TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 16 Kwietnia 2024, 11:26
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Prymas i Jan XXIII (IV)

Prymas i Jan XXIII (IV)

Kard. Stefan Wyszyński nie dysponował gotową odpowiedzią na pytanie, w jaki sposób Kościół na Soborze powinien reagować na komunizm. Jako realista musiał oczywiście brać pod uwagę możliwy odwet reżimu i represje wobec wiernych.

Problem był jednak poważniejszy. Jan XXIII jeszcze w 1962 roku zawarł tajną umowę z rosyjską Cerkwią prawosławną, której przedstawiciele mieli uczestniczyć w charakterze obserwatorów w projektowanym Soborze. Zobowiązał się w niej, że Sobór nie potępi w swoim finalnym nauczaniu komunizmu i nie odniesie się w trakcie obrad do antyreligijnej polityki Sowietów. Taki warunek postawił Kreml, który, jak można domniemywać, nie omieszkał wśród cerkiewnych wysłanników na rozmowy i Sobór, umieścić agentów własnych służb, co w rosyjskim prawosławiu było pewnego rodzaju tradycją.


Dlaczego wprost nie potępiono komunizmu?
To dlatego ostatecznie, na skutek udzielonej Rosjanom obietnicy, mimo podejmowanych na Soborze kilkakrotnie prób, nie udało się ojcom osiągnąć ani uchwalenia osobnego dokumentu oceniającego komunizm, ani nawet włączenia odpowiedniego fragmentu o komunizmie do tworzonego schematu Konstytucji o Kościele w świecie współczesnym. W tę ostatnią inicjatywę, której efektem stała się petycja 454 ojców (jedna czwarta uczestników), włączył się też Prymas Polski. Zabiegi te, jak wiadomo, zostały udaremnione. W komisji odpowiedzialnej za redagowanie konstytucji petycja uznana została za przeszkodę i pominięta milczeniem. Paweł VI pytany o kontrowersję, w nocie do sekretarza Soboru mons. Feliciego przypomniał: ,,niemówienie o komunizmie 1962”. Znaczyło to, że papież chce dotrzymać umowy zawartej z Rosjanami przez Jana XXIII.
Co chciał osiągnąć przez zignorowanie problemu w aspekcie doktrynalnym papież Roncalli, na poziomie zaś kontaktów polityczno-dyplomatycznych ku czemu zmierzała nowa, w duchu dialogu prowadzona watykańska Ostpolitik? Oficjalnie chodziło o ulżenie żyjącym za żelazną kurtyną katolikom, o zapewnienie minimum praw Kościołowi, o przywrócenie usuniętej siłą hierarchii. Czy jednak nie było dokładnie odwrotnie, czy miliony dalej przecież prześladowanych w bloku komunistycznym wierzących tym bardziej nie cierpiały i nie czuły się opuszczone widząc układanie się watykańskich dostojników z reżimem, który zmieniał zewnętrzną fasadę, ale nie istotę swego działania?
Według dominującej wykładni poruszanie na Soborze kwestii komunizmu i cierpień zadawanych w strefie władania Moskwy wierzącym mogło jedynie zaszkodzić im i pogorszyć ich sytuację. Ale przecież podobnej interwencji, tylko na rzecz Żydów pod rządami Hitlera, domagano się kiedyś od Piusa XII i nawet po jego śmierci nie przyjmowano argumentu, że mogłaby ona zaszkodzić ofiarom. Żądano od papieża moralnego gestu, stanięcia po stronie krzywdzonych. Krytycy Piusa XII nie oczekiwali tego samego od jego następców w obliczu komunistycznych zbrodni względem licznych narodów. Oni powinni byli milczeć, a Pius XII mówić. Wydaje się jednak, że mimo wszystko zabieranie głosu w sprawie komunizmu w latach 60. czy 70. niosło nieporównanie mniejsze ryzyko dla mieszkańców krajów znajdujących się w orbicie władzy systemu niż piętnowanie przestępstw hitleryzmu w Europie okupowanej przez Niemców. Tym bardziej, że po kompromitacji Chruszczowa na Kubie komuniści taktycznie występowali w roli obrońców pokoju i szukali niekiedy propagandowego zbliżenia z głosem Kościoła.


