TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 26 Lipca 2025, 03:16
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Rysio, Róża i Tusia ...o obowiązkach

Rysio, Róża i Tusia o obowiązkach

Mama, tata, troje dzieci i… no właśnie! Od tygodni, a może i miesięcy Róża i Rysio prosili rodziców o zwierzątko. Tusia upierała się przy piesku, ale starszaki dobrze wiedziały, że na to nie ma co liczyć, dlatego pomyślały o chomiku albo śwince morskiej. Tata od razu zapowiedział, że żadnego szczura w domu mieć nie będzie i na nic się zdało tłumaczenie, że przecież to nie szczur tylko mały słodki chomiczek albo świneczka kochana taka…

- Ojej - obruszył się tata. - Przecież potrafię rozróżnić szczura od świnki morskiej, ale jakoś nie widzę tego!
Ale dzieci widziały, a oczami wyobraźni to już nawet wpatrywały się w swoje zwierzątko, podawały mu jedzonko i głaskały milutką sierść.
- Mamo – zagadała Róża, – a ty byś nie mogła taty namówić? Przecież babcia Ula i dziadek Staszek mieli psa, gdy tata był dzieckiem.
- My też byśmy chcieli - włączył się Rysio. - To znaczy niech już będzie świnka, bo na psa i tak się nie zgodzicie - dodał smutno, licząc, że może jednak…
Mama, której z pewnością nie można było nazwać psiarą miała słabość do małych, futerkowych żyjątek. Sama jako mała dziewczynka była dumną posiadaczką chomika i razem ze swoim bratem bardzo o niego dbała. Rozumiała dziecięcą tęsknotę za własnym pupilkiem i, choć nie powiedziała tego głośno, też chciała, by żywy pluszak zadomowił się w ich rodzinie. Problem w tym, że Tusia, która tak właśnie mówiła o śwince czy chomiku, musiałaby szybko zrozumieć, że zwierzak pluszakiem nie jest i trzeba odpowiednio się z nim obchodzić. Gdy tylko podzieliła się swoimi obawami z Rysiem i Różą, ci zapewnili, że edukację Tuśki w temacie dbania o świnkę biorą na siebie. Wieczorem pani Paulina chciała porozmawiać z mężem i przekonać go, że świnka morska jest mniej wymagająca od psa i że może to wcale nie jest głupi pomysł. Miała już przygotowane wszystkie argumenty, ale okazały się niepotrzebne, bo pan Mariusz wręczył jej telefon i zaczął się śmiać.
- Co to? - zdziwiła się jego żona. - Zdjęcie… poczekaj… to pismo Róży!
- Nie mogłem im zabrać tej kartki więc zrobiłem zdjęcie, czytaj!
Pani Paulina zaczęła czytać, a po chwili zasłoniła dłonią usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Dzieci już spały i można było pogadać w spokoju.
- No i co ty na to? - zapytał pan Mariusz.
- No ja na to… jak na lato! - pani Paulina prawie dusiła się ze śmiechu.
Kartka zapisana była drobnym maczkiem. Róża wypisała informacje o tym, jaką klatkę trzeba kupić i jak ją wyposażyć. Następnie co świnka może jeść, jak obcinać pazurki, jak ją oswoić, jak często czyścić klatkę…, słowem wszystko, co należy wiedzieć, żeby zwierzak miał się dobrze. Ale nie tylko to tak rozbawiło rodziców. Na samym dole strony drukowane litery (to zapewne Rysio) ułożyły napis, pod którym podpisała się cała trójka. Tusia też, o czym świadczyło czerwone serduszko. „Obiecujemy dbać o naszą świnkę i zbierać wszystkie kupy. Nie będziemy się o nią kłócić. Bardzo prosimy o Wicia!”

EM
Następnego dnia zaraz po śniadaniu dzieci położyły kartkę na stole i stanęły przed rodzicami jak na akademii w szkole. Jeszcze nie wiedziały, że mama i tata zgodzili się kupić świnkę. Tata dał się namówić, ale warunek był jeden. To dzieci zajmują się zwierzakiem, oczywiście na miarę swoich możliwości. Rodzice mogą pomóc, ale świnka równa się obowiązek dzieci, nie rodziców. Radość była wielka! Kilka dni później Wiciu zadomowił się w swojej klatce, którą pani Paulina postawiła w kuchni.
- Będzie sprawiedliwie – powiedziała. - Przynajmniej nie będziecie się kłócić o to, w czyim pokoju ma mieszkać, a poza tym będę mu podrzucać marchewkę, buraczka albo natkę pietruszki - zaśmiała się mama, a dzieci aż zapiszczały z radości. Wiciulek, Wiciuleczek, Wituniek…
- Ciekawe – powiedziała mama patrząc dzieciom prosto w oczy – kto pierwszy zauważy brudną klatkę i brak wody w poidełku?

O jak OBOWIĄZEK. O jak ODPOWIEDZIALNOŚĆ. O jak OCZYWISTA SPRAWA. Każdy z nas ma swoje obowiązki. Prawa również, ale o tym napiszę innym razem. Dziś o tym, że nasze obowiązki i rzetelne ich wypełnianie to poważna sprawa. Pewnie, że kilkuletnie dziecko tych obowiązków ma niewiele, a już zupełnie malutkie słodziaki, podróżujące w głębokich wózkach, nie mają ich wcale. No chyba, że żartując powiemy, że muszą wypijać całe mleczko, przesypiać noce i dbać o ty, by bez żadnych problemów zużywać duuuże ilości pieluszek:) Kto z was ma młodsze rodzeństwo, ten wie o czym mowa. Obowiązków pojawiają się, by dziecko zrozumiało, że zabawki same nie trafią na półkę, skarpetki same nie znajdą drogi do pralki, plastelina nie może leżeć na dywanie, talerzyk i kubeczek trzeba wynieść do kuchni, a nałożenie pasty do zębów, to nic trudnego. Później można skoczyć do sklepu po śmietanę, której zapomniała kupić mama albo i nie zapomniała, tylko zwyczajnie o to prosi. Piesek sam nie nasypie sobie karmy do miseczki… I jeszcze te prace domowe… Czy nie mogłyby jakoś same wskakiwać do zeszytów? No nie mogłyby… Czego się Jaś nie nauczy, to Jan… Znacie to, prawda?
E.M.

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!