TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Sierpnia 2025, 20:31
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Przyjaciółki mojego życia

Przyjaciółki mojego życia

Jedną nosi w sercu od najmłodszych lat, z drugą zaprzyjaźnił się trochę później. Kim są i jak ważne miejsce zajmują w jego życiu zdradził Rafał Brzozowski podczas rozmowy będąc z koncertem kolęd u Matki Bożej w Skalmierzycach.

Znany muzyk, wokalista, prezenter, osobowość telewizyjna itd. Można powiedzieć człowiek orkiestra, ale która z ról jest Panu najbliższa?
Rafał Brzozowski: Tak, rzeczywiście jest trochę tego, natomiast to, co mi najbardziej pasuje to muzyka, koncerty, jednym słowem śpiew. I choć zawodowo nie jestem muzykiem, w sensie wykształcenia, to jest to moja największa miłość.

Wspomniał Pan, że z zawodu nie jest muzykiem, czy zdradzi Pan zatem, jaki zawód jest tym wyuczonym?
Tak. Z wykształcenia jestem nauczycielem wychowania fizycznego. W 2005 roku ukończyłem Akademię Wychowania Fizycznego na kierunku nauczycielskim. Mam specjalizację ze sportów walki, takich jak boks, zapasy czy dżudo, a także z podnoszenia ciężarów. Ukończyłem też kilka kursów instruktorskich potrzebnych do pracy w siłowni, czy jako instruktor narciarski. Sport był i jest mi bliski. Mój tata był trenerem zapasów, stąd i ja od najmłodszych lat pojawiałem się na macie. Byłem brązowym medalistą Mistrzostw Polski, co było ukoronowaniem przygody z tym sportem. Pamiętam jednak, że już od przedszkola lubiłem występować i brałem udział w akademiach. Muzyka grała mi w duszy od zawsze, lubiłem instrumenty klawiszowe, które budowałem sobie z klocków i udawałem, że gram. Rodzice widząc moje zamiłowanie zapisali mnie na lekcje gry na fortepianie, potem na pianinie. Rodziców nie było stać na pianino, ale w zamian dostałem wymarzony keyboard.

Jak widać talentów Panu nie brakuje i choć nie porzucił Pan zamiłowania do sportu, miłość do muzyki wzięła górę.
Człowiek rodząc się otrzymuje od Boga różne dary, talenty. I jak mamy napisane w Piśmie Świętym, trzeba te talenty rozwijać, nie można ich marnować. Szczerze powiem trochę mi zajęło, by ten talent rozwinąć na tyle, by stanąć na scenie muzycznej. Śpiewać zawodowo po prostu nie potrafiłem, więc musiałem się tego nauczyć. A kiedy już czułem, że mogę zaprezentować swoje umiejętności, to w 2002 roku wziąłem udział w programie „Szansa na sukces”. Zdobyłem wówczas wyróżnienie za wykonanie utworu grupy Szwagierkolaska. Niedługo po tym, dzięki Edmundowi Stasiakowi, trafiłem do Emigrantów jako wokalista. Następnie Marek Kościkiewicz zaprosił mnie do współpracy z grupą De Mono. W 2011 roku zostałem półfinalistą programu The Voice of Poland. Po którym wydałem dwa single: „Nie mam nic” i „Na dobre masz zawsze mnie”. Ten drugi stał się utworem serialu „Na dobre i na złe”. W 2012 roku wydałem kolejny singiel „Tak blisko”, który zyskał status platynowej płyty. Potem to już poszybowało i teraz nawet nie umiem powiedzieć ile tego wszystkiego było, jest.

Wielokrotnie powtarza Pan, że dom rodzinny i rodzina jest najważniejsza, że daje ona potrzebną siłę. O tak, ja jestem wychowany w tradycyjnej rodzinie, która była i jest dla mnie wzorem. Podkreślę także, że wartości wyniesione z domu są mi pomocne w samodzielnym, dorosłym życiu. Nasze wychowanie i wiara często pomaga nam stanąć na nogi w trudnych momentach, których nie brakuje, zwłaszcza w show businessie. Nie będę ukrywać, że ten „światek” jest bardzo trudny, znam go od ciemnych stron, często też nieprzyjemnych. Powiem tak, show businessem nie rządzą siły światłości, więc czasami jest pod górkę. Zwłaszcza jeśli ktoś stara się powiedzieć, że jest wierzący, że chodzi do kościoła. Oczywiście z wiarą jest różnie w życiu, bo każdy ma wzloty i upadki, raz jest lepiej, raz gorzej, czego jestem przykładem. Ale wracając do rodziny, to właśnie z domu rodzinnego wyniosłem kręgosłup moralny i on mnie prostuje. Dzięki temu udało mi się uchować przed niebezpieczeństwami, pokonać własne słabości związane z nałogami, czy pokusami.

