Po co nam spowiedź?
Pytanie o sens spowiedzi pojawia się nie tylko wśród osób wątpiących w istnienie Boga, ale także tych, którzy deklarują się jako wierzący. Pytają też, dlaczego muszą spowiadać się przed księdzem i jaka jest różnica między psychoterapią a spowiedzią. Odpowiedzi nie są łatwe.
Przyznaję, że tytuł artykułu „pożyczyłam” od ojca Dariusza Piórkowskiego SJ, który pod koniec zeszłego roku wydał książkę z tym pytaniem na okładce. Jezuita zauważa to, co pewnie część z nas może potwierdzić: coraz więcej chrześcijan przestaje spowiadać się albo przystępuje do spowiedzi tylko dlatego, że ich tak nauczono i to tylko raz w roku, przed Świętami Wielkanocnymi. O. Piórkowski, doświadczony kierownik duchowy i rekolekcjonista dostrzega, że dzieje się tak, bo ludzie doświadczają trudności, przeszkód albo nie rozumieją praktyki spowiedzi. Dla niego „spowiedź nie jest spotkaniem z szefem korporacji ani z dowódcą wojskowym, który wydaje rozkazy i żąda bezwzględnego posłuszeństwa. Wszystko opiera się tutaj na dobrowolności i zaufaniu”.
Droga po chrzcie
Podczas chrztu Bóg odpuszcza wszystkie grzechy, nie tylko pierworodny, ale przyjmując ten sakrament nie zmieniamy się w doskonałych ludzi i później grzeszymy. Sobór Trydencki w XVI wieku nazwał chrześcijan „Upadłymi po chrzcie”, uznał ich za tych, którzy chwilowo przestali iść drogą wiary, nie mają już siły, aby pójść dalej. Jezus wiedział o tym, nauczył Apostołów modlitwy ze słowami: „przebacz nam nasze winy”, a po swoim zmartwychwstaniu zwrócił się do nich: „Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane” (J 20, 23). Pozostawił nam sakrament pokuty i pojednania. Oczywiście to Bóg odpuszcza w nim grzechy, ale decyzją Jezusa przez Apostołów i ich następców - biskupów i księży. Słyszymy o tym na koniec spowiedzi: „Bóg, który przez śmierć i zmartwychwstanie swojego Syna pojednał świat ze sobą (…), niech ci udzieli przebaczenia i pokoju”.
Te słowa to również przypomnienie, że przystępując do tego sakramentu jednamy się z Bogiem. „Jeśli pojednanie jest mostem łączącym nas z Bogiem. To przyjęcie przebaczenia oznacza ponowne wejście na ten most” - podkreśla o. Piórkowski. Na blogu inny jezuita o. Stanisław Biel przypomina, że „Istotę sakramentu pojednania najtrafniej i najgłębiej oddaje przypowieść o miłosiernym Ojcu i zagubionych synach (Łk 15, 11-32). Jezus w tej przypowieści ukazuje Boga jako kochającego i przebaczającego Ojca, który z otwartymi ramionami przyjmuje powracające dziecko”. Przyjmuje tego, który przyznaje: „zgrzeszyłam, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem”. W czasie spowiedzi nie jednamy się tylko z Bogiem, ale także z Kościołem. Jest on żywym Ciałem Chrystusa, dlatego każdy grzech rani wspólnotę i oddala od Boga. Według autora „Po co nam spowiedź?” każdy sakrament musimy też widzieć w powiązaniu z innymi. Przywołał przy tym św. Augustyna i jego porównanie Kościoła do szpitala, który działa mocą boskiego Lekarza. W chwili „rozgrzeszenia zostajemy ponownie przyjęci na oddział, skutecznie poddajemy się terapii słowa i pocieszenia, zażywamy lekarstwo Eucharystii, pozwalamy, aby inni się nami zaopiekowali. Z wolna też stajemy się lekarzami innych, doświadczając na sobie nie tylko zranienia, ale i uzdrowienia”.
Dlaczego przed księdzem?
Niektórzy rezygnują z sakramentu pokuty, bo chcą Bogu wyznać winy w sercu bez księdza. Zapominają, że spowiednik jest tylko znakiem danym przez Jezusa. Słyszymy księdza, który rozgrzesza, ale przebacza Bóg. Dlatego „nie powinniśmy nadmiernie koncentrować się na kapłanie, jego zachowaniach, gestach, czy nie zawsze adekwatnych słowach” - podkreśla o. Biel. Obecna forma sakramentu to wynik długiej ewolucji oraz głębszego zrozumienia słów Jezusa i tajemnicy osoby ludzkiej. Nie będę tu przytaczać jego historii. Może tylko to, że w pierwotnym Kościele pokuta i pojednanie były publiczne i to jednorazowe za poszczególne grzechy. „Ten, kto je popełnił musiał wyznać je przed całą wspólnotą i odbyć wymagającą pokutę”. I jeszcze jedno, kiedy Sobór Laterański IV w 1215 roku nakazał coroczne wyznanie grzechów przed księdzem, nawiązał do przypowieści o dobrym Samarytaninie, traktując spowiedź jako wizytę u lekarza, a nie grzesznika w sali sądowej. „Kapłan niech będzie roztropny i ostrożny, aby jako doświadczony lekarz mógł winem i oliwą opatrywać rany zranionego, pilnie badając okoliczności dotyczące grzesznika oraz grzechu. Na podstawie tego będzie mógł roztropnie rozważać, jakiej udzielić mu porady i jaki przepisać środek, używając różnych metod leczenia chorego”. Na wspomnianym soborze zdecydowano o obowiązującej tajemnicy spowiedzi pod karą ekskomuniki. Czyli nikt nie może zdradzić grzechów usłyszanych w czasie spowiedzi. Wtedy łatwiej o zaufanie spowiednikowi.
