Postanowienia 2022
Z noworocznych postanowień na czele uplasowały się jak zwykle: rzucanie palenia, odchudzanie, treningi, nauka nowych rzeczy np. języków obcych. Nakazy, zakazy, powinności. Chyba już jestem za stara w swej młodości i pozbywszy się złudzeń, że data od jest magicznie znacząca i doda mi motywacji… zaczęłam już jakiś czas temu.
Na szczęście nie palę, ale odchudzam się całe życie. Cóż, takie czasy. Dobrze, że nie muszę łykać tabletek odstręczających nikotynę i obklejać się plasterkami. Olimpijką już też nie zostanę i mogę spokojnie, z czystym sumieniem, wejść w tryb „dla siebie”. Kiedy tylko widzę gorszą pogodę za oknem i dopada mnie bardzo silna niechęć, porzucam pomysł jakiegokolwiek działania. Obezwładnia mnie wtedy uczucie wstydu, porażki, ogromnego rozczarowania wobec samej siebie. Jakbym zawiodła połowę ludzkości. To chore, wiem, ale podobno jestem ambitna, a ludzie ambitni tak mają.
Kilogramy nie są dla mnie takim problemem, jak kiedyś. Właściwie nikt nie zna idealnej liczby moich kilogramów i nigdy mi jej nie podał. Wyluzowałam i przejęłam kurs na idealizację zdrowia, nie tkanki tłuszczowej i mięśniowej. Życie ma również to do siebie, że z biegiem lat przybywa nam obowiązków i spraw do załatwienia, nie odwrotnie. O wszystkim pamiętaj, załatw w terminie, dowiedz się, podeślij, przynieś, zadzwoń. Telefon i terminarz (plus mózg) to nadal za mało, by to wszystko opanować. Mogłam wykonać dziewięćdziesiąt dziewięć procent planu, ale i tak o wiele bardziej przeżywam (niż cieszę się z rzeczy załatwionych pomyślnie) coś, o czym zapomnę lub nie uda mi się wykonać. Nie daj Boże, przyłapie mnie na owym potknięciu ktoś o pomieszanym stylu roszczeniowo-ambitnym, to zaraz zapiera mi dech w piersiach, ciało opanowuje okropne napięcie, czuję suchość w ustach… i nie mam odwagi odezwać się słowem obrony wobec własnej osoby. Później nie mogę spać. Męczę się przed zaśnięciem, w myślach krążą różne scenariusze: może teraz byłoby ok., gdybym zrobiła inaczej… mogłam, nie zrobiłam, a przecież powinnam… i tak w nieskończoność.
Pani psycholog powiedziała jasno i wyraźnie. Proszę pani, o ile nie jest to sprawa życia i śmierci, proszę nie brać tego aż tak do siebie. W życiu spotykają nas sukcesy i porażki. Wiele rzeczy da się odkręcić, pomimo błędu.
Pierwsze przykazanie miłości do siebie samego: należy mi się szacunek. Zatem od kilku miesięcy reaguję na np. zachowania pasywno-agresywne. Brzmi obco, ale wbrew pozorom dość często można spotkać osoby toksyczne, które jak to się potocznie mówi „dziury nie zrobi, a krew wypije”. Całkiem nieźle wyglądasz jak na kobietę pół roku po porodzie, spodziewałam się, że będziesz miała rozstępy. Naprawdę ich nie masz? - Podobnych przykładów nie ma końca. Jak reagować? Inteligentnie obśmiać albo wprost powiedzieć, że nie życzymy sobie wrednych komentarzy z bezczelnym uśmieszkiem na ustach.
Przykazanie drugie: odpoczywam, kiedy tego potrzebuję. Każda mama lub osoba prowadząca dom powie śmiało, że sen bywa luksusem. To prawda, ale czasem trzeba po prostu odpuścić. Na rzecz przytulenia dziecka, rozmowy w spokoju z mężem lub poświęcenia czasu samej sobie, gdy naprawdę tego potrzeba, można odpuścić sprzątanie lub sprawunki. A świat? Zaczeka, nie zawali się. Stoi, jak stał.
Po trzecie: Pomagaj, jeśli trzeba. Przeganiaj tych, którzy chcą być wyręczani. Nie lubimy cwaniactwa, lenistwa, a wyuczonej bezradności mówimy nie i ją żegnamy.
Nad kolejnymi punktami jeszcze pracuję. Może będzie ich dziesięć lub więcej, to się jeszcze okaże. Bycie ważnym dla siebie nie jest egoizmem. Mamy prawo do bycia otwartym i bycia sobą. Niestety, ale wielu ludziom nie będzie się podobała nasza szczerość, równowaga, pewność siebie i poczucie własnej wartości. Zostałam wychowana w katolickiej rodzinie i przez całe życie słyszałam, że należy być grzecznym, nie robić przykrości. O Boże jedyny!!! Ile to razy cierpiałam i byłam nieszczęśliwa przez to moje przeklęte bycie grzeczną. Nie chcę przez to powiedzieć, że teraz pluję komuś w twarz, czy dopuszczam się rękoczynów, ale zdecydowanie warto stawiać granice i być konsekwentnym.
Co mi dała miłość do siebie, jak do drugiego człowieka? Właśnie chyba to… bardziej kocham ludzi. Dostrzegam tych naprawdę dobrych, wartościowych, troskliwych i pełnych miłości. Coraz bardziej upewniam się w przekonaniu, że jeśli ktoś potrafi być toksyczny, ranić innych i żyć wytycznymi, które niszczą, to po prostu był i jest w życiu za mało kochany – również przez siebie samego.
Katarzyna Krupińska
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!