TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 15:31
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Po prostu Franciszek

Po prostu Franciszekfot. Grzegorz Gałazka

Być może wszystkiemu jest winien kardynał Timothy Dolan z Nowego Jorku, ale miałem przeczucie, że wraz z wyborem nowego papieża nastąpi istotna zmiana, zwłaszcza na polu komunikacji, choć z drugiej strony miałem pewność, że nie stanie się nic z tego, na co oczekiwała cała lewacka opinia publiczna. Jeśli chodzi o lewacką opinię publiczną, a właściwie o niepobożne życzenia kilku niewierzących pseudo-autorytetów, którzy w momencie rezygnacji Benedykta XVI najprawdopodobniej wyprowadzili się z własnych mieszkań (tak mi się coś wydaje, że ku radości ich małżonków, a właściwie najprawdopodobniej w ich przypadkach partnerów) i zamieszkali w telewizorach, tłumacząc nam wszystkim, jaki ma być kolejny papież, myślę, że wszyscy Czytelnicy doskonale wiedzą, o co mi chodzi. Jak pamiętamy w tamtych dniach strach było otworzyć lodówkę, bo człowiek szukał czegoś chłodnego, a mógł mu wyskoczyć rozpalony do czerwoności prof. Hartman, albo równie gorący któryś z ex-księży. Dlaczego zaś wymieniłem hierarchę z Nowego Jorku?

Otóż, czytałem listy, które Dolan pisał drogą elektroniczną do swoich diecezjan. I byłem zaskoczony, że hierarcha może pisać do swoich wiernych, że tęskni za nimi, że może z nimi żartować, na przykład pisząc, że ma nadzieję na szybkie zakończenie kongregacji, czyli narad kardynałów i konklawe, ponieważ kończą mu się... skarpetki. Albo tuż przed przeniesieniem się do Domu Świętej Marty już na czas konklawe, napisał że bierze ze sobą tylko podręczną walizkę, więc jeśli konklawe się przedłuży, to będzie można rozpoznać jego okno właśnie po suszącej się w nim bieliźnie. A w listach tych, oprócz żartów nie brakowało konkretnych informacji, czym zajmują się kardynałowie i nie było też slalomów omijających trudne kwestie. Zabrakło natomiast „pochylania się z troską”, „ubolewania”, „rozpatrywania” i innych terminów, do których się przyzwyczailiśmy. Czułem więc, że coś się zmienia. Kiedy później zobaczyłem, zupełnie mi wcześniej nieznanego z fizjonomii kardynała Bergoglio w białej sutannie, witającego się z popolo romano, czyli rzymskim ludem, bo to głównie on był na Placu Świętego Piotra, słowami: „Fratelli e sorelle, buonasera” i proszącego o modlitwę nad nim, zanim udzieli błogosławieństwa, miałem już pewność, że mamy rewolucję (w najbardziej odległym od lewackiego znaczeniu). Jeden z kardynałów ze łzami w oczach opuszczał wówczas loggię mówiąc, że poczuł „zapach Betlejem”, który jak się przekonujemy każdego dnia, zaczyna się rozchodzić po całym Watykanie.

Jeszcze parę słów o wyborze

Nie będę pisał o tym, co już zostało powiedziane tysiąc razy, czyli że kardynał Bergoglio jeździł do pracy metrem i sam sobie gotował, jednocześnie rezygnując z przysługujących mu: limuzyny, rezydencji i kucharza. Natomiast troszkę zajrzymy za kulisy tego wyboru, oddając głos niektórym watykanistom i przede wszystkim oddając głos samemu papieżowi Franciszkowi. Potraktujemy go dzisiaj trochę po dziennikarsku, również dlatego, że chyba wszyscy mamy pewność, że ten papież da nam sporo okazji, by o nim pisać i rozmawiać znacznie głębiej, niż nam się to dzisiaj uda. 

