TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 21 Sierpnia 2025, 14:47
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Pokutnik i dama dworu

Pokutnik i dama dworu

Ląd nad Wartą położony jest kilkanaście kilometrów od Słupcy. Można tam dotrzeć drogą z Zagórowa lub z Pyzdr. Tamtejsze monumentalne opactwo pocysterskie (obecnie pod opieką salezjanów) kryje wiele tajemnic, a z Kaliszem łączy je Patena Kaliska z XII wieku podarowana dla Lądu przez Mieszka Starego, który około 50 lat po fundacji klasztoru sprowadził tu cystersów.

- Heniek, zobacz, tam leży jakaś kobieta! - krzyknęła nagle Krystyna zapatrzona do tej pory na pocysterskie opactwo w Lądzie, malowniczo położone niemal nad samym brzegiem Warty.

- Nie żartuj sobie, kiedy prowadzę - odpowiedział zapatrzony w drogę mąż kobiety.

- Nie żartuję, zatrzymaj się, może trzeba jej pomóc - mówiła podniesionym głosem Krysia.

- No dobrze, chodźmy zobaczyć, co tam się stało - Henryk zatrzymał samochód na wąskiej drodze prowadzącej przy moście wzdłuż Warty. Rzeczywiście nad brzegiem leżała kobieta w nietypowym, jak na lata 60. XX wieku stroju, na dodatek nie ruszała się. 

- O nie! Ona nie żyje! - przeraziła się Krystyna przykładając kilkakrotnie rękę do tętnic leżącej kobiety, która miała na sobie długą, ciężką sukienkę, rodem ze średniowiecza. - Trzeba szybko wezwać policję i pogotowie - zarządziła spoglądając na męża. 

***

Pogotowie przyjechało i stwierdziło zgon około sześciu godzin temu, czyli nad ranem, a policja orzekła, że było to morderstwo, bo kobieta miała wielką ranę na plecach. Funkcjonariusze od razu zaczęli rozmowy z okolicznymi mieszkańcami szukając każdego, kto mógł tamtędy przechodzić lub cokolwiek widzieć. Nikt miejscowy nie znał tej kobiety, jednak jedna z przekupek jadących rowerem z targu podzieliła się sensacyjną wiadomością, że widziała księdza z Lądku spacerującego wczesnym rankiem nad brzegiem rzeki z młodą kobietą. Duchowny mógł być ostatnim, który widział ją żywą, policjanci postanowili więc, że sprawdzą ten trop. Podjechali radiowozem pod kościół w Lądku, cały z czerwonej cegły, z dwoma wieżami, przypominający bazylikę. Kapłana zastali przy odprawianiu Mszy św. przy barokowym ołtarzu z obrazem św. Mikołaja, więc stanęli przy średniowiecznych chrzcielnicach (dużo starszych niż sam kościół zbudowany w latach 1760-1777 z fundacji opata lądzkiego Konstantego Iłowieckiego) w kruchcie, żeby na niego zaczekać.

- Szczęść Boże, księże proboszczu! - ksiądz dopiero teraz zobaczył policjantów stojących pod chórem i rozglądających się ciekawie po zabytkowym kościele. - Jak się udał poranny spacer nad Wartą? - zapytał jeden z funkcjonariuszy.

Niewzruszony ksiądz (urodzony kłamca albo niewinny, pewien swojego sumienia) opowiedział wszystko mężczyznom w mundurach. 

- Wracałem rowerem od brata z Zagórowa, jest księdzem u św. Piotra i Pawła (parafia, jak i kościół z XV wieku, jego fundatorem był opat lądzki Antoni Mikołaj Łukomski, obecnie barokowy, przebudowany w XVIII wieku, grube mury, piękne malowidła) - policjanci popatrzyli na siebie zdziwieni tym wykładem z historii sztuki, ale cierpliwie czekali. - Było bardzo wcześnie, dlatego zdziwiła mnie postać kobiety, nietypowo ubranej, wpatrującej się w nurt rzeki, pomyślałem, że chce ze sobą skończyć i postanowiłem z nią porozmawiać. Opowiedziała mi o swoim mężu, dużo od niej starszym, który wiele złego w życiu zrobił, ale nawrócił się, kiedy jednak to się stało, zaginął i nawet kilkumiesięczne poszukiwania nie pomogły. „W Lądzie też jest taki pokutnik nad konfesjonałem”, mówiła trochę jak szalona, a ja próbowałem ją jakoś pocieszyć, rozeszliśmy się na moście, kiedy obiecała mi, że wróci do domu i spróbuje odzyskać nadzieję - zakończył swoją opowieść ksiądz. - A właściwie, dlaczego panowie o to pytają, czy coś się stało? - zapytał ksiądz, jakby dopiero sobie przypomniał, że ich pytanie wcale nie było oczywiste.

