TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Lipca 2025, 03:33
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Pośród uchodźców

Pośród uchodźców

Objechał dookoła świat szukając swego miejsca i celu życia. Znalazł je wśród tysięcy uchodźców w Ugandzie, gdzie posługuje jako ojciec werbista.

Księże Andrzeju, na łamach naszego pisma nie raz już o Księdza posłudze na misjach można było przeczytać. Księdza historia zostania misjonarzem to dość ciekawa historia. Może pokrótce przypomnijmy ją. 

Ks. Andrzej Dzida: Drogi naszego życia mogą być proste, ale też mogą być kręte. Od dziecka fascynowałem się przygodami, podróżami i czytałem różne książki przygodowe. Czytałem też o różnych świętych, ich żywoty. Fascynował mnie Jan Bosko i Ignacy Loyola. Kiedy miałem 12 lat, w czasie spowiedzi w Licheniu, spowiednik zapytał mnie, czy chcę zostać księdzem, wystraszyłem się i powiedziałem, że nie. Modliłem się o dobrą dziewczynę, o dobrą żonę. Jednak nie do końca wiedziałem, co tak naprawdę jest moim celem w życiu. Pracowałem w banku, przeszedłem wojsko, podróżowałem po świecie. I właśnie będąc w Meksyku u Matki Bożej w Guadalupe odmawiając Anioł Pański, wypowiadając słowa: „Oto ja służebnica Pańska”, uśmiechnąłem się w sercu i pomyślałem, no dobrze Panie Jezu, Ty zawsze mnie błogosławisz, a właściwie Twój Tata, więc: „Niech mi się stanie według słowa Twego”. To wtedy poczułem powołanie do kapłaństwa, szczególnie do kapłaństwa misyjnego. Przez pewien czas próbowałem zagłuszyć ten głos, udzielałem się charytatywnie, ale to nie było to. I kiedy obejrzałem program o ojcu Marianie Żelazku, który posługiwał wśród trędowatych, wtedy zrozumiałem co chcę robić, kim być. W 2002 roku, mając 30 lat wstąpiłem do zgromadzenia księży werbistów. Tam odnalazłem wewnętrzny spokój. Werbiści mają w swoim charyzmacie misje, a więc już po w drugim roku filozofii zostałem wysłany na studia do Stanów Zjednoczonych, gdzie studiowałem teologię i biblistykę. W czasie tych studiów miałem możliwość posługiwania wśród osób bezdomnych, z AIDS, czy z problemami mentalnymi. Następnie zostałem wysłany jako seminarzysta do Afryki, na Madagaskar, przy czym pierwszy rok spędziłem w Togo ucząc się francuskiego, obserwując też otaczającą mnie rzeczywistość misyjną. Następne dwa lata na Madagaskarze, otworzyły mi oczy, a jednocześnie uwrażliwiły na misję. I kiedy miałem możliwość wyboru, gdzie chcę posługiwać jako misjonarz, wytypowałem m.in. Sudan Południowy. Tak też się stało. Zostałem posłany do najmłodszego państwa świata, bo powstało ono w 2011 roku, a ja pojechałem tam w 2013 roku. Była to nowa misja werbistów w tym miejscu. Początki nie były łatwe, gdyż po kilku miesiącach mojego pobytu rozpoczęła się tam wojna domowa. Tutaj muszę zaznaczyć, że z pomocą w tamtych trudnych czasach, jak i później przyszła nam diecezja kaliska. Dzięki zbiórce w sanktuarium św. Józefa udało się nam pobudować na terenie parafii studnię, którą dedykowaliśmy św. Józefowi i zrealizować wiele innych potrzeb, powstało wiele inicjatyw.

Jak zatem poradził sobie Ksiądz w takich okolicznościach, przecież jadąc na misje nie myślał Ksiądz o tym, że znajdzie się w centrum działań wojennych? 