Pisząc o spowiedzi o. Piórkowski m.in. podkreśla, że nie jesteśmy duchami, potrzebujemy materialnych znaków i doświadczenia duchowego. „Żadnego sakramentu nie przyjmujemy sami w sercu, w formie „duchowej”, lecz zawsze potrzebny jest drugi człowiek i konkretny znak. Szafarz sakramentu pokuty jest takim znakiem - symbolem wspólnoty Kościoła, w której jednamy się z Bogiem oraz innymi braćmi i siostrami dotkniętymi naszym grzechem. Usłyszane rozgrzeszenie jest też dla nas pewnym znakiem Bożego przebaczenia, który przeciwdziała naszemu niedowierzaniu i psychicznym blokadom”. Aktualna forma sakramentu pokuty zakorzeniona jest też w naszej potrzebie bycia wysłuchanym, niepotępionym przez drugiego człowieka. I podkreśla, że postęp duchowo-moralny wymaga czasu, pracy nad sobą i cierpliwości.
Doświadczenie podciętych skrzydeł
Nikt nie narzuca nikomu spowiedzi u konkretnego księdza lub biskupa. Wybieramy go sami. Jeżeli chodzi o nasz rozwój duchowy mamy prawo nie tylko wybrać spowiednika, ale też go zmienić kiedy nam nie odpowiada. Bo każdy ksiądz może rozgrzeszyć, ale nie każdy nadaje się na stałego spowiednika i przewodnika duchowego. Oczywiście w niebezpieczeństwie śmierci, nie ma dla nas znaczenia, który ksiądz udzieli nam rozgrzeszenia. Podobnie jest, jak pisze o. Piórkowski, kiedy przystępujemy do spowiedzi „od wielkiego dzwonu” albo inaczej „od święta”.
Jezuita przyznaje, że „Bardzo trudnym doświadczeniem podcinającym skrzydła jest bycie upokorzonym, zgorszonym przez spowiednika”. Polega na patrzeniu z góry, pochopnych ocenach, nieuwzględnianiu złożonej sytuacji spowiadającego się, na surowości i niecierpliwości. Jak postąpić w tych sytuacjach? Nie popadać w skrajności. Pierwsza z nich to utożsamianie spowiednika z całym Kościołem i patrzenie na niego, jakby był Chrystusem we własnej osobie. A nie jest. Zranienie wywołuje u nas gniew i rozczarowanie, zdarza się, że chcemy na zawsze porzucić spowiedź. To według o. Piórkowskiego normalna reakcja, ale nie poddawajmy się jej. Nie wszyscy spowiednicy są tacy jak ten, który nas zranił. Druga skrajność to potulne godzenie się na ukorzenie. Jezuita podkreśla, że w takich sytuacjach należy reagować, najlepiej od razu w czasie spowiedzi. Można zapytać, czy dobrze zrozumiało się spowiednika albo wyrazić rozczarowanie, ból czy smutek. Nie jest to łatwe, ale w przeciwnym razie do księdza nie dotrze, że postępuje źle. Przy tym wszystkim o. Piórkowski dodaje, że mądrą praktyką jest szukanie stałego spowiednika, zwłaszcza jeżeli ktoś zmaga się z uzależnieniami i trudnymi doświadczeniami z przeszłości. A dojrzały spowiednik nie dziwi się ludzkiej biedzie – raczej z biegiem lat coraz bardziej odkrywa i dziwi się tajemniczemu działaniu Boga przez niedoskonałe narzędzie.
Psychoterapia a spowiedź
Na koniec, jaka jest różnica między psychoterapią a spowiedzią. Istnieje „psychologia bez duszy”, która redukuje człowieka do sfery ciała, odzierając go z ducha i poszukiwania głębszego sensu. Ale, jak zauważa o. Piórkowski, „na ogół dojrzałe szkoły psychologiczne nie wkraczają ekspansywnie na teren zarezerwowany dla wiary, teologa i spowiednika”.
Na pewno spowiedź i psychoterapię łączy człowiek. Szafarzem przebaczenia jest ksiądz, a w gabinecie pacjentem zajmuje się terapeuta. „Łączy ich słuchanie, zaufanie, empatia i wyrozumiałość. Odróżnia natomiast to, że jeden zajmuje się głównie uczuciami i zdrowiem psychicznym, a drugi dodatkowo ma na względzie cel przekraczający obecne życie”. Psychoterapia nie zastąpi działania nadprzyrodzonej łaski. Z drugiej strony „negowanie wpływu podświadomości na nasze wybory i postępowanie nie jest roztropnym rozwiązaniem. Spowiedź nie załatwi wszystkiego, lecz tylko to, co jest niemożliwe ludzkimi siłami. Bóg wyposażył nas w naturalne dary, którymi musimy się podźwignąć, a nie oczekiwać nadzwyczajnej interwencji”. Więcej znajdziemy w książce „Po co nam spowiedź?” ■
Renata Jurowicz
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!