Prymas w świetle listów na czas przełomu (cz. 6)
Prymas Stefan Wyszyński był zarówno dla strony rządowej, jak i dla przywykłych do poprzedniej rutyny dyplomatów watykańskich, partnerem trudnym w rozmowach: rzeczowym, znakomicie przygotowanym, a zarazem pryncypialnym i duchowo niezależnym.
Dysponując umiejętnością oglądu spraw w skali globalnej kard. Wyszyński umiał koncentrować uwagę i wysiłek na poszczególnych, niezmiernie ważnych zagadnieniach.
Wybór Polaka na Stolicę Piotrową w październiku 1978 roku postawił w nowym świetle kwestię relacji państwa polskiego z Watykanem. Ujawnił niewystarczalność, a nawet anachronizm dotychczasowych rozwiązań, realizowanych w drodze tzw. kontaktów roboczych. Ks. Prymas był w tej materii zwolennikiem swoistego ,,przyspieszenia”, to jest wykorzystania sytuacji do zmiany istniejącego statusu, a dokładniej podniesienia relacji ze Stolicą Apostolską na wyższy poziom. Jego zdanie podzielał w pełni Jan Paweł II.
Dokonać wyłomu w ,,schemacie”
Opinię Prymasa poznajemy z cytatu jego wypowiedzi przytoczonego przez Papieża w liście z 19 grudnia 1978 roku: ,,Podzielam stanowisko Waszej Eminencji (…) o konieczności «przekroczenia» dotychczasowego sposobu, poziomu i stylu prowadzenia spraw do tego zmierzających. (...) «Trzeba dążyć – pisze Ksiądz Prymas – do wypracowania porozumienia o charakterze międzynarodowym, którego ukoronowaniem mogłoby być ustanowienie przedstawicielstw dyplomatycznych o właściwej kompetencji»”. Aktualnie Ks. Prymas nie przesądzał jeszcze szczegółowo ostatecznej formy relacji, wydaje się jednak, że w jego pojęciu ewolucja kontaktów zmierzać musiała do nawiązania pełnej i dojrzałej postaci stosunków dyplomatycznych, czyli zawarcia umowy międzynarodowej (konkordatu) i obustronnej wymiany odpowiedniej rangi dostojników: wysłania do Warszawy nuncjusza, a do Watykanu ambasadora Polski. To nie nastąpi szybko.
Jan Paweł II cytował dalej słowa Kardynała: ,,Te wysiłki będą wymagały cierpliwości, ale też stanowczości. Z doświadczenia wiemy, że jest to droga skuteczna na wewnętrznym terenie”. ,,Teren wewnętrzny” oznaczał, między innymi, zapowiedzianą na styczeń 1979 roku rozmowę z Edwardem Gierkiem. Ojciec Święty sugerował delikatnie, że powinna ona dotyczyć także przyszłego uregulowania relacji Polski ze Stolicą Apostolską: ,,Pod tym względem uważam za szczególnie ważną rozmowę Waszej Eminencji z p. Gierkiem”. Podkreślił też, że wkrótce sprawa musi trafić również na arenę zewnętrzną. We wszystkim jednak papież zdawał się polegać na mądrości i doświadczeniu Prymasa, dlatego zwłaszcza że inicjatywa Kościoła w oczach niesuwerennego rządu PRL stanowić będzie nie lada wyzwanie: ,,Zdajemy sobie wspólnie sprawę, że chodzi tutaj o dokonanie swoistego «wyłomu» w przyjętym ze strony bloku «schemacie»”. Najpierw należało sprawdzić, czy rząd jest gotowy na zalecaną zmianę, czy przekonanie o koniecznej rewizji dotychczasowej formy odniesień po stronie rządowej odpowiednio się ,,utrwali”.
Jan Paweł II bez najmniejszych zastrzeżeń podpisywał się pod diagnozą Prymasa i podejmował decyzje zgodnie z jego rozeznaniem: ,,Sugestie i przewidywania wyrażone w liście Księdza Prymasa przemawiają za tym, aby wstrzymać się z wysłaniem Kierownika Delegacji [Stolicy Apostolskiej] do Warszawy aż do czasu, kiedy potrafimy ustalić, jakie jest stanowisko strony «rządowej» w sprawie «przeniesienia» procesu normalizacji na wyższy poziom”.
