TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 21 Lipca 2025, 23:26
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Siej ziarna

Siej ziarna

Jeśli chcemy zadbać o wiarę naszych dzieci, najpierw musimy zadbać o naszą do nich miłość.

Pamiętam jak swego czasu ks. Aleksander Radecki opowiadał nam, wówczas jeszcze klerykom, jak odwiedzał pewnego zawziętego komunistę, który był ciężko, wręcz terminalnie chory. Rodzinie zależało, aby chociaż przed śmiercią pojednał się z Bogiem, dlatego poprosili ks. Aleksandra, aby do niego przyszedł i spróbował namówić go na spowiedź i Komunię Świętą. Ale żeby w ogóle mógł się zbliżyć do tego komunisty, to musiał trochę się maskować, mianowicie nie chodził do niego ze specjalną bursą, w której nosi się Komunię do chorych, nawet chyba komży nie miał na sobie ani sutanny, tylko był ubrany w marynarkę, no i w kieszeni miał tam ukrytą kustodię z Komunią św. Wiem, że to trochę dziwne, no ale chodziło o to, że ten pan jakby zobaczył księdza w „pełnym rynsztunku” to by go wcale do siebie nie dopuścił. No i chodził ten ksiądz prawie w cywilu do tego komunisty i podpytywał go, czy może by się chciał wyspowiadać, pojednać z Bogiem, ale tamten nawet go nie chciał słuchać i wcale się do księdza nie odzywał. I zazwyczaj po nieudanej próbie rozmowy ks. Aleksander wyciągał różaniec i po prostu się modlił przy łóżku chorego, który go ignorował. O ile dobrze pamiętam, takich wizyt było kilka i wszystkie miały podobny przebieg. Pan komunista nic sobie nie robił z obecności księdza. Aż któregoś razu, ks. Aleksander po nieudanej rozmowie odmawiał Różaniec, a miał gorszy dzień i stracił cierpliwość, i zaczął swoim różańcem okładać chorego po plecach i ramionach wrzeszcząc: „Spowiadasz się wreszcie, czy nie?” I ku jego zdumieniu przerażony komunista natychmiast wykonał znak krzyża i rozpoczął formułę: „Z pokorą i żalem przystępuję do spowiedzi świętej. Obraziłem Pana Boga następującymi grzechami...” i dalszej części ks. Aleksander nam już nie opowiedział, tylko zakończył, że mężczyzna się bardzo porządnie i szczerze wyspowiadał, przyjął Komunię i kilka dni później odszedł do wieczności.

Piszę wam dzisiaj o tym, ponieważ nigdy nie wiadomo w jakim momencie i w jaki sposób Bóg może się nami posłużyć, by kogoś przyciągnąć na powrót do siebie. Zwłaszcza jeśli chodzi o nasze dzieci. Póki co odradzam okładanie ich różańcem, to raczej nie da efektu (a jeszcze mogą się odwinąć, zwłaszcza te starsze ;), ale chcę podkreślić, że mamy tę przewagę w konfrontacji z ks. Aleksandrem i jego komunistą, że nie musimy niczego udawać i maskować się, aby mieć przystęp do dzieci, bo częściej czy rzadziej, ale jednak mamy kontakt z nimi. Jesteśmy rodzicami. Dopóki nie wyfruną z domu, ten kontakt jest codzienny. I chodzi o to, aby w ramach codziennego (czy nawet sporadycznego) kontaktu zasiewać takie drobne ziarenka, które być może kiedyś wydadzą owoc w postaci powrotu dziecka do kontaktu z Bogiem, a może nie wydadzą, ale i tak warto je siać, bo na pewno dobrze wpłyną na wasze relacje rodzice – dzieci.

