Siostry w ogniu wojny
Opatrują rany, zapewniają schronienie uciekającym przed wojną, opiekują się sierotami i wdowami, wspierają duchowo żołnierzy. Taką działalność prowadzą siostry zakonne ze zgromadzeń znajdujących się na Ukrainie. Gdy 24 lutego wybuchła wojna większość sióstr pozostała w kraju, aby służyć ludziom.
Gdy wojska rosyjskie zaatakowały Ukrainę siostry zakonne, zarówno Polki, jak i Ukrainki, czy te z innych narodowości, mogły wyjechać do Polski. Rodziny i zgromadzenia z Polski zapraszały, wręcz namawiały na przyjazd do naszego kraju w celu schronienia się przed wojną. Okazało się, że większość sióstr zakonnych nie chciała wyjechać, bo czuła, że ich miejscem do życia i działania nadal jest Ukraina. Niedawno wpadała mi w ręce kolejna książka Agaty Puścikowskiej. Tym razem jest to książka „Siostry nadziei. Nieznane historie bohaterskich kobiet walczących na Ukrainie”. Postanowiłam podzielić się z czytelnikami „Opiekuna” niektórymi wątkami związanymi z heroiczną postawą sióstr zakonnych w czasie trwającej wojny.
Prawda o zakonach
„Gdy już poznawałam realną pracę, gigantyczny wysiłek zakonnic, gdy rozumiałam ich coraz większe sińce pod oczami, życie w stresie, przez Polskę przetaczała się osobliwa dyskusja pod tytułem „Czy Kościół pomaga Ukrainie?”. Przeróżni komentatorzy opowiadali o bierności, małoduszności i wręcz lenistwie duchowieństwa katolickiego. I mówili to już wtedy, gdy większość zgromadzeń w Polsce, żeńskich i męskich, otwierała swoje podwoje i przyjmowała pod dach uchodźców z Ukrainy. A po stronie ukraińskiej parafie, zgromadzenia, instytucje związane z Kościołem pełną parą organizowały ewakuację ludzi, żywienie przesiedleńców, przyjmowały do swoich siedzib tych, którzy potracili domy lub uciekali z rejonów bezpośrednio objętych wojną. Te informacje szokowały. I doprawdy nie wolno było na nie nie reagować. Powstała absolutna konieczność, by w zgodzie z prawdą i w obronie tej prawdy, ale tu również godności konkretnych ludzi i ich dobrego imienia – nie pozostać obojętnym. Najzwyczajniej w świecie należało mówić ludziom prawdę. Również w przestrzeni medialnej. Pojawiła się więc prosta konieczność, aby w zgodzie z dziennikarskim, na poły kronikarskim sumieniem zbierać ludzkie historie, starannie dokumentować to, co się dzieje za polską granicą, ale i w klasztorach na terenie kraju” – tak pisze autorka we wstępie do wyżej wspomnianej książki.
W swojej książce Agata Puścikowska opisała historie 22 zgromadzeń żeńskich, które w czasie wojny niosą pomoc walczącym, rannym i innym potrzebującym pomocy. Są to m.in. siostry honoratki, dominikanki, franciszkanki, benedyktynki, karmelitanki, kapucynki, nazaretanki, urszulanki, elżbietanki, szarytki, werbistki, józefitki, orionistki, niepokalanki, terezjanki, sercanki, redemptorystki, służebniczki dębickie.
Kula przeleciała obok
W tym miejscu chcę przytoczyć kilka historii, które mnie ujęły. Siostry zakonne z wojną zetknęły się już wcześniej, w czasie wydarzeń na Majdanie, które trwały od listopada 2013 do lutego 2014 roku. Pracująca wówczas w radiu s. Lucyna ze Zgromadzenia Misyjnego Służebnic Ducha Świętego (siostry werbistki) po zakończeniu swojego dyżuru trzy godziny szła pieszo na Majdan, aby tam wspólnie modlić się z zebranymi ludźmi. „Na miejscu podeszłam pod scenę. Widziałam, że chcę wejść tam, gdzie są ludzie i będę się z nimi modlić. Wpuścili mnie, weszłam na podwyższenie... Chciałam się głośno modlić. Zainicjowałam modlitwę. Wokoło zresztą widok był straszny: ogień, wiele tysięcy ludzi, którzy ryzykowali życiem. I ta niepewność każdej chwili: zaczną strzelać czy nie. Modliłam się, modlili się ludzie pod sceną. Obok mnie na podwyższeniu, o czym zresztą mało kto wie do dzisiaj, stała figura Matki Bożej Fatimskiej” – opowiada s. Lucyna, która modliła się z ludźmi siedem godzin. „Kula przeleciała mi z lewej strony, dosłownie przeszła tuż koło ręki. Usłyszałam tylko świst. Chcieli chyba strzelić mi w serce, a nawet kurtki nie rozerwało. Celowali wtedy głównie we mnie, bo musiałam być dla nich sporą przeszkodą, denerwującą, gdyż porwałam tłumy. Stałam w centrum. Jednak dalej się modliłam i przez cały ten czas nikt na Majdanie nie zginął. Jedna dziewczyna tylko dostała po nodze, lecz niegroźna to była rana”.
Z kolei s. Irina ze Zgromadzenia Sióstr od Aniołów od czasu wydarzeń na Majdanie wspiera ukraińskich żołnierzy jako wolontariuszka. „Byłam na Majdanie, gdy bili studentów. Byłam 20 lutego 2014 roku, gdy ludzie ginęli. Chowaliśmy się przed kulami w kościele Świętego Aleksandra. Snajperzy strzelali po ludziach, gdzie popadnie, tak że zgromadzeni nie mogli bezpiecznie odejść. Pracowałam wtedy w kuchni na Majdanie: robiłam sałatki, gotowałam herbatę, rozdawałam kanapki. Przecież Majdan trwał kilka miesięcy, a ludzie żyli tam cały czas, trzeba było ich wspierać psychologicznie i materialnie”.
