TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 26 Lipca 2025, 17:25
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Putin czy Justin, czyli komu dzisiaj bliżej do Hitlera

Putin czy Justin, czyli komu dzisiaj bliżej do Hitlera

Z wielkim zainteresowaniem przyglądam się sytuacji w Kanadzie. Ja wiem, że to niezbyt dobrze o mnie świadczy, bo skoro już tak bardzo mnie pociąga zagranica, to powinienem, jak każdy patriota, rozdzierać szaty nad sytuacją, która dzieje się znacznie bliżej naszego kraju, gdzie jak mówią, wojna wisi w powietrzu.

Ale w tym wypadku każdy z was może sobie dowolną telewizornię uruchomić i zaraz zobaczy przelatujące wte i wewte myśliwce, maszerujące dywizje, a przede wszystkim czerwone czy niebieskie paski alarmujące doniesieniami o złym Putinie, który już za chwilę wejdzie w Ukrainę jak w masło. No, ale poza pewnym podstarzałym mężem wielu żon, który co jakiś czas jak Wańka wstańka pojawia się w naszej przestrzeni publicznej ze swoją muszką i polityką realną i nazywa Putina Jego Ekscelencją, wszyscy inni wiedzą, że Putin jest „be!” i ja w sumie nie mam tu nic do dodania. Zostawiam więc innym zajmowanie się Putinem, a ja jednak pochylę się nad Justinem, czyli premierem Kanady, bo ten pan miał znacznie lepsze notowania na całym świecie, a i w naszym kraju wielu było, i pewnie jest nadal, jego zwolenników, którzy by nerkę oddali za to, abyśmy i my mieli tak wspaniałego premiera. Albo chociaż takie cudowne kolorowe skarpetki, jakie on nosi.
Jednak fala zachwytów nad panem Justinem Trudeau zdaje się nieco wyhamowywać, ba! Nawet jeden z lewicowych, podkreślam, lewicowych komików w USA, niejaki Bill Maher stwierdził publicznie: „Myślałem, że Justin Trudeau jest fajnym facetem, ale on teraz brzmi jak Hitler”. Ostro pojechał, prawda? A poszło mu o to, że premier Kanady, wypowiadając się na temat ludzi protestujących przeciw ograniczeniom wolności w ramach walki z pandemią (słynne już konwoje wolności organizowane przez kierowców ciężarówek), nazwał ich mizoginami i rasistami, ich poglądy określił jako „niemożliwe do przyjęcia” i w związku z tym trzeba dokonać wyboru, „czy będziemy tolerować tych ludzi”. I tu właśnie Billowi „zapachniało” Hitlerem.
A sam Justin od słów przechodzi do czynów, bowiem w Kanadzie wprowadzono stan wyjątkowy, a właściwie nadzwyczajny. Podstawą do jego wprowadzenia jest nigdy dotychczas nie używana ustawa uchwalona w 1988 roku, która daje rządowi Kanady dodatkowe uprawnienia w czasie kryzysu narodowego. Prawo wymienia cztery okoliczności, kiedy ustawa może zostać użyta: sytuacje kryzysowe związane z dobrostanem publicznym, sytuacje nadzwyczajne odnoszące się do porządku publicznego, nadzwyczajne sytuacje międzynarodowe i sytuacje kryzysowe związane z wojną. Na marginesie dodam, że w historii Kanady podobny przepis został jeden jedyny raz użyty, kiedy premierem Kanady był... tatuś Justina, Pierre Trudeau, ale wówczas – w 1970 roku – chodziło o działania terrorystyczne Frontu Wyzwolenia Quebecu, który dopuszczał się nawet uprowadzeń polityków. Dzisiaj protestujący nikogo nie porywają, wręcz przeciwnie, to ich przywódcy są aresztowani. A wprowadzony stan nadzwyczajny umożliwia władzom zakazywanie zgromadzeń publicznych, podróży i korzystania z określonej własności. I pani minister finansów już ogłosiła, że uczestnikom protestów i tym, którzy je publicznie popierają, mogą zostać zamrożone środki w banku. I jak tu człowiek może spokojnie patrzeć na próby wprowadzenia bezgotówkowego obrotu pieniądza? Żeby potem ktoś arbitralnie decydował, że na przykład moje poglądy oparte na Ewangelii na temat płci czy aborcji są mową nienawiści i w związku z tym „niemożliwe do przyjęcia” i „nie wolno ich tolerować”, więc plebanowi ze wsi zablokuje się środki na koncie w banku, żeby nie miał za co żyć, i w ten sposób zmusić go do ich zmiany? W związku z tym ja od razu apeluję, aby póki co nie wyrzucać starych sienników, bo jeszcze mogą się przydać.
