych dzieci i osieroconych rodziców, w czasie których dokonuje się chrzest pragnienia. Dotyczy on dzieci, które umarły w trakcie ciąży lub zaraz po porodzie i nie zostały ochrzczone. Rodzice w sposób symboliczny mogą oddać je Bogu i wybrać imiona. Jeżeli nie znają ich płci słuchają wtedy podpowiedzi własnego serca. Organizowane są również dla nich rekolekcje. W Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Krakowie Łagiewnikach powstała Księga Dzieci Utraconych. Została ona stworzona po to, aby modlitwy nie były ogólnikowe. W sanktuarium trwa modlitwa za wszystkie dzieci i ich rodziców, ale łatwiej jest pochylić się nad bólem konkretnych osób, których imiona są znane, których spotkaliśmy. Nowe imiona można dopisywać w czasie drugopiątkowych spotkań modlitewnych w Łagiewnikach na specjalnych obrazkach, które składa się przed figurą Matki Bożej Bolesnej albo na formularzu znajdującym się na www.milosierdzie.pl. Można również przesłać maila na adres dzieci@milosierdzie.pl.
W Koszalinie opracowano mini poradnik dla rodziców, kto?rych dziecko zmarło przed urodzeniem. Ono jest takim samym człowiekiem, jak ty czy ja. Nalez?y mu sie? szacunek, a rodzice mają prawo pochować swoje dziecko. Jeżeli lekarz wystawi zgłoszenie urodzenia martwego dziecka, mama może skorzystać z urlopu macierzyńskiego, dostać zasiłek pogrzebowy z ZUS, czy odszkodowanie z firmy ubezpieczeniowej (chyba, że umowa to wyklucza). Jeżeli nie można określić płci dziecka, to na podstawie karty zgonu do celów pochówkowych, rodzice mogą pochować dziecko na własny koszt. Mają też możliwość zrzec się prawa do pochówku - tak podkreślają autorzy mini poradnika umieszczonego na www.koszalin.opoka.org.pl. Szczegółowe informacje można też znaleźć na stronie ojców dominikanów pod adresem www.sluzew.dominikanie.pl/rodzice_dziecka_utraconego.
Ja też jestem dzieckiem
Jak wielu jest tych, którzy doświadczają bólu starty dziecka i co dzieje się w polskich szpitalach pokazuje m. in. raport „Szpitale wobec rodziców po stracie dziecka. Dobre praktyki” w ramach kampanii „Ja też jestem dzieckiem”, przygotowany przez Fundację „Przetrwać Cierpienie”. Prowadziła ona badania od grudnia 2012 roku do maja 2014 roku. Wyniki zostały oparte na statystykach udostępnionych przez 324 psychologów i 600 psychiatrów z całej Polski. W badaniu wzięto pod uwagę opinię blisko 214 000 rodzin, które utraciły dziecko. Rodzice oceniali zachowanie personelu medycznego wobec nich po stracie dziecka. Pytano też, czy przekazano im informacje o przysługujących im prawach. Okazało się, że liczba szpitali przyjaznych rodzicom w tym roku wzrosła do 316, ich listę można znaleźć na stronie www.dlaczego.org.pl.
Dzięki badaniom wiemy, że w Polsce dochodzi do około 40 000 poronień rocznie. 65% par, które utraciły nienarodzone dziecko, decyduje się na ponowną próbę zajścia w ciążę. Około 27% rodziców nie ma możliwości pożegnania się z dzieckiem ani zorganizowania godnego pochówku (głównymi przyczynami jest niewiedza i nieznajomość prawa). 40% par nie wymaga pomocy specjalisty, bo wystarcza im obecność i zrozumienie bliskich. Dziesięć procent z tych, którzy stracili nienarodzone dziecko przeżywa kryzys, a w konsekwencji – rozstaje się. Prawie jedna trzecia kobiet, które doświadczyły poronienia, popada w depresję wymagającą leczenia psychiatrycznego, a dla około 30% wystarczająca jest pomoc psychologiczna. Siedem procent kobiet z nieleczoną depresją podejmuje próbę targnięcia się na życie. Tyle liczby, ale tak naprawdę to historie ludzi, którzy przeżyli śmierć dziecka.
Nie udawaj, że nie istniało
Wielu z nas zastanawia się, jak zachować się, kiedy ktoś z bliskich, krewnych czy znajomych, straci dziecko przed albo zaraz po urodzeniu. Odpowiedź dają sami rodzice, którzy napisali listę oczekiwań, choć oczywiście każdy z nich przeżywa stratę swojego dziecka i żałobę po nim trochę inaczej.
