TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 27 Sierpnia 2025, 06:35
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Potęga miłości

Potęga miłości

Nie urodziła go, a jednak została jego mamą. Nie planowała tego, nie szukała – ale kiedy zadzwonił telefon, w jej sercu odezwało się ciche, ale pewne „„tak”. To opowieść o mamie, której miłość współpracowała z Bogiem.

Zbliżające się Święto Matki to szczególny dzień, w którym bez względu na wiek składamy naszym mamom wyrazy szacunku i wdzięczności: za dar życia, za trud wychowania oraz za niezwykłą, bezwarunkową miłość.
W materiale tym pragnę przybliżyć pewną historię – Bożą historię o rodzinie, która doświadczyła działania Boga w swoim życiu. Chcę również ukazać, jak wielkie i pełne oddania potrafi być serce matki – niezależnie od tego, czy kocha swoje biologiczne dziecko, czy też dziecko, które z Bożą pomocą znalazło w jej ramionach matczyną miłość. Wszystko to stało się możliwe dzięki świadectwu, którym podzieliła się pewna osoba.

Narodziny
- Kilka lat temu w małym powiatowym szpitalu urodził się maleńki chłopiec. Był to rok, w którym głośno krzyczano o prawie do wyboru. I narodziny tego dziecka wiązały się z kilkoma takimi wyborami. Poród nastąpił zbyt wcześnie. Nie wiadomo w którym dokładnie tygodniu ciąży, ponieważ kobieta ciężarna nie była pod opieką lekarza. Sugerując się wagą dziecka (650 gram) określono ciążę na 22 tydzień. Niestety był to wczesny etap ciąży, który umożliwiał lekarzom podjęcie decyzji o nie ratowaniu dziecka.
A w tym wszystkim chłopiec, decyzją rodzącej, docelowo miał pozostać w szpitalu. Po porodzie pozostawiono go bez żadnej ingerencji medycznej. Pozostawiono chłopca na 10 minut aż sam przestanie oddychać i tym samym umrze. To trudne i przerażające, – mówi autorka świadectwa – ale takie sytuacje, niestety, zdarzają się i są zgodne z procedurami w przypadku tak skrajnie wczesnych porodów.

Boży plan
Historia ta jednak tutaj się nie kończy, bowiem Ktoś większy, ktoś silniejszy nawet od matczynej miłości miał swój plan i obdarzył tego maleńkiego chłopca łaską życia. To Bóg zdecydował, że dziecko będzie żyć. Ten maleńki chłopiec, który przyszedł na świat w Godzinie Miłosierdzia, to maleńkie życie mieszczące się w ludzkiej dłoni okazało się być cenne w oczach Boga. Życie, które dla ludzi nie było nic warte, niezauważone, w najlepszym wypadku chore, a zatem i tak mniej wartościowe, było dla Boga szczególne, było częścią wielkiego planu.
Godzinę później ktoś zauważył, że dziecko, które uznano za martwe „jakimś cudem” oddycha samodzielnie. Natychmiast podjęto działania ratujące życie. Podłączono chłopca do aparatury. Rozpoczęła się walka lekarzy, choć rokowania były bardzo złe. Po półrocznej hospitalizacji, kilku operacjach, wylewach krwi do mózgu, martwicy jelit, zakrzepicy, problemów ze wzrokiem oraz wstępną diagnozą czterokończynowego porażenia mózgowego i bez szansy na chodzenie chłopiec trafił do specjalistycznej placówki opiekuńczej.

