TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 21 Sierpnia 2025, 07:40
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Polscy niezniszczalni: Andrzej Bobola

Polscy niezniszczalni: Andrzej Bobola

Szesnasty wieczór kwietnia 1702 roku właśnie zamieniał się w rześką, wiosenną noc, kiedy jezuita Marcin Godebski postanowił wstać z kolan i położyć się do łóżka. Już czwarty miesiąc sprawował rządy w jezuickim kolegium w Pińsku i drżał z obawy o jego dalsze losy. Najgorsze jednak było to, że kluczowe walki strasznej wielkiej wojny północnej miały rozegrać się w okolicach Wilna i Pińska. Z każdym dniem pińskie kolegium jezuickie było coraz bardziej zagrożone.

Całą Polską i Litwą wstrząsały nieustannie wydarzenia wielkiej wojny północnej. Wojska saskie i szwedzkie, rosyjskie i konfederackie zamieniały ojczyste miasta i wsie w ruiny i zgliszcza. Ksiądz rektor Godebski robił wszystko, by uchronić placówkę przed wojenną pożogą, ale nic nie wskazywało na to, że jego gorliwe zabiegi przyniosą oczekiwane skutki. Ostatnią deską ratunku okazała się jak zwykle modlitwa, w której jezuita wytrwale błagał Opatrzność o pomoc. Gdy położył się i zasnął, we śnie zobaczył nieznanego sobie jezuitę. Zakonnik powiedział, że nazywa się Andrzej Bobola. „Otoczę opieką kolegium, ale chcę żebyś polecił odszukać moje ciało pochowane przed laty, we wspólnej krypcie pod kościołem. Gdy je odnajdziesz umieść je w osobnym miejscu” – dodał i zniknął.
Poszukiwania trumny tajemniczego jezuity ze snu rektora nie było łatwe. W Pińsku nie było dosłownie nikogo kto mógłby wiedzieć cokolwiek, na temat jakiegoś ks. Boboli albo chociażby i jego pogrzebu. W żaden sposób nie można było ustalić daty jego śmierci, ani miejsca pochówku. Rektor Godebski był bliski zwątpienia w sens dalszych poszukiwań, gdy 18 kwietnia wieczorem, do drzwi kolegium zapukał niejaki Józef Antoni Szczerbicki, mieszkaniec Pińska. Miał przy sobie odnalezioną przypadkowo kartę z nazwiskami osób pochowanych pod jezuickim kościołem. Rozłożył ją przed rektorem i wskazał na zapis, który brzmiał następująco: „Ojciec Andrzej Bobola okrutnie zamordowany w Janowie 16 maja 1657 roku przez niegodziwych Kozaków. Poddany wielu mękom, w końcu odarty ze skóry, pochowany przed wielkim ołtarzem”. Tego samego wieczoru, kiedy Szczerbicki pokazywał dokument rektorowi, Prokop Łukaszewicz, świecki zakrystianin z Pińska, układał się do snu. We śnie zobaczył nieznanego jezuitę o jaśniejącej twarzy i nazwisku Andrzej Bobola. Zakonnik powiedział mu, że trumna z jego ciałem znajduje się w ziemi, w rogu piwnicy, po lewej stronie.
W związku z obydwoma zdarzeniami, 19 kwietnia poszukiwania trumny Andrzeja Boboli zostają wznowione. Wskazówka zasłyszana we śnie przez Łukaszewicza potwierdza się co do joty. Trumna jest wkopana w ziemię. Widoczne są na niej tylko wieko z krzyżem i informacją: „o. Andrzej Bobola TJ, umęczony i zabity przez Kozaków”. Jezuici wołają, że to cud. Tymczasem największy cud jest wciąż przed nimi. Bracia zakonni podnoszą wieko i zastygają w bezruchu. Ciało Andrzeja Boboli, po 45 latach od pogrzebu, nie zdradza najmniejszych oznak rozkładu. Nosi natomiast ślady strasznych tortur i krwi. Święty urodził się prawdopodobnie 30 listopada 1591 roku w rodzinie szlacheckiej mieszkającej w Strachocinie pod Sanokiem. Mając 20 lat wstąpił do zakonu jezuitów i odbył nowicjat w Wilnie. Dwa lata później złożył śluby zakonne. W 1623 roku wyświęcono go na kapłana. Jego życie kapłańskie było bardzo barwne i bogate. Swe powołanie realizował m.in. w Wilnie, Warszawie, Bobrujsku, Płocku czy Łomży. W 1652 lub 1653 roku rozpoczął szeroko zakrojoną ewangelizację Pińszczyzny. 16 maja 1657 roku, w czasie powstania Chmielnickiego wpadł we wsi Mohylno w ręce Kozaków. O jego męczeństwie, którego doświadczył z kozackich rąk mówi się dziś, że było najdotkliwszym wśród wszystkich jezuickich męczenników. Potworniejszym nawet niż to, które Irokezi zadali słynnym Męczennikom Kanadyjskim. Ale wróćmy do Pińska 1702 roku, w którym odkryto cudownie zachowane ciało Andrzeja. Nie trudno się domyślić, że wieść o tym niezwykłym zdarzeniu lotem błyskawicy obiegła Polskę i Litwę. Bardzo szybko sformułowano wniosek o wszczęcie procesu beatyfikacyjnego, ale odroczono go z powodu rozwiązania zakonu jezuitów i śmierci papieża Piusa VIII. Ostatecznie jezuitę z Pińska beatyfikowano w 1853 roku, a kanonizowano w roku 1938. Nim jednak wyniesiono go na ołtarze i ogłoszono patronem Polski, wydarzyło się kilka rzeczy, których w tej historii nie można przemilczeć.