Są na niej prośby mam, które wydają się oczywiste, jak: „Chciałabym, by moje dziecko nie umarło. Chciałabym je mieć z powrotem”. Są też takie, które można spełnić: „Chciałbym, byś się nie bał wymawiając imię mojego dziecka. Moje dziecko istniało i było dla mnie bardzo ważne. Potrzebuję usłyszeć, że było ono ważne także dla Ciebie” albo „Jeśli płaczę lub reaguję emocjonalnie, gdy mówisz o moim dziecku chciałabym, byś wiedział, że to nie dlatego, że mnie ranisz. Czuję wówczas, że pamiętasz; czuję twoją troskę! Śmierć mojego dziecka jest przyczyną moich łez. Rozmawiasz ze mną o moim dziecku, pozwoliłeś mi podzielić się smutkiem. Dziękuję Ci za to”. Mama utraconego dziecka napisała też, że chciałaby, by nie „zabijać” go ponownie przez usuwanie jego zdjęcia i pamiątek z domu. Wyjaśniła, że bycie rodzicem w żałobie nie jest zaraźliwe, więc nie mamy jej unikać. „Potrzebuję urozmaicenia, chcę usłyszeć, co u Ciebie, lecz chcę, byś także słuchał mnie. Mogę być smutna. Mogę płakać, lecz chciałabym, byś pozwolił mi mówić o moim dziecku; to mój ulubiony temat. Wiem, że często o mnie myślisz i się modlisz. Wiem, że śmierć mojego dziecka boli cię także. Chciałabym o tym wiedzieć: powiedz mi to przez telefon, napisz list lub uściśnij mnie. Chciałabym żebyś nie oczekiwał, że moja żałoba skończy się z upływem sześciu miesięcy. Pierwsze miesiące są dla mnie szczególnie traumatyczne; chciałabym jednak byś zrozumiał, że mój żal nie będzie mieć końca. Będę cierpiała z powodu śmierci mojego dziecka aż do ostatniego dnia mego życia. Naprawdę staram się „zaleczyć”, chciałabym jednak byś zrozumiał, że nigdy nie będę w pełni wyleczona. Zawsze będę tęskniła za moim dzieckiem i będę pełna żalu, że już nie żyje”.
Są też inne ważne słowa; mamy chcą, byśmy nie oczekiwali od nich „nie myślenia o tym” i „bycia szczęśliwą”, bo one nie sprostają żadnemu z tych oczekiwań przez długi czas po starcie dziecka. Z drugiej strony nie chcą być traktowane jak obiekt litości. Zanim się „wyleczą” to musi boleć. Możemy spodziewać się depresji, złości, wszechogarniającego poczucia beznadziejności i smutku. „Zaproponuj od czasu do czasu pojechać ze mną na cmentarz, zapalić lampkę, pomilczeć chwilę. Nie za często, tylko czasami. Daj mi znać, że pamiętasz. Nie mów: jesteś młoda, będziesz miała kolejne dzieci. Być może będzie dane mi się cieszyć jeszcze nie jednym dzieckiem, najpierw jednak muszę opłakać to, które odeszło. I żadne inne dziecko mi go nie zastąpi. Najważniejsze: Wspomnij czasem o moim dziecku. Nie udawaj, że nie istniało. Słowa mniej bolą niż uporczywe milczenie” - tego oczekują rodzice utraconych dzieci.
Książka niosąca światło
Jak przeżyć przedwczesną śmierć dziecka można dowiedzieć się z książki „Witraże w ciemności” Renaty Kleszcz – Szczyrby. Publikację wydaną przez Księgarnię św. Jacka można kupić od 10 października, choć jej promocja odbędzie się 17. w Rybniku, a potem w Katowicach. Autorka „Witraży” wie o czym pisze, jest doktorem psychologii, psychoterapeutą, nauczycielem akademickim, adiunktem w Zakładzie Psychologii Zdrowia i Jakości Życia Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Renata Kleszcz - Szczyrba mówi, że to „Książka niosąca światło”, bo chciałaby przez nią rzucić trochę światła na sytuację rodziców i ich utraconych dzieci. Pisząc o bolesnym problemie przedwczesnej utraty dziecka chciała ukazać ją od strony psychologicznej, medycznej, prawnej i teologicznej. „Wydaje się, że społeczeństwo potrzebuje światła poznania i zrozumienia tej problematyki. Jeśli ktoś bardzo chce zobaczyć piękno witrażu wtedy, gdy jest ciemno, zrobi to. Musi tylko włączyć światło i znaleźć miejsce, z którego można zobaczyć. Kolejne rozdziały tej książki są jak stopniowe włączanie światła, bowiem tematyki przedwczesnej utraty dziecka nie sposób zgłębić z jednego punktu widzenia” („Witraże w ciemności”).
Renata Jurowicz
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!