- Niestety ta pani nie żyje, a ksiądz jest ostatnim, który widział ją żywą. Na dodatek problem polega na tym, że kobieta miała co prawda dowód osobisty przy sobie, ale papier przesiąknął i rozmiękł nad brzegiem rzeki, można więc z niego odczytać tylko imię i nazwisko, a adresu zamieszkania już nie. Imię męża mogłoby nam pomóc w ustaleniu jej miejsca zamieszkania, bo kobiet o takich personaliach jest w Polsce kilkanaście - wyjaśnił funkcjonariusz. - Nie wie ksiądz, o jakim pokutniku mówiła? - zapytał policjant. 

- Wiem, że w Lądzie, w kościele klasztornym są cztery XVIII-wieczne konfesjonały, zresztą pięknie rzeźbione, z postaciami świętych pokutników, dwóch to na pewno Maria Magdalena i Piotr, ale pozostałych nie pamiętam, przykro mi - wyjaśnił ksiądz. - Jeśli chodzi o ewentualne moje przyczynienie się do śmierci tej nieszczęśniczki, to o 7. rano miałem tutaj pierwszą Mszę i mam na to co najmniej piętnastu świadków, a przecież jeszcze potrzebny był mi czas na to, żeby dotrzeć tutaj rowerem - wyjaśnił spokojnie proboszcz. Przez cały czas rozmowy kapłan był bardzo smutny, ale szczery i rozmowny, chciał pomóc, policjanci stwierdzili, że nie mógłby zrobić kobiecie krzywdy. Musieli szukać dalej. Jadąc do klasztoru w Lądzie spojrzeli na chwilę na dwór otoczony parkiem, który dobrze znali. Obecnie podupadał, ale miał stać się wkrótce siedzibą Ośrodka Edukacji Przyrodniczej, Nadwarciańskiego Parku Krajobrazowego oraz Towarzystwa Przyjaciół Lądu i Ziemi Nadwarciańskiej. 

- Wiesz, że tyle lat tu mieszkam, a nigdy nie byłem w środku - powiedział jeden z policjantów do kolegi spoglądając na masywną bryłę klasztoru i kościoła pocysterskiego opactwa w Lądzie, w którym niedawno salezjanie otwarli Wyższe Seminarium Duchowne. Na spotkanie wyszedł im ks. Rafał. Zazwyczaj oprowadzał nowych kleryków po zabudowaniach, w końcu był tu od dwudziestu lat i znał każdy kąt, korytarz i zabytek. 

- Panowie pewnie w sprawie kradzieży gotyckiego kielicha z naszego skarbca? - zapytał starszy kapłan z nadzieją.

- Możemy porozmawiać także na ten temat, ale na razie chcielibyśmy wejść do kościoła i zobaczyć konfesjonały - poprosili funkcjonariusze nie zdradzając, o co chodzi. Zdziwiony salezjanin poprowadził ich przez klasztorne korytarze z gotyckimi sklepieniami (w końcu budynek pochodził z XIV i XV wieku) i malowidłami przedstawiającymi dzieje i potęgę cystersów. Weszli do kościoła drzwiami w transepcie z prawej strony, tuż przy ołtarzu ukrzyżowanego Jezusa, dokładnie naprzeciwko skarbca. Mimo służbowej postawy policjanci otwarli szeroko usta ze zdziwienia i zachwytu. Do tej pory widywali tylko wiejskie, najczęściej drewniane kościółki, tu mieli do czynienia z perłą baroku na poziomie europejskim (projekt rozbudowy z wielką, 38-metrową kopułą wykonał Włoch - Pompeo Ferrari, a wieże miały 50 metrów). Przeszli przed głównym ołtarzem z obrazem Matki Bożej i nie mogli nie spojrzeć na drewniane stalle z XVII wieku, pięknie rzeźbione i w górę na mniejszą - ślepą - kopułę z niezliczonymi postaciami świętych adorujących Trójcę Świętą w niebie oraz postaciami czterech Ewangelistów. Ks. Rafał wskazał policjantom konfesjonały z postaciami świętych pokutników i zaczął wyjaśniać. - Tutaj jest Maria Magdalena, tu św. Piotr, z harfą Dawid, a tu Wilhelm Pobożny, raczej mało popularny. Natomiast freski dużej kopuły przedstawiają alegorię kościoła jako domu zbudowanego przez Mądrość Bożą, w polach między gurtami przedstawieni są Ojcowie i Doktorzy Kościoła ze swymi dziełami: Hieronim, Grzegorz Wielki, Bonawentura, Bernard z Clairvaux, Tomasz z Akwinu, Augustyn i Ambroży. Centralny fresk... - salezjanin nie dokończył, bo przerwał mu jeden z policjantów.

- Dziękujemy bardzo, ale pytaliśmy tylko o konfesjonały. Zapisałeś imiona? - zapytał jeden mundurowy swego kolegę.

- Tak - odpowiedział drugi. - Musimy iść, straciliśmy za dużo czasu - dodał. Wyszli pospiesznie zapominając o skarbcu i kielichu. 


***

Kilka kobiet noszących to samo nazwisko, co zmarła, Agata Nowacka, w ogóle nie miało mężów. Jedna tylko miała męża pasującego imieniem do jednego z pokutników - Wilhelma. Mieszkała w Opolu, jak więc się tu znalazła i dlaczego miała na sobie strój dwórki z XV wieku?