W 1745 roku ciało Andrzeja Boboli zostało poddane badaniom medycznym. Po wnikliwiej analizie Alessandro Pascoli i Raymund Tarozzi z rzymskiego Kolegium Lekarzy, a także profesorowie medycyny w uniwersytetu w Rzymie jednogłośnie uznali, że fakt zachowania się ciała jezuity z Pińska ma charakter nadprzyrodzony. W swej rozprawie podkreślili, iż stan ciała w chwili pogrzebu był tak zły, że powinien był wręcz przyspieszyć jego rozkład. Lekarze poświadczyli, że ciało Andrzeja Boboli nie zostało poddane jakimkolwiek konserwującym je zabiegom. Gdy je badali miało normalny kolor, było elastyczne i posiadało miękką skórę, podobną do skóry żywego człowieka. Na koniec rzymscy badacze oświadczyli, iż przetrwanie tak zniszczonego torturami ciała, zważywszy na niesprzyjające warunki pozostawania w grobie, przekracza ich zdolność rozumienia.
Ponad 60 lat później, tj. w roku 1827, Marco Cingelo Marcangeli, profesor medycyny teoretycznej uniwersytetu rzymskiego, praktykujący lekarz i dyrektor Szpitala Apostolskiego Świętego Ducha, który badał ciało jezuity z Pińska dla celów beatyfikacji i kanonizacji, napisał w swoim raporcie: „(…) zapytany o opinię na temat zachowania się ciała czcigodnego sługi Bożego Andrzeja Boboli, kapłana Towarzystwa Jezusowego, nie waham się powtórzyć i potwierdzić zdania wielu świadków, którzy widzieli i dotykali ciała i którzy są jednomyślni w poświadczeniu jego nienaruszalności, co opisały doświadczone osoby świadków i co dobrze znani profesorowie medycyny uznali za nic innego, jak zjawisko cudowne”.
W roku 1819 w Wilnie w swojej celi zakonnej dominikanin Alojzy Korzeniewski modlił się przed pójściem na spoczynek. Ojciec Alojzy był wielkim patriotą i niecierpliwie wyczekiwał chwili, gdy rozgrabiona przez zaborców Polska, znów wróci na mapy Europy jako niepodległe państwo. W czasie modlitwy ze szczególną ufnością zwracał się do Andrzeja Boboli. Tamtego wieczoru, dominikanin już miał kłaść się do łóżka, gdy stanął przed nim mężczyzna w habicie jezuity. Przedstawił się jako Andrzej Bobola i polecił otworzyć okno znajdujące się w celi. Korzeniewski spełniwszy polecenie, ujrzał na zewnątrz rozległą równinę a na niej wielkie wojska walczące ze sobą z niebywałą zawziętością. Święty oznajmił ojcu Alojzemu, że gdy owa wielka wojna się skończy, Polska zostanie odbudowana, a on – Andrzej Bobola – zostanie jej głównym patronem.
W ciągu dwóch wieków ciało Andrzeja Boboli wielokrotnie zmieniało miejsce swojego pobytu. Jednak teraz skupimy się na mieście, w którym spoczywało ponad 110 lat – a mianowicie na Połocku. Ciało Świętego przywieziono do Połocka w 1808 roku. Ponad 100 lat później, 17 września 1917 roku poddano je ponownemu badaniu i stwierdzono, że nadal jest w doskonałym stanie. Zamknięto w metalowej trumnie, opieczętowano i umieszczono pod ołtarzem. W listopadzie następnego roku, pierwsza część przepowiedni, którą blisko 100 lat wcześniej nasz Święty dał ojcu Korzeniewskiemu spełniła się: Polska odzyskała niepodległość. I w tym miejscu rozpoczyna się kolejny rozdział dziejów cudownie zachowanego ciała św. Andrzeja Boboli – rozdział, który moglibyśmy nazwać sowiecką niewolą. Historia relikwii jego ciała jest nie tylko nadzwyczajna, ale również bogata i długa. O wątkach wspomnianej sowieckiej niewoli pisałam już na łamach „Opiekuna” toteż w tym miejscu się dziś zatrzymam. Dziś relikwie ciała św. Andrzeja można zobaczyć w kościele ojców jezuitów w Warszawie przy ul. Rakowieckiej. ■

Aleksandra Polewska-Wianecka

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!