Ale wróćmy do Kanady. Oczywiście protestującym kierowcom ciężarówek grozi konfiskata ich pojazdów, a więc de facto ich narzędzi utrzymania. Zablokowano również zbiórkę funduszy na wsparcie protestów, na którą w kilka dni płynęło 10 milionów dolarów kanadyjskich. Po tym jak pojawiły się głosy z kręgów rządowych o potrzebie szczególnej kontroli tej zbiórki pod kątem „możliwości prania brudnych pieniędzy i wspierania terroryzmu” platforma GoFundMe zdecydowała się wstrzymać zbiórkę i zamieściła oświadczenie: „Ta zbiórka pieniędzy jest obecnie wstrzymana i poddawana analizie, aby upewnić się, że jest zgodna z naszymi warunkami świadczenia usług oraz obowiązującymi przepisami i regulacjami. Nasz zespół pracuje 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu i robi wszystko, co w naszej mocy, aby chronić zarówno organizatorów, jak i darczyńców. Dziękujemy za cierpliwość”.
Ja wiem, że rozmawiamy tu (troszkę się naigrawamy szczerze mówiąc) o sprawach bardzo poważnych, ale jednak nie mogę się powstrzymać od rozbawienia, jakie wzbudził we mnie jeszcze jeden element stanu nadzwyczajnego w Kanadzie. Ponieważ jak wiemy, nowy wspaniały liberalny świat, charakteryzuje się również i tym, że jakkolwiek nie jest niczym strasznym zabicie dziecka w łonie matki, wręcz przeciwnie, jest po prostu prawem kobiety, z którego trzeba być dumnym i którego trzeba bronić jak niepodległości, to zupełnie inaczej jest ze zwierzątkami, kotkami, pieskami i tak dalej. Ich praw w nowym wspaniałym liberalnym świecie trzeba bronić, a barbarzyńców, którzy dręczą zwierzątka surowo karać. Tak sformatowana ideologia oczywiście powoli ryje ludziom mózgi i rzeczywiście zwierzątka stają się oczkiem w głowie ich właścicieli. O! Przepraszam! Tak się nie powinno mówić, człowiek nie jest panem czy właścicielem zwierzątka, ale jego, nie wiem, partnerem? Może być? I ponieważ wprowadzający stan nadzwyczajny w Kanadzie ewidentnie chcą uderzyć w każdy czuły punkt protestujących, więc jedną z konsekwencji im grożących jest i taka, że jeśli w wyniku egzekwowania prawa, na przykład z powodu zatrzymania przez policję, nie będą w stanie zająć się swoim zwierzątkiem, to państwo na osiem dni zajmie się nim, ale na koszt właściciela. A jeśli po ośmiu dniach właściciel nie podejmie żadnych kroków (bo na przykład jesteś w areszcie) zwierzę zostanie uznane za porzucone! Innymi słowy, jeśli kochasz swojego zwierzaczka i nie chcesz go stracić, to daj sobie spokój z protestami.
Tak moi Kochani, to wszystko dzieje się naprawdę w jednej z najpiękniejszych demokracji liberalnych świata. Ja już teraz mam taką nową groźbę: jak mi dzieciaki na salkach rozrabiają, to wchodzę i mówię, że jak się nie uspokoją, to ja im tu zaraz urządzę Kanadę. I nie chodzi o to, że będę rozdawał kolorowe skarpetki, ale zabiorę im zwierzątka, skonfiskuję kieszonkowe i zamknę hulajnogi w garażu!

Pleban ze wsi

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!