TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Kwietnia 2024, 08:35
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Radości i wyzwania pracy w ?Opiekunie?

Radości i wyzwania pracy w „Opiekunie”

Praca w „Opiekunie” była dla nich czymś zupełnie nowym, a jednak odnalazły się w niej znakomicie. Kolejne zadania dziennikarskie i fotograficzne zbliżyły je do ludzi i pomogły rozwinąć różne zdolności, a co najważniejszepogłębić swoją wiarę.

W jaki sposób trafiłyście do „Opiekuna”?
Arleta Wencwel: Moja przygoda z „Opiekunem” rozpoczęła się 20 lat temu, choć wówczas jeszcze nie wiedziałam, że będę pracować w redakcji. W 1997 roku, kiedy Kalisz przygotowywał się do wizyty Ojca Świętego Jana Pawła II, pomagałam w rodzinnej parafii św. Józefa w przygotowaniach. Udzielając się od lat w parafii, mogłam uczestniczyć w tak podniosłych chwilach. A po wizycie pomagałam księdzu wikariuszowi w przygotowaniu wystawy fotografii z pielgrzymki papieża. Ów ksiądz w niedługim czasie podjął się tworzenia Radia diecezjalnego i zaprosił mnie do grona ludzi, którzy pracowali jeszcze przy parafii nad jego formą. Podjęłam się prowadzenia audycji dla dzieci. I kiedy już powstało Radio, zaczęłam swoją przygodę z mediami. Ale po jakimś czasie redaktor naczelny „Opiekuna” potrzebował osoby do prowadzenia księgowości i wtedy dyrektor Radia polecił mnie. Przeszłam więc do redakcji pisma pół roku po jej utworzeniu i jestem do dziś.
Renata Jurowicz: Po maturze zdawałam na matematykę, jednak w końcu trafiłam do studium katechetycznego, a potem na teologię w Poznaniu. Pewnego dnia ks. Krystian Szenowski, wtedy jeszcze wikariusz w parafii konkatedralenej w Ostrowie, zaproponował mi napisanie artykułu do gazetki parafialnej i wejście do zespołu redakcyjnego. Potem przyszedł czas na studiowanie dziennikarstwa w Krakowie, na które zdecydowałam się, nie myśląc o pracy w jakiejkolwiek redakcji, tylko dla swojego rozwoju. Trochę też ze względu na Kraków ze specjalną atmosferą, który pozostanie moim ukochanym miastem. I wciągnęło mnie. Pisałam raz po raz dla „Opiekuna” i zdarzała się współpraca z Radiem. Dopiero później pomyślałam o zmianie pracy, z tej w szkole, na tą w redakcji. Ks. Krystian, już wtedy redaktor naczelny „Opiekuna”, właśnie szukał kogoś, bo w redakcji był wolny etat. Przyznam, że decyzja nie była łatwa. Część bliskich odradzała mi zmianę ze względu na dojazdy z Ostrowa do Kalisza i nie tylko. W sierpniu w czasie rekolekcji katechetycznych ks. Włodzimierz zaproponował pewne rozwiązanie, czyli modlitwę w tej sprawie. Po powrocie sprawy potoczyły się zadziwiająco szybko i już od 1 września zaczęłam pracę w redakcji „Opiekuna”.

Czy myślałyście wcześniej, że będzie pracować w prasie i to w prasie katolickiej?
Arleta Wencwel: Nie, absolutnie. Zawsze lubiłam matematykę, rachunki i skończyłam kierunek ekonomiczny. Daleko mi było do słowa pisanego, a zwłaszcza do prasy, nie mówiąc już o prasie katolickiej. Owszem w domu zawsze była prasa katolicka, czyli „Ład Boży”, który wydawany był przez diecezję włocławską. Lubiłam czytać i przeglądać to pismo, ale to nie było to, co bym chciała robić (pisanie artykułów, uczestniczenie w życiu Kościoła dzień po dniu).