- Panowie, ja chyba wiem! - ucieszyła się jedna z policjantek na komendzie policji w Słupcy.

- Co takiego? - zapytał prowadzący śledztwo.

- Dlaczego była tak ubrana i nie była stąd. Od niedawna odbywają się w Lądzie ogólnopolskie festiwale Kultury Słowiańskiej i Cysterskiej (www.festiwal-lad.pl), pewnie na niego przyjechała. Trzeba jeszcze raz porozmawiać z tym księdzem z klasztoru w Lądzie, może pamięta kogoś z festiwalu - dodała rozpromieniona, że prawdopodobnie rozwiązała zagadkę tajemniczego morderstwa.

- Jedźmy, przecież nawet nie powiedzieliśmy temu księdzu, o co nam chodzi, a może rzeczywiście miałby coś więcej do powiedzenia - zdecydował policjant rzucając koledze czapkę. 

W Lądzie zdenerwowany kleryk salezjański nie mógł znaleźć księdza Rafała. Biegał po klasztorze z przerażoną miną, a za nim zdegustowani policjanci. Najpierw kandydat na księdza był przekonany, że starszy kapłan modli się przy figurze Matki Bożej otoczonej zielenią, chroniącej się pod dachem z filarami tuż przy kościelnych wieżach, kiedy go jednak tam nie znaleźli, był pewien, że widział go idącego do najstarszego i najcenniejszego miejsca w klasztorze - Oratorium św. Jakuba ze starymi freskami i ołtarzem.

- Na pewno znajdziemy go w kapitularzu - orzekł kleryk, jakby odkrył Amerykę. Zrezygnowani policjanci poszli za nim i rzeczywiście, ks. Rafał modlił się przed Najświętszym Sakramentem w ołtarzu z obrazem ks. Jana Bosko. Niskie, gotyckie sklepienie i ławki z wizerunkami cysterskich świętych przyciągały wzrok.

- Przepraszamy księże, ale musimy porozmawiać - powiedział jeden z mundurowych. 

- Dobrze, chodźmy do biblioteki - odpowiedział salezjanin i poprowadził ich na piętro do dużej sali wypełnionej regałami z książkami. Niemal całą powierzchnię sufitu zajmowało wielkie malowidło. - Z prawej strony za Jezusem idą ci, którzy wybrali drogę do nieba, ze swoimi krzyżami, z lewej ci, którzy depczą przykazania i wybrali drogę grzechu, pychy, pożądania, zabójstwa - wyjaśnił ksiądz widząc wzrok policjantów wędrujący w górę.

- My właśnie w tej sprawie - powiedział jeden z nich.

- Proszę? Nie rozumiem. - ksiądz nie ukrywał zdziwienia.

- W sprawie zabójstwa albo morderstwa - odpowiedział policjant. - Przed południem nad brzegiem Warty znaleziono martwą, młodą kobietę w średniowiecznym stroju. Najprawdopodobniej została zamordowana, miała dużą ranę na plecach. Nazywała się Agata Nowacka, może widział ją ksiądz na festiwalu? - wyjaśnił funkcjonariusz dodając kilka zdań o tym, jak wyglądała.

- Tak, była taka, a właściwie, były takie dwie, w takich samych sukienkach, przez co rzucały się w oczy, ale jedna miała ciemne, długie włosy, a druga jasne i krótkie - mówił ksiądz. - Ta druga być może miała na imię Anna albo Hanna, nie pamiętam, ale widziałem je na pewno w kościele przy ołtarzu św. Urszuli, jak przyglądały się licznie zgromadzonym tam relikwiom. Wyglądały na zaprzyjaźnione - dodał kapłan.

Festiwal skończył się dwa dni temu, więc kobieta mogła być już daleko. Policjanci postanowili skontaktować się z policją w Opolu i poszukać tam przyjaciółki zmarłej. Mieli niewiele, ale może szczęście będzie im sprzyjać. 

***

Po rozmowie z rodziną i znajomymi Wilhelma i zmarłej Agaty w Opolu, mocno zdziwionymi tym, że policjanci nazywają Hannę przyjaciółką Agaty. Okazało się, że Hanna miała nieślubne dziecko z Wilhelmem, z jego grzesznych czasów, na dodatek on o tym wiedział, ale wtedy wyrzekł się syna i nie chciał mieć z nim nic wspólnego. Kiedy się nawrócił, chciał to naprawić, ale nie zdążył - zaginął. Hanna była przekonana, że to wszystko wina Agaty (która nic nie wiedziała ani o dziecku, ani nawet o Hannie, choć była pewna, że mąż ją zdradzał). Niczego nieświadoma Agata „nabrała się” na przyjaźń Hanny i prawdopodobnie przypłaciła to życiem. Policjantom pozostawało znaleźć kobietę, choć nikt nie potrafił powiedzieć, gdzie może się znajdować. Od kiedy wyjechała na Ogólnopolski Festiwal Kultury Słowiańskiej i Cysterskiej do Lądu, nikt jej nie widział.

tekst i foto Anika Djoniziak

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!