TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Marca 2024, 20:03
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Razem, ale jednak osobno czyli o problemach zakochanych ...

Razem, ale jednak osobno czyli o problemach

zakochanych, narzeczonych i małżeństw

michal

O tym, od czego zależy udane narzeczeństwo i małżeństwo, jak rozmawiać, żeby się nie pokłócić, jak mądrze rozwiązywać konflikty w związku i ustrzec się zdrady z Michałem Piekarą, autorem książek z radami dla narzeczonych i małżeństw, doradcą rodzinnym oraz prezesem Fundacji Pełna Chata rozmawia Monika Dominiak. 

 

Panie Michale, skąd zainteresowanie tematyką doradztwa małżeńskiego u tak młodej osoby? Zaczęło się zaraz po maturze?

Michał Piekara: To była dla nas sprawa rozeznania powołania. W pewnym momencie stwierdziliśmy z moją żoną, że Pan Bóg posyła nas, by posługiwać zakochanym, narzeczonym, małżeństwom i rodzinom. Od jakiegoś czasu posługujemy też wśród osób, które się rozwodzą lub są już po rozwodzie. To dla mnie nowe i zarazem radosne doświadczenie, ponieważ okazuje się, że jest szansa, aby rozwiedzeni małżonkowie znowu zaczęli razem funkcjonować. To są bardzo duże wyzwania, z którymi przychodzi nam się mierzyć w naszej pracy.

 

Pomysł pisania książek pojawił się naturalnie czy ktoś musiał podpowiedzieć, albo namawiać?

To było zupełnie naturalne. Mam dużą łatwość w mówieniu na tematy dotyczące budowania relacji. Również słuchacze wyrażali zainteresowanie tym, jak i co jest im przekazywane. Dlatego napisanie książki – w tej chwili czytelnicy mogą spotkać się już z czterema tytułami -  było kolejnym etapem. Chcemy docierać w każdy możliwy sposób do ludzi, dla których sprawy miłości i małżeństwa są ważne, do tych, którzy mierzą się z problemami lub potrzebują słów otuchy w walkach, które toczą. 

 

Często moi znajomi po kilku latach wspólnego mieszkania i stosowania antykoncepcji chcą wziąć ślub kościelny i bulwersują się wszystkimi wymaganiami, które się im stawia. To już chyba stała tendencja, że chęć takiego ślubu nie wynika ze zrozumienia swoich dotychczasowych błędów, ale z pragnienia przeżycia pięknej, tradycyjnej uroczystości i nic poza tym. Jak pan patrzy na te współczesne tendencje zawierania małżeństw w Kościele?

Zwykle mamy do czynienia z wieloma powodami, dla których młodzi chcą wziąć ślub kościelny, mimo, że nie ma on dla nich tak wielkiego znaczenia w sensie religijnym. Często mówią: ,,bo wszyscy tak robią”, ,,bo tak wypada”, ,,bo chcę mieć białą sukienkę”, ,,bo to taka tradycja”. Możemy więc mówić tutaj o nie zrozumieniu istoty sakramentu. Ślub staje się zatem tylko rytuałem, z którego ludzie korzystają, ale nie wnosi on dla nich żadnej treści o charakterze religijnym. Rzeczywiście skala tego problemu jest duża. Tym większa, że często młodzi mieszkają ze sobą przed ślubem wiele lat, stosują antykoncepcję i tym samym przeczą temu, co głosi w tych sprawach Kościół. Niezwykle trudno jest z takimi osobami rozmawiać, przekonywać. Oni już podjęli decyzję w swoim sercu. Warto ich wtedy wysłuchać i pytać, co spowodowało, że podjęli takie wybory, jaki przyświecał im cel, czemu to miało służyć, czy spodziewają się, że to będzie ich związek budowało, czy też niszczyło. Co ciekawe, studiując i analizując pewne materiały naukowe dotyczące wpływu mieszkania ze sobą przed ślubem oraz współżycia przedmałżeńskiego na trwałość małżeństwa w przyszłości, natrafiłem na wyniki prowadzonych w USA badań które pokazały, że mieszkanie razem przed ślubem oraz współżycie przedmałżeńskie nie wpływa pozytywnie na przyszłe małżeństwo, wprost przeciwnie – zwiększa ryzyko rozpadu więzi i rozwodu. To daje do myślenia! 

