Cierpliwe oczekiwanie (2)
Skąd się bierze cierpliwość? Czy można jej kupić parę deko w sklepie, czy raczej wypracowuje się ją w bólach? Co zrobić, by odnaleźć w sobie cierpliwość? Zatrzymajmy się przy tych pytaniach w drugim odcinku rekolekcji adwentowych „cierpliwe oczekiwanie”.
Zacznijmy od zajrzenia do Pisma Świętego, do przypowieści o zgubionej drachmie. Czytamy w niej, że kobieta mając dziesięć drachm, gdy zgubiła jedną z nich, to zapaliła światło, wymiotła dom i starannie aż do skutku jej szukała. Nie ma tam mowy, że przecież zostało jeszcze dziewięć drachm, więc na tamtą można machnąć ręką. Dlaczego? Dlatego, że każda drachma ma wartość. Właśnie z tego powodu, po jej znalezieniu, dochodzi do zaproszenia przyjaciółek i sąsiadek i następuje wielka radość. Czy w tej krótkiej przypowieści nie mamy ukrytego jakże ważnego wniosku, że cierpliwie czekać oraz podejmować inicjatywę możemy tylko wtedy, gdy znamy czegoś wartość?
Jeśli nie wiemy, co zmieni w naszym życiu dana rzecz albo rzeczywistość, to wtedy oczekiwanie jest tylko pozorne, bez większego zaangażowania. Będący przed nami czas Bożego Narodzenia nie będzie wystarczająco wyczekany, jeśli nie uświadomimy sobie, co się w nim kryje. Rzecz jasna nie chodzi tylko o magię świąt, pachnące lasem choinki przyozdobione kolorowymi bombkami i trafione w punkt, wymarzone prezenty obok ozdobnego świerku. Boże Narodzenie to chwila odkrycia naszej ludzkiej godności. Skoro Bóg chciał być jednym z nas, to pokazał, że ludzkie życie ma sens. Warto je przeżyć. Boże Narodzenie w takim kontekście staje się chwilą refleksji nad człowieczeństwem, którym zainteresował się Bóg i poprzez swoje Wcielenie nadał mu jeszcze piękniejsze znaczenie i kierunek. Czy warto więc by było przeżyć Adwent jako czas przygotowania do głębszego człowieczeństwa, które nie ogranicza się tylko do pracy zawodowej i obowiązków domowych, ale ma w sobie „boski rys”? Boże Narodzenie jest okazją do narodzin pragnienia, by wszystko, co przechodzi przez moje ręce było ukierunkowane na wielkie rzeczy. Pojawienie się na tym świecie Boga nie może spowodować, że kiedykolwiek przyzwyczaję się, że Bóg jest blisko. Każde Boże Narodzenie jest szansą, by odkryć coś szczególnego w darowanym mi przez Boga życiu. Chrześcijaństwo powinno nas prowokować nie tylko, do czynienia wielkich, heroicznych rzeczy, ale również do samej radości z życia, które w ciele Jezusa Chrystusa stało się „boskim stylem wyrazu”.
Aby dobrze czekać, trzeba mieć nadzieję. Często podobną do wiary Abrahama, która była wiarą w nadzieję wbrew nadziei (zob. Rz 4, 18). Bo jeśli nadzieja niknie, to jak można wypatrywać czegokolwiek dobrego? Podstawą oczekiwania jest zakładanie, że to ma sens i logikę. Od razu pojawia się przed moimi oczyma Ojciec miłosierny z przypowieści o synu marnotrawnym. On był po prostu niesamowity. Chociaż usłyszał od swojego syna, by dał mu połowę majątku, czyli spisał testament, który sporządza się dopiero po śmierci, ciągle go wypatrywał. Gdyby tak nie było, nie czytalibyśmy tego pięknego zdania Łukaszowej Ewangelii: „A gdy [syn marnotrawny] był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go” (Łk 15, 20). Tak to wygląda. Gdy nie odkryje się nadziei i żywionej względem jakiejś sprawy tęsknoty, to nie da rady jej ciągle żywić w sercu. A jak patrzymy na zbliżające się święta? Czy tylko wybiegamy myślami do stołu wigilijnego i zakładamy jakie będą reakcje dzieci na prezenty, czy raczej oczekujemy czegoś od samego Bożego Narodzenia? Co jest w nim szczególnego? Czy cztery tygodnie Adwentu z wyznaczoną na ten czas wyjątkową intencją modlitewną nie mogą się stać czasem oczekiwania na łaskę Pana Boga, która zawsze rodzi się w czasie? A może, identycznie jak w przypadku biblijnej opowieści o synu marnotrawnym, warto poczekać na obchody Bożego Narodzenia, bo w trakcie niego spotkam się z kimś, komu mogę przebaczyć lub doprowadzić do pojednania. Niekiedy wystarczy nawet przegadać jedną rzecz, która od jakiegoś czasu uwierała w naszej relacji. Boże Narodzenie naprawdę jest idealnym kontekstem do narodzin czegoś wielkiego. Decyzja jest po naszej stronie. Zawsze jest jakaś nadzieja do zrealizowania.
Nie ma cierpliwego oczekiwania tam, gdzie jest presja. A skąd się bierze presja? Z bardzo „wyśrubowanych” wymagań i ciągłego lęku przed tym, że ktoś nas obserwuje, ocenia i punktuje. Dlatego cierpliwość może się rozwinąć tylko przy prawidłowym obrazie miłosiernego Boga, który chociaż mówi o Prawie, ma bardzo życzliwe podejście do człowieka. Niestety w Kościele za często mówi się o grzechu i stylizuje się życie duchowe na czynność ciągłego wypatrywania grzechów i uciekania przed nimi. A Bóg chce od nas czegoś innego. Zamiast wycofywania i rezygnacji proponuje współpracę. W Ewangelii wg św. Mateusza sugeruje, by zamiast frustracji przyjąć Jego spojrzenie na świat, ponieważ jest ono zdecydowanie łagodniejsze od kryteriów świata. Czytamy tam: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie»” (Mt 11, 28-30). Gdy przyjmiemy na siebie jarzmo Chrystusa to będziemy o wiele bardziej cierpliwi względem świata, ponieważ będziemy wiedzieli, że do naszego myślenia i odczuwania zaprosiliśmy Boga. Dlatego mówiąc o cierpliwym oczekiwaniu adwentowym, nie tyle kształtujemy umiejętność cierpliwości, tylko zapraszamy do swojego życia Boga, który umożliwia nam pogodzenie się ze światem. A pogodzeni stajemy się o wiele bardziej cierpliwi. Dlatego tak bardzo doceniamy Boże Narodzenie. Co roku przeżywamy obchody uroczystości Bożego Narodzenia, czyli pojawienia się Tego, który zaprasza nas do innej wizji świata. Przy Nim wszystko jawi się w innych kolorach. Poza tym, Chrystus jest Tym, który daje odpowiedni czas na rozwój, nawet jeśli nasze życie nie jest podręcznikowe. On ukazuje się w przypowieści o nieurodzajnym drzewie figowym jako cierpliwy dla ludzkiej słabości. On jest tym „duchowym ogrodnikiem”, który daje szansę drzewu, okopuje je i obkłada nawozem, bo wierzy, że wyda jeszcze owoc (zob. Łk 13, 6-9). Jak dobrze jest być pod wzrokiem Boga, który mimo wymagań potrafi poczekać na człowieka. My też więc na Niego czekajmy. ■
Ks. Piotr Śliżewski
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!