Rysio, Róża i Tusia o mówieniu prawdy
Kiedy wreszcie po kilku deszczowych dniach niebo znów stało się bezchmurne, wszyscy poczuli się lepiej. I dorośli i dzieci. Zwłaszcza dzieci. Róża i Rysio już nie mogli doczekać się wyjścia na dwór. Oczywiście do szkoły chodzić trzeba. Nieważne czy pada, czy nie pada. Po południu jednak trudno łazić po dworze, gdy leje jak z cebra.
Tylko Tusia nie odczuła tej złej pogody, bo i tak siedziała w domu z katarem i bólem gardła. Czy to możliwe, żeby padało bez przerwy przez kilka dni? Możliwe. Róża i Rysio wychodzili poskakać w kałużach, wynieść śmieci i wyprowadzić psa sąsiadki, która nie ruszała się z domu dokładnie z tego samego powodu, co Tusia. Trwało to jednak zaledwie chwilę i naprawdę rodzeństwo miało takiej pogody serdecznie dosyć. Każdy czekał na piątek, bo zgodnie z prognozą, aura miała się zmienić. I rzeczywiście. W piątek rano nie spadła z nieba ani jedna kropla deszczu, a po południu na podwórku zaroiło się od szczęśliwych dzieci. Można powiedzieć, że wyrosły jak grzyby po deszczu! Rysio z kolegami śmigał na rowerze, a Róża z koleżankami umówiły się na lody. Nawet Tusia, która czuła się już znacznie lepiej wyszła z mamą na krótki spacer.
- Mamo! - zawołał Rysio, który dosłownie wbiegł do mieszkania. - Zostawiam rower i biorę piłkę! - powiedział na jednym wydechu.
- Dobrze – odpowiedziała pani Paulina wręczając synowi butelkę z wodą. - A będziesz grał w kasku? - zaśmiała się.
Rysio, który był już na półpiętrze, wrócił do domu.
- Zostań, zostań! - zawołała mama. - Musisz wysuszyć włosy!
Jak zabawa, to zabawa! Pewnie koledzy Rysia wyglądali tak samo.
- Koszulkę też zmienię – powiedział chłopiec. - Jestem cały spocony!
Chłopcy bawili się na boisku jeszcze dobre dwie godziny, ale kiedy Rysio wrócił do domu rodzice od razu zauważyli, że coś musiało się wydarzyć. Pan Mariusz próbował wyciągnąć od niego jakieś informacje, ale Rysio mruknął tylko, że wszystko jest w porządku i nic się nie stało.
- A może się pokłóciliście? - nie dawał za wygraną, bo czuł, że coś jest nie tak.
- Nie tato – zaprzeczył Rysio. - Jestem zmęczony i tyle.
Może i Rysio był zmęczony… Na pewno był, ale już w poniedziałek okazało się, że nie powiedział wszystkiego.
- Tak, dzień dobry – pani Paulina odebrała telefon ze szkoły i od razu pomyślała, że Rysio ma gorączkę albo boli go brzuch i trzeba będzie zabrać go do domu.
Nie była to jednak ani gorączka, ani bolący brzuch a… zerwana siatka w bramce na boisku.
- Dlaczego nic nie powiedziałeś? - pan Mariusz starał się zachować spokój, choć zachowanie syna zdecydowanie podniosło mu ciśnienie.
Rysio usłyszał, że przecież jest mądry i wie do czego służy bramka na boisku.
- Chcieliśmy sprawdzić, kto z nas najszybciej się wspina – tłumaczył Rysio.
Pan Mariusz skarcił go wzrokiem, a potem wytłumaczył, jak mogło się to skończyć i dlaczego lepiej powiedzieć prawdę, niż skłamać.
- Myślałem, że nikt się nie dowie – chlipał Rysio. - Wystraszyłem się, chłopaki też i głupio mi było się przyznać.
- A nam, mnie i mamie, głupio było oglądać nagranie z kamery – odpowiedział synowi tata.
Rysio spuścił głowę. Wiedział, że zrobił źle. Obiecał, że już nie będzie miał takich pomysłów. Obiecał też, że będzie mówił prawdę.
Powiedzieć prawdę i przyznać się do winy to niełatwa sprawa. Czasem wybieramy drogę na skróty i owijamy w bawełnę zamiast wyrzucić z siebie fakty. Powiedzieć i już. Kłamstwo ma krótkie nogi. Czasem zdarza się nam skłamać, bo wiemy, że gdybyśmy powiedzieli prawdę to ktoś poczułby się urażony, albo jeszcze bardziej skrzywdzony. No cóż… Sytuacji, w których musimy wybierać jest wiele i pewnie nie raz zdarzyło wam się nie powiedzieć prawdy. Jakie były tego skutki? Czy rzeczywiście udało się w ten sposób zapobiec większym kłopotom, czy stało się zupełnie odwrotnie?
EM
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!