Jeśli więc wierzyć jednemu z najbardziej znanych włoskich watykanistów, a mam na myśli Marco Tosattiego z „La Stampy”, kardynał Bergoglio zbierał najwięcej głosów już od pierwszego głosowania, w czwartym osiągnął prawie wymagane dwie trzecie, a w piątym otrzymał niemal 100 głosów. Nie wiem, kto jest informatorem Tosattiego, ale utrzymuje on również, że główni faworyci mediów, czyli Angelo Schola i Odilio Scherer praktycznie „nie wyszli na boisko” choć oczywiście otrzymali oni pewną ilość głosów. Właściwie od samego początku skromny kardynał z Argentyny „szedł jak burza”, a i po wyborze bynajmniej się nie zatrzymał.

Na bok kartka ze sloganami

Kolejnym, po pierwszych słowach po wyborze, zaskoczeniem była homilia wygłoszona podczas pierwszej Mszy Świętej jeszcze w Kaplicy Sykstyńskiej. Papież Franciszek nie skorzystał ze zwyczajowo przygotowanego tekstu homilii o prymacie Piotra, ale powiedział kilka słów prosto z serca w oparciu o czytania mszalne podkreślając ruch: bycie w drodze, budowanie i wyznawanie. Właśnie w tej homilii padły słowa, które pozostaną nam w pamięci: „Możemy wędrować do woli, możemy budować wiele rzeczy, ale jeśli nie wyznajemy Jezusa Chrystusa, wszystko przestaje funkcjonować. Staniemy się pozarządową organizacją charytatywną, ale nie Kościołem, nie Oblubienicą Jezusa Chrystusa. Jeśli nie idziemy naprzód, wówczas stajemy w miejscu. Co się dzieje, kiedy nie budujemy na skale? Ano to, co z dziećmi na plaży, kiedy budują zamki z piasku i wszystko się rozsypuje, nie ma trwałości. Kiedy nie wyznajemy Jezusa Chrystusa, to wówczas dzieje się tak, jak mówi Leon Bloy: ‹‹kto nie modli się do Boga, modli się do diabła››. Kiedy nie wyznajemy Jezusa Chrystusa, wyznajemy ‹‹światowość›› diabła, ‹‹światowość›› demona”. 

I jeśli ktoś myślał, że to taki jednorazowy wybryk, to grubo się pomylił, bo Franciszek lubi mówić od serca.

Miłosierdzie, pierwsza encyklika

Właśnie w taki sposób wypowiedział się o kolejnej homilii papieża Franciszka wygłoszonej podczas Mszy Świętej w kościele św. Anny znajdującym się na terenie Watykanu, inny włoski watykanista Andrea Tornielli, który również był zaproszony na tę Eucharystię. Kiedy po Mszy św. papież żegnał się osobiście z każdym uczestnikiem, zapytał Torniellego o zdrowie jego mamy, o której wiedział, że była chora, a następnie poprosił: „nie zapomnij o modlitwie za mnie”, bo tak właśnie od zawsze kończył każdą konwersację z dziennikarzem. A wcześniej w homilii mówił: „Pan nigdy się nie zmęczy przebaczaniem, nigdy! To my jesteśmy zmęczeni proszeniem Go o przebaczenie. Prośmy o łaskę, byśmy byli niestrudzeni w proszeniu o przebaczenie, ponieważ On nigdy się przebaczaniem nie znuży. Prośmy o tę łaskę”. Powiedział też, że jeśli podobnie, jak faryzeusz uważamy siebie za sprawiedliwych to „nie znamy serca Pana i nigdy nie poczujemy tej wielkiej radości, jaką daje miłosierdzie”. Tornielli pozwolił sobie nazwać tę homilię pierwszą niepisaną encykliką nowego papieża, ponieważ jego słowa pokazały oblicze Kościoła, który nie wytyka ludziom ich kruchości i zranień, ale leczy je lekarstwem miłosierdzia.