Nowa nadzieja
To nie koniec tej historii, bo w ośrodku, do którego trafił chłopiec zaopiekowała się nim lekarka, która znała pewną rodzinę. Rodzina ta była zwyczajna, z trójką dzieci, z których jedno również było skrajnym wcześniakiem.
Rodzice mieli kiedyś pragnienie adopcji, ale z czasem, gdy przyszły trudy rodzicielstwa schowali to marzenie gdzieś głęboko w sercu. Bali się, że nie dadzą rady, tym bardziej, że jedno z ich dzieci było dzieckiem niepełnosprawnym, wymagającym wielu terapii i wizyt lekarzy. Ich syn również był wcześniakiem, któremu lekarze nie dawali wielu szans na przeżycie. Przyjmowali wszystkie diagnozy i walczyli o sprawność chłopca. Wiedzieli, że ma mocnego patrona i to dawało im pokój w sercu. Chłopiec po kilku latach rehabilitacji zaczął chodzić, a także mówić. Bóg obdarzył go też talentem muzycznym.
Kiedy w ich życiu przyszedł trochę spokojniejszy czas myśleli, by wykorzystać go na pracę, własny rozwój, czy jakieś podróże. Wtedy to właśnie zadzwonił do nich telefon od pani doktor z informacją o wyjątkowym chłopcu. Rozmowa była o tyle niesamowita, że na wszelkie odpowiedzi o braku kursu, wolnego pokoju, czy skomplikowanych procedur usłyszeli tylko jedną odpowiedź: „wystarczy miłość’. A tego akurat im nie brakowało – mówi autorka świadectwa podkreślając, że takie rzeczy się po prostu nie zdarzają, takie telefony i takie sytuacje. Rodzina ta już wtedy wiedziała, że doświadczają czegoś wielkiego, że sam Bóg to prowadzi i muszą wejść na tę niezwykłą drogę i dać się poprowadzić.

Nowe życie
Dwa miesiące później rodzina była już razem, cudowny chłopiec miał kochających rodziców i wspaniałe rodzeństwo, które od samego początku obdarzyło go ogromnym uczuciem. Miał dom, w którym zaakceptowano go takim jakim był i bez względu na wszystko. Początki były bardzo trudne, ciągłe poszukiwania najlepszych specjalistów, rehabilitacja, pobyty w szpitalach, a jednocześnie dzielenie czasu na pozostałe dzieci. Musieli tak jak kiedyś, znowu nauczyć się żyć z chorobą, ale nie skupiać się wokół niej przez cały czas. Pomagała im w tym wszystkim rodzina i znajomi, ale byli też tacy, którzy się od nich odwrócili. Nie każdy rozumiał co się wydarzyło w tej rodzinie.
Kolejne zdania tegoż świadectwa mówią o tym, że ku zdziwieniu wszystkich chłopiec zaczął robić postępy, zaczął mówić, chodzić i zdawało się wszystko rozumiał. Oczywiście było to okupione ogromną pracą i wymagało długiego czasu, ale najgorsze diagnozy nie potwierdziły się.
A zatem życie tego chłopca jest dowodem na to, że jedynie Bóg może decydować o ludzkim istnieniu, nawet jakby wszyscy byli przeciwko. On może wszystko. A rodzina mimo zmęczenia i trudności nigdy nie miała wątpliwości, że jest we właściwym miejscu i podjęła słuszne decyzje. Nie mają oni żadnych wątpliwości, że sam Bóg ich prowadził i prowadzi, ponieważ są świadkami rzeczy niemożliwych. I chociaż czasem brakuje im sił to wiedzą, że w życiu trzeba robić rzeczy ważne, czasem trudne, ale to właśnie one dają największe poczucie spełnienia. Zwykła rodzina, cudowne dzieci, a pośród nich wielki patron św. Józef. I co więcej to nadal nie koniec tej historii, ich historii, bo jak mówi mama tej pięknej rodziny, prowadzi ją sam Bóg i tylko On zna na nią plan.
Dziękując za to piękne świadectwo, ukazujące wielkie kochające serca, przepełnione miłością Bożą, którą obdarowują i przelewają na najbliższych, pozostaje tylko cieszyć się, że są tacy ludzie, że są matki, które kochają bezgranicznie i bez względu na to, czy dziecko jest zrodzone z niej, czy jest to dziecko, które znalazło u niej schronienie. Jedno jest pewne, matczyna miłość to cudowne remedium na wszystko.

tekst Arleta Wencwel-Plata
Zdjęcie: iStock

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!