Delegat skierowany w przyszłości do Polski będzie musiał działać (inaczej niż w latach 60. czy 70.) w ścisłym kontakcie z Prymasem i Episkopatem. Powołując się wyraźnie na pisma Prymasa (i siłą rzeczy zawarte tam skargi na watykańskich dyplomatów), Papież precyzyjnie zaznaczał, że Delegat nie wystąpi w żadnym razie w roli swego rodzaju papieskiego asystenta przy Episkopacie. Tak więc wybór polskiego papieża i wspólne z nim wielokrotnie zapatrywania umożliwiły Prymasowi zwycięstwo w trudnych zmaganiach z nieufnością w centralnych urzędach Rzymu. Ze swej strony papież podkreślał (w liście z 20 grudnia 1978 roku): ,,Uważam, że byłoby to wielkim osiągnięciem, gdybyśmy mogli «przekroczyć schemat», tak jak to widzi Ksiądz Prymas i ukształtować stosunki wzajemne na poziomie godnym naszego Narodu i jego dziejów. A równocześnie w sposób odpowiadający wymogom współczesności (…). Jako papież-Polak byłbym szczęśliwy, gdyby właśnie moja Ojczyzna okazała się tym krajem, w którym będzie to możliwe, nawet bez względu na radykalne przeciwieństwa «ideologiczne»”.
Kościół to ,,zbyt wielka pozycja”
Warunkiem jednak postępu w negocjacjach kościelno-rządowych było przyznanie Kościołowi statusu publiczno-prawnego, przed czym wzbraniała się partia. Prymas nieustannie formułował ten postulat, uważając że ,,dla nas jest to conditio sine qua non”. Partia odmawiała i Prymas wiedział dobrze dlaczego. Otóż traktowała niezmiennie Kościół jako konkurenta do władzy, rywala ,,na terenie administracji publicznej”. ,,Dotychczas Partia – pisał kard. Wyszyński 22 lutego 1980 roku – trzyma wyłącznie w swojej dzierżawie wszystkie instytucje państwowe. Nie ma nadziei, by dobrowolnie chciała z nich zrezygnować”. W tych okolicznościach strona kościelna nie powinna ulegać złudzeniom, ani też w dążeniu do ułożenia stosunków z PRL iść drogą na skróty. Prymas twierdził stanowczo: ,,Kościół natomiast w Polsce jest zbyt wielką pozycją, by poprzestał na pozorach normalizacji bez rzeczywistego poprawienia swojego statusu prawnego. Zyskalibyśmy niewiele, a stracili[byśmy] w opinii publicznej bardzo dużo”. Właściwa kolejność to najpierw gwarancje poszanowania praw Kościoła, a potem normalizacja stosunków o charakterze międzynarodowym. Można inaczej powiedzieć, że uregulowania dyplomatyczne powinno się osiągać dzięki prawnej akceptacji przez państwo obecności i roli Kościoła, a nie jego kosztem, nie przez oddanie praw Kościoła, poświęcenie ich w imię ,,wielkiej”, efektownej, lecz krótkowzrocznej polityki. Realizm Kardynała pozwalał mu rozumieć, że ustanowienie odpowiedniego poziomu w dziedzinie dyplomatycznej jest niezbędne, ale nie może się ono odbywać ,,z łaski” peerelowskiego, a pośrednio moskiewskiego reżimu. Kościół w Polsce na takie lekceważenie siebie nie może pozwolić, ,,gdyż Kościół ma to uznanie historyczne i w postawie społeczeństwa wierzącego”. Prymas pilnował starannie tego, aby strona kościelna nie dała się komunistom wymanewrować. Przypominał też, że inicjatywa dalszych rozmów z rządem może ,,wyjść tylko w porozumieniu Sekretariatu Stanu z Episkopatem Polski”. Kard. Wyszyński był zatem, zarówno dla strony rządowej, jak i dla przywykłych do poprzedniej rutyny dyplomatów watykańskich partnerem trudnym: rzeczowym, znakomicie przygotowanym, a zarazem pryncypialnym i duchowo niezależnym. Takich osób nie darzy się zazwyczaj szczególną sympatią, ale jednocześnie zdobywają sobie one szacunek nawet u przeciwników.
Prymas był ,,niepodległym” sercem realistą i postępował w sposób sprawiedliwy. Dzięki temu uratował ostatecznie wolność Kościoła w Polsce. Na temat tego, co działo się w analogicznych do polskich realiach innych krajów socjalistycznych wyobrażenie daje przytaczany wcześniej raport z Czechosłowacji. Na szczęście od października 1978 roku Prymas mógł liczyć na wsparcie swego działania przez najwyższy autorytet Kościoła i to pomogło mu szczęśliwie przeprowadzać swe zamiary. ■
Ks. Piotr Jaroszkiewicz
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!