Posłańcy pokoju - zginęli głosząc Ewangelię?
Mieszkańcy parafii w peruwiańskim Pariacoto mówią o polskich franciszkanach: „nasi święci”. Na ich grobie umieścili słowa: „Mocni w wierze, płonący miłością, posłańcy pokoju aż do męczeństwa”. Zginęli głosząc Ewangelię i pokój.
Kiedy odnaleziono ciała o. Michała Tomaszka i o. Zbigniewa Strzałkowskiego, leżeli twarzą do ziemi. Na plecach o. Zbigniewa przyczepiona została kartka ze słowami napisanymi jego krwią: „Tak giną pachołki imperializmu”. Zostali zabici przez Komunistyczną Partię Peru Świetlisty Szlak (Sendero Luminoso), organizację terrorystyczną, której głównym przywódcą był wtedy Abimael Guzman. Zginęli niedaleko Pariacoto, niewielkiej miejscowości położonej u stóp Andów na wysokości 1300 m n.p.m.
Droga do franciszkanów
W zamieszczonym na www.meczennicy.franciszkanie.pl tegorocznym liście o zamordowanych misjonarzach Konferencja Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich w Polsce przypomniała, że pochodzili oni z wiejskich wielodzietnych rodzin. O. Zbigniew pochodzący z Zawady koło Tarnowa, urodził się 3 lipca 1958 roku. O. Michał przyszedł na świat 23 września 1960 roku w Łękawicy pod Żywcem. Zbigniew miał dwóch starszych braci, a Michał dwie starsze siostry i brata bliźniaka. W ich rodzinach wiara w Boga przekazana została przez przykład rodziców i dziadków, a także regularną spowiedź, katechezę i udział we Mszach Świętych. Obaj zostali ministrantami w swoich kościołach parafialnych. W wieku 9 lat Michał przeżył śmierć ojca, to uczyniło go nad wiek dojrzałym i odpowiedzialnym. Obaj w podaniu o przyjęcie do zakonu franciszkanów napisali o pragnieniu wyjazdu na misje: „Pragnieniem moim jest praca na misjach, by w ten sposób służyć Bogu i Niepokalanej” - podkreślił o. Michał. „Pragnę służyć Panu Bogu w zakonie jako kapłan, w kraju lub na misjach, gdziekolwiek mnie Bóg powoła, pragnę naśladować św. Franciszka i bł. Maksymiliana Kolbego” - wyjaśnił o. Zbigniew. W czasie, kiedy oni studiowali i potem przyjęli święcenia kapłańskie, biskup położonego na północy Peru miasta Chimbote Luis Bambaren SJ szukał misjonarzy gotowych do pracy z Indianami w Andach, którzy byli pozbawiani systematycznej posługi kapłańskiej, a ich serca zdobywał marksistowsko-maoistowski ruch Świetlisty Szlak. W końcu poproszono o polskich franciszkanów.
Misja w Andach
W 1988 roku o. Zbigniew rozpoczął przygotowania do wyjazdu na misje, mówił wtedy: „Gdy jedzie się na misje, trzeba być gotowym na wszystko”. Do nowej placówki w Pariacoto trafił razem z o. Jarosławem Wysoczańskim. Tam zajmował się szczególnie chorymi. Rok później dołączył do nich o. Michał. Jeszcze przed wyjazdem powiedział, że jeśli trzeba będzie złożyć ofiarę z życia, to nie będzie się wahał. Praca misjonarzy zmieniła życie mieszkańców. Ojcowie założyli szkołę, rozpoczęli opiekę medyczną. Wraz z nimi dotarło tu też światło, radio i telefon. W krótkim czasie o. Michał zgromadził w parafii wielu młodych ludzi. „Od sierpnia 1989 roku zamieszkiwaliśmy w centrum, przy kościele w Pariacoto, ale obsługiwaliśmy inne historyczne parafie i ich okolice, w najlepszym okresie 72 punkty w górach. Tam też jest największa bieda. Byliśmy świadomi, że musimy zadbać zarówno o ich kondycję duchową, jak i fizyczną. Na każdym kroku oczekują pomocy materialnej; w większości wypadków jest to uzasadnione”- pisał w jednym z listów o. Michał. Większość z 72 kaplic i kościołów położona była wysoko w górach i dotrzeć tam można było tylko konno lub piechotą.