W lipcu 2016 roku praktycznie przez trzy tygodnie nasza miejscowość Lainya Namibia, jak i okolice były ostrzeliwane. A wybudowany dom, który miał być dla dzieci i młodzieży, w tym czasie służył jako schronienie dla uchodźców. Wówczas było 200 uchodźców, ale z czasem większość dwudziestotysięcznego miasteczka uciekło, zostało może ok. 200 osób w całym miasteczku. Walki toczyły się pomiędzy siłami wojskowymi i rządowymi a miejscową ludnością, która nie akceptowała warunków zajmowania ich ziem. W niedługim czasie, gdy ludność opuściła miasto wraz z innym ojcem zostaliśmy skierowani do Egiptu, aby studiować arabistykę. Jednak kiedy usłyszeliśmy, że nasi ludzie uciekając przed wojną dotarli do Ugandy, po drugiej stronie granicy Sudanu Południowego, wtedy chcieliśmy wracać. Jeden z naszych ojców pojechał do Bidi Bidi, gdzie gromadzili się uchodźcy, było ich około 300 tysięcy. Natomiast kolejne setki tysięcy osób znalazło schronienie w Ugandzie, w Kongo, Etiopii i Kenii. Razem było to ponad dwa miliony ludzi.

Wydaje się, że świat, a właściwie Europa, skupia się tylko na tym, co dzieje się tuż za jej granicami. A w ostatnim czasie na wojnie w Ukrainie, na fali migrantów z tego kraju, a przecież w Afryce problem wojny, problem uchodźców jest codziennością. Jak wygląda posługa wśród tych ludzi ? 

Tak. W Bidi Bidi, gdzie posługujemy jako werbiści, jesteśmy odpowiedzialni za cały obóz uchodźczy z ramienia Kościoła katolickiego diecezji Arua, z północy Ugandy. Wśród tych uchodźców większość stanowią dzieci i młodzież. Najwięcej jest tych poniżej 18 roku życia, bo ok. 60%, kolejna grupa to ci poniżej 35 roku życia. Kobiety stanowią ok. 15%, no i jeszcze mężczyźni. Około 5 – 6 % mężczyzn pilnuje swoich ziem, nie opuściło ich mimo wojny.

Nasza posługa wśród tych ludzi polega przede wszystkim na tym, by przywrócić ich Kościołowi, bo jak można się domyślić w czasie wojny w Sudanie Południowym wszystkie sakramenty były zaniedbane. Od tego roku docieramy tam, gdzie tylko możemy i udzielamy potrzebnych sakramentów. W ostatnim czasie udzieliliśmy 5 tysięcy chrztów, a już niebawem będzie ich 6 tysięcy. Ponadto do Pierwszej Komunii św. przystąpiło 1500 osób. Sakrament małżeństwa zawarło 50 - 60 par, a sakrament  bierzmowania 800. 

Mamy też grupę dziecięcą, którą nazywamy małymi misjonarzami. W 30 zewnętrznych kaplicach zapisanych jest 1500 dzieci, które są podzielone na trzy grupy.  ierwsza, to grupa modlitewna, gdzie dzieci uczą się rożnych modlitw, wszystkich tajemnic różańcowych, odmawiania Koronki do Bożego Miłosierdzia i uczestnictwa w nabożeństwie Drogi krzyżowej. Druga grupa to dzieci gotowe do głoszenia dobrej nowiny i mają właśnie 52 katechezy na każdy tydzień w danym roku, połączone z modlitwą i zadaniami w domu i w szkole. Do każdego tematu w tygodniu, w którym się spotykają, mają też czytanie biblijne. Trzecia grupa to jest grupa sakramentalna, gdzie uczą się one na temat różnych sakramentów. I tak np. w Roku Rodziny byli skupieni na sakramencie małżeństwa, szczególnie na przykładzie Świętej Rodziny. Kiedy był Rok św. Józefa każdy miał za zadanie napisać piosenkę na jego cześć. Praktycznie co roku przez tydzień mamy różne konkursy w każdej strefie, inaczej mówiąc w każdej kaplicy, których jest kilkadziesiąt. Zwycięzcy są nagradzani, np. ostatnio dostali piłkę siatkową, łącznie z siatką i pompką do piłki. Ponadto zwycięska kaplica dostała również minisolar z żarówkami, żeby mieć światło podczas jakiegoś wydarzenia, które będzie odbywało się wieczorem czy w nocy. Dzieci miały też możliwość wyjazdu na spotkanie z ks. biskupem, zaśpiewać mu kolędy, a także spotkać się z rówieśnikami z innych parafii. Dzieci są bardzo aktywne i cieszą się, że mogą coś robić, że coś dostaną. No i rodzice są szczęśliwi widząc, że ich pociechy mogą się rozwijać, rozwijać swoje zdolności. Najbardziej zaniedbaną grupą jest młodzież, dla której wprowadziliśmy seminaria, wykłady czy spotkania z rożnymi specjalistami. Jeden z naszych braci jest specjalistą od traumy i pomaga im w wychodzeniu z niej.