Natomiast sam Franciszek kilkadziesiąt minut później w rozważaniu podczas modlitwy „Anioł Pański” do tej swoistej encykliki dorzucił jeszcze „proboszczowski” przykład: „Podeszła do mnie starsza kobieta, pokorna, bardzo skromna, ponad osiemdziesięcioletnia. Spojrzałem na nią i powiedziałem:

- Babciu – bo tak się u nas zwracamy do starszych kobiet – czy chcesz się wyspowiadać?

- Tak – odpowiedziała mi.

- Ale jeśli nie masz grzechów… 

-Wszyscy mamy grzechy – odpowiedziała.

- Ale może Pan Bóg ich nie wybacza…

- Pan wybacza wszystko - odpowiedziała mi z całą pewnością.

- Ale skąd pani to wie?

- Gdyby Pan nie wybaczał wszystkiego, świat byłby nie istniał - rzekła. Miałem ochotę ją zapytać: „Czy Pani studiowała na Uniwersytecie Gregoriańskim?”, bo to jest mądrość, jaką daje Duch Święty: mądrość wewnętrzna nastawiona na Boże miłosierdzie. Nie zapominajmy tego słowa: Bóg nigdy nie przestaje nam przebaczać, nigdy!”

Chyba wszyscy zauważyliśmy, że papież Franciszek głosi homilie nie tak, jak teolog, czy filozof, ale jak proboszcz do doskonale sobie znanych parafian.

Jezuita, ale Franciszek i to nie Ksawery

Również kwestię wyboru imienia papież wyjaśnił w bardzo swobodnej konwencji podczas spotkania z dziennikarzami: „Niektórzy nie wiedzieli, dlaczego Biskup Rzymu chciał być nazywany Franciszkiem. Niektórzy myśleli o Franciszku Ksawerym, o Franciszku Salezym, a nawet Franciszku z Asyżu. Opowiem wam, jak to się stało. Podczas wyboru obok mnie był emerytowany arcybiskup São Paulo, a zarazem emerytowany prefekt Kongregacji ds. Duchowieństwa, kardynał Claudio Hummes, wielki przyjaciel. Kiedy robiło się trochę „niebezpiecznie”, pocieszał mnie. A kiedy doszło do dwóch trzecich głosów i rozległy się zwyczajowe w takiej sytuacji oklaski, bo wybrano papieża, a on mnie objął, ucałował i powiedział: «Nie zapomnij o ubogich». Słowo to zapadło mi do serca: biedni, ubodzy. Potem w nawiązaniu do ubogich pomyślałem natychmiast o św. Franciszku z Asyżu. Pomyślałem też o wojnach, a tymczasem dalej trwało liczenie głosów, aż do ostatniego. Franciszek jest człowiekiem pokoju. Tak przyszło mi na myśl imię: Franciszek z Asyżu, który jest dla mnie człowiekiem ubóstwa, pokoju, kochającym i strzegącym stworzenia, w tym czasie, kiedy nasza relacja ze rzeczywistością stworzoną nie jest zbyt dobra – jest człowiekiem dającym nam tego ducha pokoju, człowiekiem ubogim... Och, jakże bardzo chciałbym Kościoła ubogiego i dla ubogich! Później niektórzy żartowali: powinieneś nazywać się Adrianem, bo Adrian VI był reformatorem: trzeba reformować! Kto inny mi powiedział – nie – powinieneś przyjąć imię Klemens – ale dlaczego? – Klemens XV – w ten sposób zemścisz się na Klemensie XIV, który rozwiązał Towarzystwo Jezusowe! – to żarty rzecz jasna”. 

I na tym możemy właściwie poprzestać, na papieżu żartującym, otwartym, któremu marzy się Kościół ubogi i dla ubogich, który podczas swojej inaugurującej pontyfikat Eucharystii w dniu św. Józefa (całość tej homilii na str. 21 i 22) mówił, że nie powinniśmy się bać dobroci i czułości, który sprawia, że „zapach Betlejem” wychodzi również daleko poza Watykan, a bramy piekielne się wściekają, bo cóż im innego pozostało? 

Ks. Andrzej Antoni Klimek

Fot. Grzegorz Gałązka

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!