Niezgoda Prymasa na hasło ,,Kościół milczenia”
Kard. Wyszyński, jak wiele na to wskazuje, nie dysponował gotową odpowiedzią na pytanie, w jaki sposób Kościół na Soborze powinien reagować na komunizm. Jako realista musiał oczywiście brać pod uwagę możliwy odwet reżimu i represje wobec wiernych. Dlatego wycofał akceptację dla dokumentu przygotowywanego jeszcze przed Soborem z udziałem abp. Gawliny. W trakcie obrad Soboru również starał się wypowiadać z dużą roztropnością. Nie poparł pojawiającego się w czasie debaty określenia ,,Kościół milczenia” w odniesieniu do katolików na wschodzie. Wydaje się jednak, że dlatego, iż uważał je za niesprawiedliwe i krzywdzące. Jego zdaniem Kościół w bloku sowieckim wcale nie milczał, ale składał świadectwo wiary.
Dlatego Prymas Wyszyński wolał mówić o ,,Kościele, który Chrystus obdarza łaską wyznawania i składania świadectwa wiary” oraz ,,znoszenia zniewag dla imienia Jezus”. Na pewno stanowisko Prymasa wykrystalizowało się w roku 1964. Wtedy uznał, że Sobór powinien jednak mówić. Tu zachodziła zatem zasadnicza różnica między nim a zmarłym rok wcześniej papieżem Janem XXIII.

Matnia dialektyki i wiarygodna wykładnia papieskiej nauki
Należy też dodać, że propaganda władz PRL i ówczesnych mediów starała się powyższą różnicę rozgrywać przeciw Prymasowi a nawet kreować sztucznie opozycję między nim a papieżem, Soborem i dużą częścią Kościoła. Marksiści, jak to mieli w zwyczaju, na każdą rzeczywistość, także kościelną nakładali schemat walki klas, walki o władzę, upolityczniali i ,,upartyjniali” toczące się w Kościele na ich oczach spory. Nauczanie Jana XXIII, wyłożone np. w encyklice Pacem in terris, wpisywali we własne założenia ideologiczne i łączyli je z ,,mądrością etapu”, która nakazywała im akurat teraz ,,walczyć o pokój”. Kiedy Prymas Wyszyński interpretował encyklikę zgodnie z Tradycją Kościoła (według ,,hermeneutyki ciągłości”, jak to dziś błyskotliwie się określa), oskarżali go o niezrozumienie wypowiedzi papieża, wsteczność, intelektualne zapóźnienie, nie nadążanie za duchem epoki itd. Rzecz jasna, oni, marksiści, sądzili, że znają i rozumieją Głowę Kościoła lepiej.
Prymas niejednokrotnie ostrzegał i uczestników Soboru i słuchaczy w Polsce przed owymi zastawionymi przez doktrynerów intelektualnymi pułapkami. Tłumaczył, że dla marksistów słowa papieża znaczą coś innego niż dla ludzi Kościoła, a nawet mieszkańców pozostającego wciąż jeszcze pod wpływem chrześcijaństwa Zachodu. Filozofowie ,,postępu” wszystko zwykli filtrować przez sito swej ideologii; tłumacząc akty Magisterium za pomocą narzędzi dialektyki, przeinaczali wewnętrznie ich sens. Trzeba było przenikliwości, aby to dostrzec i dopatrzyć się motywów niezwykłej sympatii, jaką np. w prasie PRL otaczano w latach 60. Kościół na Zachodzie, Sobór, papieży tej epoki, w szczególności Jana XXIII. Wystarczy sięgnąć po dawne roczniki i przekonać się, że tematyka tego rodzaju nie schodziła z czołówek periodyków. Przeglądając je nikt natomiast nie domyśliłby się, że Prymasem Polski był wówczas Stefan Wyszyński. Jego osobę skrzętnie pomijano, przemilczano i powiedziano w ten właśnie sposób bardzo dużo.
Wbrew zręcznym interpretacyjnym manipulacjom kard. Wyszyński w okresie Soboru i po nim niestrudzenie dokonywał wiarygodnej wykładni nauczania współczesnych papieży, zwłaszcza zaś bliskiej mu problematyki społecznej, przez Jana XXIII przedstawionej w encyklikach Pacem in terris i Mater et Magistra. Prymas głosił kazania odwołujące się do doktrynalnego dziedzictwa Jana XXIII np. w trakcie polskiego Milenium, a w latach 70. w postaci cyklu społecznych wystąpień w kościele Świętego Krzyża w Warszawie.

Ks. Piotr Jaroszkiewicz

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!