„Proces” w samochodzie
Działalność misyjna o. Michała i o. Zbigniewa przeszkadzała rewolucjonistom z komunistycznego Świetlistego Szlaku, których sumienia obciąża śmierć ponad 30 tysięcy ofiar wojny domowej w Peru. W piątek, 9 sierpnia 1991 roku po wieczornej Mszy Świętej przy wejściu do franciszkańskiego klasztoru pojawiła się grupa młodych uzbrojonych terrorystów. Przyjechali, by wykonać wyrok śmierci wydany przez przywódców Sendero Luminoso. Jednym z motywów tej decyzji był fakt, że misjonarze pochodzili z kraju Jana Pawła II, który według nich stał na czele imperializmu. Chodziło im głównie o to, że misjonarze głosząc Ewangelię i troszcząc się o prostych ludzi przynosili pokój, który przezwyciężał rewolucyjny gniew Indian. Ojcowie starali się też usunąć z ich serc nienawiść i chęć odwetu. Teraz zostali oskarżeni o „walkę” z rewolucją przez modlitwę różańcową, kult świętych, Msze św. i Biblię. Dalej o okłamywanie ludzi Ewangelią, bo wszystko to są kłamstwa, a religia to opium dla ludu.?Głosili pokój, a według Świetlistego Szlaku, kto tak czyni, musi umrzeć.
Terroryści zabrali związanych misjonarzy do samochodu. Świadkiem tego była siostra Berta, Peruwianka ze Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca Pana Jezusa i ona słyszała oskarżenia terrorystów. Usłyszała również odpowiedź o. Michała: „Jeśli twierdzicie, że źle pracowaliśmy, to powiedzcie, w czym popełniliśmy błąd”. Wtedy w samochodzie zapadła cisza. Siostra słyszała także rozmowę ojców w języku polskim. Nie zrozumiała słów, ale ze sposobu zachowania domyśliła się, iż udzielają sobie ostatniego rozgrzeszenia. Gdy skończył się „proces” w samochodzie, terroryści kazali odejść siostrze Bercie i odjechali w kierunku gór. Spalili też za sobą most w Pariacoto i uprowadzili jego burmistrza.
Pochowajcie nas tutaj
W nocy, gdy dotarli do Pueblo Viejo, zatrzymali się przy niewielkim moście. Obserwująca wydarzenie z okien domu prosta kobieta opowiedziała, iż po wyprowadzeniu misjonarzy z samochodu zauważyła o. Michała, który zaczął coś głośno mówić do terrorystów. Wyciągnięty chwilę potem z samochodu ojciec Zbigniew powiedział spokojnie kilka słów do ojca Michała. Ze związanymi rękami obaj zaczęli wspólnie coś mówić. Kobieta była przekonana, że odmawiali modlitwę, w czasie której padły strzały. Wraz z franciszkanami został zabity burmistrz.
Jeszcze w nocy znaleziono ich ciała, które zostały przewiezione do kościoła w Pariacoto i złożone naprzeciw ołtarza. Ojcowie zostali pochowani w kościele parafialnym. Dokładnie w dzień ich pogrzebu, 11 sierpnia 1991 roku, w czasie pielgrzymki Jan Paweł II spotkał się z ich rodzinami w bazylice franciszkańskiej w Krakowie. Siostra Marlene, Służebnica Najświętszego Serca Pana Jezusa, zaświadczyła: „Spotkałam Zbigniewa na kilka dni przed męczeńską śmiercią, zapytałam go, czy otrzymali pogróżki. Uśmiechnął się i nie odpowiedział wprost, jedynie stwierdził: nie możemy opuścić ludzi. Nigdy nic nie wiadomo, lecz jeśli nas zabiją, pochowajcie nas tutaj”. Pomimo niebezpieczeństwa pozostali z parafianami. Skąd mieli wewnętrzną siłę? Czerpali ją od Chrystusa i z Eucharystii. Również świadkowie ostatnich chwil życia misjonarzy podkreślają ich głęboką wiarę.
