Prymas i „Solidarność”
U samego schyłku życia Prymas Tysiąclecia nie tylko spełnił rolę wspomożyciela i doradcy "Solidarności", ale dokonał ogromnego, gigantycznego wprost dzieła obrony Ojczyzny.
Zarówno Kościół w Polsce, jak i Prymas Wyszyński w szczególności, nie byli zaskoczeni wybuchem strajków i niepokojów społecznych latem 1980 roku. Prymas ostrzegał przed nimi Edwarda Gierka i władze partyjne od dłuższego czasu. Kulminacją przestróg była rozmowa z I sekretarzem PZPR ze stycznia 1979 roku, do której Kardynał wielokrotnie potem wracał na potwierdzenie faktu formułowania przez siebie odpowiednio wczesnej i słusznej diagnozy położenia kraju. W przemówieniu do kapłanów we Wigilię Bożego Narodzenia 1980 roku Prymas Polski przypominał: ,,W dniu 24 stycznia ubiegłego roku mówiłem I sekretarzowi partii: «Rozwój sytuacji wskazuje na to, że idziemy ku głębokiemu kryzysowi. I trzeba w porę zmienić kierunek». To było powiedziane bardzo detalicznie. Później skwitowano to zlekceważone ostrzeżenie powiedzeniem: «No cóż, udzielano nam rad, których nie słuchaliśmy»”. Kościół zatem przewidział niebezpieczeństwo i ustami swego niekwestionowanego przywódcy upominał partyjną-rządową czołówkę PRL. Stąd też nie można było zarzucić mu bierności i beztroski.
Szansa na niepodległość czy widmo zagrożeń?
Nawet w ostatniej wręcz chwili przed falą strajków, która ruszyła już w lipcu, bo w czerwcu 1980 roku Prymas Polski dwukrotnie sygnalizował kierownictwu PZPR zbliżającą się nieuchronnie sytuację konfliktu społeczeństwa z władzą. Także cały Episkopat przygotowywał naród na trudne czasy eskalacji kryzysu. W komunikacie ze 174 Konferencji Plenarnej z 30 czerwca 1980 roku uświadamiano wszystkim skalę wyzwań i powagę zobowiązań, przed którymi stawali obecnie katolicy: ,,Wobec wielorakich trudności, z którymi w dalszym ciągu musi liczyć się nasz kraj, poważne zadania stoją przed społecznością katolicką. W warunkach różnego rodzaju niedomogów życia społecznego i moralnego w naszej ojczyźnie, ludzie wierzący, katolicy ponoszą tym większą odpowiedzialność za losy Polski (…). Nikt zatem nie może pozostawać biernym wobec spraw i aktualnych zadań kraju”.
Pozostaje pytanie, czy Kościół mógł traktować pojawiające się na horyzoncie zaburzenia jak wyjątkową, różniącą się od poprzednich szansę ostatecznego pokonania komunizmu i odzyskania przez Polskę niepodległości? Z licznych wypowiedzi Prymasa Polski, także tych analizowanych w poprzednich artykułach cyklu, wynika, iż uważał on, że ta chwila jeszcze nie nadeszła i długo się nie pojawi. Dlatego głęboki kryzys ustroju PRL przyjmował raczej z niepokojem i obawą niż z nadzieją i w oczekiwaniu na rychłe nadejście wolności.
Niespełniona misja w Gdańsku
Pierwszą oficjalną reakcją Prymasa Polski na strajk w Stoczni Gdańskiej było kazanie wygłoszone podczas uroczystości maryjnych w Wambierzycach w niedzielę, 17 sierpnia. Stwierdził wtedy, że ,,świat robotniczy podejmuje starania o należne narodowi prawa”. A zatem na bardzo wczesnym etapie protestów na Wybrzeżu i w całym kraju Prymas Polski trafnie rozpoznał naturę zachodzących wydarzeń. Słusznie ocenił, że sprzeciw robotników ma o wiele głębsze podłoże i bardziej dalekosiężne cele niż tylko żądania ekonomiczne. Zorientował się, że uruchomiony został fundamentalny przełom w historii PRL. 19 sierpnia zapisał: ,,Dziś idzie już nie tylko o przysłowiową kiełbasę, ale o postulaty społeczne (…) i polityczne”. Prawidłowość powyższych wniosków poświadczał przyglądający się na miejscu rozwojowi wypadków ordynariusz gdański biskup Lech Kaczmarek, który 21 sierpnia relacjonował Prymasowi: ,,to nie są koterie partyjne, lecz budzenie świadomości społecznej”.
Delegatem Kardynała wysłanym do Stoczni Gdańskiej był jego doradca i człowiek do specjalnych poruczeń prof. Romuald Kukołowicz, który miał nie tylko obserwować przebieg protestu i przekazywać wiadomości na Miodową (do siedziby Prymasa w Warszawie), ale też w duchu wskazań Kościoła wpływać na postawę robotników. Tej ambitnej misji Kukołowicz nie sprostał. W Gdańsku miał znajdować się już 23 sierpnia. Nie udało mu się jednak skutecznie dotrzeć do przywódców strajku. O wiele efektywniejsi okazali się przybyli 25 sierpnia z Warszawy doradcy reprezentujący środowiska świeckie: Tadeusz Mazowiecki i Bronisław Geremek oraz (choć pewnie w dużo mniejszym stopniu) Bohdan Cywiński i Jadwiga Staniszkis (ta ostatnia, profesor socjologii, bardziej zainteresowana była naukową analizą zjawiska). To oni realnie wpłynęli na negocjacje z władzą reprezentowaną w stoczni przez wicepremiera Mieczysława Jagielskiego i kształt zawartych 31 sierpnia słynnych Porozumień.
Romuald Kukołowicz ponownie skierowany do Gdańska przez Prymasa 29 sierpnia, aby wraz z Andrzejem Wielowieyskim i Andrzejem Święcickim podjąć się ewentualnej mediacji w okoliczności impasu rozmów, właśnie doradców świeckich, którzy zdominowali później władze "Solidarności" i otoczenie Lecha Wałęsy, obwiniał o zaprzepaszczenie wielu postulatów dotyczących życia kościelnego. Tak czy inaczej, delegaci Prymasa zjawili się zbyt późno, aby mieć coś do powiedzenia w trakcie szybko zmierzających do końca pertraktacji ze stroną partyjno-rządową. Prymas, który długo wzbraniał się przed podjęciem w jego imieniu próby mediacji między strajkującymi a władzą, zdecydował się na nią i zlecił ją Kukołowiczowi jedynie dlatego, że ten mając wgląd w istniejące wewnątrz partii nastroje za sprawą swego dawnego kolegi szkolnego Kazimierza Kąkola (byłego szefa Urzędu do Spraw Wyznań), obawiał się, iż część kierownictwa PZPR opowiada się za rozwiązaniem siłowym. Aby zapobiec możliwej tragedii Prymas Polski postanowił więc skierować swoich ludzi do Gdańska. Nie udało im się jednak odegrać istotnej roli. ■
tekst ks. Piotr Jaroszkiewicz
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!