Młodzi, którzy mieszkają ze sobą przed ślubem nauczyli się, że choć są razem, to jednak osobno. Niby mieszkają razem, pod jednym dachem, wykonują wspólnie wiele czynności, funkcjonują jak małżeństwo, ale małżeństwem nie są. Sprawia to, że często koncentrują się na sobie, że nie są w stanie zrezygnować z czegoś swojego na rzecz czegoś wspólnego, a w małżeństwie to jest potrzebne, a nawet konieczne. Decyzja bycia razem, korzystanie z mocy sakramentu, przyrzeczenie sobie, że jesteśmy dla siebie na dobre i na złe - zmienia wszystko. Uczy człowieka godzenia się na pewne kompromisy. Mamy wówczas świadomość, iż zdecydowaliśmy, że będziemy razem i że musimy walczyć o to, co sobie przyrzekliśmy. 

 

Czy to nie jest też czasami tak, że rozwodami kończą się związki z nieodpowiednim przygotowaniem do małżeństwa?

Oczywiście, jeśli tego okresu narzeczeństwa dobrze nie wykorzystamy na to, aby poznać siebie nawzajem, żeby nauczyć się pewnych wspólnych sposobów na rozwiązywanie konfliktów, na podejmowanie decyzji, wówczas później będzie nam znacznie trudniej. Narzeczeństwo jest katalizatorem najlepszych chęci, kiedy możemy najwięcej zmian wprowadzić w nasze życie. Musimy pamiętać, że związek dwojga osób, to więź jednej osoby z drugą, które tworzą coś wspólnego. „Ty” i „ja” staje się „my”. Tego uczymy się w okresie narzeczeństwa. Jest ono zatem czasem nie do zastąpienia, który daje nam najwięcej inspiracji i w którym kładziemy fundamenty pod przyszłe małżeństwo. Bagatelizowanie tego czasu lub jego mało roztropne wykorzystanie często jest jednym z powodów, które w przyszłości powodują osłabienie więzi, kryzysy, rozłam.

 

Czy nie dochowanie czystości przedmałżeńskiej może skutkować w późniejszym małżeńskim życiu?

Pragnienie intymnego zjednoczenia jest rzeczą naturalną, która pojawia się wraz z zaawansowaniem relacji. Problem z czystością często polega także na tym, że młodzi odwlekają datę ślubu i sami sobie utrudniają zadanie wytrwania w czystości. Jeżeli nie dostrzegamy wartości czekania na siebie, wtedy sami decydujemy o tym, kiedy chcemy, jak chcemy i z kim chcemy współżyć. 

Kiedy jeszcze pracowałem z narzeczonymi często okazywało się, że moment rozpoczęcia współżycia był również tym, w którym zaczynały się poważne konflikty. Już na etapie narzeczeństwa współżycie – choć miało cementować więź – często ją osłabiało. To, co miało być darem w dniu ślubu, już nim nie było. Co więcej, brak pewności, że zawsze będzie się razem zwykle powodował niepokój w sercu kobiety. Ten brak pewności, poczucie niepokoju następnie przenoszone jest na małżeństwo. Wielokrotnie pracując z małżonkami w kryzysie wspominali oni, że problemy zaczynały się już przed ślubem, a ich pierwszym wyrazem było rozpoczęcie współżycia. Być może dla niektórych zależność ta jest zaskakująca. Tym niemniej potwierdza ją między innymi praktyka mojej pracy z małżonkami. 

