Prymas w epoce Edwarda Gierka (2)
Wizję, że Kościół nie walczy z państwem jako takim i może głosić Ewangelię w każdych warunkach Prymas wyznawał zawsze, nawet w latach stalinowskich.
Prymas zalecał cieszyć się z pewnego minimum, chociaż i ono w tamtych realiach było nieustannie zagrożone. We wcześniejszych latach przestrzegał przed anarchią i prowadzeniem w nieskończoność daremnych bojów. Uważał, że wywołana bezkompromisową walką ,,anarchia jest szkodliwa i dla życia rodzinnego, narodowego, religijnego i dla życia publiczno-państwowego”.
Partia ma być jak najlepsza
12 października 1979 roku, w rozmowie z kierownikiem Urzędu do Spraw Wyznań Kazimierzem Kąkolem stwierdził, że w Polsce niczego już nie da się zmienić: ,,ustroju nie da się zmienić, modelu stosunków społecznych – także nie, systemu monopartyjnego – też nie”. Co więcej, Prymas poszedł dalej i wysunął coś w rodzaju oferty współpracy, bądź pomocy ze strony Kościoła: ,,ale możemy dużo poprawić w funkcjonowaniu tego systemu”. Potem skorygował myśl i dodał: ,,nie my możemy dużo poprawić, to panowie możecie spowodować, żeby nie było zadrażnień, zacietrzewienia...” Wreszcie wygłosił rzecz, która mogłaby doprawdy niejednego zszokować: ,,W interesie nas wszystkich leży, by partia była jak najlepsza”. To zdanie można było na różne sposoby interpretować. W zamyśle Prymasa mieściła się z pewnością intencja uczynienia z partii organizacji czy instytucji moralnie lepszej, reprezentującej wyższe standardy etyczne nałożone przez fakt sprawowania władzy i dźwigania odpowiedzialności za los narodu. Tak rozumiał deklarację kardynała Janusz Zabłocki: ,,Prymas pod koniec lat 70. zaczął przejawiać zadziwiającą wręcz troskę o kondycję moralną PZPR. To nie wynikało z sympatii dla partii, ale z przesłanki, że skoro wzięła ona na siebie odpowiedzialność za los narodu i nikt inny w tych warunkach politycznych tego robić nie może, musi uczciwiej i rzetelniej wypełniać swoje zadania”.
Nasuwa się tu jednak kilka pytań. Czy partia, która wzięła władzę siłą i z poręki obcego, wrogiego mocarstwa, a następnie przez kilkadziesiąt lat sprawowała ją w sposób z gruntu niemoralny, była nagle w stanie dokonać wewnętrznej moralnej sanacji, czegoś w rodzaju samouzdrowienia, które ciągle postulował przecież Prymas? 24 stycznia 1979 roku, jak sam odnotował, prosił on Gierka, ,,by nastąpiła w Partii jakaś reorganizacja, jakaś moralna kuracja ludzi”. W październiku zaś tłumaczył doradcy Gierka prof. Szczepańskiemu, że ,,partię trzeba leczyć”. Partia bowiem musi trwać, ale by trwać powinna dokonać ,,odnowy moralnej w swoim gronie”. Bliska już historia podważyła w szczególności ten aksjomat, że partia musi trwać. Drugie pytanie, które wiąże się z postulatami Prymasa brzmi: czy próba ,,umoralnienia” reżimu, nawrócenie partii, o którym wciąż mówił Kardynał, nie prowadziła w efekcie do udzielenia mu legitymacji do rządzenia i swoistego żyrowania przez Kościół jego poczynań? W świetle mającego niebawem nastąpić ogólnopolskiego buntu przeciwko dyktaturze partii taka perspektywa byłaby dla Kościoła niezwykle groźna. To dlatego ks. Stanisława Dziwisza, gdy wysłuchał na wycieczce w Tatrach kazania z 26 sierpnia 1980 roku, instynktownie zapewne ogarnął popłoch i niezwłocznie wykonał telefon do Watykanu, by poinformować o wszystkim papieża.
Niemniej Prymas już w latach 70. doszedł do przekonania, że aktualne realia pozostaną na długo niezmienne i w nich właśnie ,,dużo lepszych warunków działania Kościół już nie uzyska” (Czaczkowska). Z powyższej diagnozy wypływał nakaz postępowania zachowawczego i powściągliwego, aby nie stracić minimum stabilizacji i bezpieczeństwa, które zdawał się gwarantować system. Trudno nie zauważyć, że w 1980 roku naród odrzucił jednak tego rodzaju obiekcje i prawo partii do szantażowania go ,,większym złem”, a w każdym razie regulowania przy zastosowaniu groźby przemocy odpowiedniego zakresu wolności.
Autorytet partii i władzy
W dekadzie Gierka Prymas wciąż mówił o autorytecie partii, władzy i samego pierwszego sekretarza. W lutym 1977 roku, w liście do pisarza Antoniego Gołubiewa martwił się brakiem zapowiadanej amnestii w stosunku do represjonowanych za udział w wydarzeniach Czerwca roku poprzedniego. Bolał jednak nie tylko nad losem pokrzywdzonych, ale niepokoił się o prestiż partii: ,,Każdy dzień zwłoki działa na szkodę Partii, której autorytet jest stale podrywany przez wzrastającą nieufność społeczeństwa. Wielki żal, że ludzie odpowiedzialni tego nie widzą”.
W rozmowie z Kąkolem z 3 listopada 1977 roku złożył zapewnienie, że niezależnie od rozwoju sytuacji Kościół nie będzie przysparzał władzy kłopotów: ,,Kościół nie podejmie żadnej akcji, w której dążyłby do podważenia ustroju, zakwestionowania potrzeb państwa, zaogniania sytuacji. (…) Rozumiemy doniosłe uwarunkowania geopolityczne. Władza może być pewna, że cokolwiek by podejmowała, nie będzie ze strony Kościoła działań obniżających jej autorytet”. Można oczywiście powiedzieć, że Kościół nie walczy z państwem jako takim i może głosić Ewangelię w każdych warunkach i że taką wizję jego roli Prymas wyznawał zawsze, nawet w latach stalinowskich.
Rzecz w tym jednak, że w sytuacji, gdy władza państwowa jest nieprawomocna i niesprawiedliwa (a taka jej natura coraz bardziej ujawniała się pod koniec lat 70.) trudno jest unikać obniżania jej autorytetu, choćby dlatego, że demaskuje ją sam fakt istnienia i działania wszelkich wolnych instytucji, a taką był też w stosunku do niej Kościół. Prymas jednak wybrał w relacjach z kierownictwem reżimu metodę perswazji. 19 lipca 1976 roku napisał list do Gierka w obronie robotników, z którymi brutalnie rozprawiła się milicja i ZOMO. Radził mu puścić wystąpienia uliczne w niepamięć i zadbać w przyszłości o bardziej rzetelne informowanie społeczeństwa na temat polityki rządu. Wszystko to bowiem, a także poskromienie nieopanowanych zachowań milicji jest konieczne dla osiągnięcia spokoju społecznego.
Tekst ks. Piotr Jaroszkiewicz
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!