Jakie wspomnienia pozostały z pierwszego dnia w redakcji?
Renata Jurowicz: Pamiętam dokładnie swój pierwszy dzień w redakcji, koniec składu kolejnego numeru, jak powiedział ks. Krystian - miałam tylko się przypatrywać. Jednak rano okazało się, że mam jechać na materiał związany z jubileuszem Diecezjalnego Ośrodka Duszpasterstwa Trzeźwości w Kowalewie, gdzie zjechali się księża anonimowi alkoholicy.
Co przynosi najwięcej radości, a co najbardziej stresuje w pracy w dwutygodniku?
Arleta Wencwel: Na pewno radością jest to, że pracuję w takim, a nie innym gronie. Myślę tu o całej Kurii, jak i o koleżankach w redakcji. Co prawda, odkąd zaczęłam pracę w redakcji, skład osobowy się zmienił, począwszy od redaktora naczelnego, skończywszy na współpracownikach. Jesteśmy zgranym zespołem, pomagamy sobie nawzajem w pracy i to jest najpiękniejsze. A jeśli chodzi o stresujące aspekty pracy, to przede wszystkim jest to czas. Czas bowiem jest tutaj bardzo istotny, jeśli chodzi o oddawanie materiałów, o złożenie gazety na daną godzinę i odesłanie do druku. Ale przy dobrej współpracy i wyrozumiałości wszystko się udaje. Ponadto wielką radością jest poznawanie nowych ludzi, bardzo ciekawych postaci z życia społecznego i Kościoła.
Renata Jurowicz: Na pewno radością w pracy w redakcji jest moment, kiedy okazuje się, że przez podjęcie jakiegoś tematu dotarło się do czytelnika, czy pomogło się komuś. Na pewno cieszą słowa podziękowań podczas spotkań z czytelnikami, czy przesłane drogą mailową. Stres w pracy pojawia się szczególnie, kiedy gonią terminy i podczas korekty, w dzień ostatecznego zamknięcia numeru i wysyłki do drukarni. Bo oprócz pisania artykułów, w redakcji zajmuję się kontaktami z naszymi współpracownikami i czytelnikami, przygotowaniem tekstów przed „wrzuceniem” do „Opiekuna”, redakcyjnymi mailami i korektą. Czasami dopiero po wydrukowaniu widać od razu to, co na stronie jest nie tak, a nie zauważyliśmy tego wcześniej.

Czy lata pracy w „Opiekunie” poszerzyły w jakiś sposób wasze horyzonty myślowe, w czym rozwinęłyście się najbardziej?
Renata Jurowicz: Przyznam, że praca w redakcji na pewno mnie zmienia, mam nadzieję, że pozytywnie. Szukanie tematów, informacji i kontakt z ludźmi pozwala spojrzeć na różne sytuacje w moim życiu z innej perspektywy. Przygotowanie materiałów z różnych uroczystości, spotkań, misteriów czy rekolekcji ma też wpływ na moją wiarę. Nie jestem biernym słuchaczem choćby homilii, ich słowa czasami są przeznaczone także dla mnie. Nie bez znaczenia były wyjazdy do Włoch na beatyfikację i kanonizację Jana Pawła II. Dzięki pracy w redakcji rozwinęłam też swoją pasję, jaką jest fotografia. Ważne, by jak mówił ojciec fotoreportażu Henri Cartier - Bresson, pokazać na zdjęciu wydarzenie w momencie kulminacyjnym, wyczuć i przekazać ten decydujący moment, co wbrew pozorom, nie jest łatwe.
Arleta Wencwel: Tak, jak najbardziej. Jak już wspominałam, z wykształcenia jestem ekonomistką, a w redakcji nauczyłam się pisania artykułów, robienia reportaży, fotoreportaży i wszystkiego, co związane jest z dziennikarstwem. Nigdy bym nie pomyślała o tym kierunku kształcenia się, więc praca w redakcji była i jest najlepszą szkołą. Ponadto w ostatnim czasie także nauczyłam się aktualizowania strony internetowej i stawiam pierwsze kroki w pracy w programie do składu gazety. Jeśli chodzi o horyzonty myślowe, to muszę powiedzieć, że ta praca otworzyła mi oczy na wiele aspektów z życia Kościoła, nauki Kościoła. O niektórych rzeczach z historii Kościoła, życia świętych nie miałam pojęcia, podobnie, jak o obrzędach, w których wcześniej uczestniczyłam. Udział w wielu konferencjach, sympozjach na nowo ukazał mi pewne aspekty wiary. Z pewnością jest ona teraz bardziej pogłębiona, bardziej żywa we mnie.