Jest Pan jednym z nielicznych artystów, który mówi głośno o wierze i modlitwie, która towarzyszy Panu każdego dnia.
Nie jestem jakimś fanatykiem, który chodzi na kolanach do Częstochowy, chociaż w Częstochowie bywam bardzo często, lubię to miejsce i kocham Maryję, do której uciekam się jak do matki. Maryja jest ważna w moim życiu i kiedy tylko zgłaszałem się do niej z problemami, to zawsze mi pomagała. Odmówiłem już trzy razy Nowennę Pompejańską i zachęcam do jej odmawiania, bo ona pomaga w sytuacjach, w których nie mamy wyjścia. Jest wiele aplikacji, które dokładnie pokazują krok po kroku jak ją odmawiać. Jednak będę podkreślał, że warto z Nowenną Pompejańską spędzić trochę czasu, owszem nie jest to łatwe, gdyż wymaga samodyscypliny przez kilkadziesiąt dni, podczas których odmawia się części Różańca. Ale Bóg naprawdę działa, kiedy ją odmawiamy, a ponadto modlitwa ta wycisza, uspokaja i pozwala pokonać własne problemy.
W moim życiu były dwie bardzo trudne sytuacje, które udało się pokonać dzięki tej modlitwie. Trzecia jeszcze się nie rozwiązała, ale myślę, że się uda, bo Maryja wstawia się za nami jako matka naszego Pana. Jak czytamy na kartach Ewangelii, Jezus miał wyjątkową słabość do swojej matki, nie potrafił jej niczego odmówić czego przykładem są chociażby wydarzenia z Kany Galilejskiej. Drugą świętą postacią, do której mam szczególne nabożeństwo jest św. Józef, którego akurat w tym miejscu nie muszę reklamować. W ubiegłym roku udałem się do niego z bardzo poważną intencją i powiem, że ze św. Józefem, to się rozmawia jak z ojcem. Mówi się prosto i w temacie, czego się oczekuje, a on działa bardzo szybko i konkretnie. Przed naszą rozmową także byłem w kaliskim sanktuarium u św. Józefa, by chwilę z nim porozmawiać. I polecam wszystkim, by ze swoimi problemami uciekali się w modlitwie, bo gdy Pan Bóg i Maryja będą na pierwszym miejscu, reszta się ułoży.

Poza koncertami na dużych scenach często występuje Pan z koncertami w świątyniach. Czy to ze względu na swoje przywiązanie do wiary?
Z licznych występów jako muzyk bardzo lubię te, podczas których śpiewam w kościołach. Często biorę udział w koncertach uwielbienia i kolędowych. Dobrze się w tym środowisku czuję. W świątyni jest swego rodzaju głębia, a śpiewanie w kościele daje coś w rodzaju duchowego uniesienia. Zdarza się także coś nadnaturalnego, czego sam doświadczyłem. A mianowicie, kiedy dwa lata temu miałem trasę koncertową w kościołach przytrafiło mi się, że nie miałem głosu, byłem strasznie chory. Ale kiedy wychodziłem przed zgromadzonych śpiewałem jakby nigdy nic. Po czym wracałem na plebanię i nie mogłem powiedzieć słowa. Było to ciekawe doświadczenie. Niejednokrotnie pytano mnie, dlaczego jestem wierzący, przecież dzisiejsi księża są tacy, a tacy, że afera goni aferę. Oczywiście zdaje sobie sprawę i pewnie państwo też, że niektóre wydarzenia nie pomagają nam wierzącym bronić Kościoła. Podkreślę jednak, że jeśli ktoś nie ma konkretnej wiedzy tylko opiera się na plotkach, a przede wszystkim jeśli nie ma silnej wiary, to jest bardzo łatwo nim manipulować i przekonać go, że wiara jest zła. Trzeba sobie zadać pytanie, co jest złego w naszej wierze, co jest złego w przykazaniach, czy w Miłosierdziu Bożym i co najważniejsze, co złego zrobił nam Chrystus? To ludzie robią źle, to zły duch robi wszystko, byśmy zwątpili. Myślę, że naszą życiową misją jest, żeby starać się tam, gdzie można docierać do ludzi i tłumaczyć, że Kościół to ludzie, którzy są jak to się mówi, tylko ludźmi. I nie można przez pryzmat ludzkich zachowań odcinać się od Kościoła, czy też tracić wiarę, bo ona jest nam dana od Boga.

Pośród tych wielu ról, o których mówimy udziela się Pan także na różnych płaszczyznach charytatywnych.
Nie wyobrażam sobie mojej pracy bez koncertów charytatywnych, gdyż uważam, że trzeba wspierać różne akcje, zwłaszcza te promujące badania profilaktyczne, które są ważne i potrzebne. Sam z pewnych wzgledów robię je regularnie. Byłem ambasadorem fundacji DKMS, gdzie promuję potrzebę rejestrowania się w bazie dawców szpiku kostnego, który ratuje ludziom życie. Nie będę tutaj przytaczał wszystkich akcji, ale powiem, że nie tylko ja się w nich udzielam, bo także inni artyści chętnie biorą w nich udział.

Dziękuje za rozmowę. ■

Rozmawiała Arleta Wencwel-Plata
Zdjęcie: rafałbrzozowski.pl

 

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!