TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 18 Sierpnia 2025, 12:55
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Prymas w epoce Edwarda Gierka

Prymas w epoce Edwarda Gierka

W latach 70. Prymas Stefan Wyszyński znacząco zmienił w swym nauczaniu rozkład
akcentów, a nawet nadał poruszanym kwestiom zupełnie nową, nieoczekiwaną wymowę. W epoce Edwarda Gierka jego nauczanie odznaczało się zadziwiającym pragmatyzmem.

Święci Kościoła są postaciami historycznymi. Ich dokonania, zwłaszcza w sferze publicznej, podlegają więc z naturalnych przyczyn ocenie, a przynajmniej refleksji formułowanej przez pokolenia późniejszych badaczy i historyków. Ta prawidłowość dotyczy również tak znamienitej postaci jak Prymas Tysiąclecia. W latach 70. znacząco zmienił on w swym nauczaniu rozkład akcentów, a nawet nadał poruszanym kwestiom zupełnie nową, nieoczekiwaną wymowę. Z całym szacunkiem dla wybitnego i świętego człowieka spróbujemy tym razem zapytać się o zasadność tej modyfikacji.
W epoce Edwarda Gierka nauczanie Prymasa odznaczało się zadziwiającym pragmatyzmem. U jej zarania, bezpośrednio po krwawym stłumieniu robotniczych protestów na Wybrzeżu, w kazaniu wygłoszonym w katedrze warszawskiej w Boże Narodzenie 1970 roku Prymas wzywał słuchaczy: ,,nie oskarżajcie, wyrozumiejcie, przebaczajcie, współczujcie, przyłóżcie rękę do pługów, aby wyorały więcej chleba w ojczyźnie”. W obliczu całkowitego sponiewierania tysięcy ludzi, w szczególności zaś poległych, którego w iście bolszewickim stylu dopuścił się reżim, słowa o przykładaniu ręki do pługów mogły sprawiać wrażenie niezrozumiałych i nieadekwatnych do skali powtarzających się przecież w życiu narodu tragedii. Prymas mówił jednak, że ,,w narodzie musi być ofiara, okupująca winy narodu”. Twierdził, że gdyby mógł chciałby osłonić wszystkich przed odpowiedzialnością, ponieważ nie dość wołał i nie dość upominał. A zatem odpowiedzialność za zło przypisywał wszystkim.

,,Wspólna jest i wina”
W podobnym nieco duchu wypowiadał się u kresu ,,przerwanej dekady” towarzysza Edwarda, w słynnym kazaniu na Jasnej Górze z 26 sierpnia 1980 roku: ,,Odpowiedzialność jest więc wspólna. Dlaczego? Bo wspólna jest i wina. Nikt z nas nie jest bez grzechu, nikt nie jest bez winy”. I w sytuacji, gdy świat pracy powstał właśnie z kolan, aby upomnieć się, inaczej niż 10 lat wcześniej, bo w pełni pokojowy sposób o swoją podmiotowość i godność, czynił mu rachunek sumienia z braku rzetelności i nieodpowiedniego traktowania zawodowych obowiązków, mało tego, wspomniał o bumelantach i zdawał się uprawiać apologię błędnego, niewydolnego i niesprawiedliwego ustroju: ,,Często dzisiaj narzekamy na niesprawność różnych instytucji społecznych i zawodowych; jeden dział pracy czyni zarzuty innemu. Umiemy wyliczać złe skutki pracy i gospodarowania, mówić o bumelantach, narzekać na najrozmaitsze nieudane prace. Umiemy je potępiać i zrzucać odpowiedzialność na inny zawód. A pomyślmy, jak my wypełniamy swój własny zawód? Jaki my mamy wkład w życie społeczne i w ekonomię narodową? (…) Wiemy, że gdy nie ma rzetelnej pracy, to najlepszy ustrój gospodarczy zawiedzie i będziemy tylko mnożyli długi i pożyczki. Wszystko będzie zjadane na co dzień, bo bez pracy nie ma dobrobytu”. W powyższej optyce winę za katastrofalną sytuację gospodarczą wyrosłą z komunistycznego systemu organizacji pracy, polityki zadłużania się i lansowania konsumpcjonizmu, mieli ponosić ci, którzy źle pracowali, być może lenili się i symulowali, ale byli przecież zarazem w zupełności ubezwłasnowolnieni i traktowani nawet jak nie przedmioty, ale żywe narzędzia przez władców PRL z ich bezmierną arogancją i pogardą względem słabszych i nieuprzywilejowanych.
Mało tego, Prymas niedwuznacznie sugerował, że toczące się właśnie strajki są niezwykle kosztowną „imprezą” i narażają państwo na straty, właściwie tak samo lub bardziej jeszcze, jak lekkomyślne zaciąganie kredytów: ,,Chociaż człowiek ma prawo do wypoczynku, chociaż niekiedy – gdy nie ma innych środków – ma prawo do zaznaczenia swojego stanowiska, chociażby wstrzymując się od pracy, wiemy jednak, że jest to argument bardzo kosztowny. Koszty tego argumentu idą w miliardowe sumy, ciążą nad całą gospodarką narodową i jakimś odwetem godzą w życie całego narodu, rodziny i każdego człowieka”. Sporządzając diagnozę, z której wynikało, że ,,praca a nie bezczynność jest sprzymierzeńcem człowieka”, przedstawiał następującą receptę na aktualny kryzys: ,,Po pierwsze – rzetelniej pracować; po drugie – unikać niszczycielstwa i oszczędzać; po trzecie – mniej pożyczać i mniej wywozić; po czwarte – lepiej zaopatrywać ludzi i zaspakajać ich codzienne potrzeby, jako że godzien jest pracownik zapłaty swojej”. Nic zatem dziwnego, że poczucie zawodu po zapoznaniu się z treścią tego wystąpienia wśród robotników Stoczni Gdańskiej i nie tylko, było ogromne. Stoczniowcy byli rozżaleni, mówili, że Prymas ich nie rozumie. Także wielu czynnych opozycjonistów uważało, że kard. Wyszyński się myli. Potem, czyli już na początku września 1980 roku nastroje się zmieniły, ale pierwsze reakcje i nastrój wywołany kazaniem były fatalne.