W niebie i na ziemi
Patrząc na życie i śmierć franciszkanów przypominają się słowa Jezusa, które mówił w Kazaniu na Górze i usłyszymy je w uroczystość Wszystkich Świętych, o błogosławionych, czyli szczęśliwych. Według Niego błogosławieni są ubodzy w duchu, cisi, ci którzy się smucą, łakną i pragną sprawiedliwości, miłosierni, czystego serca, którzy wprowadzają pokój, cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, gdy ludzie ich prześladują i z powodu Jezusa mówią kłamliwie wszystko złe na nich. Mają się wtedy cieszyć, bo wielka jest ich nagroda w niebie. Życie i śmierć franciszkanów pokazuje, że to, co wydaje się niemożliwe do wypełnienia, staje się możliwe. Ojcowie Zbigniew i Michał są po prostu i aż ludźmi ośmiu błogosławieństw. Już niedługo, 5 grudnia zostaną ogłoszeni błogosławionymi razem z Włochem ks. Alessandro Dordi, który także został zamordowany przez ludzi ze Świetlistego Szlaku w 1991 roku.
Na dodatek o. Michał i o. Zbigniew nadal „działają” w Pariacoto i nie tylko. Przy grobach męczenników księża odnajdują siłę w wierze. W pariacotiańskiej księdze pamiątkowej można znaleźć ich świadectwa: „Wdzięczni Bogu za dar powołania kapłańskiego, zjednoczeni w braterskim powołaniu ze Zbigniewem i Michałem jesteśmy tu po to, by przy grobach uczyć się pokory i przechodzić rekolekcje kapłańskie”, „Obecność po dziesięciu latach od ich śmierci w tym miejscu daje mi siłę duchową i wiarę w zwycięstwo dobra nad złem. Czuję ciągle wielką łączność ze Zbyszkiem i Michałem w tajemnicy «świętych obcowania»”. „Zbigniew leczy chorych. Przychodzą, modlą się przy jego grobie i wracają z pokojem. Są uzdrowienia - tak przynajmniej opowiadają. To samo z Miguelem: dzieci modlą się przed grobem, kładą kwiaty i mówią, że o. Miguel jest z nami. Czasem modlą się: «Boże, daj nam innego padre Miguel, takiego samiutkiego jak padre Miguel przedtem»” - mówił w rocznicę śmierci franciszkanów o. Jarosław Wysoczański, który w dniu morderstwa był w Polsce. Przy grobach męczenników mieszkańcy parafii mówią o nich: „nasi święci”. Są też tacy, którym ostatnie momenty życia ojców przypominają ostatnią drogę Chrystusa: Eucharystia, pojmanie, postawienie przed sądem, wyrok, jego wykonanie i wypisana wina. Są też tacy, którzy mają wyrzuty sumienia, bo nie przeciwstawili się terrorystom ze Świetlistego Szlaku. Zresztą już w czasie przeniesienia trumien z ciałami do Pariacoto śpiewano: Perdona tu pueblo el Senor (Wybacz Panie swemu ludowi). Jednak jak piszą ci, którzy tam byli, dla peruwiańskich parafian najważniejsza jest świadomość, że dla kogoś byli tak ważni, iż oddał za nich życie. To najlepsze świadectwo o Dobrej Nowinie. Dlatego w hymnie na beatyfikację znalazły się słowa: „Oni tutaj są, są nadziei promiennym znakiem. Ich krew do nowego życia budzi nas”.
Dodam na koniec, że w 1991 roku rząd Peru przyznał pośmiertnie ojcu Zbigniewowi i ojcu Michałowi najwyższe odznaczenie państwowe: Wielki Order Oficerski El Sol del Perú (Słońce Peru).
Tekst Renata Jurowicz
Fot. www.meczennicy.franciszkanie.pl
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!