Przeżywasz kryzys rodzinny lub małżeński? Mam dla Ciebie dobrą wiadomość
Nie, to nie pomyłka w tytule. Każdy kryzys, również rodziny i małżeński, jest szansą dojrzewania i rozwoju. Bóg może dać wtedy wzrost pięknych owoców miłości, wiary, zaufania, nadziei, służby, radości i pokoju.
Ktoś, kto aktualnie jest w głębokiej depresji lub na skraju załamania nerwowego z powodu kryzysu rodzinnego albo małżeńskiego, może się pukać w czoło i pytać: „Przecież to nieznośne cierpienie mnie niszczy, doprowadza do obłędu, jak moje dramaty życiowe mogą dać mi pokój i radość!?” Dla takich osób też mam Dobrą Nowinę albo z greckiego - Ewangelię.
Polskie słowo „kryzys” pochodzi od greckiego słowa krisis, które oznacza m.in. rozdwojenie, oddzielenie. Każda osoba w jakimkolwiek kryzysie przypomina człowieka, który stoi na rozdrożu. Na jednej strzałce jest napisane „dojrzałość”, a druga tabliczka, wskazująca inną drogę, ma napis „zaburzenie”. Cierpienie bowiem może zniszczyć człowieka lub go uszlachetnić, zależnie od tego, jak się je przeżyje. Jezus dokonał o wiele więcej na krzyżu, niż gdyby nie poddał się kaźni, powalił wszystkich swoich wrogów oraz zlikwidował raz na zawsze wojny, głód, cierpienia, choroby, każdy totalitaryzm itp. Przecież mógł to zrobić, dlaczego nie? Jezus dokonał czegoś o wiele większego, pozwalając się ukrzyżować. Nadał sens temu, co było najbardziej bezsensowne - cierpieniu. Albo inaczej – Jezus uczynił z cierpienia środek do o wiele większego szczęścia, niż może zilustrować idylliczny obraz ziemskiego krajobrazu bez wojen, nienawiści, głodu… Jezus nadał sens każdemu dobrze przeżytemu kryzysowi, dzięki Niemu cierpienie stało się ogólnodostępnym środkiem do szczęścia tak wielkiego, że nikt nie jest w stanie sobie tego wyobrazić. I to dostępnego już w tym życiu (J 10, 10). Wystarczy poczytać zapiski świętych, żeby zobaczyć, jak byli oni szczęśliwi, jak wielką radość i pokój mieli w sobie. A każdy z nich doszedł do tego poprzez niewyobrażalne cierpienie, to właśnie dzięki niemu stali się świętymi.
Jezus nie założył królestwa politycznego, ale królestwo niebieskie. Co to za rodzaj panowania? Na królestwo składa się: panujący, ziemia i poddani. W królestwie niebieskim panującym jest Bóg, ziemią jest m.in. nasze serce, a poddanymi powinny być elementy naszego wnętrza: wola, rozum, pamięć, zmysły, radości, smutki, oczekiwania, marzenia, żądze, pragnienia itd. Jeśli Bóg rzeczywiście panuje w naszym sercu, nie rozpaczamy, tracąc to, co od Boga oddala. Z kolei cieszy to, co przyczynia się do naszego uświęcenia, do upodobnienia się do Jezusa. Doktor Kościoła napisał: „Bóg nie chce, by dusza niepokoiła się drobnostkami i dla nich znosiła cierpienia. A jeśli ona cierpi wśród przeciwnych wydarzeń świata, jest to skutkiem słabości jej cnoty. Dusza bowiem doskonała cieszy się z tego, z czego się smuci niedoskonała”.
Jeśli w naszym sercu zagości pełnia królestwa Bożego, różne braki nie będą wywoływać w nas lęku, smutku czy poczucia odrzucenia. Bóg pragnie być jedynym źródłem poruszeń serca człowieka. Jeśli Stwórca rzeczywiście będzie królował w naszym sercu, to otrzymamy również udział w Jego boskiej radości, której nic nie będzie mogło zniszczyć, NIC! Oczywiście nie znaczy to, że np. matka nie będzie się smucić z utraty dziecka, ale jeśli w pełni należy do królestwa Bożego, będzie ten ból przeżywać w zjednoczeniu z Jezusem. W trudnych sytuacjach możesz wzywać pomocy, na przykład modląc się słowami: „Jezu, Ty się tym zajmij”. Jezus chce być z Tobą, gdy przeżywasz trudności, pozwól mu na to. Na YouTube Teobańkologia znajdziesz wiele modlitw zawierzenia inspirowanych aktem podyktowanym o. Dolindo przez Pana Jezusa. Znajdziesz też oryginał aktu spisany przez o. Dolindo. Korzystaj z nich, kiedy tylko będziesz tego potrzebować. Zawierzając swój ból Jezusowi, inaczej się go przeżywa. Taki smutek jest pełen zaufania i Bożej pociechy.