 

Czy w ostatniej pana książce ludzie znajdą gotową receptę na udane małżeństwo?

Moja najnowsza książka, „Razem przez życie” dotyka najważniejszych dla sprawnego funkcjonowania małżeństwa treści, inspiruje małżonków do zmian i rozwoju. Jednak to, co odróżnia tę pozycję od innych o podobnej tematyce, to fakt, iż małżonkowie otrzymują również narzędzia do dokonania potrzebnych zmian. Przeczytają i nauczą się nowych sposobów uzdrawiania i budowania relacji, dzięki czemu zminimalizują ilość konfliktów, a te, które będą się pojawiały będą potrafili o własnych siłach pokonać. Tych narzędzi jest bardzo wiele, dlatego książka ta jest tak obszerna. Wspomnę zatem tylko o dwóch szczególnie istotnych koncepcjach – o koncepcji ,,Dobrego STARTU” i ,,Dobrego STOPU”. Koncepcja ,,Dobrego STARTU” polega na pozytywnym rozpoczęciu rozmowy. Okazuje się, że pierwsze trzy minuty są najważniejsze i decydują o zakończeniu rozmowy. Jeżeli w ciągu trzech minut będziemy pozytywnie ze sobą rozmawiać, wówczas dojdziemy do konstruktywnych rozwiązań. Jeśli natomiast będziemy się oskarżali, atakowali, krytykowali, to finał będzie taki, że zakończymy rozmowę jeszcze bardziej pokłóceni. Nauczenie się, jak zaczynać dobrze rozmowę, jest kluczowe. Konkretny przykład na realizację tej koncepcji. Pewne badania prowadzone w Gottman Institute pokazały ciekawą zależność. Mianowicie w małżeństwach, które sobie dobrze radzą w rozmowie na jedną negatywną uwagę pada pięć pozytywnych. Natomiast w takich, które sobie kompletnie nie radzą i zmierzają w kierunku rozwodu na jedną uwagę negatywną pada 0,8 pozytywnych. Innymi słowy, jeśli nauczymy się poprzedzać negatywne uwagi pozytywnymi stwierdzeniami, częściej komplementować małżonka, niż go atakować, wtedy kondycja naszej relacji będzie lepsza, a widmo „kolejnej, trudnej rozmowy” oddalone.  Z kolei ,,Dobry STOP” to narzędzie, które pozwala nam zatrzymać rozmowę w bezpieczny dla nas sposób, kiedy widzimy, że zmierza ona w kierunku otwartego konfliktu. To bardzo trudna i ważna umiejętność. Jeśli nauczymy się ,,stopować” rozmowy i wracać do nich, kiedy emocje opadną, wówczas ograniczymy ryzyko zranień, cierpienia i bólu spowodowanego kłótnią. 

 

Czas wakacyjny sprzyja wyjazdom, czasem trudno małżonkom zsynchronizować urlopowe dni, albo zupełnie inne zainteresowania skłaniają ich do osobnych wyjazdów. Czasem przygód się nie szuka, a przychodzą same, dobry nastrój, trochę alkoholu, pokusa jest ogromna...

Świadomość rozwodowa niestety bardzo wzrosła. W tym momencie w Polsce statystycznie mniej więcej co osiem minut rozwodzi się jedno małżeństwo, to znaczy, że odkąd zaczęliśmy rozmawiać przynajmniej trzy małżeństwa uległy rozpadowi. Osłabienie więzi jest pierwszym krokiem do zdrady. Zwykle zdradzeni małżonkowie traktują zdradę, jako znak, że w ich małżeństwie zaczyna się źle dziać. Jednak zdrada nie jest symptomem tego, że coś się źle dzieje, ale efektem tego, że się źle działo przez dłuższy czas. Tracimy wrażliwość na drobne rzeczy, które nas łączyły, na pewne rytuały, które mieliśmy, na czynności, które wykonywaliśmy razem. Jeżeli słabnie więź, zaczynamy od siebie odchodzić i szukamy spełnienia naszych potrzeb gdzieś indziej. Zwykle ludzie bagatelizują te pierwsze symptomy. 