Bezalternatywność systemu
Każdy wszakże, kto śledził wcześniejsze, datujące się na lata 70. enuncjacje Prymasa wiedział, że w znaczący sposób zmieniły się kładzione przez niego w nauczaniu społecznym akcenty. W uroczystość Objawienia Pańskiego, w którą wypadały jednocześnie urodziny Gierka, 6 stycznia 1978 roku, Prymas podkreślał w katedrze warszawskiej, że ,,pomimo iż znajdujemy się na styku dwóch ideologii: chrześcijańskiej i materialistycznej (Kościół) ma wiele pracy w dziedzinie własnej – zadań ewangelicznych (…) Kościół nie sięga po władzę (…) nie chce też tworzyć (…) państwa w państwie”. I już wtedy zarysowany sposób myślenia budził w tych, którzy nie godzili się na nieodwracalność systemu PRL, uczucie przykrości i stłumiony, wewnętrzny protest. Skąd wzięła się owa zdumiewająca i niepokojąca wielu wolta? Dlaczego Ks. Prymas, dbając starannie o niezależność Kościoła w Polsce tak wobec komunistycznego państwa, jak i powstających struktur trwałej, zorganizowanej opozycji i nawet dystansujący się słusznie względem ówczesnych dyplomatycznych relacji Watykanu do krajów bloku wschodniego, jednocześnie wypowiadał się nieraz tak, że budzić to musiało zadowolenie peerelowskiego reżimu? Przecież argumentem o miliardowych kosztach strajków posługiwała się z upodobaniem partyjno-rządowa propaganda.
Odpowiedź na te pytania leży zapewne w narastającym w latach 70. przekonaniu Prymasa, że partia komunistyczna i system państwowy przez nią sterowany na licencji i z mandatu Moskwy są bezalternatywne. Polska jest na nie skazana, przynajmniej w dającej się przewidzieć przyszłości. W notatce z rozmowy z Gierkiem z 24 stycznia 1979 roku Prymas Polski, między innymi, zapisał: ,,Partia bowiem w obecnym układzie Bloku nie może być zastąpiona. Muszą więc trwać”. Oznaczało to, zdaniem kardynała, że i naród polski i Kościół katolicki, powinny ów wynikający z geopolityki, czyli z miażdżącej przewagi Związku Sowieckiego pewnik zaakceptować, lub choćby bardzo poważnie się z nim liczyć. Powodowany stale obawą przed zbrojną interwencją Moskwy Prymas próbował łagodzić i tonować wzburzenie, które utrzymywało się w reakcji na brutalne zachowanie się władzy w grudniu 1970 roku na Wybrzeżu. Sądził, że w ramach sojuszniczych wojsk Układu Warszawskiego zaatakować Polskę mogą nie tylko Rosjanie (ci oczywiście jako główna siła), ale też Niemcy: ,,To, co miało miejsce na Wybrzeżu, mogło się powtórzyć w Łodzi, Warszawie, Krakowie – wszędzie. Jaka byłaby wtedy sytuacja i jak by się zachował Rząd? Czy uruchomiono by jednostki wojskowe, skomasowane nad granicą polsko-czeską, czy koło Szczecina? A gdyby te formacje tu weszły, czy potem by się wycofały? Zwłaszcza Niemcy ze Szczecina? Kto miałby na to wpływ – nie wiadomo”. Dlatego, wbrew stanowisku zdecydowanie antykomunistycznego biskupa przemyskiego Ignacego Tokarczuka, nakazał zrezygnować z czytania w kościołach listu zatytułowanego ,,W obronie zagrożonego bytu narodu”, poświęconego obronie życia nienarodzonych i negatywnym zjawiskom demograficznym. Na zebraniu Rady Głównej tłumaczył, że ,,roztropność nakazuje na tym etapie nie mnożyć postulatów”.
W miarę, jak w ciągu dekady rządów Edwarda Gierka, antykościelne nastawienie partii ustąpiło z pierwszego planu jej działań, a osoba Prymasa zaczęła być otaczana nimbem uznania i zasługi, kardynał Wyszyński nabrał przeświadczenia, że w aktualnych, niepokonalnych z uwagi na potęgę Sowietów realiach geopolitycznych Polska w wydaniu PRL spełnia w jakiś sposób wymogi narodowej racji stanu i daje przynajmniej narodowi możliwość życia w warunkach pokoju. Realizuje w określonym zakresie możliwe do osiągnięcia optimum. A wartości w postaci pokoju nie należy bynajmniej lekceważyć. Naród polski skrwawiony w niekończących się wojnach pierwszej połowy XX wieku powinien ją sobie cenić. 16 sierpnia 1980 roku we Wrocławiu Prymas mówił, że teraz potrzeba Polakom ,,równowagi, spokoju, dojrzałości, miłości, przebaczenia, zapomnienia i mobilizowania duchowych energii”. Rolnicy zgromadzeni w Czerniejewie usłyszeli, że ,,Największym dobrem, łaską jest to, że jesteśmy u siebie, mówimy mową ojczystą, możemy modlić się w świątyniach, wołać do Boga. Możemy pracować nie jako niewolnicy, ale jako wolni, we własnej Ojczyźnie!”

Ks. Piotr Jaroszkiewicz

 

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!