Dzięki ofierze Jezusa na krzyżu każdy z nas może stać się jak Dawid i Judyta, którzy zabili swoich wrogów nie swoją bronią, ale mieczem przeciwnika. Choć Goliat był doświadczonym, bezwzględnym gigantem, a Holofernes był wodzem armii, której nikt nie mógł zwyciężyć, pierwszy został zabity przez rudego, delikatnego chłopczyka (1 Sm 17, 51), a drugiemu głowę ucięła kobieta (Jdt 13, 8). Tak samo i my, niezależnie od potęgi naszego przeciwnika, niezależnie od tego, czy naszym „wrogiem” będzie alkohol, depresja, uzależnienie, czy coś innego, możemy zwyciężyć jeśli będziemy naśladować sposób walki Dawida i Judyty.
Co było kluczem do ich zwycięstwa? Przede wszystkim to, iż uznali, że nie własną mocą zwyciężają, że ludzkie kalkulacje są inne, niż obliczenia Boże. Zaufali Bogu i szli w niemożliwe, mimo że podjęcie walki było po ludzku absurdalne i skazane na porażkę. Po drugie, nie zniechęcili się i nie przestraszyli, ale mieli wiarę w to, że Bóg nie opuszcza nikogo, kto Jego pomocy wzywa. Po trzecie, to miłość (nie chodzi o uczucie miłości) dodawała im siły, to z jej powodu uchwycili się postu i modlitwy jako broni duchowej.
Głowę zaś wroga ucięli jego własnym mieczem. To kolejna ważna dla nas wskazówka. W sensie duchowym możemy odczytać ten fakt jako zachętę do chwycenia broni „tego czegoś”, co chce nas zabić. Mieczem naszego wroga jest niewątpliwie cierpienie. Trzeba je mocno chwycić i z całej siły uderzyć w kark „tego czegoś”. Taki trudny manewr można dokonać dzięki, po ludzku patrząc, absurdalnej rzeczy, dzięki AKCEPTACJI na wzór Jezusa, który przyjął krzyż. Nie ma mowy o pełnej akceptacji nieuniknionego cierpienia bez wiary w Opatrzność Bożą, czyli wiary w to, że żadne dramaty nie wymknęły się spod kontroli Boga, że nic „nie wypadło Mu z rąk”. Jeśli Bóg coś dopuścił, to PO COŚ. Jeśli Bóg dopuszcza jakieś zło, to tylko dlatego, że w ten sposób szuka człowieka i chce go nawrócić poprzez kryzys. Gdyby było inaczej, nie dopuściłby bólu na człowieka. Akceptacja nie oznacza braku walki ze złem, np. jeśli mąż pije, to aby cierpienie żony rozwinęło jej osobowość i duchowość, powinna zaakceptować stan rzeczy taki, jaki jest (skoro Bóg go dopuścił, to dopuścił go dla oczyszczenia człowieka), ale zarazem starać się wszystkimi możliwymi, godziwymi środkami walczyć ze złem, nie zapominając przede wszystkim o wierze, nadziei, miłości, modlitwie i poście (nie tylko od jedzenia). Bóg jest genialny w recyklingu – potrafi przez ofiarę na krzyżu przetworzyć najgorsze tragedie życiowe na złoto miłości, potrafi sprawić, że największe przeszkody staną się środkami do spełnienia najskrytszych marzeń i niewyobrażalnej radości. Zgoda na trudną wolę Bożą ma największą moc uświęcania, czyli jednoczenia mojej woli z wolą Bożą.
Ktoś może widział kiedyś deszczowe chmury z perspektywy nieba, np. ze szczytu góry. Te same obłoki, które straszą i przyprawiają o przygnębienie z perspektywy ziemi, z perspektywy nieba są przepięknie oświetlone, rozczapierzone, zachwycające! Takiego spojrzenia z perspektywy nieba nam potrzeba, aby kryzys nas rozwinął, a nie zabił. To my decydujemy, czy nasze cierpienie nas pochłonie, czy wzmocni naszą relację z Bogiem. Łaski nam wystarczy, jeśli tylko się na nią otworzymy, przecież „przez wiele ucisków trzeba nam wejść do królestwa Bożego” (Dz 14, 22). ■
Ks. Teodor Sawielewicz
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!