Jeśli potraktujemy zdradę jako efekt pewnych zaniedbań, wtedy zrozumiemy, że zdrada najpierw dokonuje się w sercu. Oczywiście czas letni temu sprzyja. Wychodzimy na ulice, gdzie widzimy setki reklam epatujących seksem, żerujących na pożądliwości oczu. Również kobiety coraz śmielej odkrywają swoje ciało. To sprawia, że męskie serce staje się coraz mniej wrażliwe, coraz bardziej osłabione.

Chciałbym się również podzielić czymś, co mnie bardzo zaskoczyło. Podsumowałem sobie jakiś czas temu wszystkie pary małżeńskie, z którymi pracowałem przez ostatnie pół roku. Wśród tych par, u których pojawiła się zdrada, w ponad 60 procentach to kobiety były tymi, które dopuściły się zdrady. Myślę, że może mamy do czynienia z nowym, smutnym zjawiskiem... 

 

Czy miłość w związku, w małżeństwie jest czymś danym, co na nas spada, czy raczej efektem decyzji i ciężkiej pracy?

Zdecydowanie to drugie. Uczucia potrafią nam bardzo pomóc, ale są również ze swej natury zmienne, stąd opieranie na nich małżeństwa jest nieroztropne. Małżeństwo jest sumą pewnych wysiłków i decyzji, którą się podjęło w sercu i którą każdego dnia się ponawia. Decyzji, która sprawia, że nawet kiedy jest ciężko, nawet wtedy, gdy jesteśmy zmęczeni, rozczarowani – walczymy.

 

Miłość to wielkie ryzyko i potrzeba odwagi. Jest sporo osób, które nie chcą, bo się boją, albo nie chce im się ryzykować tej decyzji. Często rezygnują ze szczęścia, które Pan Bóg stawia im na drodze. Co można im powiedzieć?

Zapytałbym, co jest większym ryzykiem: wiara w miłość i wynikające z niej pragnienie budowy wspólnoty miłości z drugim człowiekiem, nawet gdyby miało się to wiązać ze zranieniem, czy też odrzucenie tej miłości ze względu na ryzyko zranienia, choćby miało się to wiązać z tym, że być może będzie się samemu do końca życia? To jest pytanie, które trzeba sobie zadać. Miłość jest jak piękna, zachwycająca oczy róża, która posiada kolce. Czy warto odrzucać możliwość zachwytu, ze względu na to, że być może trzeba będzie się ukłuć? Sądzę, że nie.

 

Czy te wszystkie doświadczenia oznaczają, że w pana osobistym małżeństwie nie ma problemów?

Oczywiście mamy z żoną swoje problemy, z którymi się mierzymy i zmagamy. To rzecz naturalna. Wszyscy się uczymy, jesteśmy w drodze. Małżeństwo wciąż się staje. Jest dynamiczne. Moje małżeństwo również. Jestem również przekonany, że każde małżeństwo, nie zależnie od tego, jak dobrze sobie radzi, dostrzega rzeczywistości, które wciąż wymagają pracy. To, co jest ważne w walce o małżeństwo każdego człowieka, także o moje, to gotowość do tego, aby powstawać z upadków. Tu nie zwyciężanie czyni nas zwycięzcami, ale codzienne podejmowanie walki i szukanie nowych sposobów na ubogacanie relacji. Wtedy cieszą nas sukcesy, które udaje się osiągnąć. Kiedy dostrzegamy, że to, co dawniej stanowiło problem, teraz już nim nie jest. Kiedy potrafimy lepiej rozmawiać i szybciej znajdować konstruktywne rozwiązania. Tego życzę czytelnikom i sobie. 

rozmawiała Monika Dominiak

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!