Najciekawsze wydarzenie, jakie miało miejsce podczas waszej pracy w redakcji?
Arleta Wencwel: Tych momentów było przez te blisko 20 lat bardzo dużo i każde z nich pozostawiło niezapomniane wrażenia. Niewątpliwie największym z przeżyć było uczestnictwo w beatyfikacji i kanonizacji Jana Pawła II. Z racji pracy w redakcji katolickiej miałam okazję uczestniczyć w uroczystościach na Placu św. Piotra nie tylko jako wierny uczestniczący we Mszy św., ale także jako fotograf w loży prasowej, uwieczniając każdą chwilę na zdjęciach, by z bliska pokazać całą ceremonię tym, którzy nie mogli tego zobaczyć na własne oczy. Także uczestnictwo w Światowych Dniach Młodzieży z udziałem papieża Franciszka było takim ważnym momentem. Pewnie nigdy bym nie pojechała prywatnie, bo do młodzieży już się nie zaliczam. Tam również mogłam być blisko wydarzeń jako fotograf. Ponadto wszystkie ważne wydarzenia diecezjalne, podczas których koronowano kolejne wizerunki Matki Bożej wbiły się w pamięć na wieki. Trudno tutaj teraz wymienić wszystko to, w czym mogłam uczestniczyć pracując jako dziennikarz gazety katolickiej.
Renata Jurowicz: Trudno tak jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Najważniejsze jest tu i teraz, na przykład dzisiaj wróciłam z klasztoru w Sadowiu, gdzie ogólnopolska maryjna wspólnota męska Wojownicy Maryi zorganizowała spotkanie ONLY4MEN. Widok kilkuset mężczyzn w różnym wieku modlących się Różańcem, a nawet leżących krzyżem podczas modlitwy, to nie jest codzienność w dzisiejszym Kościele. By uczestniczyć w tym spotkaniu - rekolekcjach niektórzy przyjechali nawet z końca Polski, na przykład Gdańska czy Krakowa. To znak, że Kościół może dotrzeć również do mężczyzn i Bóg jest im potrzebny.

Czy pamiętacie jakieś szczególnie zabawne wpadki?
Renata Jurowicz: Każda wpadka dziennikarska wiąże się najpierw ze stresem, dopiero potem dostrzega się tę drugą, wspomnianą w pytaniu zabawną stronę. By je zauważyć, najlepiej spojrzeć do niektórych numerów „Opiekuna”. Może koleżanka opowie coś więcej.
Arleta Wencwel: Tak. Było wiele ciekawych wpadek, jedna utkwiła mi szczególnie w pamięci. Kiedy koronowano Matkę Bożą w miejscowości Chełmce u nas tytuł brzmiał „Koronacja Matki Bożej w Chełmach”. Do dziś nie wiemy, jak to się stało, ale poszło w świat z błędem, w związku z czym było nam bardzo przykro, choć inni mieli ubaw. Innym razem pozostała notatka, brzmiąca „tutaj ma być tytuł”, nikt jednak tego tytułu nie wymyślił i poszło z tym wpisem. Mało zabawne było natomiast umieszczenie zdjęcia żyjącej siostry zakonnej przy artykule - wspomnieniu o zmarłej zakonnicy.

Czego byście sobie życzyły, aby praca w „Opiekunie” była dla was jeszcze bardziej stymulująca i satysfakcjonująca?
Arleta Wencwel: Życzyłabym sobie, by nie popaść w rutynę, nie mieć tak zwanego syndromu wypalenia zawodowego, czy zmęczenia materiałem. Myślę, że to mi nie grozi, gdyż ciągle uczę się czegoś nowego, poznaję nowych ludzi i znajduję się w różnych sytuacjach. Satysfakcją jest dla mnie to, że ludzie utożsamiają mnie z pismem katolickim. Spotykam się z wyrazami uznania dla naszego pisma, artykułów zamieszczanych na jego łamach przeze mnie, jak i przez innych piszących. To właśnie słowa uznania dla naszej pracy są najbardziej stymulujące do działania, do lepszej pracy, do pogłębiania wiedzy i przekazywania jej innym. Po latach pracy w gazecie katolickiej mogę powiedzieć, że jestem wdzięczna Bogu za to, że mogę w taki sposób głosić Jego wielkość i miłość.
Renata Jurowicz: Co pobudza do działania i rozwoju? Dobre słowo naczelnego i nie tylko. A tak poważnie, myślę co jakiś czas o kursie fotoreportażu u kogoś z bardzo dużym doświadczeniem albo nawet o szkole fotoreportażu prowadzonej przez taką osobę. Po prostu wiem, jak dużo jeszcze nie wiem. Na razie to musi pozostać w sferze marzeń, nie tylko ze względu na kwestię finansową.

Rozmawiała Monika Rubas

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!