Obszar Ugandy, gdzie Ksiądz posługuje, jest bardzo duży i większość ludności to chrześcijanie. Wydawałoby się, że to wymarzone miejsce do głoszenia słowa Bożego. Jak jest w rzeczywistości?

Czasy „covidowe” spowodowały, że kaplice nie zawsze były otwarte, teraz już wszystkie kaplice są otwarte i nie ma problemu, by się wspólnie modlić. Ale jest nas tylko trzech kapłanów i nie możemy być co tydzień w niedzielę w każdej kaplicy, by modlić się ze swoim ludem. Pomagają nam grupy katechistów, którzy prowadzą też liturgię słowa Bożego. W ciągu ostatnich lat otworzyliśmy także centra eucharystyczne, czyli inaczej mówiąc wybudowaliśmy kościoły. Kościoły, już nie takie słomiane, pokryte trawą czy plandeką, ale takie z blachy, z dachem, gdzie woda nie będzie przeciekała. I tutaj znów ukłon w stronę diecezji kaliskiej, która dużo nam pomogła. Szczególnie kaliskie sanktuarium św. Józefa, jak i okoliczne parafie z Ostrowa Wlkp. czy też parafia w Wysocku Wielkim. Dzięki nim mamy monstrancję, szaty liturgiczne itp.  Bardzo się cieszymy, że diecezja kaliska jest tak aktywna i nie zapominamy o tych wszystkich dobrodziejach w naszych modlitwach. Modlimy się na różańcu za Polskę, za diecezję kaliską i archidiecezję poznańską, z której pochodzę i która również bardzo nam pomaga. Obecnie wybudowaliśmy pierwsze centrum pastoralno-edukacyjne i mamy również nadzieję, że uda nam się wybudować kolejne cztery w każdej strefie, by służyły one dzieciom.

Skoro większość ludności to chrześcijanie, czy religia katolicka ma wyższość nad tradycyjnymi plemiennymi?

Trzeba jeszcze wiele cierpliwości, bo owszem wiara jest żywa, widać ją na ulicach,  w miejscach publicznych, urzędach, a nawet na samochodach, autobusach, gdzie można zobaczyć wypisaną prośbę do Pana Boga, by się nimi opiekował. W miejscach publicznych wiszą krzyże. Spotykam się wielokrotnie, czy to w autobusie, szpitalu i innych miejscach, że ludzie proszą o modlitwę, błogosławieństwo. Tak, wiara wydaje się żywa w tym sensie, że ludzie jej poszukują. Jednak rodzi się pytanie, jak głęboka ona jest? Mimo wszystko w Ugandzie ludność stawia na relacje z Jezusem, stawia na pierwszym miejscu Pana Boga. Dodam, że ta część świata może poszczycić się rosnącym wskaźnikiem powołań kapłańskich. Może się zdarzyć, że za 30, 40 lat, a może i wcześniej, to ci kapłani udadzą się niektórych krajów europejskich, żeby pomagać w duszpasterstwie.

Jakie są obecnie potrzeby ludzi żyjących w Ugandzie, z czym zmaga się tamtejsza ludność? 

Szacuje się, że obecnie ten kraj może zamieszkiwać 41 milionów ludzi, a jeszcze niedawno było to 27 milionów. Trzeba zauważyć, że obszar ten jest znacznie mniejszy od Polski, a jak widzimy mieszka więcej ludzi. W przyszłości będzie to jeden z najbardziej zaludnionych krajów Afryki. Największym problemem w Afryce są płace, które są bardzo niskie i w związku z tym jest problem korupcji i tak też jest w Ugandzie. Kolejnym problemem jest wysoka zachorowalność dzieci, a szczególnie niemowlaków na malarię czy gruźlicę. No i oczywiście niedożywienie albo niewłaściwa dieta, która powoduje, że stopa śmierci w przypadku dzieci jest dosyć wysoka. A w przypadku tak wielkiej liczby uchodźców jest to zwielokrotnione, gdyż nie mają tyle jedzenia czy środków, by normalnie żyć. Na tej płaszczyźnie ogromną pracę wykonują siostry misjonarki Służebnice Ducha Świętego, które oddają siebie, by tym ludziom pomóc także duchowo, bo jak już mówiłem jest nas trzech kapłanów na 30 kaplic i nie zawsze możemy do wszystkich dotrzeć, ale oni wiedzą, że jesteśmy dla nich.

                             Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Arleta Wencwel-Plata

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!