Pobłogosławić kogoś, poświęcić, czy może raczej prześwięcić?
Czy ja lubię papieża Franciszka? Bardzo! A czy ja papieżowi Franciszkowi chcę być posłuszny? Oczywiście, przecież jest papieżem i nawet gdybym go nie lubił (do czego miałbym pełne prawo) to i tak byłbym mu posłuszny i zachęcał do posłuszeństwa wszystkich, których tenże papież przez mojego biskupa powierzył mojej proboszczowskiej pieczy.
A czy czasami komunikacja papieża Franciszka mnie wkurza? Oj, tak... To teraz już wiecie mniej więcej jaki jest mój stosunek do obecnego następcy Świętego Piotra, więc mam nadzieję, że bez ryzyka posądzenia mnie o odstępstwo czy niewierność, możemy się troszkę powyzłośliwiać na niektóre sprawy, które mimo wszystko budzą kontrowersje. Wiecie też, że na tych łamach „nie żałuję” nikomu cierpkich słów, najczęściej załapują się na to piewcy nowego wspaniałego liberalnego świata (ot na przykład w Kanadzie, jeśli chodzi o jazdę figurową na lodzie, postanowiono, że z dyscypliny par sportowych zniknie podział na kobiety i mężczyzn, ponieważ jest „dyskryminujący inne proweniencje z szerokiego spektrum genderów” - tego typu smaczki chętnie wam przytaczam, abyście widzieli dokąd zmierzamy. Jest wysoce prawdopodobne, że dzisiaj tacy Jayne Torvill i Christopher Dean za swoje bajecznie wykonane Bolero nie otrzymaliby żadnego medalu, bo taka damsko – męska para odzwierciedla wieki uciemiężenia różnych mniej jednoznacznych płci). Czasami dostaje się politykom (chwilowo będzie o to trudniej, przynajmniej jeśli chodzi o polską scenę polityczną, bo po ostatnich wyborach i transformacji już wcześniej dość kabaretowego parlamentu w tok-show nadawany na bieżąco jako patostream, postanowiłem udać się na emigrację wewnętrzną i totalnie odizolować się od polityki, zobaczymy jak długo w tym wytrwam). Ale nie zapominam nigdy o moim ukochanym Kościele. I dzisiaj trochę będę się czepiał.
Na początek weźmy deklarację doktrynalną Fiducia supplicans Dykasterii Nauki Wiary, którą papież Franciszek zatwierdził, bo wzbudziła ona wiele kontrowersji, w prasie pojawiły się tytuły „Papież zezwala na błogosławienie par jednopłciowych i osób żyjących bez ślubu”. Gdyby ten tytuł odzwierciedlał prawdę, to sprawa byłaby naprawdę rewolucyjna i taki konserwatywny pleban jak ja miałby niezłą zagwozdkę. Ale jak się przyjrzeć bliżej treści tego dokumentu, to jasno z niego wynika, że w deklaracji w pełni podtrzymane jest dotychczasowe nauczanie Kościoła: małżeństwo może być tylko związkiem mężczyzny i kobiety. Deklaracja przypomina, że są różne błogosławieństwa: liturgiczne, które są obrzędami oficjalnie zaproponowanymi przez Kościół, i błogosławieństwa poza ramami liturgicznymi. „Ze ściśle liturgicznego punktu widzenia błogosławieństwo wymaga, aby to, co jest błogosławione, było zgodne z wolą Bożą wyrażoną w nauczaniu Kościoła” (nr 9). W życiu wiernych zachodzą jednak sytuacje, kiedy proszą oni o błogosławieństwo poza ramami liturgicznymi, czasem spontanicznie. Takie błogosławieństwa „stają się zasobem duszpasterskim, który należy cenić, a nie ryzykiem czy problemem” (nr 23). Należy jednak pamiętać, że wówczas „muszą zachować swój właściwy styl, prostotę i język” i „zawsze należy unikać prób narzucania im form celebracji liturgicznej” nr (24).