Pierwszym rodzajem ziarenek do siania, jaki wymienia Brandon Vogt w książce „Powrót. Co robić, gdy dzieci odchodzą z Kościoła” jest usilne staranie się, aby twoja miłość do dziecka była bardzo wyraźna. I w tym miejscu Vogt cytuje takie zdanie Roba Parsonsa: „Największym niebezpieczeństwem w przypadku każdego rodzica jest to, kiedy nasza chęć, aby dziecko poznało, jak bardzo go nie pochwalamy, jest większa niż impuls, który pozwoli mu zobaczyć, że bez względu na to, co zrobiło, nadal jest kochane”. Proszę, przeczytaj to zdanie jeszcze raz. I jeszcze raz. Rozumiesz? Trzeba mówić dziecku o tym, czego nie pochwalamy w jego życiu (albo mówiąc dosadniej, co w jego życiu doprowadza nas do rozpaczy – ale tak mu tego nie mówcie), ale to nigdy nie może przysłonić naszej miłości do dziecka. Ono musi wiedzieć wyraźnie, że jest kochane bez względu na wszystko, choć nie za wszystko jest chwalone. Siła twojej bezwarunkowej miłości jest olbrzymia, ale jeśli dziecko o niej nie wie, jest bezsilna. „Kocham cię bez względu na to w co wierzysz i to się nigdy nie zmieni”. Co nie jest równoznaczne z „Nie obchodzi mnie czy jesteś wierzący, nie chcę abyś coś zmienił w swoim życiu”. Siej tak często jak możesz ziarenka miłości.

Kolejnym ziarenkiem bliskim tego poprzedniego jest przebaczenie i proszenie o przebaczenie. Wszyscy tego pragniemy. Vogt cytuje opowiadanie Ernesta Hemingwaya „Rogi byka”, w którym główny bohater, Paco, wdaje się w kłótnię z ojcem, po czym ucieka do Madrytu. Ojciec próbuje sprowadzić go do domu, ale nie udaje mu się go odnaleźć. Wreszcie, nie widząc innego wyjścia, daje ogłoszenie w lokalnej gazecie: „Paco, spotkaj się ze mną w hotelu Montana we wtorek w południe. Wszystko ci wybaczam. Ojciec”. Okazało się jednak, że imię Paco było bardzo popularne w Madrycie i gdy ojciec chłopaka przyszedł na umówione miejsce, zobaczył oddział policji, który próbował zapanować nad tłumem 800 mężczyzn, wszystkich o tym właśnie imieniu, którzy przyszli, chcąc pogodzić się z ojcami. Wszyscy pragną wybaczenia, nasze dzieci też. Ale też trzeba umieć je przeprosić i prosić o ich wybaczenie. Na przykład za to, że zmuszałeś je do chodzenia na Mszę, zamiast starać się zrozumieć, dlaczego przestało mu być po drodze z Kościołem. Ziarenka przebaczenia i przeproszenia mogę być najtrudniejsze ze wszystkich, ale są konieczne.

Trzecim rodzajem ziarna jest interesowanie się pasjami swoich dzieci. Nie będę wspominał, że takie zainteresowanie ma też funkcję czujności (niektóre pasje dzieci bardzo źle się kończą i rodzice nagle budzą się z ręką w nocniku), ale przede wszystkim chodzi o to, że poszerzy się zakres tematów, na które będziesz mógł pogadać z dziećmi, a do których one nie będą się zmuszać. Pewnie ty będziesz się musiał czasem zmusić do wejścia w głąb czegoś, co cię zupełnie nie interesuje, a może nawet cię irytuje, ale czego się nie robi dla tych, których kochamy? Znam gościa, który dla jednej dziewczyny zaczął chodzić na koncerty symfoniczne, których z głębi serca nie znosił. Po roku jego męczarni dziewczyna i tak go rzuciła, ale on nie przestał chodzić do filharmonii. Bywa i tak. W każdym razie dobrze jest mieć jakiś rodzaj aktywności, które będziesz mógł uskuteczniać ze swoimi dziećmi.

Ostatnią radą w tej części jest prowadzenie gościnnego domu. Vogt cytuje powiedzenie pewnego mędrca, że kiedy dom Ojca jest napełniony miłością ojcowską dzieci marnotrawne powrócą. Chodzi o to, żeby dom rodzinny kojarzył się z miłością, otwartością, a nie z pryncypialnością, zasadami (co nie znaczy, że ma ich nie być), regulaminem i wymaganiami. „Ja tu rządzę, to mój dom i dopóki tu mieszkasz, masz robić to, co ci każę. Jak ci się nie podoba, to droga wolna”. Z takiego domu chce się wyjść jak najprędzej i chyba nie ma się ochoty do niego wracać. To tyle na dzisiaj. ■

Ks. Paweł

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!