Zostały, by ratować ludzi
S. Natalis ze Zgromadzenia Sióstr Świętego Józefa (siostry józefitki) tak wspomina dzień 24 lutego. „Wyszłam z kaplicy i spojrzałam na ekran komórki: to moja mama dzwoniła kilkanaście razy. Oddzwoniłam, a rodzicielka mi do słuchawki płacze, że wojna się zaczęła... Chwilę później przeleciał koło nas samolot. I pierwszy raz nogi się pode mną ugięły... Z Krakowa zadzwoniła matka generalna, pytała, czy chcemy wracać i zapewniła o chęci pomocy. Nie wyobrażałam sobie nawet, że mogłabym opuścić kraj. Tu byłam potrzebna”. Podobne wspomnienia mają siostry ze Zgromadzenia Sióstr Niepokalanego Poczęcia NMP (siostry niepokalanki). Tutaj także poranek 24 lutego rozpoczął się modlitwą. Późniejsza wiadomość wyzwoliła w siostrach ogromny lęk i niepokój, ale jedno było pewne, że do Polski wyjechać nie zamierzały. „Od początku jesteśmy przygotowane na to, że możemy zginąć. Pod koniec lutego, na początku marca, gdy nikt nie wiedział, jak działania wojenne się potoczą, oczekiwałyśmy zresztą najgorszego, że walki mogą do nas dotrzeć, a jeśli nie walki, to rosyjskie rakiety mogą nas dosięgnąć. Byłyśmy też przekonane, że będziemy przyjmować nie tylko uchodźców wewnętrznych, co rannych. Myślałyśmy wręcz o organizacji szpitala polowego, szykowałyśmy zapas medykamentów. Czułyśmy, że musimy zostać, by ratować ludzi” – opowiada s. Julia z Jazłowca.
Los wdów i sierot
Siostry ze Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu (siostry nazaretanki) po wybuchu wojny musiały zawiesić działalność przedszkola, ale od razu włączyły się w prace pomocowe: przyjmowały żywność i ubrania, sortowały i rozdzielały je potrzebującym. Do Żytomierza przyjechali podopieczni domu starców w Kijowie. Staruszków nie można było ewakuować za granicę. Uciekali szybko ze stolicy, więc większość z nich nie miała ubrań na zmianę, nie mówiąc o lekach czy pampersach. S. Franciszka twierdzi, że rzadko mówi się w kontekście Ukrainy o wdowach. „Przecież tylu mężów, tylu ojców ginie na froncie. To jest dla rodzin ogromne traumatyczne doświadczenie. Dość często spotykam wdowy, które potrzebują wsparcia nie tylko materialnego, ale i emocjonalnego, przyjacielskiego... Trudne są rozmowy z dziećmi, sierotami wojennymi. Znajomi chłopcy tak bardzo się modlili, by ich tata wrócił z frontu cały i zdrowy. Lecz nie wrócił . Chłopcy nawet na pogrzebie buntowali się, zastanawiali, czy Pan Bóg istnieje... Cóż ja jednak mogłam im więcej powiedzieć niż prawdę? Że tata walczył o ich życie, o wolność, że jest bohaterem”.
S. Teresa ze Zgromadzenia Córek Maryi Wspomożycielki (siostry salezjanki) dzieli się refleksją, że wojna zmienia człowieka. „Inaczej się postrzega codzienność, sprawy niegdyś arcyważne w czasie zbrojnej agresji bledną. A może po prostu ustawia się właściwe priorytety? Żyje się skromnie: staramy się nie kupować więcej prócz tego, co absolutnie konieczne. Gotuję z produktów, które dostajemy w darach, żeby dla wszystkich starczyło jedzenia i można było pomóc potrzebującym. Gdy się widzi ludzką biedę i cierpienie, teorie o chrześcijańskim życiu codziennie trzeba zmieniać w czyn. I działać”.
Modlitwa pomaga
Siostry zakonne dbają także o życie duchowe mieszkańców Ukrainy. Po wyjeździe księdza z parafii, w której pomagały siostry ze Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety (siostry elżbietanki) za zgodą biskupa udzielały wiernym Komunii Świętej. Dla s. Jonaszy wzór do naśladowania stanowią męczenniczki elżbietańskie z okresu II wojny światowej, które zostały beatyfikowane 11 czerwca 2022 roku we Wrocławiu. „Nie wiem jednak, co bym zrobiła, jak bym się zachowała, gdyby stanął przede mną rosyjski żołnierz. Myślę, że takie sytuacje dopiero pokazują naszą formację, wiarę, kondycję psychologiczną. Jednakże proszę Boga, by nie dane było mi się sprawdzić” – mówi s. Jonasza.
S. Karolina podkreśla, że w czasie wojny sprawą priorytetową jest działanie dla innych i modlitwa za nich i z nimi. „Nie bałam się. Bardziej przeżywałam stan dzieci, które chowały się z nami. Dzieciaczki na samym początku bardzo się bały. Później się nieco przyzwyczaiły. Potrzebowały dorosłego, który by z nimi porozmawiał, pośpiewał, spokojnie pobył”.
To tylko kilka opowieści o bohaterstwie sióstr zakonnych z różnych zgromadzeń. Zachęcam do przeczytania książki „Siostry nadziei. Nieznane historie bohaterskich kobiet walczących na Ukrainie”. Naprawdę warto! ■
Ewa Kotowska- Rasiak
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!