Ja na przykład powiem z własnego doświadczenia, że podczas swoich pobytów za granicą wielokrotnie słyszałem nawet na ulicy prośby od różnych obcych mi ludzi, którzy widząc koloratkę podchodzili i mówili: „Pobłogosław mnie ojcze”. No i ja nigdy nikomu takiego błogosławieństwa nie odmówiłem. Czy zdarzył się pośród tych ludzi jakiś gej żyjący w grzesznym związku? Bardzo prawdopodobne, bo nigdy nikogo nie pytałem o świadectwo moralności zanim go pobłogosławiłem. Wiem na pewno, że zdarzyło mi się też pobłogosławić w podobny sposób osoby żyjące w związku damsko – męskim, ale niesakramentalnym. A teraz was zastrzelę jeszcze mocniej: pobłogosławiłem bardzo wiele związków niesakramentalnych i ich domów podczas... kolędy! Czy w ten sposób zalegalizowałem te związki? Oczywiście nie. I myślę, że o to chodzi w tej deklaracji, która zresztą w odniesieniu do „błogosławieństwa par w nieregularnych sytuacjach i par tej samej płci” (nr 31-41) wyraźnie stwierdza, że forma tych błogosławieństw „nie powinna być ustalana rytualnie przez władze kościelne, aby uniknąć pomylenia z błogosławieństwem właściwym dla sakramentu małżeństwa”. To chyba wystarczająco jasne, ale gdyby ktoś jeszcze miał wątpliwości, to dalej czytamy: „W każdym razie, właśnie w celu uniknięcia jakiejkolwiek formy zamieszania lub skandalu, gdy para w sytuacji nieregularnej prosi o modlitwę błogosławieństwa, nawet jeśli jest ona wyrażona poza obrzędami przewidzianymi przez księgi liturgiczne, błogosławieństwo to nigdy nie powinno być udzielane w połączeniu z ceremoniami związku cywilnego, a nawet w związku z nimi. Błogosławieństwo nie może być również udzielane w ubraniu, gestach lub słowach właściwych dla ślubu. To samo dotyczy sytuacji, gdy o błogosławieństwo prosi para tej samej płci” (nr 39).
Wydaje mi się więc, że żadna rewolucja się nie dokonała. Przynajmniej na razie. Może więc ktoś zapytać, to co mnie w takim razie zirytowało, że postanowiłem w tym miejscu o tym napisać. Ano zastanawiam się, skoro niczego nie zmieniamy, to czy naprawdę potrzebny był specjalny dokument Stolicy Apostolskiej poświęcony osobom żyjącym w związkach niesakramentalnych i parom jednopłciowym? Kiedyś przeczytałem, że cały proces który doprowadził najpierw do skreślenia homoseksualizmu z listy chorób i zaburzeń Światowej Organizacji Zdrowia w 1990 roku, a potem do obecnej sytuacji, gdzie w wielu krajach pary tej samej płci są pod każdym względem równouprawnione z małżeństwami mężczyzny i kobiety z adopcją dzieci włącznie, rozpoczął się od zgody na utworzenie w amerykańskich bibliotekach specjalnego oddzielnego księgozbioru dotyczącego homoseksualizmu. A potem już poszło dalej. I jakkolwiek ufam papieżowi Franciszkowi, że chodzi przede wszystkim o przypomnienie, że Bóg nigdy nikogo nie odrzuca, a zwłaszcza tego który się do Niego zwraca, a chrześcijanie powinni błogosławić, a nie przeklinać, to jednak ta nieco nieufna zatwardziała bestia, która we mnie jest, trochę wierzga z pytaniem, czy to właśnie nie jest takie pierwsze wyodrębnienie sprawy w oczekiwaniu na dalszy ciąg. Pożyjemy, zobaczymy, a póki co, ze swej strony zapewniam, że mimo mojej groźnej czasami postawy, to ja nigdy nikomu nie odmówię takiego spontanicznego pozarytualnego błogosławieństwa.
Pleban ze wsi
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!